Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298725.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2011

Dystans całkowity:1080.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:43:33
Średnia prędkość:24.80 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:108.02 km i 4h 21m
Więcej statystyk
  • DST 140.10km
  • Czas 05:48
  • VAVG 24.16km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Niedziela, 30 października 2011 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 0

Pogoda utrzymuje się na przyzwoitym poziomie. Jak w październiku nie pada, to jest już nieźle. Tak właśnie było dzisiaj. Wyjechałem dość wcześnie, bo nie było nawet godziny ósmej, gdy ja już deptałem w pedały. Jak się człek dobrze ubierze, to nie straszne zimno. Choć raczej bym zgrzeszył, gdybym stwierdził, że było chłodno. Pod czapką było mi nawet gorąco, bo już na początku trasy był podjazd. Spod niej co jakiś czas spływała kropelka potu… Kiedyś spotkałem jakiegoś rowerzystę, a było to podczas naszego wspólnego wypoczynku na Przełęczy Woliborskiej. Wymieniliśmy kilka zdań. Powiedział wtedy, że jak ktoś jest w dobrej formie, to się nie męczy. Nic bardziej mylnego! Owszem można jechać szybciej, dalej i mocniej. Ale zmęczenie jest naszym chlebem powszednim. Nie wiem jak wy, ale dla mnie jednym z motywów mej jazdy na rowerze jest chęć odczucia dojmującego zmęczenia. Jak serce mocniej bije, jak twarz czasem wykrzywia się w grymasie, to wtedy wiem, że żyję. Po rowerowej jeździe, wieczorem, tak jak teraz, czuję jak nogi i odpoczywają, czuję też lekką senność. Ale takie to przemyślenia na marginesie. Z tym przygodnie spotkanym kolarzem już się więcej nie zobaczyłem. On zjechał z przełęczy w jedną stronę, a ja w drugą. Jedno wiem, że jak jeździ na rowerze, to się męczy.
Na trasie wiało, ale to już rzecz normalna. Znowu przypatrywałem się kolorom drzew. Jesień całkiem już je odmieniła. Zieleń już dostrzec można na drzewach iglastych. Liściaste przybrały głównie wszelkie odcienie żółci, czerwieni spotyka się niewiele. Poza tym trzeba trochę uważać, bo liście na drodze tworzą śliskie i zdradliwe podłoże. Lepiej na nich się nie poślizgnąć! Wiatr strąca je intensywnie z drzew i lecą prosto w twarz. Chyba wymyśliły sobie taki konkurs: który pacnie rowerzystę w głowę, ten wygrywa. Nie ma co narzekać. Jak przyjdzie zima, to nawet takich jazd nie będzie można sobie zafundować.
Chciałbym napisać jeszcze o jednej rzeczy. O niefrasobliwości. Mojej. Wybrałem się w trasę, jako się rzekło dość wcześnie. W domu szybko przekąsiłem jakąś bułkę. W garść wziąłem 10zł, bo myślałem, że wystarczy na drobne wydatki. Z domu nie biorę jedzenia, wolę kupić jakąś bułkę czy batona w trasie. Czasem, gdy jazda jest całodzienna, przystaję gdzieś i jem porządny obiad. Dzisiaj jakoś pieniądze się szybko rozeszły. W planach miałem nieco krótszą trasę niż ostatecznie wyszło, bo będąc już w pobliżu Świdnicy, odbiłem od niej i zatoczyłem spore koło. Gdy odbijałem czułem się całkiem nieźle. Ale po krótkiej jeździe zacząłem odczuwać dojmujący brak kalorii. Objawiało się to spazmami żołądka. To jeszcze można byłoby wytrzymać, lecz doszły do tego mocne kurcze mięśni nóg. Gdy przed oczami pojawiły mi się mroczki, pomyślałem, ze to nie przelewki, bo do tej pory to bagatelizowałem. Pomyślałem, że muszę coś przekąsić, bo zaraz stanę, albo co gorsza, wpadnę do rowu. No i co? Stanąłem przy krzaku dzikiej róży i dość solidnie objadłem jego owoce. Do jedzenia nadaje się właściwie tylko skórka, bo wewnątrz owocu są twarde ziarenka otulone czymś w rodzaju roślinnej waty szklanej. Skórka ma smak słodko-kwaśny i jest całkiem smaczna. Tak posilony przebyłem ostatnie 25 km. Nie był to wszakże pełnowartościowy posiłek, bo w domu na jedzenie rzuciłem się jak wygłodniały wilk.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Modliszów-Wałbrzych-Mieroszów-Golińsk-Mezimesti-Hejtmankovice-Broumov-Hyncice-Mezimesti-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Zagórze Śl-Bystrzyca Grn-Bojanice-Mościsko-Kiełczyn-Wiry-Świdnica. Dystans 140,1 km ze średnią 24,1 km/h, która strasznie podupadła na ostatnim odcinku przebytym na długu kalorycznym.




