Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298796.40 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 109.30km
  • Czas 04:27
  • VAVG 24.56km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

deszcz

Piątek, 10 maja 2013 · dodano: 10.05.2013 | Komentarze 0

Dzisiejszy dzień absolutnie nie nadawał się na rower. Ci, którzy pozostali w domy, wygrali los na loterii. Ja do tych szczęśliwców się nie zaliczam. W planach na dziś był rower i nic tych planów nie było w stanie zmienić.

Rano pojechałem do pracy. Jechało się przyjemnie. Podwiewał jednak przeciwny wietrzyk. Trochę się z nim zmagałem, zatem nawet z zadowoleniem przyjąłem odczytany na liczniku czas porannej jazdy: 1:02 h. Po drodze, zwłaszcza w pobliżu Wałbrzycha, widoczne były ślady nocnych intensywnych opadów. Prognoza była taka, że rano te opady miały zaniknąć. Tak też się stało.

W pracy skrzętnie śledziłem prognozy na najbliższe godziny. Cóż, miało lać. Cały czas piętrzyły się ołowiane chmurzyska. Do godziny piętnastej, a więc do końca mojej pracy, deszczu nie było. Wiedziałem jednak, że wyrok na mnie już zapadł. Przemoknięcie do suchej nitki. Gdy ruszyłem przez Wałbrzych, spadły na mnie pierwsze krople. Deszcz się z każdą chwilą zmagać, by po jakiejś półgodzinie stać się ulewą. W takich warunkach pokonałem 80 km. Woda szybko spenetrowała wszystkie zakamarki. Dostała się do butów, przesiąkła ubiór. Na szczęście nie było strasznie zimno. Raz na chwilę opady ustały. Było to już blisko domu. No ale ułuda nie trwała długo. Ostatnie 10 kilometrów pokonywałem w ścianie wody. Deszcz żegnał mnie z przytupem…

No ale przecież człek nie jest z cukru, nie rozpuści się. Tak naprawdę, gdy już się jest całkowicie przemoczonym, to już jest wszystko jedno. Dla mnie o dziwo najgorszy był fakt, że miałem całkowicie zalane okulary i spory dystans pokonałem z patrzałkami podniesionymi na czoło. Wtedy woda wlewała się do oczu, które dziwnie zaczynały mnie piec. Nie wspomnę już o tym, że bez korekcyjnych szkieł jechało mi się ze znacznie mniejszym komfortem. Musiałem wypatrywać dziur na drodze, by w którąś nie wpaść, a dziur nie brakowało.

Z dzisiejszej przygody widzę takie oto pożytki: wzmocniłem ciało, pokrzepiłem ducha, a także w trudnych warunkach wypróbowałem swój nowy licznik. Poprzedni wylądował na śmietniku historii, bo zawiódł mnie podczas wilgotnej aury. Nowy jednak spisał się chwacko. Ani myślał przemóc od deszczu. Przemókł mi natomiast telefon, który schowany miałem w trójkącie pod ramą. Coś tam teraz pika i same wyskakują na nim cyferki. Trzeba będzie go podsuszyć…

Weekend zapowiada się kiepsko. Opady. Może uda mi się wyskoczyć w niedzielę. Jutro muszę wyczyść swój pojazd, bo po walce z deszczem ma na sobie miliard ziarenek piasku.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Szczawno Zdrój-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Kłaczyna-Roztoka-Jawor-Mściwojów-Goczałków-Strzegom-Stanowice-Nowy Jaworów-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica.





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!