Info
Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299563.30 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń3 - 0
- 2024, Grudzień4 - 0
- 2024, Listopad5 - 0
- 2024, Październik10 - 0
- 2024, Wrzesień10 - 0
- 2024, Sierpień11 - 0
- 2024, Lipiec16 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj14 - 0
- 2024, Kwiecień13 - 0
- 2024, Marzec11 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik10 - 2
- 2023, Wrzesień15 - 11
- 2023, Sierpień13 - 4
- 2023, Lipiec15 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj16 - 0
- 2023, Kwiecień10 - 0
- 2023, Marzec18 - 0
- 2023, Luty3 - 2
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień2 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik10 - 0
- 2022, Wrzesień11 - 0
- 2022, Sierpień18 - 3
- 2022, Lipiec14 - 2
- 2022, Czerwiec14 - 5
- 2022, Maj14 - 2
- 2022, Kwiecień14 - 16
- 2022, Marzec10 - 8
- 2022, Luty6 - 0
- 2022, Styczeń4 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad9 - 0
- 2021, Październik12 - 0
- 2021, Wrzesień13 - 0
- 2021, Sierpień13 - 0
- 2021, Lipiec16 - 0
- 2021, Czerwiec13 - 0
- 2021, Maj16 - 0
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień3 - 0
- 2020, Listopad7 - 5
- 2020, Październik11 - 0
- 2020, Wrzesień14 - 0
- 2020, Sierpień12 - 0
- 2020, Lipiec16 - 0
- 2020, Czerwiec13 - 2
- 2020, Maj16 - 9
- 2020, Kwiecień16 - 10
- 2020, Marzec12 - 3
- 2020, Luty5 - 2
- 2020, Styczeń4 - 0
- 2019, Grudzień5 - 5
- 2019, Listopad8 - 5
- 2019, Październik13 - 2
- 2019, Wrzesień14 - 4
- 2019, Sierpień15 - 1
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec20 - 5
- 2019, Maj14 - 0
- 2019, Kwiecień15 - 0
- 2019, Marzec11 - 0
- 2019, Luty6 - 0
- 2019, Styczeń2 - 0
- 2018, Grudzień4 - 5
- 2018, Listopad7 - 2
- 2018, Październik11 - 2
- 2018, Wrzesień13 - 0
- 2018, Sierpień16 - 5
- 2018, Lipiec18 - 0
- 2018, Czerwiec14 - 4
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień14 - 0
- 2018, Marzec6 - 2
- 2018, Luty3 - 2
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień9 - 10
- 2017, Sierpień18 - 0
- 2017, Lipiec16 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 2
- 2017, Maj13 - 3
- 2017, Kwiecień9 - 2
- 2017, Marzec10 - 2
- 2017, Luty4 - 0
- 2017, Styczeń4 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień13 - 0
- 2016, Sierpień18 - 1
- 2016, Lipiec18 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 6
- 2016, Maj18 - 5
- 2016, Kwiecień12 - 2
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty5 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień6 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik12 - 0
- 2015, Wrzesień13 - 0
- 2015, Sierpień19 - 0
- 2015, Lipiec15 - 0
- 2015, Czerwiec16 - 2
- 2015, Maj14 - 0
- 2015, Kwiecień17 - 2
- 2015, Marzec9 - 4
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień5 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik13 - 0
- 2014, Wrzesień9 - 0
- 2014, Sierpień18 - 0
- 2014, Lipiec12 - 0
- 2014, Czerwiec12 - 0
- 2014, Maj16 - 0
- 2014, Kwiecień16 - 2
- 2014, Marzec8 - 0
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń6 - 4
