Info
Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298725.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad4 - 0
- 2024, Październik10 - 0
- 2024, Wrzesień10 - 0
- 2024, Sierpień11 - 0
- 2024, Lipiec16 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj14 - 0
- 2024, Kwiecień13 - 0
- 2024, Marzec11 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik10 - 2
- 2023, Wrzesień15 - 11
- 2023, Sierpień13 - 4
- 2023, Lipiec15 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj16 - 0
- 2023, Kwiecień10 - 0
- 2023, Marzec18 - 0
- 2023, Luty3 - 2
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień2 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik10 - 0
- 2022, Wrzesień11 - 0
- 2022, Sierpień18 - 3
- 2022, Lipiec14 - 2
- 2022, Czerwiec14 - 5
- 2022, Maj14 - 2
- 2022, Kwiecień14 - 16
- 2022, Marzec10 - 8
- 2022, Luty6 - 0
- 2022, Styczeń4 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad9 - 0
- 2021, Październik12 - 0
- 2021, Wrzesień13 - 0
- 2021, Sierpień13 - 0
- 2021, Lipiec16 - 0
- 2021, Czerwiec13 - 0
- 2021, Maj16 - 0
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień3 - 0
- 2020, Listopad7 - 5
- 2020, Październik11 - 0
- 2020, Wrzesień14 - 0
- 2020, Sierpień12 - 0
- 2020, Lipiec16 - 0
- 2020, Czerwiec13 - 2
- 2020, Maj16 - 9
- 2020, Kwiecień16 - 10
- 2020, Marzec12 - 3
- 2020, Luty5 - 2
- 2020, Styczeń4 - 0
- 2019, Grudzień5 - 5
- 2019, Listopad8 - 5
- 2019, Październik13 - 2
- 2019, Wrzesień14 - 4
- 2019, Sierpień15 - 1
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec20 - 5
- 2019, Maj14 - 0
- 2019, Kwiecień15 - 0
- 2019, Marzec11 - 0
- 2019, Luty6 - 0
- 2019, Styczeń2 - 0
- 2018, Grudzień4 - 5
- 2018, Listopad7 - 2
- 2018, Październik11 - 2
- 2018, Wrzesień13 - 0
- 2018, Sierpień16 - 5
- 2018, Lipiec18 - 0
- 2018, Czerwiec14 - 4
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień14 - 0
- 2018, Marzec6 - 2
- 2018, Luty3 - 2
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień9 - 10
- 2017, Sierpień18 - 0
- 2017, Lipiec16 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 2
- 2017, Maj13 - 3
- 2017, Kwiecień9 - 2
- 2017, Marzec10 - 2
- 2017, Luty4 - 0
- 2017, Styczeń4 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień13 - 0
- 2016, Sierpień18 - 1
- 2016, Lipiec18 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 6
- 2016, Maj18 - 5
- 2016, Kwiecień12 - 2
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty5 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień6 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik12 - 0
- 2015, Wrzesień13 - 0
- 2015, Sierpień19 - 0
- 2015, Lipiec15 - 0
- 2015, Czerwiec16 - 2
- 2015, Maj14 - 0
- 2015, Kwiecień17 - 2
- 2015, Marzec9 - 4
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień5 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik13 - 0
- 2014, Wrzesień9 - 0
- 2014, Sierpień18 - 0
- 2014, Lipiec12 - 0
- 2014, Czerwiec12 - 0
- 2014, Maj16 - 0
- 2014, Kwiecień16 - 2
- 2014, Marzec8 - 0
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń6 - 4
- 2013, Grudzień4 - 0
- 2013, Listopad4 - 3
