Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 301661.90 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.69 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 115.30km
  • Czas 05:03
  • VAVG 22.83km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiatr, mój wróg

Sobota, 17 listopada 2012 · dodano: 17.11.2012 | Komentarze 0

Pogoda dziś była całkiem znośna. Jak na listopad. Było słonecznie, a deszcz był równie nierealny jak dobry film o Jamsie Bondzie. Jedynym mankamentem był wiatr, który wyssał moje siły. Forma coraz bardziej kiepska. Jazda raz na tydzień jest dla mnie już tylko namiastką prawdziwego sezonu. Nie wiem jak to się dzieje, ale kondycja przy takiej częstotliwości jazd spada na pysk…

Rano zbadałem pogodę. Prognozy były różne. Błękit i słoneczne promienie, które ujrzałem za oknem, rozwiały jednak moje obawy. Nie dałem się jednak zwieść pozorom… Ubrałem się grubo i solidnie. Czapka, długie rękawice, zimowe spodnie, kilka warstw czegoś na korpus. Wszystko się przydało. Przynajmniej nie zmarzłem. Mimo słonecznych promyczków było zimno, a wspomniany wyżej wiatr też był lodowaty, a przy okazji chciał zedrzeć ze mnie cały mój przyodziewek…

Na początku jazdy, jeszcze w miarę blisko Świdnicy, spotkałem trzech rowerzystów, którzy też skorzystali z aury. Potem już spotkałem tylko jednego. Wyjechał z jakiejś drogi i żwawo pomknął za mną. Odniosłem wrażenie, że koniecznie chce mnie dogonić. Był za mną może z 200m. Pomyślałem sobie, że tak łatwo się nie dam. Gonił mnie może przez 10 kilometrów. Dystans między nami się nie zmniejszał, ale i też nie powiększał. Cała ta pogoń odbywała się przy najgorszym przeciwnym wietrze i dodatkowo na lekkim podjeździe. Co jakiś czas sprawdzałem jak jest daleko… Wiatr był naprawdę koszmarny. Deptałem z wielkim mozołem. Czułem, że za chwilę chyba złapie mnie skurcz. Gdy dobrnąłem do miejsca, gdzie zaczął się krótki dwukilometrowy zjazd, już go nie widziałem za sobą. Może gdzieś skręcił. W każdym razie cała ta ucieczka kosztowała mnie sporo sił.

Ten wiatr był dziwny, złośliwy i kręcący. Odnosiłem wrażenie, że cały czas mi przeszkadza. Gdy dął centralnie w twarz, jazda była czysto masochistyczna. Gdy wiał z boku, też był moim wrogiem. Dopiero przez ostatnie dwadzieścia kilometrów klepał mnie po plecach. Pomyślałem sobie, że chce w ten sposób, abym zapamiętał tylko jego pomocne podmuchy, a o całej brzydkiej wcześniejszej jego postawie, zapomniał. No cóż, chyba nie zapomnę, bo jeszcze teraz czuję słabość w mięśniach i najchętniej poszedłbym się przespać.

Pożeracz Kilometrów Drugi spisywał się nienagannie. Chyba tak jak ja, złościł się również na ten wiatr. No ale swojej złości jakoś nie manifestował. Teraz pewnie drzemie na strychu. Spięty linką jak węzłem małżeńskim ze Starym Zdechlakiem. A może nie śpi, tylko opowiada mu o trudach dzisiejszej jazdy. Kto to wie? A jak dziś nie opowiada, to pewnie zrobi to w Wigilię…

Podczas dzisiejszej jazdy przekroczyłem łączny sezonowy dystans 13 Mm (dla tych, którym się nie chce przeliczać jednostek, jest to 13 000 km). Jest to pod tym względem mój drugi najlepszy sezon. Do rekordu się już pewnie nie zbliżę, ale czy w moim wieku warto myśleć o rekordach? Hm, no cóż. Warto! Myślenie przecież jest dźwignią postępu…
Na dzisiejszej trasie zaliczyłem nawet „dziewiczą” trasę i miejscowość. Trasa miała może z kilometr długości, była ślepa i prowadziła do małej wioski Maleszów w powiecie strzelińskim. No ale kolejna „dziewica” zaliczona!

Trasa miała taki oto przebieg: Świdnica-Wiry-Przełęcz Tąpadła-Bedkowice-Świątniki-Jordanów Śl.- Piotrków Borowski-Zielenice-Strzelin-Karszów-Maleszów-Niemcza-Gilów-Dzierżoniów-Pieszyce-Bojanice-Opoczka-Świdnica.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!