Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1818.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:79:55
Średnia prędkość:22.76 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:129.92 km i 5h 42m
Więcej statystyk
  • DST 122.10km
  • Czas 04:45
  • VAVG 25.71km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zgubiona pompka

Wtorek, 10 lipca 2012 · dodano: 10.07.2012 | Komentarze 0

I warto było chwalić prognozy na Onecie?!
Dziś zapowiadali brak opadów, a mnie zlało niemiłosiernie. No ale deszcz lał tylko z 5 minut. Ale był przy tym tak intensywny, że przemoczył mnie dokumentnie. Teraz suszę buty… Nie ma co marudzić, bo ciepły deszczyk jeszcze nikomu nie zaszkodził. Mimo zapowiedzi lekkiego ochłodzenia, było przyjemnie i ciepło. Po deszczu patrzyłem na parującą wilgoć unoszącą się nad drogą. Pewnie ja podobnie parowałem, ale tego już nie widziałem…
Rano była jak zwykle jazda do pracy. Nawet się specjalnie nie przemęczałem, toteż ze zdziwieniem odczytałem czas przejazdu, zaledwie 15 sekund gorszy od rekordu… Poranna jazda była przyjemna, bo temperatura była w sam raz, a nad głową błyszczało jasne błękitne niebo…
Jazdę po pracy umilała mi muzyka, którą puszczałem sobie z nowego telefonu. Była cichutka, żeby słyszeć, co się dookoła dzieje. Była dziwna mieszanka: Mozart, Breakout, Black Sabbath, Janis Joplin, merenge. Dawno już nie jeździłem ze słuchawkami w uszach, zatem czułem się nieco dziwnie. Muzyka była co prawda cichutka, ale na tyle głośna, że nie usłyszałem jak wyleciała mi gdzieś na trasie pompka. Jej brak stwierdziłem w połowie dystansu. Od razu jakoś przyszło mi do głowy, że i tym razem dopadnie mnie moje fatum. Skoro nie mam pompki, to pewnie złapię gumę i będzie klops. Z uwagą obserwowałem stan swego ogumienia. No ale los był dla mnie szczęśliwy. Na twardych oponkach wróciłem do domu.
Obowiązki domowe nakazywały mi wrócić do domu w okolicach godziny 19. Trasę zatem dobrałem taką, by dotrzeć o tej godzinie do Świdnicy. Tak też się stało. Zatem nie było jakichś rewelacji, ale mnie jazda zadowoliła. Czułem w sobie moc i krzepę. Niezłą formę pewnie niedługo spożytkuję w czeskich górkach.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Włóki-Dzierżoniów-Gilów-Niemcza-Gilów-Roztocznik-Stoszów-Jaźwina-Wiry-Świdnica.




  • DST 174.70km
  • Czas 06:48
  • VAVG 25.69km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

niziny

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 07.07.2012 | Komentarze 0

Mimo zapowiedzi straszliwych kataklizmów, dzisiejsza jazda odbyła się w pięknym lipcowym skwarze. Ze trzy razy może zgromadziły się nade mną jakieś czarne czmurzyska, ale jakoś się rozwiały. W trakcie jazdy piłem dużo płynów, ale nie miałem ochoty na jedzenie. Pod koniec wycieczki jednak głód odezwał się dość mocno. Jednak dojechałem już do Świdnicy i tu zjadłem pokaźnych rozmiarów obiad, oczywiście z kotletem świniowym na czele…
Zaznałem dziś jazdy po dolnośląskich nizinach. Nawet wiatr jakoś nie chciał za bardzo przeszkadzać. Jechało się cudnie. Bez zmęczenia i innych niekorzystnych zjawisk. Słońce pięknie smażyło ciało. No istna sielanka…
Wyjechałem po dziewiątej, wróciłem około osiemnastej. Później nieco żałowałem, że nie pojeździłem sobie jeszcze. Spieszyłem się do domu. Ale nie było warto. Tak to czasem już bywa. Cóż można na to poradzić..?
W trakcie jazdy co jakiś czas wbijałem się w Internet, by śledzić finał Wimbledonu. Po iskierce nadziei w drugim secie, jednak okazało się, że zwycięstwo jeszcze nie tym razem. Szkoda…
Na trasie spotkałem sporo miłośników rowerowych harców. Wszyscy roznegliżowani napawali się słońcem. Przez ok. 20 km jechałem wspólnie z nowo poznanym kolegą z Środy Śląskiej. Dawaliśmy sobie ostre zmiany, a prędkość nie spadała poniżej 30 km/h.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Jagodnik-Pszenno-Krasków-Domanice-Mietków-Kostomłoty-Środa Śl.-Szczepanów-Głoska-(prom na Odrze)-Brzeg Dolny-Prawików-Lubiąż-Mazurowice-Ruja-Ujazd Górny-Jarosław-Gościsław-Pyszczyn-Żarów-Świdnica. Załapałem się nawet na odcinek dziewiczych tras między Brzegiem Dolnym a Prawikowem.