- 2013, Październik11 - 0
- 2013, Wrzesień11 - 2
- 2013, Sierpień11 - 6
- 2013, Lipiec14 - 10
- 2013, Czerwiec20 - 0
- 2013, Maj13 - 7
- 2013, Kwiecień12 - 2
- 2013, Marzec4 - 3
- 2013, Luty3 - 6
- 2012, Grudzień2 - 2
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik10 - 7
- 2012, Wrzesień12 - 9
- 2012, Sierpień8 - 3
- 2012, Lipiec14 - 0
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj14 - 0
- 2012, Kwiecień10 - 4
- 2012, Marzec10 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień12 - 0
- 2011, Sierpień6 - 0
- 2011, Lipiec12 - 0
- 2011, Czerwiec14 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 0
- 2011, Marzec6 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień5 - 0
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec9 - 0
- 2010, Czerwiec11 - 0
- 2010, Maj11 - 0
- 2010, Kwiecień9 - 0
- 2010, Marzec10 - 0
- 2010, Luty2 - 0
- 2009, Listopad11 - 0
- 2009, Październik4 - 0
- 2009, Wrzesień7 - 0
- 2009, Sierpień10 - 0
- 2009, Lipiec7 - 0
- 2009, Czerwiec14 - 0
- 2009, Maj12 - 15
- 2009, Kwiecień13 - 13
- 2009, Marzec5 - 4
- 2009, Luty2 - 6
- 2009, Styczeń2 - 0
- 2008, Grudzień1 - 3
- 2008, Listopad12 - 7
- 2008, Październik5 - 8
- 2008, Wrzesień14 - 6
- 2008, Sierpień15 - 15
- 2008, Lipiec15 - 11
- 2008, Czerwiec17 - 24
- 2008, Maj18 - 34
- 2008, Kwiecień12 - 19
- 2008, Marzec10 - 19
- 2008, Luty5 - 6
- 2007, Grudzień1 - 4
- 2007, Październik8 - 0
- 2007, Wrzesień9 - 0
- 2007, Sierpień12 - 0
- 2007, Lipiec18 - 2
- 2007, Czerwiec11 - 0
- 2007, Maj15 - 0
- 2007, Kwiecień13 - 0
- 2007, Marzec8 - 0
- 2006, Wrzesień8 - 0
- 2006, Sierpień14 - 0
- 2006, Lipiec16 - 0
- 2006, Czerwiec13 - 0
- 2006, Maj15 - 2
- 2006, Kwiecień17 - 0
- 2006, Marzec4 - 0
- 2005, Wrzesień8 - 0
- 2005, Sierpień13 - 0
- 2005, Lipiec13 - 0
- 2005, Czerwiec13 - 0
- 2005, Maj13 - 0
- 2005, Kwiecień13 - 2
- 2005, Marzec7 - 0
- 2004, Wrzesień9 - 0
- 2004, Sierpień13 - 0
- 2004, Lipiec12 - 0
- 2004, Czerwiec11 - 0
- 2004, Maj14 - 0
- 2004, Kwiecień15 - 0
- 2004, Marzec5 - 0
- 2003, Październik1 - 0
- 2003, Wrzesień7 - 0
- 2003, Sierpień10 - 0
- 2003, Lipiec13 - 0
- 2003, Czerwiec12 - 0
- 2003, Maj14 - 0
- 2003, Kwiecień12 - 0
- 2003, Marzec2 - 0
- 2002, Październik1 - 0
- 2002, Wrzesień11 - 0
- 2002, Sierpień13 - 0
- 2002, Lipiec12 - 0
- 2002, Czerwiec10 - 0
- 2002, Maj13 - 0
- 2002, Kwiecień2 - 2
Sierpień, 2012
Dystans całkowity: | 1112.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 45:56 |
Średnia prędkość: | 24.23 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 158.97 km i 6h 33m |
Więcej statystyk |
- DST 222.70km
- Czas 10:31
- VAVG 21.18km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Daleko i wysoko
Wtorek, 28 sierpnia 2012 · dodano: 29.08.2012 | Komentarze 2
Niniejszy opis dotyczy jazdy, która odbyła się wczoraj. Niestety wczoraj nie mogłem siąść do komputera, bo po pierwsze mój domowy komputer się zawirusował i trzeba go nieco przeczyścić, a po drugie, jeśli nawet chciałbym pokonać wirusa (w awaryjnym trybie pracy kompa), to byłem na tyle zmęczony, że padałem i moim jedynym marzeniem był krzepiący sen.
