Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298796.40 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 201.90km
  • Aktywność Jazda na rowerze

pięć lat temu... uzupełnienie Szwajcaria

Środa, 11 lipca 2007 · dodano: 05.01.2012 | Komentarze 0

Miałem okazję rowerować trochę po Szwajcarii. Wiadomo kraj alpejski, a zatem były i góry wysokie, i niezapomniane przełęcze,i widoki zupełnie odjechane...
Na początku jednak wraz z trzema kolegami objechaliśmy wokół Jezioro Bodeńskie.Trasa raczej płaska, ale ze wszech miar godna polecenia.
Rozpoczęliśmy w Niemczech w miejscowości Oberreitnau, gdzie byliśmy zakwaterowani na kampingu.Był lipiec, ale pogoda raczej deszczowa.Prowodyrem całej akcji byłem ja. Wziąłem mapę do ręki i od razu wiedziałem, że trzeba to zrobić. Koledzy coś tam marudzili z początku,że za duży dystans i że pogoda coś nie teges.No ale jak bikera weźmie się na ambicję to nie odpuści.Zatem wyruszyliśmy.Kierunek północno-zachodni. Po drodze cały czas widok J. Bodeńskiego, które stanowi akwen godny szacunku.Przejechaliśmy przez Friedrichshaffen.Złapała nas straszna ulewa, która mimo strojów ochronnych nie pozostawiła na nas suchej nitki.Kolega łapał gumę pare razy i w końcu ( po wyeksploatowaniu wszystkich zapasowych dętek) okazło się,że jakieś pieroństwo tkwi wewnątrz opony.Zakleiliśmy zatem oponę i po kłopocie. No ale starciliśmy ponad godzinę.Dalej znane historyczne miasto Konstancja i wjazd do Szwajcarii. Na granicy niemiecko-szwajcarskiej ani żywego ducha, co nas nieco zdziwiło, bo wszak Helweci do unii nie należą.Droga przez Szwajcarię to bajka. Takie drogi, taki szacunek dla rowerzystów, że aż miło.Kłopoty zaczęły się na kolejnej granicy- szwajcarsko-austriackiej.Jeden z kolegów nie wziął ani paszportu, ani dowodu.No formalnie chcieli go zapuszkować.Staliśmy na tej granicy z godzinę, zanim celnicy szwajcarscy się zlitowali.Nadszedł wieczór, a my bez świateł. W Austrii raczej nie ma żartów jeśli chodzi o Polizei. Zatem jakoś powoli - poboczem i chodnikami ruszyliśmy dalej.Zapadły ciemności.Jezioro Bodeńskie dawało o sobie już tylko znać żabim rechotem.Przed miejscowością Bregenz ( Bregencja) tak się jakoś dziwnie stało, że rozbiliśmy się na dwa tandemy.Zatem z jednym już tylko koleżką minęliśmy kolejną ( i ostatnią tego dnai granicę) - austriacko-niemiecką.W Niemczech blisko naszego kampingu z powrotem zjechaliśmy się do kupy. Na miejscu byliśmy koło północy.Dysatns przejechany tego dnia wyniósł 201 km.
Wyprawa, której nie sposób zapomnieć.

Gdyby nie przygody z ulewą,permanentną gumą i szwajcarskimi celnikami, na miejscu bylibyśmy jeszcze za dnia. No ale co by było wtedy do wspominania..?





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!