Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 301661.90 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.69 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 124.80km
  • Czas 05:29
  • VAVG 22.76km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry Sowie forever

Sobota, 10 listopada 2012 · dodano: 10.11.2012 | Komentarze 0

Listopad to najbardziej ponury miesiąc. Nie lubi on rowerzystów, pewnie z wzajemnością. O dzisiejszej pogodzie można powiedzieć tylko jedną pozytywną rzecz: nie padało. Gdyby wystąpił deszcz, jazda byłaby czymś katorżniczym. No ale sobota nie przyniosła opadów. Był za to koszmarny wiatr, który zabierał ciepło i chęć jazdy…

Chyba po raz ostatni w tym roku wybrałem się w Góry Sowie. Wiele tu pisałem o ich uroku. Dlatego postanowiłem po raz kolejny przekonać się o nim na własnej skórze. Wybrałem Przełęcz Jugowską, którą darzę największym sentymentem. Jest to podjazd najdłuższy spośród możliwych do wybrania w Górach Sowich, poza tym winduje rowerzystę na najwyższy poziom pokryty asfaltem, tj. na wysokość 805 mnpm. Podjazd od strony Pieszyc nie jest trudny, za wyjątkiem może ostatniego kilometra w miejscowości Kamionki (kiedyś była to osobna wioska, teraz włączono ją do Pieszyc). Doświadczyłem dziś dziwnego zjawiska, gdy jechałem w górę wiatr mnie hamował, gdy byłem na zjeździe, wtedy mi pomagał. O jego przekorze przekonałem się już na wjeździe na Jugowską. Napotykałem tak mocne przeciwne powiewy, że prawie stawał rower. Co prawda nie był to wiatr stały, bo wtedy chyba jeszcze do tej pory bym pedałował, lecz nagłe i niespodziewane jego paroksyzmy i skurcze. Nawet las, który przecina droga prowadząca na przełęcz, nie hamował wiatru. Zresztą był on dziwny i kręcący, bez wyraźnego stałego kierunku. Na przełęczy stanąłem chwilę, pociągnąłem spory łyk wody z bidonu i z zainteresowaniem przyglądałem się odbudowie górskiej restauracyjki, która jakiś czas temu spłonęła. Mury już stoją, buduje się także dach. Ściany będą skonstruowane z naturalnego kamienia. Jest szansa, że będzie to sympatyczny obiekt.

Zjazd z przełęczy w kierunku Nowej Rudy niestety nie należy za to do sympatycznych. Stan asfaltu jest opłakany. Jakoś nikomu to nie przeszkadza, że więcej tu dziur niż gładkiej nawierzchni. Zatem lawirując i mocno wytracając prędkość jechałem w dół.

Z domu wyjechałem przed dziesiątą. Na drogę wziąłem sobie dwie krówki. Zjadłem je przed czeską granicą. Zrobiłem tam też małą sesję zdjęciową memu rowerowi, lecz nie aparatem fotograficznym, tylko telefonem. W domu okazało się, że gdzieś zaginął mi kabelek do telefonu (łączący go z komputerem), a więc zdjęć dziś też nie będzie. Zresztą, tak się zastanawiam, rower jak rower, nie ma czym się podniecać.

Droga przez Czechy przebiegła szybko, bo było jej raptem 20 kilometrów. Po naszej stronie jest wyremontowana już droga od granicy do Mieroszowa. Gładziutki asfalcie, że palce lizać. Szkoda że nikt nie myśli o naprawie drogi przez góry z Unisławia do Głuszycy. Niedawno o tym pisałem. Po stopnieniu śniegów wygląda koszmarnie. Nadaje się do downhillu. Jakoś ją przeżyłem.

Potem było już tylko w dół. Od Głuszycy złapałem w plecy korzystny wiatr. Jechało się ślicznie. Ścigałem się z masą brunatnych liści gnanych siłą powiewów.
Forma już wyraźnie zniżkuje. Zjedzone na trasie dwie krówki nie dodały dużo energii. Końcówkę jechałem już na długu kalorycznym. Czułem jak odchodzą mi siły, a w brzuchu skręcają się kiszki. No ale było z wiatrem i szczęśliwie dobrnąłem do Świdnicy. Tu czekał mnie spory kotlet świniowy w Cafe „Mocca”, no i kufel piwa.

Przebieg trasy: Świdnica-Bojanice-Pieszyce-Przełęcz Jugowska-Sokolec-Ludwikowice Kłodzkie-Nowa Ruda-Tłumaczów-Broumov-Hyncice-Mezimesti-Mieroszów-Unisław Śl.-Głuszyca-Zagórze Śl.-Bystrzyca Górna-Bystrzyca Dolna-Świdnica. Dziewiczych tras brak…





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!