  • DST 66.90km
  • Czas 02:31
  • VAVG 26.58km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Piątek, 28 października 2011 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 0

Jesień na dobre objęła panowanie. I to w odmianie listopadowej. Pochmurno, zimno, wietrznie. Na szczęści bez opadów, a więc można było się dziś nieco dotlenić. Dzień już króciutki… Należało zatem wybrać się w niezbyt daleką trasę i do tego się streszczać. Zatem streszczałem się i wyszło z tego coś takiego: Wałbrzych (praca, wyjazd o 15)-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Kiełczyn-Wiry-Marcinowice-Stefanowice-Pszenno-Jagodnik-Świdnica. Dystansie 66,9 km przy średniej 26,5 km//h. Nie byłem na rowerze od tygodnia i ze zdziwieniem zauważyłem lekki spadek formy. Pod górki, których co prawda nie było wiele, jechało mi się dość ciężko. Cóż, nadchodzi zmierzch sezonu… Organizm może chce już odpocząć, zapaść w sen zimowy. No ale jeszcze mam nadzieję ciut pojeździć. Ale to już tylko w weekendowe dni, bo przesunięcie godzin zniweczy moje zapędy do jazdy w dni robocze. No i jeszcze jeden malutki warunek. Nie może spaść śnieg. Co prawda go nie zapowiadają, ale jak patrzyłem na chmury podczas dzisiejszej jazdy jakoś wyglądały mi na nabrzmiałe tym białym paskudztwem…




  • DST 157.80km
  • Czas 06:14
  • VAVG 25.32km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Sobota, 22 października 2011 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 0

