Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298725.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 136.00km
  • Czas 05:48
  • VAVG 23.45km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

lato?

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 0

Ubiegły tydzień miałem wyjęty z kalendarza. Pod względem rowerowym i ogólnym. Męczyła mnie paskudna choroba, której nabawiłem się podczas zeszłotygodniowej ekspedycji na Kujawy. Nie pamiętam, abym kiedyś tak się zaprawił.
Choroba powoli ustępuje. Już nie mam gorączki, a co za tym idzie mogę w miarę normalnie jeść. A głodny na rowerze nie pokręci. Jestem jednak osłabiony. Swój stan oceniam na 70-80 % możliwości.
Oceniając tak swój stan, ale co ważniejsze patrząc na piękną pogodę, nie usiedziałem w domu. Już rano było ciepło. Można nawet powiedzieć, że gorąco. Coś jakby pierwszy dzień lata. Nie była to jednak ciepłota miła i spokojna, lecz raczej jakaś „nerwowa” i nienaturalna. Przy tym paskudnie wiało. Ze względu na wysoką temperaturę, która w słońcu pewnie przekraczała 30 stopni, mogłem założyć całkiem letni już kostium. Ale i tak w nim było mi gorąco. Najchętniej zrzuciłbym koszulkę, jak czynili to liczni rowerzyści i „cywile”, lecz nie chciałem epatować swoją pięciokilogramową nadwagą. Tusza powoli znika. Jest to efekt rowerowych wycieczek oraz zaniechania spożywania przeze mnie piwa. Za miesiąc wyruszam na południe Europy i nie chcę straszyć tubylców fałdami. Może się uda… Tak więc pod koszulką pociłem się srodze, bo pewnie w ten sposób uciekały ze mnie jeszcze ostatnie elementy choroby. Odkryte natomiast miejsca powoli przybrały ciemniejszą barwę, bo słońce operowało mocno, a skóra łapała szybko to promieniowanie. Tak więc teraz jestem w ciapki. Opalenizna trochę piecze, ale można wytrzymać. Na drodze całe pielgrzymki rowerzystów. Sporo widziałem też samochodów z obcymi rejestracjami, a więc chyba majówka już się rozpoczęła.
Pojeździłem po okolicy, zawitałem też do Czech. Głównym punktem jazdy były jednak Góry Sowie i wjazd na Przełęcz Jugowską. Na podjeździe dało mi się odczuć osłabienie. Jechałem wolniej niż zwykle, ale za to mogłem podziwiać wiosnę w górach. Dużo drzew już okryło się świeżą zielenią. Kolor ten jakoś mocno mnie radował. Na samej przełęczy miałem coś sobie zjeść, lecz niestety ze smutkiem odkryłem, że z drewnianej restauracyjki, w której parę razy w zeszłych latach coś przekąszałem i popijałem, pozostały zgliszcza. Spaliła się. Albo spaliła ją konkurencja, co bardziej prawdopodobne. Tak więc mój żołądek pozostał pusty, lecz przede mną był zjazd aż do Nowej Rudy… Cały czas liczę, że w końcu zrobią dobry asfalt na tym zjeździe. Przynajmniej taki jaki jest od strony Pieszyc. Póki co należało hamować i lawirować między wielkimi dziurami, by nie zniszczyć sobie roweru.
Na trasie można było zobaczyć sielskie letnie już widoczki: dzieci i dorosłych kąpiących się w rzeczkach, osobniczki płci pięknej w skąpym odzieniu, uśmiechy na twarzach. Ciekawe jak długo potrwa to „lato”. Ja jestem za tym, jakoś tak do czerwca…
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Kiełczyn-Dzierżoniów-Pieszyce-Przełęcz Jugowska-Sokolec-Nowa Ruda-Tłumaczów-Broumov-Mieroszów-Unisław Śl.-Grzmiąca-Głuszyca-Jugowice-Lubachów-Świdnica.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!