Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:1951.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:80:42
Średnia prędkość:24.18 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:139.39 km i 5h 45m
Więcej statystyk
  • DST 122.00km
  • Czas 05:08
  • VAVG 23.77km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry Sowie

Wtorek, 8 maja 2012 · dodano: 08.05.2012 | Komentarze 0

Deszcze odeszły, ale pozostał chłód. Zwłaszcza rano, gdy jechałem do pracy, można było się nieźle schłodzić. Ale jazda na rowerze dostarcza ciepła. I ono mi wystarczyło, by pokonać poranną rześkość. Szczególnie że moja wczesna jazda jest raczej pod górę. W ciągu dnia ładnie świeciło słoneczko, lecz temperatura raczej nie była wyższa niż 15 stopni.

Po pracy kolejny raz wybrałem się w Góry Sowie. Tym razem była Przełęcz Woliborska. Warto podkreślić, że sukcesywnie wymienia się na obu stronach przełęczy asfalt. Z tym że robi się to bez jakiejś koncepcji, bo odcinki nowej nawierzchni przeplatają się z odcinkami z asfaltem mocno już starożytnym. No ale jedzie się nieźle. Zwłaszcza zjazd w stronę Bielawy może dostarczyć wielu wrażeń. Podjazd od strony Woliborza nie jest zbyt trudny. Na początku jest niezbyt ostro, w środkowej części robi się jednak dość stromo, by na ostatnich trzech kilometrach znowu się wypłaszczyć. Jedzie się w pięknym tunelu stworzonym przez drzewa. Świeża zieleń działa na mnie kojąco. Mogłem tu więc zrelaksować się i wyciszyć.

Jechałem dziś także przez Czechy. Zawsze mnie zdumiewa, że po czeskiej stronie rowerzystów jest znacznie więcej niż u nas. Jeżdżą i szosowcy, i miłośnicy rowerów górskich, i wreszcie osoby starsze na starych rowerach. Sportowy naród.

Forma ustabilizowała się na średnim poziomie. Pamiętam że kiedyś jeździło mi się jakoś lżej. Może to starość puka do drzwi i każe nieco zwolnić tempa?

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Mieroszów-Hyncice-Broumov-Tłumaczów-Nowa Ruda-Wolibórz-Przełęcz Woliborska-Bielawa-Pieszyce-Bojanice-Świdnica.




  • DST 157.30km
  • Czas 06:12
  • VAVG 25.37km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziewicze trasy

Niedziela, 6 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 0

Chyba tylko w naszym kraju pogoda raptownie może się tak zmienić. Z temperatury wynoszącej jeszcze niedawno około 30 stopni, dziś pozostało marne 8-9. Ciśnienie skacze jak oszalałe, wiatry gonią raz w tam, raz z powrotem. Osoby chore na serce czują chyba się kiepsko. Ktoś kiedyś powiedział, że najbardziej stałą cechą polskiej pogody jest jej niestałość. I miał rację.

Dziś było zimno, na szczęście mimo potężnych chmur, deszcz jakoś nie chciał padać. Jakby jeszcze on się dziś zdarzył, jazda byłaby czymś koszmarnym. No ale niebo tylko straszyło. Rowerzyści chyba wysłuchali prognoz pogody, bo w większości pozostali w domu. Ja przynajmniej na swojej trasie nie widziałem żadnego (nie licząc rzecz jasna bab jadących do wiejskich sklepów na zakupy).

