Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298796.40 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 138.40km
  • Czas 06:52
  • VAVG 20.16km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry i dziury. Świdnica-Przełęcz Jugowska-Domaszków

Piątek, 29 maja 2020 · dodano: 29.05.2020 | Komentarze 3

Wziąłem sobie dziś wolne. Postanowiłem pojechać do Międzylesia, zaliczyć tam małą pętelkę, by zdobyć dziewicze miejscowości i wrócić do domu pociągiem.

Rano znowu marudziłem i wyjechałem przed dziesiątą. Wydawało mi się, że spokojnie zrobię zamierzoną trasę. Już na początku nieco krew we mnie się zagotowała. Oto na ścieżce rowerowej w Bystrzycy Dolnej przystanął sobie jakiś trep w ciężarówce i tarasował całą jej szerokość. Siedział w kabinie, gdy zacząłem mu prelekcję. Patrzył na mnie jak na kosmitę i chyba nie rozumiał o co mi chodzi. Skąd się biorą takie cepy? Postanowiłem że nie dam za wygraną, choć mogłem wyjechać na drogę i go ominąć. W końcu, gdy zacząłem go straszyć policją, odjechał. Nie znoszę rowerowych ścieżek, ale gdy już sensowne są, to z nich korzystam. Dlaczego ktoś myśli sobie, że to jest dobre miejsce na parking. Jakoś ucieszyłem się kiedyś, gdy się dowiedziałem, że policja dowaliła mandat pieszemu człapiącemu po takiej ścieżce, gdy obok miał normalny chodnik. Jak porządek, to porządek.

Niebawem złapał mnie mały deszczyk, ale szybko przeszedł. Dzień był pochmurny i ponury. Kierunek ku Kotlinie Kłodzkiej obrałem przez Przełęcz Jugowską w Górach Sowich. Podjazd ten okazał się małą zmarszczką w porównaniu z kolejnymi, już w kotlinie.

Znaną mi drogę z Polanicy do Bystrzycy Kłodzkiej opuściłem, by dotrzeć do pierwszej „dziewiczej” miejscowości, czyli do Pokrzywna. Wbiłem się w ulicę Sienkiewicza, która zaprowadziła mnie do Przełęczy Sokołowskiej. Katorżniczy podjazd odebrał mi sporo sił. Na kolarzówce bezskutecznie szukałem lżejszych przełożeń. Brnąłem pod górę z prędkością 6-7 km/h. Przełęcz ta nie ma imponującej wysokość (564 mnpm), ale można się na wjeździe sporo podmęczyć.

Na drodze do Bystrzycy Kłodzkiej dotarłem do dwóch kolejnych „ślepych” wiosek, które odwiedziłem pierwszy raz w życiu. Były to Paszków i Nowa Bystrzyca. Prowadziły do nich zniszczone wznoszące się drogi. Podjazdy były uciążliwe, a zjazdy męczące, bo cały czas należało uważać i ostro hamować.

W Bystrzycy Kłodzkiej nieco pokręciłem, bo były tam remonty, a ja musiałem znaleźć małą drogę wyjazdową ku Starej Bystrzycy (kolonii). Należy tu zauważyć, że są dwie Stare Bystrzyce w tym rejonie. Jedna to normalna wieś, a druga to rzeczona kolonia. Kręcą powoli ku górze zaliczyłem dwie kolejne „dziewice”: Wyszki z jej ślepym przysiółkiem Szczepkowem. Aby dotrzeć do tego ostatniego, musiałem częściowo prowadzić kolarzówkę po ostrych kamieniach. Do kolejnej nowej wsi (Ponikwy) dotarłem dziadowskim dziurawym zjazdem.

Podjazd na Porębę (ostatnia „dziewica”) wysączył ze mnie resztki sił. W domu rano zjadłem śniadanie, a na trasie posiliłem się tylko jednym batonem. Na liczniku było już sporo ponad 100 kilometrów, a mnie odcinało prąd. Końcówka podjazdu była zaiste katorżnicza. Musiałem trzy razy stanąć, by zaczerpnąć powietrza. Gdy skręciłem w prawo na Gniewoszów, podjazd nieco się wypłaszczył, a mnie złapał straszny skurcz w prawą nogę. Stanąłem ze dwa razy na moment, ale gdy znowu ruszałem ból się znowu pojawiał. Już dawno odpuściłem sobie myśli o zrobieniu pętelki wokół Międzylesia (jak pierwotnie planowałem), a troskałem się za to myślą, czy zdążę na pociąg powrotny. Wreszcie postanowiłem skurcz wyleczyć swoim starym sposobem: intensywnym marszem. Szedłem tak z kilometr na lekkiej pochyłości w górę. Pomogło, po wejściu na rower już mogłem kręcić prawą nogą. Tymczasem do odjazdu pociągu brakowało 30 minut. W Różance szybko wszedłem do sklepu, by kupić kolejne batony. Spytałem pani w sklepie o stację w Międzylesiu. Powiedziała mi, że mam do nie jeszcze 10 kilometrów trasy najpierw pod górę potem w dół. Nie zdążę! Pani poradziła mi, żebym zawrócił i pojechał do stacji w Domaszkowie. Dzieliło mnie od niej 5 kilometrów. Tak też zrobiłem. Na peronie byłem 10 minut przed moim pociągiem. Zdążyłem się nawet zaprzyjaźnić z kolejowym czarnym kotem, który z przyjemnością przyjmował moje głaskanie. Siedziałem na ławce i cieszyłem się promieniami słońca, które wreszcie zaczęło przygrzewać.

W domu byłem przed dziewiątą. Obiadokolacja smakowała jak ambrozja.

Dzisiejsza trasa:
Jak w opisie.





Komentarze
Hasky05
| 13:48 niedziela, 31 maja 2020 | linkuj No takie hektary i podjazdy w kość dają. Fajną trasę i kilka mało znanych podjazdów możesz zrobić startując z pod Międzylesia. Jodłów na ostatnim kilometrze daje w kość, do 18 procent dochodzi. Ale z Międzylesia na Lesicę jest następną podobna ściana. Dalej do schroniska Jagodna , Bystrzyca , do Szczytnej i na Bobrowniki. Podjazd trudny i długi jak Woliborska od strony Bielawy. No a dalej to do Ścinawki i na Nową Rudę. Chyba że moc będzie to na Karłów możesz wjechać.
RODDOS
| 10:13 niedziela, 31 maja 2020 | linkuj Hej! No Poręba była niczego sobie. W większości znam trasy w Kotlinie. Chciałem jeszcze podjechać pętelką na Jodłów, no ale czasu nie starczyło. No i te skurcze... Kiedyś tam podjadę, tylko będę musiał wcześniej wystartować z domu i po drodze raczej nie pchać się przez góry. Na Porębie licznik już przekroczył setkę, a miałem w nogach trochę wspinaczki (Przełęcz Jugowska, Przełęcz Sokołowska). Sprawdziłem dziś na googlach ten podjazd na Jodłów, pokazało 832 mnpm. Nieźle. Pozdrawiam!
Hasky05
| 21:30 sobota, 30 maja 2020 | linkuj O Kolega widzę walczył w Porębie , tam asfalt kielnią kładli bo za stromo dla maszyn było. A w kotlinie mojej są tylko trzy w miarę równe trasy , reszta daje w kość. 50 km wystarczy zrobić i 1000 m w górę uzbierać.pozdrawiam
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!