Korzystając z niezłej pogody oraz pewnej uroczystości, która miała się odbyć nieopodal Kluczborka, postanowiłem zaliczyć rowerową jazdę na tym właśnie odcinku. Tym większą pałałem chęcią jazdy, że w tamte strony zapuszczałem się z rzadka , a odstani 70- kilometrowy odcinek jechałem już zupełnie dziewiczymi dla mnie trasami. Dziewicze trasy są bardzo podniecające, hm tzn. rowerowo. Wcześniej dokładnie przestudiowałem szczegółową mapę województwa opolskiego i tak podbudowany teoretycznie wyruszyłem koło godz. 9 w drogę. Myślałem że rano będzie cieplej, jednak chłód był przenikliwy. Oszronione trawy i niższe krzewy wyraźnie oznaczały, iż w nocy był tęgi przymrozek od ziemi. Jechałem, a para buchała ze mnie jak z parowozu. Ubrany byłem wszakże przyzwoicie i odpowiednio do zastanych warunków. Na głowie czapka, dwie bluzy, grube spodnie kolarskie. Na początku jazdy przydałaby się nawet kominiarka, bo mróz szczypał w nos i policzki, tej nie wziąłem, ale wkrótce-tak koło jedenastej-zrobiło się w miarę ciepło, bo słońce, choć niezbyt intensywnie, ale jednak wzięło się do pracy. Rower szedł równo, ja myślami błądziłem gdzieś w obłokach. Mijały kilometry dobrze znanych mi dróg: Wiry, Jaźwina, Łagiewniki, Strzelin… Potem skierowałem się ku Brzegowi. Droga prowadzi tam co prawda krajowa, jednak zarówno ze względu na niezbyt duży ruch oraz kiepski stan nawierzchni, jest to kwalifikacja nieco na wyrost. Przed Brzegiem porobiono jednak znaczne odcinki nowych dróg w tym obwodnicę. Szukałem kierunku na Namysłów, który jakoś kiepsko był wskazywany. W pewnym momencie nawet musiałem spytać się o drogę. I pech chciał, że zapytałem o to dwie blondynki. Ochoczo mi pokazały, w którą stronę mam jechać. Jak się okazało, należało udać się dokładnie w odwrotnym kierunku… Przejechałem przez ładny stary kratownicowy most na Odrze, a w miejscowości Pisarzowice odbiłem z głównej drogi w prawo, wkraczając jako się rzekło na początku w nowe dla mnie rowerowe trasy. A konkretnie droga wiodła przez Stobrawski Park Krajobrazowy. Stobrawa to rzeka, dopływ Odry. Droga , na początku, gładka i nowiuśka, wkrótce stała się dziurawa i wyboista. Ale nie traciłem ducha, bo jechało się przez lasy, a drzewa miały piękne jesienne kolory: dominował czerwień i złoto. Na dole był kobierzec barwnych liści, a u góry liście trzymające się jeszcze drzew też cieszyły oczy. Czasem miałem wrażenie, że jadę w jakimś złotym tunelu, a przebijające się słońce dodatkowo zabarwiało to zjawisko żółtymi refleksami swoich promieni. Na szlaku spotkałem kilka miejscowości o intrygujących nazwach: Pokój, Szum, Zawiść. No ale najlepsza była mała wioska o dumnej nazwie Paryż. Tam nawet przystanąłem, by zrobić małą fotkę moim zdezelowanym telefonem komórkowym. Hm, to już drugi Paryż w moim życiu. Pierwszym był położony nad rzeką też na literę „s”. Chociaż tak właściwie nie jestem pewien, czy „nasz” Paryż leży na Stobrawą. Mniejsza z tym, Stobrawa w najgorszym przypadku przepływa gdzieś w pobliżu.
W niezłej formie dotarłem do Kluczborka, ale dojechałem tam tylko by szybko z perspektywy roweru rzucić okiem na to miasto i potem zawrócić, bo wspomniana impreza miała miejsce w miejscowości o nazwie Bogacia. Tam też szczęśliwie około godziny 16 zakończyłem jazdę i wziąłem udział w przyjemnej imprezie. Pokonany dystans: 157,8 km ze średnią 25,3 km/h.
Dziś powrót do domu samochodem. Podczas jazdy tęsknie wszakże wpatrywałem się w drogę, bo dla mnie zawsze perspektywa rowerowa jest piękniejsza niż ta widziana przez szybkę…




  • DST 76.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 25.62km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Wtorek, 18 października 2011 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 0

Śniegi jednak nie spadły. Nawet nie ma deszczu. Jednak pogoda jest już nad wyraz ponura. Dla mnie brak opadów oznacza wszakże pewien komfort jazdy. Deszcz potrafi wyziębić… dziś jednak było znośnie. Za wyjątkiem straszliwego wiatru. W trakcie dzisiejszej jazdy nachodziły mnie refleksje dotyczące właśnie wiatru. Wniosek może być tylko jeden: jest on czymś obmierzłym dla rowerzysty. Zdecydowanie jego złe cechy przeważają nad dobrymi. Zatem wśród tych złych cech można wymienić: wyziębianie organizmu, kłopoty przy utrzymywaniu równowagi przy większych podmuchach, sypanie w twarz piachem i opadłymi liśćmi, koszmarne opory jazdy na prostych odcinkach, gdy akurat wieje centralnie w twarz, zabieranie ducha i serca do jazdy… Dobre cechy są chyba tylko dwie: gdy jedziemy z wiatrem, czujemy wielką moc (częściowo swoją, częściowo tego wiatru), co wyzwala dziwną euforię, gdy jedziemy pod wiatr, szlifujemy kondycję, bo nawet jazda w dół wymaga mocnego kręcenia… Tak czy siak, wiatr nie jest przyjacielem rowerzysty. Dziś o tym przekonałem się dobitnie kolejny raz. Poza tym pogoda była znośna. Temperatura ok. 10 stopni, późnojesienne słoneczko, które dostarcza raczej światła niż ciepła, brak zachmurzenia i groźby deszczu.
Odnoszę wrażenie, że wyszarpuję kolejne rowerowe jazdy wśród ubywającego coraz szybciej dnia. Dziś przejechałem 76 km w czasie nieco poniżej 3 godzin. Cóż, nadchodzi zmierzch sezonu Anno Domini 2011. Każda kolejna rowerowa wycieczka będzie darem losu. Ale tak to już jest i nie warto daremnie rozpaczać. Warto myśleć o sezonie Anno Domini 2012. Zatem myślę…
Dziś trasa miała taki oto przebieg: Wałbrzych-stare Bogaczowice-Sady Dolne-Bolków-Kłaczyna-Roztoka-Strzegom-Stanowice-Stary Jaworów-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