Celem wczorajszej jazdy był najtrudniejszy znany mi asfaltowy podjazd, który wiedzie polską stroną na Przełęcz Karkonoską. Dawno nie wybierałem się tam. Ostatni raz podjeżdżałem tamtędy w maju 2009r., jednak startowałem z Borowic, a więc niespełna 10 kilometrów przed przełęczą. Taka trasa nie daje mi pełnej satysfakcji, bo jakoś nie widzę w tym ducha sportu. Wolę zatoczyć jakieś spore koło i walczyć zarówno z górami jak i dużym dystansem. Taki wariant z zahaczeniem o wjazd na Przełęcz Karkonoską polską stroną miałem okazję po raz ostatni przećwiczyć w lipcu 2008r. Dawno! Od tego czasu zmieniłem miejsce zamieszkania, przeniosłem się z Wałbrzycha do Świdnicy, co spowodowało, że wspomniane wyżej koło siła rzeczy musiało mieć większy promień. W czasach „wałbrzyskich” dystans wynosił 175-190 km, w czasach „świdnickich” można było spodziewać się znacznego przekroczenia dwóch stówek. Poza tym postarzałem się wszakże oraz (niestety!) nieco zwiększyłem swoją masę, co zwłaszcza w górach ma swoje niebagatelne znaczenie.
Szczerze mówiąc, nie planowałem w tym sezonie ataku na Karkonoską. Mając w pamięci mordęgę podjazdu, jakoś mi się nie chciało. No ale zmobilizował mnie do tego mój kolega, który niedawno zaliczył ten podjazd, a ja zobaczyłem jego zdjęcia. Chęć jazdy w tamtym kierunku stała się czymś przemożnym! Do głowy mi wkradała się jakaś rowerowa zazdrość. No po prostu musiałem to zrobić. Cały czas jednak tkwiła we mnie obawa, czy podjazd nie okaże się zbyt morderczy jak na moje obecne możliwości. Może już o tym kiedyś pisałem, ale było to dość dawno. Przełęcz Karkonoska jest specyficzna. Miałem okazję jeździć w Alpach, Pirenejach, afrykańskim Atlasie, górach bałkańskich. Wszędzie tam podjazdy są „normalne”. Jedzie się ciężej lub lżej, ale się jedzie. Nachylenia rzadko przekraczają 15%, a zupełnie wyjątkowo dochodzą do 20. Na Karkonoskiej są sekcje z nachyleniem 27%. Pierwszy kilometr od razu pozbawia złudzeń. Nogi i płuca ze zdziwieniem przyjmują nagłe obciążenie. Serce zaczyna walić jak młotem, pot występuje na oblicze i skrapla się właściwie na całym ciele… Potem jest kilometrowa ulga, nachylenie spada, można nawet zwiększyć twardość przełożenia i jechać w miarę równo. Sielanka kończy się wkrótce, bowiem gdy pojawia się napis „2000”, zaczyna się ekstremum. Prędkość jazdy w moim przypadku wynosiła 5-6 km/h, jechałem na najlżejszym przełożeniu, w pewnym momencie nawet brnąłem sobie wężykiem, by nieco zmniejszyć rzeczywiste nachylenie podjazdu. Tak naprawdę od wspomnianego napisu „2000” na przełęcz jest ok. kilometra z haczykiem, bo kilometraż naniesiony na drogę dotyczy wjazdu do położonego nieco wyżej schroniska „Odrodzenie”. Do schroniska już nie wjeżdżałem, byłem w nim już kilka razy. Na początku podjazdu miałem ambitny zamiar wjechać na przełęcz za jednym zamachem. No cóż, nie udało się… Najpierw musiałem zatrzymać się na „wypłaszczeniu”, bo z góry mknęła ciężarówka. Mocno się zdziwiłem, bo drogą tą samochody nie mogą się poruszać ze względu na teren Karkonoskiego Parku Narodowego. No ale pewnie ciężarówka miała zgodę. Nawet nie próbowałem się z nią wyminąć, bo droga jest wąska. Byłem nawet trochę zły, bo mój zamiar został zniweczony. Drugi raz musiałem już stanąć w połowie ekstremalnej końcówki. Chwilę dyszałem jak parowóz, by nieco dotlenić płuca, a potem znowu ruszyłem. Wystartowanie z takiego nachylenia też nie było łatwe. Nie było żadnej szansy ruszenia po prostej, odbiłem się zatem po ukosie. Był moment zachwiania, ale się udało. Potem wpiąłem drugą nogę i kręciłem dalej. Na podjeździe można doświadczyć ciekawego doznania, a mianowicie są chwile, że przednie koło ewidentnie chce się oderwać od podłoża, trzeba wtedy lekko nachylić się do przodu…
W moim rowerze szosowym mam dwie tarcze. Nie miałbym na nim żadnej możliwości wdrapania się na przełęcz. Zatem kolejną szansę na swoje pięć minut dostał Stary Zdechlak. Oczywiście nie naprawiłem w nim tego łańcucha, lecz jakoś nie miałem obawy o jego całość. Rzeczywiści, złączka spisała się bez zarzutu.
