Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298796.40 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 112.60km
  • Czas 05:30
  • VAVG 20.47km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Walka z wiatrem

Niedziela, 3 lutego 2013 · dodano: 03.02.2013 | Komentarze 2

Na dziś miała być pogodna słoneczna, wietrzna i chłodna. Wszystko sprawdziło się dokładnie. Co prawda kiedy wyjeżdżałem o słońcu można było zapomnieć, lecz po jakiejś półtorej godzinie chmury się rozpierzchły (pewnie pomógł im w tym ten potępieńczy wiatr), a słoneczne promyki ładnie muskały po twarzy. Sądzę że temperatura mogła wynosić pół kreski powyżej zera. Było zimno, lecz płyny nie zamarzały w bidonie, stąd ten mój wniosek. Jednak wicher skutecznie zmniejszał temperaturę odczuwalną.

Wiedząc co mnie może spotkać, ubrałem się więcej niż solidnie: cztery bluzy, czapka, kominiarka, no i grube spodnie. Zapomniałem jednak o stopach. Miałem na nich cienkie skarpeteczki. Po kilkunastu kilometrach zacząłem odczuwać przenikliwy ziąb. Nie było rady, w najbliższym czynnym wiejskim sklepiku kupiłem parę skarpetek. Założyłem je na przystanku autobusowym. Co za ulga! Miłe ciepełko! Stopy nadawały się do użytku, a widmo odmrożenia przestało im zagrażać.

Postanowiłem dziś zaliczyć pierwszą setkę. Zamiar chwalebny, lecz w przypływie entuzjazmu nie wziąłem pod uwagę tego siarczystego wiatru, który często hula nad naszymi obszarami o tej porze roku. Miał on decydującą rolę w dzisiejszych moich zmaganiach. Jakoś tak dziwnie kręcił, że miałem wrażenie ciągłego jego wiania prosto w twarz. Najgorzej kiedy mój kierunek jazdy odwracał się na zachód. Koszmar. Ściana wiatru! Raz tylko n odcinku ze Środy Śl. do Kątów Wrocławskich był moim sprzymierzeńcem. Wtedy jechało się bosko. No ale szybko wiatr jakby zorientował się, że mi pomaga, a przecież za cel wziął sobie uprzykrzanie mi życia i… zmienił kierunek. Zmaganie się z wiatrem, gdy początek sezonu i forma kiepściutka, nie wychodzi na zdrowie. Lecz cóż było począć. Jak się już dojechało do zaplanowanego skrajnego punktu wycieczki, trzeba jakoś wrócić. Jechałem zatem, a raczej przepychałem się do przodu. Zaciskałem zęby i kręciłem dalej. Najgorsze były podjazdy przy przeciwnym wietrze. Wtedy przez usta puszczałem bardzo niecenzuralne inwektywy pod adresem tej wichury. Może trochę to pomagało…

Na trasie nie spotkałem żadnego rowerzysty. W duchu pomyślałem sobie, ze może i dobrze. Bo gdyby taki napaleniec zaczął się ścigać, to sądzę, że Duch Sportu kazałby mi podjąć rzuconą rękawicę, a wtedy pewnie bym wyzionął swojego ducha.

Całkiem przypadkowo zaliczyłem kolejną dziewicza trasę (i miejscowość). Była to dróżka między Kilianowem a Milinem przez Szymanów. „Dziewiczość” w sensie pierwszego jej przebycia przeze mnie na rowerze była bezsporna, natomiast dziurska, które straszyły na niej na każdym kroku, nakazują zaliczyć ją do kategorii zupełnie niedziewiczych. Tym razem nie chłonąłem dziewiczości trasy tak jak poprzednio. I wcale nie mam tu na myśli, że było tyle dziur w asfalcie. Po prostu jak się oczy ma wypełnione łzami od podmuchów i wysiłku, to zwraca się na takie rzeczy mniejszą uwagę.

Chcąc skrócić sobie nieco trasę, jeden odcinek (między Chwałowem a Golą Świdnicką) przebyłem polną drogą. Śniegu co prawda nie było, lecz błoto i owszem. Wybrudziłem się jak nieboskie stworzenie. No i rower też został ochlapany dosyć dokładnie. Jutro pewnie czyszczenie. Jak mnie nie pokręci od tej dzisiejszej heroicznej walki z wiatrem…

Cóż, cel zaliczony. Setka pękła. Nawet z małym ogonkiem. O lepszej formie, mimo bardzo niskiej średniej, świadczy brak skurczów mięsni. Jakoś tak sobie wymyśliłem, że gdy mam skurcze w czasie jazdy (co mi się rzadko zdarza), to wtedy forma jest na skandalicznie niskim poziomie. Teraz zapowiadają u mnie opady deszczu prawie przez cały tydzień. A więc na rowerek w przyszły weekend. Jeśli pogoda pozwoli. No i jeśli mnie nie pokręci od tej dzisiejszej heroicznej walki z wiatrem…
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Jagodnik-Pszenno-Panków-Pożarzysko-Imbramowice-Paździorno-Kostomłoty (tu kupiłem skarpetki)-Piersno-Środa Śl.-Świdnica Polska (nie mylić ze Świdnicą bez żadnego określenia)-Kąty Wrocławskie-Kilianów-Szymanów-Mietków-Chwałów-Gola Świdnicka-Klecin-Pszenno-Świdnica.





Komentarze
RODDOS
| 15:57 poniedziałek, 4 lutego 2013 | linkuj Dzięki! Tobie też życzę super wrażeń na dwóch kółkach! Pozdrawiam!
maciekc86
| 12:55 poniedziałek, 4 lutego 2013 | linkuj Gratuluję! Mocne rozpoczęcie sezonu! Rzeczywiście w niedzielę pogoda była zachęcająca do jazdy, niestety musiałem ją spędzić w pracy.
Ja rozpocząłem sezon 1 stycznia 30-kilometrową przejażdżką, ale potem było tylko gorzej :)
Skoro sezon rozpoczęty, to trzeba tylko życzyć wielu tysięcy kilometrów bez złych przygód!
Pozdrawiam
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!