Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2012

Dystans całkowity:183.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:08:10
Średnia prędkość:22.52 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:91.95 km i 4h 05m
Więcej statystyk
  • DST 82.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 22.57km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koniec sezonu

Czwartek, 27 grudnia 2012 · dodano: 27.12.2012 | Komentarze 2

Korzystając z niezłej pogody, wolnego czasu oraz dobrego zdrowia, dziś po raz ostatni w tym roku wybrałem się na rower. Ostatnia moja jazda odbyła się na samym początku grudnia. Potem był wściekły atak zimy, następnie nieco zaniemogłem, no a w święta byłem poza domem. Przez te trzy i pół tygodnia moja forma całkiem zeszła na psy. Poza tym świąteczne obżarstwo nie wpłynęło na jej wzrost. Z uwagą śledziłem prognozy pogody. W telewizji plotą androny. Na dziś zapowiadano u mnie przelotne opady. Sprawdziłem na www.meteo.pl i okazało się, że deszczu nie powinna spaść ani jedna kropelka. Nie chciałem wyruszać z perspektywą zmoknięcia, bo grudniowe opady mogą odebrać całą ciepłotę ciała. Zatem pokrzepiony informacją o sprzyjającej aurze, bo większe mam zaufanie do prognoz z podanej wyżej stronki niż telewizji, która ciągle kłamie, koło dziesiątej wyruszyłem na trasę.

Jak na grudzień pogoda była bajeczna. Słoneczko i temperatura w granicach ośmiu stopni. No ale zawsze musi być jakiś feler. Dziś był nim mocny wiatr. Przez pierwsze 25 kilometrów nawet mi sprzyjał, potem zaczęła się katorga. Na płaskim terenie z rzadka na liczniku pojawiała się dwudziestka. Cóż było robić, zaciskałem zęby i napierałem na pedały. Wysiłek był nagradzany ładnymi widokami. Przejeżdżałem koło kilku akwenów. Nieczęsto w grudniu widzi się błękit wód. Dziś miałem okazję cieszyć oczy tym błękitem. Zresztą błękit też był nad moją głową. Jak już wspomniałem, formę mogę określić jako kiepską. Wiecie jak to jest, jak nie ma formy i wiatr dodatkowo dmucha w oczy, to trudno czerpać przyjemność z jazdy. Mnie się jakoś to udawało, na przekór wskazanym wyżej okolicznościom. W głowie analizowałem sobie mijający sezon. Myśli biegły niespiesznie. Czas nie miał znaczenia. Myślałem też o innych, nierowerowych sprawach. Zajęty pracą umysłową nie zwracałem uwagi na ból, który towarzyszył walce z dystansem, a zwłaszcza z wiatrem…

Jako gwiazdkowy prezent dostałem nowe rękawiczki zimowe i bieliznę termoaktywną. Wypróbowałem dziś tę nową odzież. Rękawiczki z początku wydawały mi się grube i sztywne. Zastanawiałem się jak spiszą się, gdy ręka przez nie chroniona będzie musiała gmerać przy manetkach hamulców i dźwigniach przerzutek. Test w warunkach bojowych wyszedł całkiem nieźle.

W końcówce trasy mizerna forma w połączeniu z koniecznością zmagania się z wiatrem dała o sobie znać. Musiałem stanąć może z trzy razy, bo łapały mnie skurcze w uda. W moim przypadku z reguły czuję, że zbliża się skurcz. Poprzedza go dziwna sztywność nogi. Mogę zatem stanąć i trochę ponaciągać mięśnie. Z ulgą powitałem ostatnie kilometry, kiedy znowu wiatr mi sprzyjał. No ale mimo tego zbliżanie się ostatniego skurczu wyczułem może kilometr przed domem. No i też na chwilę musiałem stanąć.

Dzisiejsza trasa miała taki oto przebieg: Świdnica-Wiry-Sady-Sobótka-Garncarsko-Maniów-Domanice-Klecin-Wierzbna-Żarów-Jaworzyna Śl.-Milkikowice-Witoszów Dolny-Świdnica. Dystans 82,0 km ze średnią 22,6 km/h.

Parę zdjęć z trasy na stronie http://www.bikeforum.pl/threads/11604-Wypociny-RODDOSA/page44.

Kończy się sezon, a więc warto go podsumować. Udało mi się przejechać w sumie 13 319,9 km, jest to drugi wynik w mojej rowerowej przygodzie. Z tego dystansu na Pożeraczu Kilometrów I (do momentu skasowania go przez samochód) przejechałem 9 332,3 km, na Starym Zdechlaku 3 319,4 km, a na Pożeraczu Kilometrów II (po reaktywacji)- 662,2 km. Łącznie 106 razy wybierałem się na rower, a średnia na przejazd wyniosła 125,6 km, przy średniej prędkości 23,08 km/h. Powyżej 200 km zaliczyłem 7 przejazdów, w przedziale 150-200 km – 13, w przedziale 100-150 km – 69, a w przedziale 60 – 100 km – 17. Tyle statystyk.

Sezon był udany. Miałem okazję wybrać się na jedną długą wyprawę (Bałkany), jedną krótszą (Czechy) oraz kilka wyjazdów dwu- i trzydniowych. Dwa razy na trasie dopadła mnie choroba. Raz przez nią zakończyłem przedwcześnie jazdę (na trasie z Inowrocławia), raz chorobę zmogłem ja, ale zawiódł sprzęt (powrót z Gór Kruszcowych). Chciałbym w przyszłym roku mieć podobne wyniki. No, zobaczymy.

Pozdrawiam wszystkich, którzy nie maja nic lepszego do roboty i czytają moje wypociny. Do usłyszenia w 2013 roku!