Pogoda dopisała. Było słonecznie, ale podwiewał lekki chłodny wiaterek. Po czeskiej stronie zjadłem obfity obiad, w którym głównej roli wystąpił kotlet świniowy z pieczarkami. Wydałem korony, które jeszcze pozostały mi z ekspedycji w Góry Kruszcowe.
Trasa miała taki oto przebieg: Świdnica-Witoszów Dolny-Komorów-Świebodzice-Cieszów-stare Bogaczowice-Jaczków-Kamienna Góra-Przełęcz Kowarska- Kowary-Karpacz-Przełęcz pod Czołem-Borowice-Przełęcz Karkonoska-Szpindlerowy Młyn-Vrchlabi-Trutnov-Petrikovice-Przełęcz Uniemyska-Chełmsko Śl.-Przełęcz Strażnicze Naroże-Mieroszów-Unisław Śl.-Głuszyca-Lubachów-Świdnica.
Na razie wystarczy tych gór. Teraz czas na szosówkę i płaskie trasy…
- DST 108.70km
- Czas 04:17
- VAVG 25.38km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
nic specjalnego
Środa, 22 sierpnia 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 0
Podczas wczorajszej jazdy miałem ciekawe zdarzenie. W pewnym momencie podczas deszczu odniosłem wrażenie, że spadła mi na twarz duża kropla wody. Trafiła poniżej lewego ramienia rowerowych okularów, tuż koło oka. Najpierw chciałem ją strząsnąć, bo mi przeszkadzał jej nietypowo duży ciężar. Kropla uparcie tkwiła na twarzy. Potem postanowiłem ją usunąć ręką. Gdy wykonywałem tę czynność, poczułem ukłucie i ostry ból w tej okolicy. Okazało się pewnie, że jakiś owad, może osa, uderzył w to miejsce, a zeźlony moimi manipulacjami po prostu mnie ukąsił. Pewnie w ogóle bym o tym nie pamiętał i tym bardziej nie pisał, gdyby nie dzisiejszy wizerunek mojej twarzy. Wyglądam tak jakbym stoczył pojedynek z którymś braci Kliczko. Twarz napuchnięta, ograniczona widoczność w lewym oku, to objawy tego owadziego ataku. W pracy żartowali nawet sobie ze mnie, pytając dlaczego bije mnie żona…
Ze względu na brak możliwości rowerowych jazd do końca tygodnia, wliczając w to weekend, postanowiłem po wczorajszej wycieczce także dziś gdzieś się wybrać. Napuchnięta okolica część twarzy w okolicy lewego oka nie mogła mi w tym przeszkodzić. Tak się nawet fortunnie złożyło, że pracę zakończyłem o godzinie piętnastej w Świdnicy. Wiedząc o tym wcześniej, rano nie jechałem rowerem do pracy, lecz zdecydowałem, że tuż po piętnastej wyruszam z domu. Wszystko udało się nad wyraz chwacko, toteż nie marnując cennego czasu wyruszyłem w drogę. Przed południem nad Wałbrzychem przetoczyła się koszmarna nawałnica. Patrząc na nią zacząłem powoli wątpić w możliwość wyjazdu. Jednak po godzinie-dwóch wszystko się uspokoiło i wyszło nawet słońce. Jednak jazda była dość nerwowa, bo co jakiś czas nad głową gromadziły się ponure burzowe chmury. Ale znowu mi się udało. Spadły z tego może na mnie ze dwie-trzy krople i to wszystko. Za to wiał potępieńczy wiatr. Zwłaszcza w drugiej części mojej trasy.
Dziś jakoś nie wpadłem w patetyczne nastroje tak jak wczoraj. Jazda pod wiatr wybiła z mojej opuchniętej głowy górnolotne frazesy. Szczerze mówiąc, miotałem nawet ostro mięsem, bo na odcinku, na którym można było jechać 30 km/h, ja człapałem jakieś 20-22.