  • DST 87.10km
  • Czas 03:26
  • VAVG 25.37km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Czwartek, 13 października 2011 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 0

Dobra pogoda będzie już pewnie w przyszłym sezonie. Na Dolny Śląsk przyszła ponura jesień. Piszę „ponura”, bo tak mi się jakoś kojarzy. Bo dziś nie było aż tak tragicznie. Było wręcz znośnie. Ale sama wizja buszującej jesieni jakoś niweczy mój dobry humor. Trochę wiało, było bardzo zimno, lecz co najważniejsze deszcz nie chciał kropić. Ubrałem się zatem porządnie: rękawice, długie spodnie i bluza, nawet polarowa czapka. W takim stroju trudno zmarznąć. Jechałem zatem sobie bez wielkiego pośpiechu. Kodowałem w pamięci kolejne odcinki trasy, kodowałem też przyjemność, którą sprawiało mi jej pokonywanie. Kto wie, może była to ostatnia jazda w sezonie. Coś straszą śniegami. Ale mam nadzieję, że to tylko takie bajdurzenie. Spotkałem kilku rowerzystów, w sumie pięciu. Pewnie też napawali się jazdą. Gdy zorientowałem się, że jestem w pewnym niedoczasie w stosunku do planów i stanęła przede mną wizja jazdy po zmroku, nieco przyspieszyłem. Trasa miała liczyć ok. 75 km, lecz nieco się oszukałem. A właściwie oszukała mnie mapa, bo pokazywała drogę, której nie było lub na którą nie trafiłem. W wyniku tego zamieszania wyszło ponad 10 km więcej niż planowałem. Niby niewiele, lecz gdy się planuje powrót tuż przed zmrokiem, taka pomyłka oznacza jazdę w ciemnościach. Cóż, jakoś mi się udało dobrnąć do domu o godz. 18:40. Wieczór już umarł, a urodziła się noc. Może jednak sprawić sobie jakąś latarenkę? Niestety w tym tygodniu już na trasę nie wyruszę, bo mam weekendowy wyjazd do stolicy. Trochę żałuję, ale tak to już bywa.
Dzisiejsza trasa: Wałbrzych (start w pracy)-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Pieszyce-Dzierżoniów-Włóki-Jaźwina-Słupice-Oleszna-Sulistrowice-Sulistrowiczki-Przełęcz Tąpadła-Wiry-Świdnica. Dystans 87,1 km ze średnią 25,3 km/h.




  • DST 124.50km
  • Czas 05:10
  • VAVG 24.10km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Sobota, 8 października 2011 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 0