  • DST 101.90km
  • Czas 04:32
  • VAVG 22.48km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

śnieg

Niedziela, 2 grudnia 2012 · dodano: 02.12.2012 | Komentarze 0

Śniegi przyszły w czwartek. Zrobiło się chłodno, mroźnie, zimowo. Prawdę mówiąc miałem w ten weekend odpuścić sobie jazdę. Gdy zobaczyłem padający śnieg, jakoś pomyślałem o zakończeniu sezonu. Warto trochę odpocząć, gdy lata już nie te. Taka dwumiesięczna pauza dobrze by mi zrobiła. Trochę czuję się już zmęczony sezonem. Plan jazdy na weekend obmyśliłem sobie jeszcze przed śniegami. Chciałem zrobić małe kółko i dotrzeć do Kamiennej Góry. Taka sobie przyjemna wycieczka. Gdy okazało się jednak, że spadło sporo śniegu, przez jakiś czas rozważałem dwie opcje: albo puścić się ku nizinom na północy, albo jak już rzekłem zrezygnować z jazdy. W nocy jednakże nawiedził mnie Duch Sportu, który we śnie przemówił do mnie i nakazał zrobić wycieczkę zgodnie z planem. Powolny jego rozkazom, po zbadaniu przez okno pogody, która była całkiem zachęcająca, wypuściłem się w trasę.

Śniegu było znacznie więcej niż się spodziewałem. Jechałem drogami bocznymi, które nie były odśnieżane zbyt intensywnie. Im dalej od Świdnicy, tym było gorzej. Mijałem białe pola i oszronione drzewa. Czasem nawierzchnia też była pokryta lodowo-śnieżną masą. O śliskości drogi przekonałem się już pół kilometra od domu, gdy pociągnęło mi tylne koło na zakręcie. Wyjechałem po dziewiątej, kiedy nocny mróz jeszcze całkiem nie ustąpił. Kilka odcinków wśród lasu było porządnie zaśnieżonych. Raz nawet musiałem ciągnąć rower przez może 200 metrów, bo nie było szansy przejechać. Już 20 kilometrów od Świdnicy świat się zmienił. W Świdnicy i okolicach było znośnie, dalej już panowała zima. Uważnie obserwowałem nawierzchnię drogi, by szybko dostrzec jakieś niebezpieczeństwo w postaci lodu. Samochodów nie spotkałem wiele, zatem czasem jechałem sobie slalomem.

Ubrałem się już całkiem zimowo. Cztery warstwy bluz na górę, czapkę, kominiarkę, ochraniacz polarowy na szyję i długi grube spodnie. Mimo tej wydawać by się mogło zapobiegliwości, zmarzłem. Pogoda była nawet znośna, nie wiało, czasem przebijało się słońce. Było jednak zimno jak w srogi zimowy dzień. Właściwie nie pojechałem w góry, nie zaliczyłem jakiejś znanej przełęczy, ale moja trasa wiodła obrzeżami gór. Cały czas były podjazdy i zjazdy. Te ostatnie pokonywałem bardzo uważnie, by nie wyłożyć się na drodze lub nie wpaść do rowu. W trakcie jazdy, gdy tak męczyłem się ze śniegiem, przeklinałem nieco tego Ducha Sportu. Mogłem przecież spokojnie wybrać się w takie okolice, gdzie tego białego paskudztwa byłoby mniej. No bo powiedzmy sobie szczerze, przecież rower szosowy nie jest stworzony do jazdy po takiej nawierzchni.

Jak już wspomniałem, było raczej chłodno. Mimo kominiarki, czułem jak przemarzają mi policzki. Także stopy obute w buciki z metalowymi elementami szybko utraciły ciepło. W połowie jazdy w bidonie zamiast soku wieloowocowego zrobił się sorbet. Popijałem te lodowe igiełki jednak ze smakiem. Oprócz wymienionych wyżej najbardziej narażonych na chłód części ciała, poza tym było znośnie.

Okazało się, że nie tylko ja wybrałem się dziś na rower. Spotkałem na trasie trzech innych bikerów. Wszyscy jechali w przeciwną stronę, zatem dziś nie musiałem przed nikim uciekać. No i dobrze, bo nie wiem, czy by mi się udało. Forma jest już cieniem tego, co było dwa miesiące temu. Spadek formy najlepiej widać, gdy trzeba zmierzyć się z podjazdem. Dziś już tempo jazdy było nie to, a i wielekroć musiałem mocniej zredukować biegi niż bym to robił w pełni sezonu. Nie chcę jakoś biadolić, ale taka szarpana jazda daje znacznie mniej satysfakcji.

Dzisiejszą grudniową jazdą skompletowałem zaliczenie rowerowych wypadów w każdym miesiącu roku. Do tej pory nigdy to mi się nie udawało. Na początku swojej przygody z rowerem, sezon kończyłem już w październiku. Potem gdy jeździłem już dłużej, styczeń lub luty okazywały się niełaskawe. Czy będzie kolejna grudniowa przejażdżka? Zobaczymy, czy pogoda pozwoli. W każdym razie będzie na pewno na północ, tam gdzie mniej śniegu.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Witoszów Dolny-Komorów-Milikowice-Świebodzice-Cieszów-Stare Bogaczowice-Kamienna Góra-Krzeszów-Grzędy-Czarny Bór-Boguszów Gorce (Stary Lesieniec i Kuźnice)-Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bystrzyca Górna-Bojanice-Opoczka-Świdnica. Dystans 101,9 km ze średnią 22,5 km/h.

Parę zimowych fotek na stronie http://www.bikeforum.pl/threads/11604-Wypociny-RODDOSA?p=292995#post292995