Na trasie nie spotkałem zbyt wielu rowerzystów. Spotkałem za to całe mnóstwo potężnych ciężarówek, które gnały jakby się wściekły. Woziły jakiś kamień z kamieniołomów, a było to na odcinku Łagiewniki-Kondratowice-Strzelin. Stanowczo nie polecam tej drogi. Jeśli już, to w dni wolne od pracy. Było to dość niebezpieczne, jazda pośród tych kolosów nie dawał satysfakcji. Nie polecam też drogi Joradnów Śl.-Nasławice. Jest to krótki 4- kilometrowy odcinek. Ostatni raz jechałem tamtędy może ze trzy lata temu. Droga nie była luksusowa, ale przejezdna. Dziś stwierdziłem, że asfalt jakoś wyparował, a pozostał szuter i wielkie dziury. Jazda po czymś takim rowerem szosowym jest zadaniem mocno karkołomnym. No mnie się udało nie złamać karku, ale tylko jakimś cudem.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Jagodnik-Wiry-Jędrzejowice-Jaźwina-Łagiewniki-Kondratowice-Prusy-Strzelin-Zielenice-Piotrków Borowski-Jordanów Śl.-Nasławice-Sobótka-Biała-Marcinowice-Gruszów-Pszenno-Świdnica.
- DST 115.50km
- Czas 04:36
- VAVG 25.11km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
filozofia
Wtorek, 21 sierpnia 2012 · dodano: 21.08.2012 | Komentarze 1
Wiele razy pisałem już o pogodzie. Ona jest ważnym elementem planowania rowerowych jazd. Bo kto chce jeździć w deszczu i zawierusze? Nasza pogoda nie rozpieszcza rowerzystów. Ciągłe jej zmiany, agresywne upały, gwałtowne burze, nagłe ochłodzenia, mocne wiatry, to wszystko może rzeczywiście zniechęcić i obrzydzić jazdę. No ale cóż zrobić? Nikogo nie muszę tu przekonywać, że jeździć na rowerze trzeba…
Dziś właśnie miałem taki slalom między upałem i deszczem. W nocy kilka razy budziła mnie burza. Lało intensywnie, błyskało i ogólnie było do bani. Wkurzałem się, bo miałem zaplanowaną poranną jazdę do pracy, a taka pogoda mogła ją zniweczyć. A strasznie nie lubię zmieniać planów… Śniły mi się jakieś koszmary. Sceny ze szkoły podstawowej, jakieś dawno przebrzmiałe historie. Na dobre wstałem o godzinie piątej i pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, było sprawdzenie aury. Nad Świdnicą wisiały ciężkie chmury, jednak nie padało. Przed szóstą normalnie powinno być już całkiem jasno, jednak ze względu na to pioruńskie zachmurzenie, panował półmrok. I w takich warunkach wyjechałem. W Wałbrzychu zwykle jest gorsza pogoda niż w Świdnicy. Tak też było i dzisiaj. Gdy dojeżdżałem do tego miasta nad głową wisiał mi płynny ołów. No ale tylko tak straszyło. Nie spadła z tego ani jedna kropla deszczu. W pracy byłem przed siódmą. Nie pobiłem rekordu, ale czas był niezły. Impulsem do żwawej jazdy była ogromna niechęć przed zmoknięciem… Jednak trzeba przyznać, że było całkiem ciepło.
Praca jak praca. Jakoś minęło tych osiem godzin. Z zainteresowaniem patrzyłem na niebo. Na początku trochę kropiło, potem jednak się ładnie wypogodziło. Słońce dodawało otuchy. W pracy koledzy pytali się czy nie boję się ulewy i burzy. Cóż, boję się… A raczej nie znoszę moknąć. Im bliżej piętnastej, tym pogoda się pogarszała. Rano mi się udało, ale na początku popołudniowej jazdy już nie miałem szczęścia. Zlało mnie dwa razy. Deszcz jednak nie był jakiś gwałtowny, a co ważniejsze nadal było ciepło. W oddali słyszałem groźne pomruki burzy i widziałem niebo w kolorze czarnym. Ja jednak jechałem w inną stronę. Po jakimś czasie pogoda zaczęła się poprawiać. Wyszło nawet słońce, które towarzyszyło mi podczas ostatniej godziny jazdy.
Nie wiem czy kogoś zainteresował ten opis. Zamiast wrażeń z jazdy była relacja ze stanu aury panującej nad południową częścią Dolnego Śląska.
No właśnie. Jakie wrażenia z jazdy? Ciągle czerpię z niej przyjemność. I to jest głównym motorem mojej rowerowej aktywności. Przyjemność wynika z poczucia wolności i pokonywania własnych cielesnych słabości. Kiedy przyjemność z jazdy się wyczerpie, pewnie i ja zaniecham uprawniania tego sportu. Ale co wtedy zostanie? Rodzina, towarzyskie spotkania, telewizja, książki, muzyka. To wszystko też jest ważne. Ale bez rowerowych eskapad pewnie w moim życiu byłaby wielka wyrwa. Zatem cieszę się z tej otrzymywanej przyjemności, bo cóż jest warte życie bez chwili wolności i szaleństwa..?