- 2013, Grudzień4 - 0
- 2013, Listopad4 - 3
- 2013, Październik11 - 0
- 2013, Wrzesień11 - 2
- 2013, Sierpień11 - 6
- 2013, Lipiec14 - 10
- 2013, Czerwiec20 - 0
- 2013, Maj13 - 7
- 2013, Kwiecień12 - 2
- 2013, Marzec4 - 3
- 2013, Luty3 - 6
- 2012, Grudzień2 - 2
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik10 - 7
- 2012, Wrzesień12 - 9
- 2012, Sierpień8 - 3
- 2012, Lipiec14 - 0
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj14 - 0
- 2012, Kwiecień10 - 4
- 2012, Marzec10 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień12 - 0
- 2011, Sierpień6 - 0
- 2011, Lipiec12 - 0
- 2011, Czerwiec14 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 0
- 2011, Marzec6 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień5 - 0
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec9 - 0
- 2010, Czerwiec11 - 0
- 2010, Maj11 - 0
- 2010, Kwiecień9 - 0
- 2010, Marzec10 - 0
- 2010, Luty2 - 0
- 2009, Listopad11 - 0
- 2009, Październik4 - 0
- 2009, Wrzesień7 - 0
- 2009, Sierpień10 - 0
- 2009, Lipiec7 - 0
- 2009, Czerwiec14 - 0
- 2009, Maj12 - 15
- 2009, Kwiecień13 - 13
- 2009, Marzec5 - 4
- 2009, Luty2 - 6
- 2009, Styczeń2 - 0
- 2008, Grudzień1 - 3
- 2008, Listopad12 - 7
- 2008, Październik5 - 8
- 2008, Wrzesień14 - 6
- 2008, Sierpień15 - 15
- 2008, Lipiec15 - 11
- 2008, Czerwiec17 - 24
- 2008, Maj18 - 34
- 2008, Kwiecień12 - 19
- 2008, Marzec10 - 19
- 2008, Luty5 - 6
- 2007, Grudzień1 - 4
- 2007, Październik8 - 0
- 2007, Wrzesień9 - 0
- 2007, Sierpień12 - 0
- 2007, Lipiec18 - 2
- 2007, Czerwiec11 - 0
- 2007, Maj15 - 0
- 2007, Kwiecień13 - 0
- 2007, Marzec8 - 0
- 2006, Wrzesień8 - 0
- 2006, Sierpień14 - 0
- 2006, Lipiec16 - 0
- 2006, Czerwiec13 - 0
- 2006, Maj15 - 2
- 2006, Kwiecień17 - 0
- 2006, Marzec4 - 0
- 2005, Wrzesień8 - 0
- 2005, Sierpień13 - 0
- 2005, Lipiec13 - 0
- 2005, Czerwiec13 - 0
- 2005, Maj13 - 0
- 2005, Kwiecień13 - 2
- 2005, Marzec7 - 0
- 2004, Wrzesień9 - 0
- 2004, Sierpień13 - 0
- 2004, Lipiec12 - 0
- 2004, Czerwiec11 - 0
- 2004, Maj14 - 0
- 2004, Kwiecień15 - 0
- 2004, Marzec5 - 0
- 2003, Październik1 - 0
- 2003, Wrzesień7 - 0
- 2003, Sierpień10 - 0
- 2003, Lipiec13 - 0
- 2003, Czerwiec12 - 0
- 2003, Maj14 - 0
- 2003, Kwiecień12 - 0
- 2003, Marzec2 - 0
- 2002, Październik1 - 0
- 2002, Wrzesień11 - 0
- 2002, Sierpień13 - 0
- 2002, Lipiec12 - 0
- 2002, Czerwiec10 - 0
- 2002, Maj13 - 0
- 2002, Kwiecień2 - 2
- DST 63.50km
- Czas 03:02
- VAVG 20.93km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wiosenny kujawiak cz.3
Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 23.04.2012 | Komentarze 0
Jakoś nikt nie chciał ruszyć ze mną w rowerowe tany. Zatem do wiosennego kujawiaka przystąpiłem sam. Na wstępie napiszę, że wyprawa tylko częściowo się udała, a więc wszyscy, którzy chcieliby mi towarzyszyć, mogą mówić o sporym farcie.
Do wyprawy dołączyłem także jazdę piątkową, bo doprowadziła mnie ona do wrocławskiego dworca kolejowego, jest to w takich okolicznościach w pełni uzasadnione. Biorąc to pod uwagę wycieczka liczyła trzy dni jazdy.
