Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298725.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 103.10km
  • Czas 04:15
  • VAVG 24.26km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

pęknięta obręcz

Środa, 18 lipca 2012 · dodano: 18.07.2012 | Komentarze 0

Kolejna rowerowa wycieczka w tym roku miała być lawirowaniem między kroplami deszczu. Była jednak z większą dozą adrenaliny.
Rano, kiedy jechałem do pracy, dwa razy zmoczył mnie deszcz. Nie była to straszna ulewa, lecz nie była to też niewinna mżawka. Trochę zmoczony dotarłem zatem do miejsca swego zarobkowania punktualnie o siódmej. Lekko wilgotne rzeczy rozwiesiłem, by ładnie wyschły.
O piętnastej wyruszyłem w dalszą część trasy. Krótko po wyjeździe, już jednak poza Wałbrzychem, drogę przeszedł mi czarny kot. Zrobił to na tyle ostentacyjnie, niespiesznie i z podniesionym niby antenka ogonem, że zrobiło mi się jakoś nieswojo. Nie jestem specjalnie przesądny, ale mimochodem pomyślałem, że może wydarzyć się coś niemiłego. Kot miał białe końcówki łapek, zatem o całkowitym pechu nie mogło być mowy.
W połowie trasy, gdy podjechałem pod sklep, by kupić coś do picia, przypadkowo zerknąłem na tylne koło. Zmroziło mnie. Obręcz przy jednej ze szprych była wybrzuszona i promieniście rozchodziły się pęknięcia. Zbadałem to miejsce dokładnie. Ani chybi, obręcz pękła od wyeksploatowania. Przejechałem na niej bagatela 30 000 km. Już jakiś czas temu nosiłem się z zamiarem wymiany obręczy, przynajmniej w tylnym kole. Ale wiecie jak to jest, póki rower jedzie, jakoś nie chce nam się w nim wymieniać części. Nawet nie wiem dokładnie, kiedy to się stało. Przecież nie codziennie sprawdza się jakość obręczy. Pech chciał, ze musiałem na nią spojrzeć. Z drugiej strony, dobrze się stało, bo wykrycie takiej wady natychmiast wywołało we mnie chęć jej usunięcia. Tym bardziej, że w przyszłym tygodniu wybieram się na kilkudniową jazdę do Czech i nie chciałbym, by mi tam rower się rozkraczył. Na początku nawet po odkryciu pęknięcia obręczy pomyślałem, że może wezwać jakąś pomoc. Bo rozsypanie się koła w trakcie jazdy grozi sporym kuku. No ale potem stwierdziłem, że może jakoś dojadę. Byłem w połowie trasy. Do Świdnicy brakowało mi z 50 kilometrów. Co prawda planowałem zatoczyć większe koło i przejechać nieco więcej kilometrów, ale w tej sytuacji postanowiłem jechać w miarę najkrótszą drogą do domu.
Jechałem zatem bardzo ostrożnie, co jakiś czas zatrzymując się i badają rozwój pęknięcia obręczy. Ten jakoś nie chciał postępować. Przemieszczałem się znacznie wolniej, omijałem dziury, jakieś uskoki pokonywałem przy małej prędkości i na stojąco. Dwa dłuższe odcinki kostki (we wsi Targoszyn i w Strzegomiu) opuściłem jadąc chodnikiem. Powoli zbliżałem się do Świdnicy. I im bliżej byłem celu, tym bardziej uśmiechałem się na myśl, że jednak pokonam tę przykrą awarię, którą zesłał na mnie ten czarny kot. No to taki żart…
Po dojechaniu do domu zdemontowałem koło i przygotowałem je do naprawy (wymiany obręczy). Mam nadzieję, że pójdzie to sprawnie. Tymczasem będę musiał przeprosić się ze Starym Zdechalkiem i może zaliczę na tym moim starym rowerku ze dwie trasy. Chociaż i on jest lekko zdezelowany po Kotle Bałkańskim…
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Szczawno Zdrój-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Kłaczyna-Jawor-Grzegorzów-Tagoszyn-Strzegom-Stanowice-Nowy Jaworów-Świdnica.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!