No tak. Jakoś ta pogoda wpłynęła na mój nastrój. Nie myślcie jednak, że staremu RODDOSOWI coś się stało w głowę. Nie było żadnego upadku na tę część ciała. Po prostu czasem jakoś tak bywa, że trzeba się trochę zastanowić nad sensem otaczających nas zjawisk. Ja się zastanowiłem i jestem diabelsko rad, że zdrowie i mentalność pozwala mi na rowerowe wycieczki. Dzięki nim jestem trochę bardziej szczęśliwy.
Trasa : Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Mieroszów-Starostin-Hejtmankovice-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Nowa Ruda-Ludwikowice Kł.-Sokolec-Przełęcz Sokola-Walim-Jugowice-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica. Trasa bardzo podobna jak w zeszłym tygodniu, lecz od Nowej Rudy zamiast nudnie jechać na Głuszycę, przeciąłem Góry Sowie i zaliczyłem całkiem nielichy podjazd na Przełęcz Sokolą.
Po dzisiejszej jeździe mogę ubiegać się o legitymację klubu dziesięciotysięczników, bowiem taki właśnie łączny dystans przekroczyłem już w tym sezonie…
- DST 216.80km
- Czas 08:20
- VAVG 26.02km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Na niziny!
Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 18.08.2012 | Komentarze 0
Korzystając z pięknej pogody wybrałem się na dłuższy wypad. Wystartowałem po godzinie 9, wróciłem po 19. Trasa była płaska, bo prowadziła na północ. Od Świdnicy w tym kierunku już królują niziny, a krajobraz niekiedy urozmaica się wzgórzami lub samotnymi wierzchołkami (np. Ślęża). Jechało mi się zadziwiająco lekko i przyjemnie. Nie forsowałem jakiegoś strasznego tempa, bo jakoś mi się nie chciało, ale i tak kilometry szybko przeskakiwały na moim liczniku.
Problem ze sterami jakoś się rozwiał. Wszystko działało nadzwyczajnie. Tak więc moje poprzednie obawy okazały się wyssane z palca. Jak się nad tym głębiej zastanowiłem, to doszedłem do wniosku, że moje podejrzenie co do usterki układu kierującego wynikało z przesiadki z innego roweru.
Może nie było jakiegoś strasznego upału, ale mojej jeździe towarzyszyło miłe ciepełko. W drugiej części dystansu trochę przeszkadzał wiatr, ale nie był zbyt natarczywy. W czasie jazdy wypiłem ok. 5 litrów płynów. Miałem zjeść coś ciepłego, a chciałem to zrobić Brzegu Dolnym. No ale przyjechałem akurat w czasie gdy odpływał prom na Odrze, a następny miał być dopiero za godzinę. Zatem obszedłem się tylko smakiem, bo nie chciałem opóźniać jazdy. A więc zamiast pokaźnych rozmiarów kotleta świniowego zjadłem dziś tylko: bułkę i zawartość puszki z makrelą (bo przecież nie samą puszkę, nie jadam metalu)- na śniadanie, batonik snicers, bułkę, kawałek kiełbasy i pomidora- w trakcie jazdy. Nie za dużo tego, ale jakoś nie cierpiałem głodu.
W czasie jazdy, która netto trwała ponad pełna dniówkę, miałem sposobność przeanalizować kilka egzystencjalnych problemów, które ostatnio miotały moją osobą. Cóż, tyle godzi samotności sprzyja rozsądnym medytacjom. Spróbujcie kiedyś. Ja doszedłem do paru istotnych wniosków.
Nie zabrałem z sobą słuchawek i przez to nie mogłem słuchać muzyki. Ostatnio jakoś jednak nad muzyczne trele wciśnięte wprost do uszu przedkładam dźwięki natury. Pewnie się starzeję.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Jagodnik-Pszenno-Śmiałowice-Pożarzysko-Imbramowice-Bogdanów-Kostomłoty-Ciechów-Środa Śl.-Chomiąża-Malczyce-Lubiąż-Domaszków-Wołów-Oborniki Śl.-Pęgów-Brzeg Dolny-(prom na Odrze)-Głoska-Klęka-Miękinia-Juszczyn-Kryniczno-Sobkowice-Piotrowice-Sokolniki-Stróża-Mietków-Domanice-Klecin-Wilków-Pszenno-Świdnica.
