Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298796.40 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 89.50km
  • Czas 03:54
  • VAVG 22.95km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziewicze trasy

Piątek, 28 września 2012 · dodano: 28.09.2012 | Komentarze 1

W pracy, jak to przy piątku, wszyscy czekali na fajrant, aby godnie rozpocząć weekend. Dla mnie jego rozpoczęcie wiązało się z rowerowymi harcami. Wcześniej z uwagą śledziłem internetowe prognozy pogody. Były zmienne jak kobiety. Zapowiadano i deszcz, i wiatr, a także brak tych niekorzystnych z rowerowego punktu widzenia zjawisk. Zatem ubrałem się dość solidnie. Mogłem jednak w trakcie jazdy zdjąć z siebie to i owo, mogłem też coś dodatkowo nałożyć. O piętnastej pogoda była dobra. Nie padało, chociaż na niebie wisiały chmury. Czasem przebijało się słońce, które próbowało wykrzesać z siebie nieco ciepła. Raczej bez rezultatu. Na szczęście zapowiadany mocny wiatr jakoś nie chciał się objawić. No i dobrze, przynajmniej można było jechać bez dodatkowych oporów.

Jesień już zdominowała krajobrazy. Jej kolory, aczkolwiek piękne, dla mnie oznaczają jakiś schyłek i obumieranie. Były odcinki, gdzie widać było gołe gałęzie i liście leżące przy drodze. Smutne to wszystko i wprowadzające nastrój dość wisielczy… Jakoś tak dotarło do mnie, że każda kolejna jazda będzie wydzieraniem swoich szans wśród niekorzystnych warunków. No ale może nieco przesadzam, może to tylko reakcja na jesienne kolory zwiastujące przemijanie… Póki nie ma śniegu, można deptać w pedały. Dystanse już coraz mizerniejsze, ale zawsze to lepsze niż gnicie w domostwie…

No dobra, dosyć tego skomlenia, czas przejść do konkretów. Celem dzisiejszej jazdy było pokonanie ostatniej dziewiczej odnogi na prawo od drogi Broumov-Mezimesti. Tych odnóg jest cztery. Do Viznova, do Hermakovic, do Janovicek i do Sonova. Wszystkie drogi są ślepe, bo kończą się na górskich wzniesieniach. Ostatnią nieprzebytą przeze mnie odnogą była droga do Sonova przez Rozmital. Z lubością wbiłem się w nią. Warto było, bo w wielu momentach otwiera się piękna panorama na Góry Kamienne i Góry Suche. Widać też najwyższe czeskie wzniesienie w okolicy, a mianowicie Ruprechticky Spicak z ażurową wieżą na szczycie. Wielokrotnie podziwiałem panoramę okolicznych gór z tej wieży. Docierałem do niej jako piechur. Widać z niej i Śnieżkę, i Wielką Sowę, i Ślężę…
Trasa była raczej górska, a jej kulminacją był podjazd do Janovicek i na Przełęcz pod Czarnochem, która jest na granicy Czech i Polski. Są tam dwa kilometry z nachyleniem dającym płucom trochę pracy. Ktoś kiedyś pytał mnie o ten podjazd. Otóż dziś mam wiadomości z pierwszej ręki. Właściwie niewiele się zmieniło. Od strony czeskiej asfalt jest do samej granicy, po polskiej pierwszy kilometr od przełęczy jest szutrowy, w tym są odcinki kamieniste (dosyć trudne dla kogoś, kto jechałby szosówką), potem wraca asfalt i jest on całkiem niezły. Ja dziś jechałem swoim zdechlakiem i na tym zjeździe miałem niejakie kłopoty, bo nawet mój zdechlak nie lubi takich odcinków (ma dość wąskie oponki…). Rower na kamieniach raczej nie chciał się słuchać, ślizgał się i tracił równowagę. Udało mi się zjechać bez upadku. Jechałem jednak ostrożnie i na klamkach. Asfalt przywitałem z dużą ulgą. Przydał się zabrany dodatkowy przyodziewek. Na zjeździe z przełęczy zrobiło się okropnie zimno. Założyłem zatem swój niezniszczalny pomarańczowy trykocik oraz czapkę polarową w kolorze buraczkowym. Pomogło, bo ziąb już mnie nie mógł dosięgnąć.

Już na ostatnim odcinku mej jazdy miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia. Gdy wyjeżdżałem z Głuszycy, wprost na mnie wyskoczył samochód. Wyprzedzał inny pojazd i bezceremonialnie walił wprost na mnie. Krew mnie zalała! Uskoczyłem na pobocze, ale gdy mnie mijał, też go nieźle nastraszyłem. Błyskawicznie podniosłem do góry prawą rękę, zacisnąłem pięść i udałem że z impetem czymś w niego wrzucam. Widziałem tylko jak instynktownie ręką zasłonił swoją twarz. Pewnie mnie skrytykujecie za stworzenie dodatkowego zagrożenia na drodze. Przecież mógł odbić w swoją prawą stronę i uderzyć w wyprzedzany samochód. No ale naprawdę takie manewry tępych kierowców, którzy rowerzystów traktują jak trzeciorzędnych użytkowników dróg, powodują wielki skok mojego ciśnienia. Miałem nadzieję, że będzie próbował mnie ścigać, bo wtedy miałbym szansę ręcznie wytłumaczyć mu zasady ruchu drogowego, ale nic takiego nie nastąpiło.

W Świdnicy byłem ok. dziewiętnastej. Była już szarówka, a prawdę mówiąc pierwsze stadium mroku. W rynku stanąłem w swej ulubionej knajpce „Mocca”. Wychyliłem kufel piwa i zjadłem wyborne pierożki z mięsem.

A więc dzisiejsza trasa miała taki oto przebieg: Wałbrzych-(Gaj)-Mieroszów-Hejtmankovice-Broumov-Sonov-Broumov-Olivetin-Janovicky-Przełęcz pod Czarnochem 660 mnpm-Głuszyca-Jedlina Zdrój-Jugowice-Burkatów-Świdnica.





Komentarze
maciekc86
| 11:12 sobota, 29 września 2012 | linkuj No ja niedawno pytałem o ten odcinek do Głuszycy. Jeszcze nie było okazji się tam wybrać, ale jeszcze w tym roku chciałbym. Więc tymbardziej cieszę się ze świeżej relacji. Ten kamienisty odcinek po prostu przejdę, skoro szosówka nie przejedzie, a górala szkoda na fajne czeskie asfalty :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!