Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Chrzest nowego kostiumu. Okrzeszyn

Wtorek, 27 czerwca 2017 · dodano: 27.06.2017 | Komentarze 0

Chrzest odbywa się z wykorzystaniem medium jakim jest woda. W tym kontekście jako oczywiste należy uznać, że mój nowy kostium rowerowy, który dziś założyłem po raz pierwszy, poddał się temu sakramentowi. Jeśli napiszę, ze spadło na niego kilkaset litrów wody, to wcale nie przesadzę. Może to jego żywy zielony kolor sprawił też, że chyba wszystkie chmury z okolicy skupiły się nade mną i postanowiły zrosić go wodą, jakoś identyfikując go z łaknącą dżdżu roślinnością. Jak już deszczu nie łaknąłem za bardzo, ale moje zdanie nie zostało wzięte pod uwagę. Poranna jazda do pracy była przyjemna i szybka. Pobity rekord czasu dojazdu o ponad dwie minuty przyjąłem jako oczywistość. Forma rośnie, a poranny wiatr nie przeszkadzał. Co jakiś czas w pracy sprawdzałem pogodę. Na początku żadna z nich nie zapowiadała deszczu. Nawet gdy nad Wałbrzychem skłębiły się czarne chmurzyska, nieuki z meteo.pl nadal wieściły opady na późną noc. Określenie „nieuki” jest chyba najłagodniejsze jakie przychodzi mi do głowy. Gdyby wczoraj jacyś „fachowcy” w tej branży coś by przebąknęli o opadach, wziąłbym kurtkę. Tak wskoczyłem w nowy kostiumik. Jest piękny, ale typowo letni. Leciutki i cieniutki. Jazda po pracy odbyła się według schematu: pierwsze 30 kilometrów jeszcze bez deszczu, następne 20 – w opadach przelotnych, a ostatnie 50 w ścianie wody. Dwa razy uciekłem pod przystankową wiatę, gdy miałem wrażenie, że z nieba chlustają wielkimi wiadrami. Nowy kostium mimo tego, że strukturę ma taką, jakby był utkany z nici pajęczej, nawet spisał się niezgorzej. Nie miałem wrażenia mokrości. Inna sprawa, że nie było strasznie zimno. Gdyby było o parę stopni chłodniej, to pewnie teraz wyczuwałbym już pierwsze objawy przeziębienia. No ale może obejdzie się bez niego.
Po tych opisach heroizmu, dwa słowa o trasie. Wybrałem się do jednego z miejsc na Dolnym Śląsku, gdzie diabeł mój dobranoc. Jest to zapomniany przez ludzi geograficzny twór, który nazywa się „Worek Okrzeszyna”. Worek, bo jak śródlądowy półwysep wcina się w terytorium Czech. Prowadzi tam droga przez Chełmsko Śl., niegdyś miasto, dziś podupadającą wieś bez przyszłości. Za Okrzeszynem asfalt przyjmuje charakter zupełnie umowny. Kolarzówką jedzie się ciężko. Wreszcie za wsią kończy się droga i należy przebyć kilkaset metrów drogą szutrową. Czasem zdarzało mi się, że jechałem, a dziś postanowiłem jednak przeprowadzić rower. W kapiącym deszczu złapanie gumy byłoby jak chichot złośliwego losu. W końcu ukazuje się szlaban, czeska granica. Krótki zjazd w dół i mamy dobrą czeską nawierzchnię. Po raz drugi w sezonie wdrapałem się na serpentyny za Chvalcem. Piękny pojazd. Dziś kręciłem już lepiej niż poprzednio, nawet się nie namachałem, a łańcuch usadowiony na środkowej tarczy nie musiał schodzić na najmniejszą. Nawet w tym momencie deszcz jakby ustał. W Adrspachu dopadła mnie jednak ulewa i towarzyszyła mi ze wściekłą intensywnością aż do samego domu. Gdy po jeździe poszedłem do sklepu, z sarkazmem obserwowałem przecierające się niebo.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Boguszów-Gorce-(Kuźnice Św.-Stary Lesieniec)-Czarny Bór-Krzeszów-Chełmsko Śl.-Okrzeszyn- Petrikovice-Chvalec- Adrsapach- Zdonov-Mieroszów-Unisław Śl. -Głuszyca-Jugowice-Burkatów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!