Jej początek przypadł w piątek tuż przed szóstą rano. Wieczorem poprzedniego dnia jeszcze spakowałem skromny dobytek do plecaka i skoro świt wyruszyłem do pracy. Praca jak praca. Cytując, ale trawestując jednocześnie cytat ze starego i dobrego polskiego filmu: „nuda, nuda, nuda”. Ale dzielnie wytrwałem do godziny piętnastej, która oznaczała moje uwolnienie. Do Wrocławia tą trasą, którą wybrałem, było nieco ponad sto kilometrów. Cały dzień straszyło deszczem i burzą, ale gdy wyruszałem nawet się mocno przejaśniło. Jechałem trasą ze znikomym natężeniem ruchu, dopiero w samym Wrocławiu zaczął się slalom gigant między samochodami. Jakieś 15 kilometrów przed celem za miejscowością Żórawina dopadła mnie jednak gwałtowna burza. Zlało mnie do suchej nitki i to jak się potem okazało miało decydujący wpływ na małe fiasko całej ekspedycji. Najgorzej było ze stopami, bo w butach dosłownie chlupotała woda. Gdy dotarłem na dworzec cała ta ulewa przeszła. Było koło godz. 20, a do odjazdu mojego pociągu pozostały trzy i pół godziny. Spędziłem je w prowizorycznej knajpce na prowizorycznym dworcu, bo prawdziwy jest ciągle remontowany. Ciekawe czy zdążą na Euro? Jakoś się nie zanosi. Wypiłem herbatkę, czekoladkę, coś przekąsiłem. Powoli obsychałem. Obserwowałem życie dworcowe. Raczej nic godnego zobaczenia. Oprócz normalnych ludzi, którzy mieli zamiar gdzieś pojechać, pełno było najróżniejszych mętów, robiących pokątne interesy czy żebrzących o parę groszy niby na bilet. Po jakimś czasie zobaczyłem, że na dworcu kręci się sporo młodych osiłków w zielonych strojach. O mój Boże, to byli kibole Śląska Wrocław! Gorączkowo sprawdziłem w Internecie swoim telefonie i okazało się, że cała ta ludzka menażeria jedzie „moim” pociągiem. Bo w niedzielę miał być mecz Śląska z Lechią Gdańsk, a pociąg, którym zamierzałem podróżować jechał do Gdyni. Czemu tylko jechali już z piątku na sobotę? Biegali jak w amoku, targali wielkie zgrzewki piwa, darli się na całe gardło. Koszmar. Wreszcie wybiła godzina wyjazdu. Jakoś znalazłem miejsce dla roweru i dla siebie. Próbowałem usnąć, ale jechałem otwartym wagonem, a moje towarzystwo jakoś nie chciało zmrużyć ocząt. Co więcej wyciągnęli flaszki i zaczęli popijać. Pociąg co jakiś czas stawał dłużej na przystankach, bo kiboli musiała uspokajać policja. Na szczęście byli oni gdzieś na przedzie i słychać było tylko przytłumione śpiewy, ale czasem też było widać na peronie zwarte oddziały mundurowców, którzy szykowali się do akcji. Moi towarzysze podróży pootwierali wszystkie okna, bo widocznie grzała ich okowita. Mnie wiatr hulał po przemoczonym ciele. I to był mój gwóźdź do trumny, ale o tym przekonałem się dopiero w niedzielę. W czasie jazdy spałem może ze dwie godziny, ale nie był to zdrowy sen, lecz czujna drzemka. Wreszcie dotarłem do Inowrocławia. Pociąg się nieco opóźnił, ale mnie to nie przeszkadzało, bo i tak musiałem czekać do świtu. W Inowrocławiu mżyło. Naprawdę nie chciało mi się wsiadać na rower. No ale stałe się mały cud. Około 06:30 zaczęło się przejaśniać. No i w drogę! Mimo wczesnej pory w Inowrocławiu panował spory ruch. Zwłaszcza dużo było ciężarówek. Szybko znalazłem swój kierunek i dwupasmówką ruszyłem w kierunku Kruszwicy. Wypogodziło się całkowicie. Nawet zrobiło się ciepło. Prawie całkiem już wyschłem i jechało mi się miło. Kujawy przywitały mnie drogami płaskimi jak tafla lotniska. Sprawdzałem wcześniej także wiatr. Miał być niekorzystny, wiejący na północ. Trochę to zbagatelizowałem. Wiatr nie był mocny, ale przy dość dużym dystansie po jakimś czasie dał się odczuć. Szybko dotarłem do Kruszwicy, obejrzałem Mysią Wieżę, miejsce rzekomej agonii złego Popiela. Oczywiście wieża jest zrekonstruowana, bo tak naprawdę nie wiadomo dokładnie gdzie była. Nie wiadomo dokładnie też czy Popiel tak naprawdę istniał. No ale mniejsza z tym. Tak czy owak patrzyłem na wieżę i na Jezioro Gopło, które leży u jej stóp, z szacunkiem, bo tu była kolebka państwa polskiego. A taki już ze mnie patriota…
