Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298796.40 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 119.60km
  • Czas 05:38
  • VAVG 21.23km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skok w opolskie cz.2

Niedziela, 7 kwietnia 2013 · dodano: 07.04.2013 | Komentarze 1

Korzystając z lepszej (trochę!) pogody postanowiłem wybrać się na dwudniowy wypad. Jak już wiele razy się uskarżałem, forma cieniutka, a więc nie wytyczyłem sobie zbyt trudnego celu. Pomyślałem zatem, że warto odwiedzić Namysłów, tam się przenocować i wrócić do domu następnego dnia. Cel zaiste skromny, bo kiedyś w jeden dzień zrobiłem podobną trasę, z tym, że wyruszyłem z Wałbrzycha, a nie Świdnicy, co dało jeszcze dodatkowe 50 km. Wtedy przekroczyłem 300 km w ciągu dnia. No ale obecnie o czymś takim mogę tylko pomarzyć. Początki bywają trudne, do celu należy dochodzić stopniowo. Najlepszym lekarstwem na słabą formę są coraz trudniejsze wyzwania.

Wczoraj zatem wyjechałem przed dziesiątą. Pogoda była umiarkowana. Rano nieco padało, było mokro i wszystko spowijała mgła. No ale był prawdziwy upał! Zero stopni! W porównaniu z poprzednią moją wycieczką, kiedy było minus jedenaście stopni, prawie można było wystawić gołą pierś. Ja jestem jednak zmarzluchem i ubrałem się ciepło i solidnie. Wolę nieco się zgrzać niż przemarzłość do szpiku kości. Zresztą ostatnia moja jazda na kilak dni zrujnowała moje zdrowie. Przeziębienie… Na szczęście po chorobie nie było śladu i z optymizmem wyruszyłem w dal.

Jechało mi się nieźle. Generalnie wiatr nie przeszkadzał. Nawierzchnia z początku mokra, po jakimś czasie zrobiła się sucha. Oczywiście na polach, a czasami tuż przy drodze leżały zwały śniegu. Jechałem przez Oławę. Jest to jedno z bardziej nieprzychylnych rowerzystom miast. Już na początku straszą gęsto poustawiane znaki „zakaz wjazdu rowerów”. Obok niby jest ścieżka rowerowa, ale jest okropna – z bocznymi drogami krzyżuje się co sto metrów, jej stan jest opłakany. Są wyrwy wypełnione piaskiem. W jednej takiej prawie bym się przewrócił. Od tego momentu zlekceważyłem znaki i wskoczyłem na ulicę. Od Oławy zacząłem nieco lawirować bocznymi drogami. Zaliczyłem sporo „dziewiczych tras” – może ze 30 km i około 10 „dziewiczych miejscowości”. Podczas jazdy myślałem, by gdzieś stanąć i zjeść normalny obiad. Ale nie było gdzie. Pokrzepiłem się zatem dwoma słodkimi bułkami i bananem. Nie było to zbyt wiele, a zatem ostanie kilometry trochę dały mi w kość. Tym bardziej, że musiałem brnąć pod przeciwny wiatr. W Namysłowie zameldowałem się przed siedemnastą. Dzień był jeszcze w pełni, ale byłem raczej zmęczony i nie miałem ochoty na dodatkowe kilometry. Na obiadokolację spożyłem pokaźną pizzę. Wcześniej zarezerwowałem sobie nocleg w hotelu „Polonia”. Na zdjęciu w necie wyglądał przyzwoicie, ale rzeczywistość okazała się już nie tak różowa. Wydaje mi się, że chyba nie zasłużył na dumnie prezentowane dwie gwiazdki. Kąpiel w letniej wodzie jest średnią przyjemnością, zwłaszcza po dniu spędzonym na powietrzu. Powietrzu, dodam, niezbyt gorącym. Poza tym za sąsiadów miałem jakąś rozwrzeszczaną rodzinę Turków czy kogoś takiego. Na szczęście wrzaski (ale jakie!) zakończyły się jak Bóg przykazał o 22. No ale co z tego skoro rano zaczęły się już po szóstej. Te trudy zamieszkiwania nieco wynagrodził mi właściciel hotelu, który ogólnie był całkiem sympatyczny. Zamówione ekstra duże śniadanie przyniósł mi do pokoju punktualnie o wyznaczonej porze, poza tym pożyczył mi nici i igłę, gdy okazało się, że zamek w moim plecaczku ostatecznie się rozwalił. Zapakowałem zatem do niego swój dobytek, ten z którego podczas jazdy nie miałem zamiaru korzystać i po prostu zaszyłem dziurę…

Spało mi się dobrze. Na szczęście tureckie dzieci spały też smacznie i nie darły twarzy… Po obfitym śniadaniu wyruszyłem na krótki objazd Namysłowa. Pstryknąłem parę fotek. Pogoda była niezła. Świeciło słoneczko. Nie było jednak ciepło. Nie czuło się też wiosennych podmuchów. Jak się okazało już gdy wyruszyłem w drogę powrotną, podmuchy były zimowe i niestety wiało mi w twarz. Wczoraj zastanawiałem się jak uda mi się przejechać dzień po dniu. Gdy zrozumiałem że całą drogę będę się zmagał z wiatrem, nieco mnie w środku zmroziło. No ale nie było tak najgorzej. Jak mnie przytykało, stawałem na chwilkę, a potem ruszałem dalej. Raz stanąłem na stacji paliw, by napić się kawy. Jakoś machnąłem ręką i spadły mi moje rowerowe okulary. Pech chciał, że pękła oprawka i wyleciało szkiełko. Są one jednocześnie korekcyjne, bo mam wadę minus 1,75 dioptrii. Po plecaczku druga starta! Może nie do końca, bo pewnie uda mi się je skleić „kropelką” czy podobnym wynalazkiem… No ale od Brzegu już jechałem w swoich normalnych okularach. Mają metalowe oprawki i przy chłodnym wietrze „łapią” chłód. No ale cóż było robić? W międzyczasie słońce zaszło i dwa razy złapała mnie śnieżna zawierucha. Na szczęście był to bardziej mokry grad niż śnieg. Raz opady trwały z 10 minut, a raz z 5. Potem znowu wyszło słońce.

Do domu dojechałem przed siedemnastą. Nieco wymęczony… No cóż, z planowanej przeze mnie trzydniowej wycieczki na Górę Świętej Anny póki co trzeba zrezygnować. Wczorajsza i dzisiejsza jazda przekonała mnie, że może trasę tę bym zaliczył, ale kosztem zbyt dużego wysiłku. Zatem trzeba jeszcze potrenować...
Trasa (głównie drogą krajową „39”, ale przy minimalnym ruchu samochodowym): Namysłów-Żaba-Lubsza-Brzeg-Skarbimierz-Wiązów-Strzelin-Łagiewniki-Jaźwina-Wiry-Świdnica.
Parę fotek na stronie:
http://www.bikeforum.pl/threads/11604-Wypociny-RODDOSA?p=299831#post299831





Komentarze
Bod10
| 18:34 poniedziałek, 8 kwietnia 2013 | linkuj Widzę, że się rozkręcasz. Na zachodzie mało śniegu, ale ziemia chyba zmarznięta.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!