Dziś miał być dzień zupełnie nierowerowy. Bo niby pogoda kiepska, bo inne sprawy do załatwienia. Jednak z takich czy innych przyczyn postanowiłem opuścić swoje mieszkanie i co nieco pokręcić. Czasem warto się przewietrzyć. I to dosłownie, bo dziś był koszmarny wiatr. Jakoś miałem pecha, bo niby jechałem w kółko (tzn. zatoczyłem w pewnym sensie koło, startując i mając metę w tym samym miejscu), ale ten wiatr ciągle był mi wrogiem. Wiecie jak to jest. Jazda pod wiatr wyciska łzy z oczu i nieraz każe powątpiewać w sens całego przedsięwzięcia. Tak właśnie było dzisiaj. Wiatr dął w twarz, ale jakoś brnąłem do przodu. Pogoda rzeczywiście się zmieniła. Chyba na dobre zakończyło się jesienne lato. Zaczęła się jesienna jesień. I to listopadowa. Było bardzo zimno. Na to jednak można się zabezpieczyć. Założyłem na siebie dwie bluzy, długie spodnie, pelerynkę oraz rękawiczki z pełnymi palcami. Przy takim przyodziewku ziąb nie był mi straszny. Parę razy złapał mnie deszcz, ale nie była to jakaś straszna ulewa. Można wytrzymać. Chyba jednak prognozy wystraszyły rowerzystów, bo na trasie nie spotkałem ani jednego…

Trasa miała następujący przebieg: Świdnica-Wiry-Marcinowice-Gola Świdnicka-Szczepanów-Tworzyjanów-Mietków-Piława-Kąty Wrocławskie-Środa Śląska-Ciechów-Samborz-Gościsław-Żarów-Świdnica. Dystans 124,5 km przy średniej 24,1 km/h.




  • DST 82.80km
  • Czas 03:03
  • VAVG 27.15km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Czwartek, 6 października 2011 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 0

Szlaban, nie szlaban, ale dziś udało mi się wyskoczyć na trzy godzinki. Zawdzięczam to ciągle ładnej pogodzie i korzystnym konfiguracjom dotyczącym obowiązków domowych. Zatem… jazda. Wcześniej jednak w pracy miałem chwilę czasu, by przestudiować mój nowy nabytek- mapę pewnego rejonu Europy, do którego mam zamiar udać się, by go zobaczyć z perspektywy dwóch kółek. No ale o tym jeszcze za wcześnie coś konkretnego pisać. Gdy plany nieco bardziej się wyklarują, założę osobny temat. Póki co było wodzenie palcem po mapie z wypiekami na twarzy i szukaniem co większych przełęczy. Do tej hipotetycznej wyprawy jest jeszcze tyle czasu, że wystarczy na poczęcie i urodzenie człowieka, a zatem nie ma co bajdurzyć. Warto jednak mieć marzenia.
Rower od wtorku stał sobie skromnie w miejscu mojej pracy. Korzystając z tego, że do pracy pojechałem z kolegą, mogłem jechać rowerem z miejscowości mojej pracy do Świdnicy. Dnia coraz mniej, a więc siłą rzeczy trasa nie mogła być długa. Mój wybór padł na dobrze mi znany szlak: Wałbrzych-Szczawno Zdrój-Stare Bogaczowice-Chwaliszów-Dobromierz-Kłaczyna-Jawor-Mściwojów-Goczałków-Strzegom-Pasieczna-Stary Jaworów-Komorów-Słotwina-Świdnica. Dystans 82,8 km nie imponuje, ale lepsze to niż nic. Średnia dość przyzwoita: 27,1 km/h. Cały czas wiał potępieńczy wiatr, który trochę pomagał mi do Jawora, by później przeszkadzać niczym zły duszek. W Świdnicy cudem uniknąłem kolizji z samochodem. Gość ordynarnie wymusił pierwszeństwo, a ja musiałem mocno hamować z dość dużej prędkości. Lekko mnie zarzuciło przy silnym pociągnięciu za klamki, ale jeszcze raz się udało. Skąd w ludziach tyle nonszalancji i braku wyobraźni..? Na rowerze można jechać naprawdę szybko i czas wziąć to pod uwagę i przewidywać wydarzenia na drodze. Przez chwilę byłem dość wzburzony i miałem ochotę wytropić pirata, ale w końcu się uspokoiłem.
Teraz też jestem nad wyraz uspokojony. Słucham sobie Mozarta, a za oknem dobiega do mnie dźwięk silnego wiatru. Październikowe lato się kończy. Czas na słoty i szarugi. No ale taka jest kolej rzeczy. Rower też musi odpocząć. Choć ja ciągle mam nadzieję na długie jesienne trasy w kolorze żółto-czerwonym.




