Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299563.30 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 170.80km
  • Czas 08:11
  • VAVG 20.87km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Sobota, 9 kwietnia 2011 · dodano: 13.01.2012 | Komentarze 0

Wreszcie przyszedł czas na mocniejszą trasę. I zapewniam, była niezła rzeźnia. Trasę zaplanowałem dość długą, a jednocześnie wybitnie górską. Zlekceważyłem nieco prognozy pogody o silnym wietrze. Na trasie okazało się, że słowo „silny” jest bardzo delikatne w stosunku do tego co się działo. Wiatr był potępieńczy… Jakoś tak się złożyło, że niestety dmuchał mi w twarz. Wyobrażałem sobie, że unosi się przede mną w powietrzu jakiś złośliwy bożek i cały czas dmie mi prosto w oczy. A z tych leciały łzy, od wiatru i wysiłku. Były też niebezpieczne boczne podmuchy (szczególnie na zjazdach), rowerem miotało jak pijaną baletnicą, parę razy zdarzyło się, że prawie straciłem równowagę. Na szczcęście samochodów było niezbyt dużo i tańce te nie zakończyły się spotkaniem z blachą…
Udałem się w Karkonosze. A trasa wyglądał jakoś tak:
Świdnica- Mokrzeszów- Wałbrzych-Kamienna Góra- Przełęcz Kowarska- Rozdroże Kowarskie- Przełęcz Okraj- Trutnov- Lubawka- Krzeszów- Wałbrzych- Dziećmorowice- Lubachów- Świdnica. Dystans 170,8 km ze średnią prawie 21 km/h.
Podjazdów było sporo. Kilkunastokilometrowy podjazd od Kamiennej Góry aż na Przełącz Okraj pokonałem nie odczuwając jakiegoś przytłaczającego zmęczenie, mimo przytłaczającego wiatru. Na Okraju miałem średnią coś 17 km/h. Pomyślałem, kiepsko. Ale nie byłem w stanie zrobić coś lepszego… Potem był jeden z moich ulubionych zjazdów od Przełęczy Okraj do skrzyżowania Pec pod Śnieżką Trutnov. Droga pięknie wije się wśród wysokich gór, biegnie równolegle do rzeki Upy, która niesie swe wody rwącym strumieniem i z hukiem wali w kamienie. Zawsze przystaję przy rzece, żeby chwilę popatrzeć na to zjawisko. I tym razem nie było inaczej, chociaż dął lodowaty wicher. Uwielbiam ten zjazd zwłaszcza latem, gdy praży słoneczko i można rozpiąć koszulkę oraz czuć na ciele ciepłe podmuchy. No ale może za miesiąc- dwa już nadejdzie lato, a z nim upały. W trasie dopadł mnie też kryzys. Gdzieś na 110 km. Od Trutnova droga prowadzi raczej w górę, a za miejscowością Zlata Olesnice jest 2-3 km podjazd. Jest raczej średni, ale we mnie chyba wtedy wybuchły wszystkie bóle świata. Dobrnąłem do piku na ostatnich nogach i minimalnym przełożeniu i walnąłem się na poboczu. Hm, do domu daleko i wstyd wzywać pomoc. Jakoś sobie jednak poleżałem, odpocząłem, wcisnąłem batona (wcisnąłem, bo tak naprawdę nie miałem na niego ochoty). Zabiegi pomogły. Potem już jechałem w prawie normalnym tempie. Normalnym, z uwzględnieniem kolejnych podjazdów, mojego zmeczenia i tego nieszczęsnego wiatru. Tak to jakoś dziwnie jest. Gdy leje deszcz, myślę, że wiatr już jest lepszy. Gdy wieje, w głowie świta mi, że deszcz nie jest taki zły. Cóż, przekora.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!