Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298796.40 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 127.50km
  • Czas 05:37
  • VAVG 22.70km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hop do Rawicza cz.2

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 14.04.2013 | Komentarze 0

Weekend znowu spędziłem na rowerowym wyjeździe. Korzystam z okazji…

Wczoraj wyjechałem po dziewiątej, a celem było miasto już w woj. wielkopolskim – Rawicz. Pogodę zapowiadano dość chimeryczną, zatem do plecaka wrzuciłem coś przeciwdeszczowego. I chociaż deszczyk złapał mnie chyba z pięć razy, to nie był na tyle groźny, by zmobilizować mnie do wyciągnięcia tej kapoty. Jak już wcześniej pisałem, mój plecak rowerowy, a ściślej jego zamek, popsuł się. Mam gdzieś w domu inny plecak, który czasem też służy mi do celów rowerowych. Niestety za żadne skarby nie mogłem go odnaleźć. Cóż było robić. Wziąłem ten rozwalony, a dziurę złapałem agrafką. Nie wyglądało to zbyt elegancko, ale w praktyce spełniło swoją rolę. Przy okazji wspomnę o okularach, które też poprzednio odniosły kontuzję. Otóż skleiłem je, ale na tyle kiepsko, że to widać. Wkleiłem po prostu jedno szkiełko na kropelkę do oprawki, bo inaczej się nie dało. Teraz na dole szkiełka jest mała smużka, a na górze oprawki szczelina o szerokości 1,5 mm. Jeździć w tym się da, ale nie ma to za wiele wspólnego z szeroko rozumianymi wartościami estetycznymi. Zatem sprawiłem sobie nowe okularki. W środku są plastikowe szkła korekcyjne, a na zewnątrz wymienne wkładki. Mam ich chyba z sześć. Są w różnych kolorach, w tym lustrzanki. Wziąłem je wczoraj do pierwszej jazdy. I co? Czułem się średnio. Jednak w starych lepiej mi się jeździło. Może kwestia przyzwyczajenia. Nie wiem, zobaczymy…

Pierwszym celem mojej wczorajszej jazdy była przeprawa przez Odrę Głoska-Brzeg Dolny. Jechało mi się dobrze, trochę pomagał wiatr. Szybko pokonałem te blisko 70 km i stanąłem nad Odrą. A niech to diabli. Na szlabanie zobaczyłem napis „prom nieczynny”. W tych okolicach na Odrze nie ma zbyt wiele możliwości przeprawienia się na drugą stronę. Przez chwilę myślałem nawet, by wrócić do domu. Droga do Rawicza w każdym razie wydłużyła mi się niezmiernie. Po momencie wahania, pomyślałem, że jednak nie dam za wygarną. Tą samą trasą wróciłem do Środy Śl. i dalej ruszyłem w kierunku mostu na Odrze przed Lubiążem. Czterdzieści kilometrów pod wiatr. No ale jakoś się udało. Potem już wiatr był w miarę nieszkodliwy, a nawet nieco pomagał. W Wołowie stanąłem na popas. Zjadłem kotlet świniowy z frytkami, zapijając sokiem pomarańczowym. Zresztą sok ten jest moim głównym płynem w bidonie. Za Wołowem nieco pomyliłem drogę, którą chciałem jechać. Zamiast obrać kierunek na Żmigród, to wyruszyłem drogą na Rawicz. Niby przecież jechałem do tego miasta, ale miałem zamiar zaliczyć nieco „dziewiczych tras”. Efektem tego zamieszania był skręt w prawo za miejscowością Bożeń. Na mapie była zaznaczona droga łącząca tę miejscowość z moją planowaną trasą. Niestety okazało się, że jest to droga polna. Trochę ubita, ale jednak jeszcze mokra i błotnista. Nawet już miałem się wycofać, ale jakoś się przebiłem. Kosztem umorusania roweru. Kląłem na czym świat stoi. Dzięki temu przemknąłem przez 11 nowych miejscowości w powiecie wołowskim i górowskim. W Rawiczu zameldowałem się po godzinie osiemnastej. Nocleg miałem zarezerwowany w hotelu OSIR, na ul. Spokojnej. Zdążyłem w hotelowej restauracji zjeść kolację. Miałem zamiar jeszcze obejrzeć sobie wieczorny film „Inni”, leciał na drugim programie. Kiedyś go oglądałem i wywarł na mnie spore wrażenie. Tym razem jednak zmęczenie było spore. Sen przyszedł niepostrzeżenie. Już chyba podświadomie wyłączyłem telewizor. Mój hotelik okazał się całkiem sympatyczny.

Rano zjadłem śniadanko i przed dziesiątą wyruszyłem w trasę. Tym razem już chciałem do domu dojechać w miarę prostą drogą, nie nadrabiając kilometrów. Tym bardziej, że prognozy zapowiadały wiatr z południa, czyli w twarz.

Znowu dotarłem do Wołowa, ale już inną drogą, tą pogardzoną poprzedniego dnia. Znowu Odrę sforsowałem w Lubiążu. W tej miejscowości warto polecić opactwo cysterskie. Pochodzi z XIII wieku, a w swych kryptach chowa groby Piastów śląskich. Kiedyś tym się interesowałem dość mocno. Dziś już zapał piastowski we mnie osłabł. No ale fotkę można było sobie zrobić.

W trakcie jazdy wreszcie doznałem ciepłych promieni słońca. Nawet na chwilę walnąłem się przy drodze. Patrzyłem na błękitne niebo, owady, które pracowicie dreptały w trawie, ptaki radośnie wołające na wietrze. A więc zaklinanie pomogło! Śniegu już nie ma wcale. Zamiast bieli coraz silnej wszędzie przebija zieleń. Oby tak dalej!

Zmorą powrotnej jazdy była stara kostka leżąca ciągle w miejscowościach w okolicach Legnicy, Jawora i Środy Śl. Ciężko się jedzie szosówką. Znowu musiałem szpetnie kląć.

Wycieczkę swoją zakończyłem ok. siedemnastej. Trochę podmęczony.

Trasa: Rawicz-Wąsosz-Wińsko-Baszyn-Bożeń-Wołów-Lubiąż-Mazurowice-Ruja-Tyniec Legnicki-Postolice-Budziszów Wielki-Lusina-Bartoszówek-Strzegom-Stanowice-Stary Jaworów-Świdnica.
Parę fotek na stronie:
http://www.bikeforum.pl/threads/11604-Wypociny-RODDOSA?p=300138#post300138





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!