  • DST 83.80km
  • Czas 03:20
  • VAVG 25.14km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Wtorek, 4 października 2011 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 0

Słowo się rzekło. Dziś zatem także ,mimo pewnych trudności organizacyjnych związanych z koniecznością wypełnienia paru obowiązków, udało mi się pojeździć. Pewnie nic wielkiego, bo po dobrze znanych trasach, lecz mimo wszystko znalazłem w tym krótkim szpurcie duże zadowolenie. Rano trochę popadało, lecz w ciągu dnia zrobiło się ciepło i parno. Mój rower czekał na mnie w pracy. Zatem wraz z wybiciem godziny piętnastej wyruszyłem w plener. Przez dziury Wałbrzycha i dalej. Miasto to jest rzeczywiście skansenem fatalnych nawierzchni. Dziury łatane są niedbale, brak jakiejś długofalowej wizji uzdrowienia tej sytuacji. Jednym słowem, utrapienie dla rowerzystów. No i kierowców. Tym razem dobrze skalkulowałem dystans. Z powrotem do miejsca mej pracy, gdzie czekał mój samochód, przyjechałem tuż przed dziewiętnastą, a więc przy ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Gdy potem jechałem samochodem do Świdnicy, widziałem kilku rowerzystów, którzy dzielnie śmigali wśród październikowych wieczornych mroków. Mieli światełka z przodu i z tyłu. Wieczór był dość ciepły, a więc nadawał się do rowerowych wyczynów dla osobników, którzy –nie tak jak ja – mogą przemierzać szlaki wśród ciemności. Na mojej trasie trochę wiało, a wiatr jest z reguły zwiastunem zmiany pogody. Zobaczymy. Póki co prognozy są jeszcze optymistyczne:17-19 stopni. Dla mnie już jednak w tym tygodniu nadszedł rowerowy szlaban, zatem z mniejszym zainteresowaniem będę oglądał zapowiedzi pogody. Chociaż, kto to wie…
Dziś dystans 83,8 km przy średniej nieco ponad 25 km/h, na trasie: Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Pieszyce-Dzierżoniów-Włóki-Kiełczyn-Boleścin-Świdnica (raczej nie korciło mnie, by wcześniej zajechać do domu…)-Modliszów-Wałbrzych.




  • DST 70.50km
  • Czas 02:57
  • VAVG 23.90km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Poniedziałek, 3 października 2011 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 0

Korzystam z październikowego lata, bo niedługo pewnie się skończy i rower trzeba będzie powiesić na kołkach. Pogoda kolejny dzień rozpieszcza. Ale od środy ma być już jej załamanie. A więc mój rower znowu pojechał rano ze mną samochodem do pracy. Potem już nie miał tak dobrze. Punktualnie o piętnastej przerwałem jego drzemkę i wyruszyłem w krótką, lecz solidną trasę. Wiodła ona w Góry Sowie, które jesienią wyglądają złoto i bogato. Są one zresztą piękne o każdej porze roku. Spokojne i milczące. Czasem tylko wstrząsane jakimiś nikomu niepotrzebnymi rajdami samochodowymi. Pamiątką po tych rajdach są liczne obłupione z kory drzewa, krzyże, tablice, a czasem świeczki. Nie lepiej to na rowerze..? Jak wspomniałem trasa niezbyt bogata w kilometry, jednakże przecież nie kilometry dają przyjemność jazdy. Bardziej w moim przypadku liczy się walka ze swoim organizmem. Lubię się zmęczyć, bo wtedy czuję, że żyję. Dzisiejsze czasy raczej nawołują do wygody, bierności i lenistwa. To mi nie pasuje… A więc dziś zmęczyłem się na podjeździe na Przełęcz Walimską- od strony Pieszyc. Ta strona jest trudniejsza niż od Walimia. Czeka tam ponad 10 kilometrów stromizny o różnym nachyleniu, z reguły czuję się ją jednak. Cała trasa wyglądała w sposób taki oto: Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bystrzyca Górna-Bojanice-Pieszyce-Przełęcz Walimska-Walim-Jugowice-Olszyniec-Wałbrzych. Jako się rzekło, dystans nikczemny, bo 70,5 km, lecz jakościowo podbudowany trudnym podjazdem. Średnia blisko 24 km/h. W trakcie podjazdu na przełęcz wirtualny licznik sezonowy pokazał pięć cyfr (10 000).
Jutro pewnie też się gdzieś wybiorę.