Patrzę w swoje statystyki. Dziś była moja piąta dwusetka w sezonie i 55 w całej rowerowej przygodzie.
- DST 102.60km
- Czas 03:48
- VAVG 27.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Czech
Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 16.08.2012 | Komentarze 0
Jako się rzekło, dziś była popołudniowa jazda wyremontowaną szosówką. Mogłem się przynajmniej wyspać, co jakoś dziwnie mi pasowało. Czyżby rodzące się lenistwo?
W drugiej połowie sierpnia, w którą dziś wkroczyliśmy, zaczyna już tchnąć jesienią. Dzień wyraźnie krótszy, podmuchy chłodnego wiaterku, dojrzałe owoce jarzębin na drzewach. Nawet jakieś małe ptaki zbijają się w liczne stada i głośnym ćwierkaniem ogłaszają chęć odlotu do ciepłych krajów. Hm, gdybym tak ja mógł odlecieć na południową półkulę, gdzie nastaje wiosna… No ale nie ma co narzekać. Dziś pogoda mimo tych jesiennych zwiastunów, była więcej niż znośna. Oczywiście o opadach nie było mowy, nawet ten chłodnawy wiatr nie miał w sobie agresji.
Rower niby odremontowany, ale jakoś dziwnie mi się na nim jechało. Nawet na początku myślałem, że padły mi stery, bo bardzo opornie pracowała kierownica. Może to efekt moich poprzednich jazd na innym rowerze, może nowa sztywna opona w przednim kole. Trudno powiedzieć. W każdym razie, po jakimś czasie, jakby się ruch przy skręcaniu wyrobił i jechało się w miarę normalnie. Nowa kaseta (nie pytajcie jakiej marki, bo nie wiem) i łańcuch ładnie szumiały, a ich współpraca układała się wzorowo. Nowe klocki hamowały z dużą gracją.
Pojechałem znowu do Czech, jednak inną nieco trasą niż poprzednio. Kilometry mijały dość szybko, jednak bez porannej ich dawki przy przejeździe z domu do pracy, początek lekko się wlókł. Tak do 50 kilometra, bo potem już było z górki. Z górki w sensie, że kilometry przeskakiwały szybciej, a nie jazdy w dół. Choć tak Bogiem prawdą jak to sobie teraz uświadamiam, rzeczywiście jakieś ostatnie 30 kilometrów, to już było płasko i niejednokrotnie lekko ku poziomowi morza.
Zarówno w Czechach jak i w Polsce na rowerach jeździło sporo narodu. Byli sakwiarze, samotni szosowcy (szoszoni), miłośnicy rowerów górskich, którzy gdzieś tam przemykali asfaltem, rodzinki z małymi bajtlami. Miło się na to patrzyło, bo jak tak sobie machaliśmy, odczuwałem jakieś poczucie więzi i wspólnoty.
Do Świdnicy wróciłem dość szybko, bo niewiele po godzinie dziewiętnastej. Mogłem jeszcze zatoczyć jakieś kółko, ale stwierdziłem, że na dziś wystarczy. Nie można być tak zachłanny na przyjemności. W ramach pokuty trzeba je czasem skracać. No ale bez przesady…
Dzisiejsza trasa: Wałbrzych-(Glinik)-Mieroszów-Hyncice-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Nowa Ruda-Głuszyca-Jedlina Zdrój-Zagórze Śl.-Lubachów-Świdnica. Średnia niezła, bo zawsze tak jest jak się przesiada z cięższego roweru na lżejszy…
- DST 116.20km
- Czas 04:47
- VAVG 24.29km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Z pracy do innego kraju
Wtorek, 14 sierpnia 2012 · dodano: 14.08.2012 | Komentarze 0
Po dwóch tygodniach stagnacji pora wrócić do normalnego cyklu rowerowych jazd. Sierpień pod tym względem nie będzie rewelacyjny, ale lepsze to niż nic. Mogłaby się na przykład wydarzyć jakaś fatalna sprawa (wypadek, choroba), która zniweczyłaby możliwość tej ulubionej przeze mnie aktywności. Jednak żyję, funkcjonuję, mogę oddawać się lubemu zajęciu. I to trzeba docenić. Nieważne że już połowa sierpnia i dni coraz krótsze. Póki nie spadną śniegi, warto męczyć swój organizm rowerowymi przejażdżkami…
Zatem dziś rano była jazda do pracy. Zatrudniłem do niej Zdechlaka, bo szosówki jeszcze nie odebrałem z serwisu. Zdechlak spisywał się dzielnie, mimo tej prowizorycznej złączki w łańcuchu. Jako się rzekło trzeba to będzie naprawić. Jednocześnie szykuje się wymiana napędu w moim starym druhu, bo ten już podejrzanie zgrzyta. Cóż, takie życie, kto nie smaruje (złotówkami), ten nie jedzie.
