Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298725.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dwanaście "dziewic", czyli dlaczego warto jeździć rowerem. Świdnica-Żmigród

Sobota, 10 grudnia 2016 · dodano: 11.12.2016 | Komentarze 0

Na schyłku sezonu biorę się za zaliczanie „dziewiczych” miejscowości na terenie Dolnego Śląska. Obcych krajów zaliczać się już nie da, bo urlop wykorzystany, do pierwszej „dziewiczej” gminy też daleko, bo ze 200 km, a więc analizuję mapę, by dotrzeć do takiej dolnośląskiej miejscowości, w której jeszcze na rowerze nie przejechałem. A pozostało ich nieco poniżej 1100, przy zaliczonych ponad 1750. Wczoraj zatem ten cel przyświecał mojej jeździe. Było nadspodziewanie ciepło, a czasem nawet wyglądało słońce. Wiał jednak mocny boczny dla mnie wiatr. Ja jechałem generalnie na północ, on atakował z zachodu. Dobrze że nie musiałem stawić mu czoła w dosłownym sensie tego sformułowania. Już na początku jazdy w Żarowie mogłem ją zakończyć, bo oto samochód chcąc wymusić pierwszeństwo prawie mnie grzmotnął. Mimo dobrej pogody drogi po nocnym chłodzie były mokre i śliskie. Ostro zahamowałem, by uniknąć zderzenia, czego efektem było zarzucenie roweru, ale jakoś utrzymałem równowagę. Kierowca samochodu też w końcu depnął na hamulec. Stanęliśmy o centymetry od siebie. Zbluzgałem pacana. Sądzę że w pełni zasłużenie. Moim celem było miasteczko Żmigród, położone już niedaleko granicy wielkopolski, by stamtąd wrócić pociągiem. Drogi jako rzekłem były mokre, na dokładkę trwa kampania buraczana. Wykopane wcześniej buraki czekają w pryzmach na zwózkę do cukrowni. Ciężkie ciągniki i wielkimi przyczepami jeżdżą jak wściekłe. Te dwie kwestie (mokre drogi plus prace rolnicze) spowodowały, że nawierzchnie, po których przyszło mi się poruszać, pokryte były mazistą bryją. Po jakimś czasie mój rower, a i moja odzież maiły na sobie błotniste ozdoby. No ale cóż, taki los. Rower pójdzie do czyszczenia, a ubranie do pralki…
Pierwsze dwie „dziewicze” osady zdobyłem w powiecie średzkim. Były to Siemichów i Przydroże. O ile do tej pierwszej prowadzi od głównej drogi do Miękinii ładny półkilometrowy asfalt, o tyle do drugiej trzeba brnąć już leśną ścieżką. Na długim odcinku były dość ostre kamienie, a ja bałem się, by moja szosówka nie złapała gumy. No ale jakoś się udało. Kolejne „dziewice” zaliczyłem już w powiecie wołowskim. Były to kolejno: Mikorzyce, Proszkowa, Siodłkowice, Pierusza, Pawłoszewo, Łazarzowice, Staszowice i Aleksandrowice. Odcinek między Łazarzowicami a Staszowicami znowu przebiegał leśną nieutwardzoną ścieżką. Tym razem jednak były to głównie piaski, w których kopały się koła mego roweru, a w na niektórych odcinakach musiałem go prowadzić. Ostatnie dwie nowe wsie do moich zdobyczy dołączyłem już w powiecie trzebnickim. Były to Kędzie i Karnice. Nieco się sfrajerowałem, bo ominąłem Bychowo, które praktycznie leżało na mojej trasie. Dobrze, innym razem. A więc w sumie dwanaście „dziewic”. Ostra jazda!
Na dworcu w Żmigrodzie spotkała mnie przykra niespodzianka. Oto mój pociąg do Wrocławia był spóźniony o półtrorej godziny. W efekcie wcześniej podjechał inny, ale przez to 20 minut spóźniłem się we Wrocławiu na pociąg do Świdnicy i musiałem na dworcu kiblować trzy godziny. W domu byłem przed dwudziestą drugą. Krótka kalkulacja: jazda rowerem zajęła mi około 6 godzin brutto, a powrót pociągami prawie siedem. Warto jeździć rowerem.
Trasa: Świdnica-Żarów-Gościsław-Samborz-Cesarzowice-Rakoszyce-Kryniczno-Juszczyn-Siemichów-Przydroże-Mięknia-BrzegDolny-Mikorzyce-Proszkowa-Siodłkowice-Warzęgowo-Pierusza-Staszowice-Turzany-Aleksandrowice-Barkowo-Kędzie-Karnice-Żmigród.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!