  • DST 190.70km
  • Czas 08:06
  • VAVG 23.54km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

przejazdy 2011

Sobota, 1 października 2011 · dodano: 14.01.2012 | Komentarze 0

No właśnie, nadszedł październik. A z nim ciąg dalszy zadziwiająco dobrej pogody. Korzystając z tej pięknej aury wczoraj postanowiłem symbolicznie zakończyć sezon. Zakończyć, ale przecież nie przestać jeździć, póki nie sypną śniegi. Zakończyć w sensie jakiejś dalekiej i trudnej wycieczki. Bo pewnie ostatni raz w tym roku prawie dobrnąłem do dwustu kilometrów. Naprawdę chciałem się zmęczyć i cel wypadu nasunął się jednoznacznie: Karkonosze. Wziąłem kolarzówkę, a więc z definicji nie mogłem zapuścić się gdzieś na szlaki Parku Narodowego. Przebieg trasy był zatem szosowy. Trasa miała taki oto przebieg: Świdnica-Bystrzyca Górna-Dziećmorowice-Wałbrzych(Glinik-Gaj)-Boguszów-Gorce(Kuźnice Św.-Stary Lesieniec)-Czarny Bór-Grzędy-Krzeszów-Kamienna Góra-Przełęcz Kowarska-Kowary-Kostrzyca-Karpacz-Przełęcz pod Czołem-Sosnówka-Staniszów-Jelenia Góra-Wojanów-Janowice Wielkie-Miedzianka-Marciszów-Domanów-Bolków-Kłaczyna-Dobromierz-Świebodzice (Ciernie)-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica. Dystans 190,7 km przy średniej 23,5 km/h. Średnia jest wyznacznikiem trudności trasy, która wczoraj miała rzeczywiście wiele podjazdów. W tym kilka dość konkretnych. Wyjechałem z domu dość późno, bo po dziesiątej. Wydawało mi się, ze trasa nie powinna mieć więcej jak 160-170 km. Trochę się przeliczyłem, bo po raz pierwszy ze Świdnicy jechałem w tamtym kierunku (wcześniej jeździłem z mojej poprzedniej miejscowości, czyli Wałbrzycha), poza tym co do zasady nie wybierałem głównej drogi, lecz lawirowałem bocznymi, a ponadto trochę źle pojechałem w Kowarach, bo jest tam remont drogi w centrum miasteczka i trochę mnie to zmyliło. Wszystko to złożyło się, że do Świdnicy dojechałem po dziewiętnastej. Najpierw końcowe 20 km jechałem w szarówce, potem już w zupełnym mroku. No ale były przynajmniej latarnie w Witoszowie i samej Świdnicy… Kiepsko się mi jechało w tych ciemnościach, bo raz że nie mam żadnego oświetlenia, a dwa męczy mi się wzrok w takich warunkach. I nie wiem czy jechać w przyciemnianych korekcyjnych rowerowych okularach, bo wtedy jako krótkowidz widzę bardziej ostro, czy je zdjąć, by łapać bez zaciemnienia ostatnie promienie światła…
Jazda była przyjemna, kilka godzin na rowerze spędziłem leniwie myśląc o tym i owym, podziwiając widoki (piękna Śnieżka), zżymając się na widoki (monstrualny i kolosalny nowy hotel w Karpaczu), robiąc czasem przerwę na zjedzenie czegoś pożywnego. Rowerzyści tłumnie wylegli na szlaki, pewnie tak jak ja cieszyli się chyba ostatnim weekendem tak cudownej pogody. Jechałem w krótkim ubraniu, wziąłem co prawda antywiatrową pelerynkę, ale się nie przydała, bo nawet po zapadnięciu zmroku, było ciepło…