  • DST 118.30km
  • Czas 04:42
  • VAVG 25.17km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Czech po mapę

Czwartek, 5 lipca 2012 · dodano: 05.07.2012 | Komentarze 0

Jakoś dziś udało mi się przejechać bez gwałtownych zjawisk atmosferycznych. Z uwagą śledziłem prognozy pogody. Najtrafniejsze są na Onecie. Portal ten jest mi dość niemiły, ale w materii pogody bardzo trafnie przewiduje. Zatem miało być bezdeszczowo i tak też było.
Trasa dla mnie dość sztampowa wiodła przez Czechy. Chciałem w Broumovie odwiedzić księgarnię i kupić mapę Gór Kruszcowych, gdzie wybieram się za dwa tygodnie. Niestety jakoś nie mogłem odnaleźć tej księgarni. Albo zmieniła lokalizację, albo coś mi się pomyliło. W każdym razie zauważyłem, że tego typu sklepu w Czechach kończą pracę gdzieś w okolicach godziny 15-16. Tak więc nawet gdybym odnalazł ten przybytek, pewnie pocałowałbym klamkę.
Rano jechałem do pracy. Mgła była potworna. No ale jako się rzekło, nie padało. W pewnej chwili podczas jazdy spojrzałem na owłosione swe przedramię i lekko się zdumiałem, bowiem zdało mi się, że moje włoski nagle całkowicie posiwiały (chyba ze zgryzoty). No ale to właśnie była rosa, która wytrąciła się z mgły. Rekordu nie było, ale poranny przejazd był w przyzwoitym tempie. Do rekordu zabrakło nieco ponad minutę. Jednak nie przejąłem się tym zbytnio.
Po drodze spotkałem wielu rowerzystów, w tym niezłą gromadkę sakwiarzy, którzy dzielnie pedałowali ze swym doczepionym do roweru dobytkiem…
Jadąć przez wioskę Świerki (między Nową Rudą a Głuszycą) miałem okazję posłuchać pięknego bicia dzwonów umieszczonych na kościelnej wieży w tej miejscowości. Małe dzieło sztuki…
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Mieroszów-Broumov-Nowa Ruda-Głuszyca-Jedlina Zdrój-Zagórze Śl.-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




  • DST 104.80km
  • Czas 04:20
  • VAVG 24.18km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

