Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298725.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 127.80km
  • Czas 05:22
  • VAVG 23.81km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

choroba nie wybiera

Niedziela, 23 września 2012 · dodano: 23.09.2012 | Komentarze 4

Choroba jakoś nie chce całkowicie ustąpić. Wczoraj trzymała mnie mocno, a więc o rowerze raczej nie było mowy. No ale wybrałem się za to na grzyby. O ochocie leśnych wędrówek kiedyś pisałem. Nie pojechałem daleko. Pochodziłem sobie po borach w okolicach Świdnicy, a dokładnie między Witoszowem a Modliszowem. Nie jest to jakaś puszcza, ale zawszeć to parę drzewek. Efekt jeśli chodzi o grzybobranie był raczej mizerny: dwa prawdziwki, jeden podgrzybek, trzy śniejaki (tak przynajmniej te grzyby nazywała moja babcia, jaka jest ich fachowa nazwa tego nie wiem), dwie kanie i sporo opieniek. No ale grzyby były tylko pretekstem do połażenia sobie po leśnych chaszczach. Cztery godziny wędrówek spowodowały, że trochę bolały mnie nogi…

Dziś już nie było wyjścia. Mimo stanu lekko podgorączkowego i innych związanych z tym przykrych dolegliwości, musiałem jednak wybrać się na rower. Jechało mi się dość ciężko, ale nie było jakoś strasznie. Wyspałem się dość rzetelnie, bo wstałem koło dziewiątej. Na śniadanie była jajecznica na leśnych grzybach. Smakowała wybornie. Potem zanim się wyguzdrałem, dochodziła już jedenasta. W trakcie tego guzdrania przeanalizowałem po raz tysięczny mapę i wzrok mój padł na kolejny dziewiczy odcinek, który bezczelnie drwił ze mnie. Mówił „taki z ciebie ostry zawodnik, a mnie jeszcze nie zaliczyłeś”, a potem pokazał język. No, mój bratku, pomyślałem sobie, już ja się z tobą rozprawię. No i rozprawiłem się, ale o ty za chwilę.

Poranek był bardzo słoneczny, ale to mnie nie zmyliło. Założyłem strój prawie zimowy, tylko bez długich rękawiczek. Wziąłem nawet polarową czapkę w kolorze bordo i takąż opaskę na szyję. Widziałem wielu rowerzystów, w większości byli solidnie odziani, ale czapki na żadnym nie zauważyłem. No cóż, w moim stanie lekkiego niedomagania, była ona koniecznym elementem ubioru. No i sprawdziło się! Słońce niby świeciło, ale ziąb był okrutny. W poprzednich dniach nocami były przymrozki. Drzewa już okrywają się kolorami jesieni. No fakt, dziś była moja pierwsza jesienna jazda. Należy tylko czekać na złotą polską jesień ze znośnymi temperaturami, słońcem i babim latem. Dziś niczego takiego nie było, mogło być koło dziesięciu stopni, a gdy zawiał wiatr, to przenikał do szpiku kości. Na szczęście nie było zagrożenia deszczem. Prognozy na najbliższe dni też go nie przewidują. No i dobrze. Jesienny deszcz niweczy szanse na jazdę…

Jak już wspomniałem, jechało mi się opornie. Do choroby dołączył się jeszcze ból głowy. Dawno nie pamiętam, bym w czasie jazdy musiał się z nim zmagać. Gdy wpadałem w jakąś nierówność drogi lub po prostu jechałem po kostce (kilka odcinków bruku dziś było), czułem jakby ktoś wbijał mi wielkiego ćwieka do czaszki. Męczyłem się z tym okropnie. Ból głowy dopiero teraz, gdy piszę tę relację, lekko ustąpił.

Dziewiczy odcinek… W dodatku w pewnym sensie górski. Że też do tej pory tamtędy się nie zapuściłem. Jego długość wynosiła może z osiem-dziewięć kilometrów. Od Teplic nad Metuji, które przejeżdżałem może ze sto razy (a pewnie i więcej), należy skręcić w prawo za drogowskazem „Jirasovy skaly”. Na początku jest piękny, dość wymagający trzykilometrowy podjazd. Jego nachylenie dochodzi do 10%, miejscami może jest ciut większe. Asfalt jest kiepskawy, ale wielkich dziur nie ma. Jedzie się lasem. Dojeżdża się do węzła szlaków pieszych, potem jest kawałek w dół i w opuszczonej osadzie Skaly ( wysokość 649 mnpm) można skierować się ku zamkowi Bischofstein. Ja tego nie zrobiłem, bo na rowerze raczej nie zwiedzam tego typu obiektów. Zadawalam się jazdą. Potem był kawałek po płaskim, a wreszcie zaczął się ciekawy zjazd. Na chwilę poprawił się asfalt i można było osiągnąć dość przyzwoita prędkość, ja przekroczyłem 60 km/h. Ostatnie dwieście metrów w dół do skrzyżowania drogi Ceska Metuje-Starkov było już po nawierzchni szutrowej. Swoją kolarzówką musiałem naprawdę uważać, by nie fiknąć kozła.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Bystrzyca Górna-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Unisław Śl.-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Skaly 649 mnpm-Ceska Metuje-Teplice nad Metuji-Bohdasin-Meziemsti-Mieroszów-Unisław Śl.-Wałbrzych-Pogorzała-Świdnica.





Komentarze
RODDOS
| 18:49 niedziela, 23 września 2012 | linkuj Cóż, ja mam tylko dwie. Ale za to samodzielnie znalezione...
RODDOS
| 18:18 niedziela, 23 września 2012 | linkuj Ja kanie mam na jutro. Pozdrawiam!
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!