Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298796.40 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Nauka ciągle idzie w las. Przełącz Jugowska

Wtorek, 5 maja 2020 · dodano: 05.05.2020 | Komentarze 0

Po paru cieplejszych dniach znowu przyszła zimnica. Rano było ciut powyżej zera. Ubrałem się odpowiednio, zatem prawie nie zmarzłem. Przydałby się tylko długie rękawice, o których wszakże nie pomyślałem. Przez to ręce trochę mi zgrabiały. W pracy z lubością oblewałem się ciepłą wodą pod prysznicem. W ciągu dnia wypatrywałem przez okno i oglądałem zmieniające się warunki pogodowe. Hulał wiatr i czasem popadywał deszcz.

Gdy po południu wyjeżdżałem z pracy nadal było zimno, a słońce, które czasem wychodziło, nie było w stanie dostatecznie ogrzać zziębniętej ziemi. Cieszyłem się, że przezornie ramo ubrałem się całkiem porządnie. Miałem zamiar nieco zrzucić z siebie podczas popołudniowej jazdy, ale przydały się i długa bluza, i długie nogawki.

Po raz drugi w tym roku poczłapałem w Góry Sowie. Są one niedalekie (dla mnie), a ich rowerowa penetracja daje dużo satysfakcji. Od Pieszyc pokręciłem ku Przełęczy Jugowskiej. Jechało mi się całkiem przyjemnie. Kolejne kilometry podjazdu pokonywałem z intensywnością podobną do tej z poprzednich lat. Kiedyś wjeżdżało się szybciej. Dziś już, niestety… No ale nie ma co żałować przeszłych zdarzeń, gdy mruga do nas przyszłość…

Na podjeździe oczywiście niepodobieństwem było jechanie w masce, zatem ją zdjąłem. Po minięciu Kamionek, jedzie się przez piękny las i jest to całkowicie uzasadnione, bo ludzi tam za bardzo nie ma (przynajmniej dziś, w dzień powszedni, ich nie było). Na przełęczy stanąłem chwilkę, by złapać oddech, wypić ostatnie krople z bidonu i założyć sobie maseczkę na zjazd. Było tak zimno, że ucieszyłem się, że ją z sobą miałem. Właściwie nie jest to maseczka, tylko obcięty buff. Bardzo się przydał, bo założyłem go wokół głowy i mile ogrzewał uszy.

Po kilkukilometrowym zjeździe do Sokolca, czekała mnie kolejna przełęcz, Sokola. Podjazd od tego miejsca ma może ze trzy kilometry, ale jest nad wyraz soczysty.

Od Przełęczy Sokolej do domu właściwie już miałem z górki. Na zjeździe parę razy atakował mnie dość gwałtowny deszczyk, ale jego gwałtowność była związana z jego krótkotrwałością. Krzywdy mi nie zrobił.

Przed Świdnicą postanowiłem zrobić małą pętelkę, by nieco zwiększyć dystans dzisiejszej jazdy. Wiedziałem, że odcinek Bystrzyca Dolna-Witoszów Dolny jest remontowany, ale mimo to postanowiłem tamtędy przejechać. Już wiele razy na takich dziurach łapałem gumę, bo szosówka nie lubi ostrych kamieni. Droga rzeczywiście była kiepska. Zerwany asfalt, wyrwy i kamienie. Niby jakoś przejechałem, ale trzy kilometry przed domem poczułem, że tylne koło się miota. No tak, guma. Przez chwilę myślałem, by wymienić oponę, ale w końcu zdecydowałem, że może jakoś ten krótki dystans przejadę na flaku. Co pół kilometra dymałem kiszkę i jakoś dotarłem do domu. Cóż, nigdy więcej szutrów. Do następnego razu…



Dzisiejsza trasa:

Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Olszyniec-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama) Bojanice-Pieszyce-Kamionki-Przełęcz Jugowska (po raz 84 w mojej „karierze”)-Sokolec-Przełęcz Sokola-Walim-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bystrzyca Górna-Burkatów-Witoszów Dolny-Świdnica.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!