Jazda moja była znowu nietypowa, bo rozpoczęła się po godzinie 12 w Lesznie. Dotarłem tam samochodem z żoną, która miała w tym mieście pewną rzecz do załatwienia. Dla mnie była to niezłą okazja, by powrócić z tego niegdyś wojewódzkiego miasta do domu. Po drodze udało mi się zaliczyć chyba z 80 km dziewiczych tras. Cały dystans od Leszna do Ścinawy był dla mnie zupełnie nowy. Poza tym przejechałem nowiutką dla siebie trasą na pograniczu powiatów legnickiego i średzkiego. Szczególnie uroczy był odcinek między Górą, a rzeczoną właśnie Ścinawą, bo jechało się przez piękne lasy mieszane, najpierw były brzeziny, potem zaczęła dominować sosna. Ruch samochodowy był znikomy, stan nawierzchni poprawny, a zmysły odbierały tylko przyjemne bodźce: zapach lasu i świergot ptaków żalących się na chłód i wyczekujących słońca.

Nawet nie zasmuciła mnie wielce utrata nowego odtwarzacza mp-3, który gdzieś mi wypadł po drodze. Nie zdążyłem odsłuchać na nim ani jednego utworu. Trzeba będzie kupić nowy. Przed Ścinawą zjadłem smaczny żurek w przyjemnym zajeździe. Tak posilony mogłem przemierzać kolejne kilometry i nieco lepiej znosić chłód.

Do domu dotarłem w niezłej formie po godzinie 19. Ciepły prysznic był czymś rewelacyjnym i przyniósł mi senność. Zatem teraz trzeba już pomyśleć o pościeli.

Dzisiejsza trasa: Leszno-Góra-Jemielno-(tu nieco pobłądziłem, bo pojechałem w kierunku Wołowa)-Ścinawa-Prochowice-Polanka-Ujazd Górny-Udanin-Rusko-(tu musiałem znowu zawrócić, bo okazało się, że nie ma przejazu, choć na mapie był zaznaczony)-Jaroszów-Pastuchów-Czechy-Jaworzyna Śl.-Tomkowa-Świdnica.




  • DST 105.90km
  • Czas 04:29
  • VAVG 23.62km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry Sowie forever

Piątek, 4 maja 2012 · dodano: 04.05.2012 | Komentarze 0

Po wczorajszych deszczach i gwałtownych burzach, dziś było znacznie chłodniej, pochmurno, ale bez opadów. Jazdę rozpocząłem przed szóstą rano, bo wtedy właśnie wyruszyłem do pracy. Ubrany byłem na krótko, ale nie zmarzłem. Na drodze były ślady wczorajszych pogodowych szaleństw w postaci kałuż i połamanych gałęzi. W pracy zameldowałem się przed czasem. Jazda przez Wałbrzych, podobnie jak w poniedziałek, była nawet przyjemna, bo ruch był znikomy. Wszyscy albo przynajmniej większość nadal świętuje długi weekend.

Praca przebiegła spokojnie i bez gwałtownych sytuacji. Dlatego też zrelaksowany mogłem punktualnie o piętnastej opuścić swój pokoik. Celem wycieczki były Góry Sowie. Przemierzałem je dosłownie setki razy, ale zawsze odczuwam sporą przyjemność jazdy, gdy tam się zabłąkam. Tak było i tym razem. Nad głową wisiały brzydkie chmury, ale ja jakoś wiedziałem, że nie spotka mnie z ich strony żadna przykra niespodzianka w postaci opadu. I tak też się stało. Nawet długie odcinki kostki na podjeździe i zjeździe z Przełęczy Walimskiej nie były w stanie wyprowadzić mnie z dobrego nastroju. Można się poczuć tam jak na trasie Paryż-Roubaix (tak to się chyba pisz?). Raz tylko szpetnie zakląłem pod nosem, gdy na zjeździe po ostrym wirażu wpadłem prosto na grubą łachę piasku, którą na drodze utworzył pewnie wczorajszy deszcz. Prawie byłaby gleba, bo cienkie oponki nie lubią piaszczystego podłoża. No ale jakoś się wybroniłem.