nawałnica

Wtorek, 3 lipca 2012 · dodano: 03.07.2012 | Komentarze 0

Do tej pory jakoś udawało mi się unikać dreszczów i złej pogody. Kiedy nawet wyjeżdżałem w niepewnej aurze, jakoś oszczędzała mnie i pozwalała sucho wrócić do domu. Dziś te przywileje się skończyły. Miałem, że tak określę, sądny rowerowy dzień. Nie wiem czy pokarało mnie za grzechy przeszłe czy przyszłe, w każdym razie było ekstremalnie. Prognozy nie były dobre. Zapowiadano burze i deszcz. Wszystko to miało być przelotne, zatem korzystając z możliwości wybrania się dziś na rower, nie namyślałem się nad tym długo. W nocy słychać było dudnienie deszczu i grzmoty, ale poranek w Świdnicy był dość pogodny. Gdyby padało, pewnie do pracy pojechałbym samochodem. Jednakże poza mocno wilgotnymi ulicami, które zlał nocny opad , było całkiem ciepło i przyjemnie. Wyruszyłem zatem dziarsko. Już po opuszczeniu Świdnicy zobaczyłem złowrogą czerń dokładnie w tym miejscu, do którego zmierzałem, czyli nad Wałbrzychem. Chmury były tłuste i grube od wilgoci. Wystarczyłby tylko malutki impuls, a cała zawarta w nich woda mogła chlusnąć w dół. I tak też właśnie się stało. Najlepsze porównanie jest takie, że wyglądało to jakby nagle ktoś wielkim nożem wbił się w obłoki i rozpruł ich cienką wierzchnią warstwę. W ciągu pół minuty byłem zmoczony do szpiku kości. Najpierw nawet myślałem, by szybko gdzieś się schronić, lecz potem było mi już wszystko jedno. Jechałem w ścianie wody. W Wałbrzychu wybijały studzienki kanalizacyjne, nie było sensu mijać kałuż, bo wszystko było jednym wielkim jeziorem. Musiałem jechać powoli, bo obawiałem się wpadnięcia w jakaś zalaną wodą dziurę w drodze. Poza tym musiałem zdjąć zalane rowerowe okulary, a są to szkła korekcyjne. Zatem powoli doczłapałem dom pracy, mijany przez samochody, które bezlitośnie chlustały mnie wodą. Że nie spóźniłem się do pracy, to chyba był cud…
Przez osiem godzin mojej zawodowej aktywności pogoda była dość ustabilizowana. Było pochmurno, ale nie padało. O piętnastej, gdy kończyłem pracę, wróciły opady. Celem mojej wycieczki miał być czeski Broumov. Miałem tam odwiedzić księgarnię i trochę poszperać w czeskich mapach. Niestety nie dojechałem tam. Już po minięciu Wałbrzycha ze względu na coraz bardziej intensywne opady miałem zamiar skrócić trasę do ok. 60 km i czym prędzej wracać do domu. Ale zła ambicja pchała mnie dalej. Gdy dojeżdżałem do czeskiej granicy, złapała mnie taka burza, jakiej chyba wcześniej nie widziałem. Pioruny biły jak niemieckie działa pod Stalingradem. Łoskot był taki, że w uszach dudniło. W Starostinie, pierwszej miejscowości po czeskiej stronie, do burzy dołączyła taka fala wody, że nie sposób było jechać. Schroniłem się pod parasolem jakiejś knajpy. Stałem tam może z 10 minut. Odezwały się atawizmy, pierwotne, wywodzące się z czasów jaskiniowych lęki przed nieokiełznaną przyrodą. Zapragnąłem być w domu. Zostawić ten rower i czmychnąć gdzieś w bezpieczny azyl. Trwało to chwilę, bowiem rozum podpowiadał, że za chwilę ten atak żywiołów musi się skończyć. Jednak deszcz i pioruny nie ustawały. Poszedłem zatem do tej knajpy. Zdjąłem ociekające wodą rękawiczki. Zamówiłem gorącą zupę i lekkie piwko. Po upływie pół godziny nawałnica ustała. Deszcz co prawda jeszcze lał całkiem spory, jednak ja już ruszyłem do domu. Do Broumova nie było sensu jechać, bo księgarnię już zamknęli, a i burza w każdej chwili mogła wrócić. Zatem jechałem w strugach deszczu. Znowu musiałem jechać prawie po omacku, bez okularów, które zlane wodą schowałem do tylnej kieszonki. Jakieś 30 km przed domem deszcz ustał. A więc znowu odezwała się mała ambicja. Postanowiłem zrobić jednak te 100 km. Trochę zmieniłem trasę. We względnym spokoju jechałem ok. 10 km, potem znowu dopadła mnie ulewa. W strugach deszczu dotarłem do domu.
Chyba rzucę ten sport.
Na trasie nie spotkałem ani jednego rowerzysty. Widocznie mieli więcej oleju w głowie ode mnie i zostali w domu…
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Mieroszów-Starostin-Mieroszów-Unisław Śl.-Głuszyca-Zagórze Śl.-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bojanice-Opoczka-Świdnica. Dystans 104,8 km pokonany ze średnią 24,1 km/h.