Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298909.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Lepszy rydz niż nic. Wiry

Niedziela, 24 listopada 2024 · dodano: 24.11.2024 | Komentarze 0

Od jakiegoś czasu chciałem przetestować swój drugi rower, który został przeze mnie dawno temu nazwany Starym Zdechlakiem. To pojazd wyprawowy, który mi służy od 25 lat. Założyłem w nim duże i grube opony, by można było pokonywać szutry. Od lipca rower spał sobie w piwnicy, aż wreszcie nadarzyła się okazja do jazdy. Myśl ta tym bardziej znalazła swoją realizację, bo u mnie spadło trochę śniegu, a na szosówce przebijanie się przez zasypy jest kłopotliwe.

Rano u mnie miało padać. Według różnych prognoz miał to być deszcz lub śnieg. Gdy wstałem i wyjrzałem przez okno, świat wyglądał źle. Padał mocny deszcz, a nieboskłon przybrał kolor szary. Przez trzy godziny nic nie chciało się poprawić. Wreszcie koło jedenastej zaczęło się przecierać. Był to ostatni moment, by wyruszyć na trasę. A więc w plener! Lepszy krótszy dystans niż siedzenie w domu.

Początek jazdy był jednak w opadach. Moczyło mnie solidnie. Kląłem i złorzeczyłem. No ale jak już wyjechałem, to o szybkiej rejteradzie nie było mowy. Na pierwszym podjeździe w Wałbrzychu poczułem, że idzie mi kiepsko Niezbyt sroga wspinaczka przez Poniatów nadwątliła moje siły. Normalnie jadę tamtędy z prędkością ponad 20 km/h, dziś było 10-12. Czyżby ciężki Zdechlak tak na mnie podziałał? No tak, forma skandaliczna. Przez głowę przechodziły mi myśli, by zawrócić do domu i nie męczyć się z tym deszczem i Zdechlakiem. Po wjechaniu na górkę, puściłem się w dół ku Świdnicy. Na zjeździe rower mi hamował. To mi dało do myślenia. Stanąłem i zbadałem, co się dzieje. Oto tylne koło skrzywiło się i tarło o widelec. Jechałem prawie jak na zaciągniętym hamulcu. Naprawiłem złe ustawienie i pokręciłem dalej. No , teraz można było jechać.

Po przejechaniu 20 kilometrów w Świdnicy poczułem, że coś się dzieje z moimi przerzutkami. Łańcuch skakał mi jak pijany linoskoczek. Stanąłem i zbadałem sprawę. Tego typu kwestie są ważne, bo można zerwać łańcuch, który pracuje pod kątem. Kręciłem pokrętłami regulującymi ustawienie przerzutek, ale bez efektu. Łańcuch cały czas blokował się i przeskakiwał. Dziwne, bo problem był tylko przy ustawieniu na największej tarczy. Gdy dałem na środkową, wszystko działało idealnie. No więc postanowiłem już nie kombinować i całą trasę przebyłem na środkowej.

Za Świdnicą pogoda się poprawiła. Już nie kropiło i pojawiło się nawet miłe słoneczko. Ja jednak byłem już przemoknięty, ale nie narzekałem na zły los. Ostatnie trzydzieści kilometrów walczyłem ze strasznym wiatrem. Na moje oko mogło wiać z prędkością 10-12 m/s, a wszystko w twarz. Na liczniku pokazywała się prędkość w zakresie 12-16 km/h. Mięśnie omdlewały od tej walki, ale każdy kilometr przybliżał mnie do domu.

A więc się przejechałem. Dystans był krótki, ale lepszy rydz niż nic. Do głowy przyszło mi nieco sparafrazowane to powiedzenie, którego często używał mój kolega-erotoman – „lepszy cyc niż nic”.

Dzisiejsza trasa:
https://pl.mapy.cz/s/cametarutu





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!