Nawet wiatr nie chciał przedrzeźniać się ze mną, bo był dziwnie spokojny i ospały. Przed Świdnicą zmieniłem nieco plan jazdy, wydłużając nieznacznie dystans poprzez zatoczenie małego koła, bo godzina była bardzo wczesna, a ja wcale nie zmęczony. W domu byłem przed dziewiętnastą. No i to byłoby na tyle.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Olszyniec-Walim-Przełęcz Walimska-Pieszyce-Dzierżoniów-Kiełczyn-Wiry-Marcinowice-Klecin-Śmiałowice-Pszenno-Jagodnik-Świdnica.




  • DST 150.10km
  • Czas 05:59
  • VAVG 25.09km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Prudnika

Środa, 2 maja 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj moja praca wyglądała nietypowo, a zatem i jazda na rowerze mogła być ciut odmienna. Czasem robię coś w tzw. terenie, który w przypadku mojej pracy jest dość obszerny, bo obejmuje z grubsza tereny byłych województw wałbrzyskiego i jeleniogórskiego. Zatem dziś coś tam sobie robiłem w Henrykowie. Zacna to wioska i znana. Tutaj ponoć napisano pierwsze zdanie w języku polskim. Brzmiało mniej więcej tak : „Daj ać ja pobruszę, a ty poczuwaj”. Mówi to żona do męża. Oczywiście nie za bardzo wiadomo cóż owo „pobruszę” miało oznaczać. Niektórzy dopatrują się jakichś kontekstów seksulanych. No nie wiem, nie wiem. To tak na marginesie. Henryków warto odwiedzić, bo kompleks cysterski jest naprawdę godny zobaczenia. Ja kiedyś sobie wszystko dokładnie pooglądałem, a więc dziś nie mitrężyłem czasu na turystyczne łazęgostwo.

Do Henrykowa rano dotarłem samochodem, którym przytargałem rower i resztę ekwipunku.

Pracę zakończyłem po godzinie trzynastej, a więc mogłem pomyśleć o jakimś nieco dłuższym wypadzie. Oczywiście nie mogły być to supermaratony, bo czasu jednak aż tak dużo nie było. Szybko skręciłem swoją kolarzówkę, samochód zaparkowałem w zacienionym miejscu i jazda.

Jako cel obrałem sobie Prudnik. Nigdy tam nie byłem, ani jako kolarz, ani jako „cywil”. Zatem rzecz była warta nieco rowerowego potu. A upał był dość krzepki. Cały czas jednak gdzieś na bliskim horyzoncie straszyły chmury deszczowo-burzowe. Były prawie fioletowe i złowrogo otaczały mnie niekiedy ze wszystkich stron. Przejeżdżałem przez miejsca, gdzie niedawno padało, lecz na mnie w ciągu tych kilku godzin jazdy nie spadała ani jedna kropla. Byłem temu bardzo rad. Nie chodzi już nawet o przemoknięcie, bo ciepły deszczyk to nic strasznego, lecz o konieczność czyszczenia roweru po jeździe w dużej wilgoci. No ale dziś mi się udało.

Było sporo dziewiczych tras zarówno w okolicach Nysy jak i na trasie Nysa-Prudnik-Głuchołazy. Na tej ostatniej jechałem drogami krajowymi, bo po minięciu Nysy stwierdziłem, że muszę się streszczać. Samochodów nie było jednak zbyt wiele. Nawet duże ciężarówki mijały mnie ostrożnie i z gracją. Dzięki Panowie kierowcy!

Do Henrykowa dotarłem po ósmej. Już zmierzchało. Rozkręciłem rower, zapakowałem go do samochodu, sam się przebrałem i pojechałem do domu. W Świdnicy nie chciało mi się go z powrotem składać, a więc póki co noc spędzi w samochodzie.

Dzisiejsza trasa: Henryków-Sarby-Strzegów-Biechów-Radzikowice-Nysa-Rudziczka-Prudnik-Głuchołazy-Gierałcice-Kijów-Kałków-Śliwice-Otmuchów-Lipniki-Ziębice-Henryków. Dystans 150,1 km ze średnią 25,1 km/h.