Potem już pomknąłem dalej. Wybrałem trasę mocno drugorzędną, bo jakoś nie miałem zamiaru walczyć z samochodami. Dlatego też co jakiś czas musiałem spoglądać na mapę. Mijałem kolejne wioski leżące wśród zielonych już łąk, niekiedy przystawałem, by coś zjeść. Mało było dróg wiodących przez lasy. To lubię najbardziej. Przed 60 kilometrem, mimo mocnej kawy wypitej jeszcze na stacji paliw w Inowrocławiu, ściął mnie sen. Zjadłem dwie bułki i drzemałem sobie na przystanku. Było cieplutko i błogo. Wcześniej pożegnałem województwo kujawsko-pomorskie i wkroczyłem do Wielkopolski. Niestety wdarłem się tam boczną drogą i nie było stosownej tabliczki (albo „jakiś obuz zdjon”). Jestem wielkim miłośnikiem tabliczek informujących o różnych rzeczach na trasie i taki fakt napełnił mnie prawdziwym smutkiem. Nawet przez chwilę rozważałem zmianę trasy, by dotrzeć do granicy województw na drodze ciut ważniejszej, ale w końcu dałem spokój. Na swej drodze zaliczyłem dwie większe miejscowości: Konin i Kalisz. Nie są to wszak wielkie miasta, ale współczuję rowerzystom, którzy tam mieszkają. Koszmary ruch. Szczególnie Konin wspominam ze wstrętem. Przez sporo kilometrów waliłem dwupasmówką, by wreszcie z ulgą zjechać na bok. Przeciąłem też autostradę A-2. Wygląda przyzwoicie. Pogoda utrzymywała się na przyzwoitym poziomie, za wyjątkiem może półgodzinnej ulewy. Ja twardo jechałem dalej i znowu przemoczyło mnie dość dokładnie. Za Kaliszem zjadłem coś na kształt obiadu. I zacząłem się lekko niepokoić. Na liczniku było 160 km jazdy po płaskim terenie (co prawda z przeciwnym wiatrem, ale nie jakąś wichurą), a mnie zaczęły opuszczać siły. Z początku myślałem, że to jednak ten wiatr, ale nie mogłem przekonać sam siebie, bo znam dobrze swój organizm i jego możliwości. Ze sporym mozołem doczłapałem do „miasta etapowego”, czyli do Ostrzeszowa. Tu miałem wynajęty hotel. Coś Julita jakoś tam. Warunki kiepskie, ale miła obsługa. Usnąłem błyskawicznie. W nocy obudziłem się zlany potem i trawiony gorączką Mięśnie bolały mnie jak diabli. Wyszło piątkowe przemoknięcie, trzy godziny na dworcu we Wrocławiu i otwarte okno w wagonie... Rano mało co przełknąłem i wyruszyłem do ostatniego etapu. Już po paru kilometrach wiedziałem, że nie dam rady. Jechałem już siła ambicji, ale odrzucałem daleko myśl o rezygnacji z jazdy. Prędkość nie przekraczała 20 km/h. Każda góra, której normalnie bym nie zauważył, była niezwykłym wyzwaniem. Dotarłem do województwa dolnośląskiego, minąłem Syców. Po paru kilometrach postanowiłem jednak zrezygnować. Byłem wypompowany z sił, miotały mną dreszcze, a przed oczami fruwały mroczki. Może jechałem zygzakiem? Było mi bardzo przykro. Może wyszły też wcześniejsze przemoknięcia, których w tym roku przydarzyło mi się sporo? Fakt jest faktem. Nie dałem rady. Zatem trzeb a będzie to powtórzyć, może na innej ciut dłuższej trasie. Jazdę zakończyłem na dworcu w Bierutowie. Potem jeszcze przejechałem 10 kilometrów z Jaworzyny Śl. do domu.
Teraz też męczy mnie choróbsko, mimo że nie macham nogami i siedzę w ciepłym pokoiku przed ekranem komputera. Cóż, trzeba się kurować, bo jak zdrowia nie będzie, to niczego nie będzie.
Oto dane kolejnych etapów:
1) 20.04.2012 – Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Lubachów-Lutomia Dolna-Mościsko-Przełęcz Tąpadła-Jordanów Śl.-Węgry-Żórawina-Wrocław, dystans 128,2 km ze średnią 25,3 km/h,
2) 21.04.2012 – Inowrocław-Kruszwica-Jeziora Wielkie-Wilczogóra-Kleczew-Konin-Modłą Królewska-Gadowskie Holendry-Mycielin-Goliszew-Tykadłów-Kalisz-Sławin-Grabów nad Prosną-Myje-Ostrzeszów, dystans 200,3 km ze średnią 23,0 km/h, by przekroczyć dwie paczki, trochę pokręciłem się po Ostrzeszowie,
3) 22.04.2012 – Ostrzeszów-Kobyla Góra-Syców-Dziadowa Kłoda-Bierutów i potem Jaworzyna Śl.-Świdnica, dystans 63,5 km ze średnią 20,9 km/h; trasę Bierutów-Wrocław-Jaworzyna Śl. przebyłem pociągiem.