Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298725.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Jazda w czasach plagi. Jetrichov

Piątek, 13 marca 2020 · dodano: 13.03.2020 | Komentarze 3

Powoli musimy zmierzyć się z nową sytuacją. Nawet dla mnie, człowieka, który ma już swoje lata i jakieś tam doświadczenie, wydarzenia podryfowały w zgoła niespodziewanym kierunku. Stajemy przed bardzo ważnym wyzwaniem, którego echa mogą odbijać się przez kilka następnych lat. Jako człowiek, który nie lubi paniki i nadmiernego informacyjnego szumu, muszę jednakże wyznać, że się zaniepokoiłem. Wydaje nam się, że wszystko, co mamy, jest dane nam na zawsze, tymczasem kolejne dni pokazują jak to jest ulotne, nietrwałe i przypominające mydlaną bańkę. Cieszmy się zatem zdrowiem i możliwością rowerowania, póki jeszcze możemy…

Dziś był piątek trzynastego. Kiedyś takie kabały nie robiły na mnie wrażenia, aż do momentu, kiedy przeszedł mi drogę czarny kot, a w godzinę później poturbował mnie samochód. Dlatego dziś szczególnie wytężałem zmysły i starałem się unikać nieszczęść. Udało się połowicznie. Rano wyruszyłem do pracy lekko po szóstej. Dzień już panował pełną gębą, ale męczył mnie chłód. Na setki razy przemierzonej trasie jechało mi się nawet znośnie. Zaraza spowodowała, że ruch samochodowy był jakby mniejszy. Podjazd trochę mi się dłużył. Już w Wałbrzychu dopadł mnie deszcz (pech po raz pierwszy). Chwilę jechałem w zmagających się opadach, ale w końcu stanąłem, by włożyć kurtkę, którą do tej pory wiozłem w plecaku. Do pracy dojechałem po paru minutach, ale deszcz zdążył mnie przemoczyć. Wilgotne ciuchy ułożyłem na kaloryferze, sam wziąłem kąpiel i na sześć godzin zasiadłem przy biurku. Nie powiem, zrobiłem sporo pożytecznych rzeczy. Z pracy zwolniłem się o 13:30 (znowu ta pechowa trzynastka!). Przez Wałbrzych przedzierałem się przez 20 kilometrów pod górę i pod wiatr. Istny masochizm! Chyżość podmuchów przekraczała 10 m/s. Najpierw jechałem tzw. Strefą, czyli przez obszar, na którym działają duże zakłady przemysłowe, potem przez Stary i Nowy Julianów, by znowu zameldować się w Wałbrzychu i przez Kozice, Podgórze i Glinik opuścić to rozciągnięte miasto. Na rozstaju dróg Unisław Śl.-Andrzejówka odczytałem swoją dotychczasowa średnią prędkość. Ledwo ciut ponad 17 km/h. Zważywszy na warunki, i tak nieźle.

Dziś postanowiłem dokończyć czeski tryptyk. Dwa moje poprzednie wyjazdy widły przez ten kraj, zatem warto było zagłębić się tam po raz trzeci. Interesowała mnie zwłaszcza sprawa możliwości przekraczania granicy, bo w tej kwestii krążyły sprzeczne opinie. Okazało się, że wjazd był swobodny, bez żadnej kontroli. W przygranicznym czeskim Starostinie wstąpiłem do sklepu. Pani za ladą (zena za pultem) powiedziała mi, że od poniedziałku granica będzie zamknięta dla wszystkich z wyjątkiem osób (Polaków) dojeżdżających przez Czechy do pracy.

Po zrobieniu małej pętelki przez Czechy do kraju wjechałem małym przejściem Vizniov-Nowe Siodło. Żadnej kontroli tutaj też nie było. Od Mieroszowa czekał na mnie przyjemniejszy wiatr. Mogłem nieco wytchnąć i podreperować kiepską średnią. Zastanawiałem się, kiedy następy raz uda mi się pojeździć po Czechach. Tamtędy wiodą moje ulubione trasy i pewnie nieprędko uda mi się znów tam pokręcić. Hm, oby w ogóle można było wsiąść na siodełko.

Do domu wracałem utartym szlakiem przez Rybnicę Leśną. Pisałem już o dziadowskiej drodze, która prowadzi do Głuszycy. Dziś ukąsiła mnie ona dodatkowo. Na tych pierdolonych dziurach złapałem gumę (pech po raz drugi). Powietrze z przedniej opony uleciało do nieba szybciutko jak modlitwa ateisty. Z reguły w piśmie nie używam wulgaryzmów (co innego jeśli chodzi o mowę żywą), ale tylko w ten sposób mogę opisać nikczemny stan owej drogi oraz stan mego umysłu w onym czasie. Gumę wymieniłem, ale do domu czekało mnie jeszcze 30 kilometrów jazdy po wertepach na zjeździe do Głuszycy. Ponadto godzina robiła się już późna, a ja nie lubię jeździć po nocy.

Na szczęście okazało się, że już wyczerpałem swój limit pecha. Do domu dotarłem co prawda mocno po zmierzchu, ale w jednym kawałku.
Sobie i kolegom rowerzystom życzę przetrwania tego czasu epidemii i zarazy. Zdrowia i kondycji!

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stary Julianów-Wałbrzych-(Glinik)-Unisław Śl.-Mieroszów-Mezimesti-Jetrichov-Mezimesti-Viznov-Nowe Siodło-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.





Komentarze
eliza
| 19:53 sobota, 14 marca 2020 | linkuj ach. Jakoś umknął mi czas przeszły. Dobrze, że przeszły:)
RODDOS
| 06:25 sobota, 14 marca 2020 | linkuj Wypadek był kiedyś, 2,5 roku temu. Był dość poważny, skończyło się operacją i wstawieniem trzech tytanowych śrub w ramię. Dźwigam je do dziś... A wszystko przez czarnego kocurka...
eliza
| 22:07 piątek, 13 marca 2020 | linkuj poturbowanie jak rozumiem niegroźne skoro nastąpił solidny ciąg dalszy?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!