Rano było chłodno. Jest takie miejsce, które pokonuję jadąc do pracy, w którym ziąb jest szczególnie dotkliwy. Już wielokrotnie się o tym przekonałem. Zawsze tam jest zimniej niż gdzie indziej. Pewnie jakieś znaczenie ma tu rzeczka płynąca tuż przy drodze. Dobrze że nie jechałem całkiem na krótko, tylko założyłem pod spód bluzę z długim rękawem. Uchroniło mnie to przed całkowitym wyziębieniem. Gdy zjawiłem się przed siódmą w pracy, termometry wskazywały sześć stopni. Kurczę, idzie jesień.
Podczas pracy udało mi się wyskoczyć do rowerowego serwisu i odebrać swoją szosówkę. Tak więc przez jakiś czas w pracy moi koledzy mogli podziwiać dwa moje rowery. W szosówce wymieniono napęd oraz przednią oponę, bo okazało się, że stara miał na boku sporą dziurę, której prawdę mówiąc nie zauważyłem. Ona też była przyczyną awarii, która zastopowała mnie podczas powrotu z Gór Kruszcowych w Szklarskiej Porębie. Oprócz tego wymieniono też klocki i owijkę kierownicy. Tak więc teraz mój Pożeracz Kilometrów jest zwarty i gotowy do kolejnych jazd. Zdechlak będzie odpoczywał na strychu…
Po pracy kolarzówkę zostawiłem w Wałbrzychu (będzie tam czekać do czwartku, kiedy zrobię nią jakąś rundkę), a dalsza jazdę wyruszyłem swoim starym kompanem. Wybrałem się do Czech. Jazda była miła, bo w miarę dopisywał zarówno kondycja jak i pogoda. Upału nie było, jednak cały czas towarzyszyło mi dziarskie słoneczko. Do Świdnicy dotarłem ok. dziewiętnastej.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Mezimesti-Mieroszów-Unisław Śl.-Głuszyca-Lubachów-Świdnica.
- DST 230.30km
- Czas 09:37
- VAVG 23.95km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Sentymentalnie
Czwartek, 9 sierpnia 2012 · dodano: 11.08.2012 | Komentarze 0
Przez ostatnie dwa tygodnie mocno zaniedbywałem rower. Najpierw tydzień miałem wyjęty z życiorysu przez chorobę, której nabawiłem się w Czechach.Jak już wydobrzałem, to wypadł mi urlop, który miał być z gruntu nierowerowy. Jednakże u żony wynegocjowałem, po dość ostrych targach, jeden dzień na wyjazd rowerowy. Miejscem urlopu były okolice Tomaszowa Mazowieckiego. Ze względu na oddanie roweru szosowego do naprawy (po uszkodzonym kole niezbędna okazała się także wymiana napędu), ze sobą wziąłem Starego Zdechlaka. Ma on dalej feler,łańcuch połączony jest złączką, ale skoro z tą wadą przejechał ponad 1000 km, to miałem nadzieję, że jeszcze nieco dystansu da radę zrobić.
Cały upływający tydzień był słoneczny. Ja na jazdę wybrałem czwartek. Jedyny dzień, kiedy był przelotny deszcz. Złapał mnie trzy razy i zmoczył bez litości i pardonu. No ale takie jest życie.
Jako cel swojej jazdy obrałem miejscowość Dzierzgów, w której jako dziecko spędzałem często wakacje. Podróż to była nieco nostalgiczna, bo kiedyś mieszkała tam moja rodzina. Są też tam groby moich krewnych. Teraz nikt z mojej rodziny tam już nie mieszka. Miejscowość to mała położona jest już w województwie świętokrzyskim.
Jazda przebiegała wśród pól i lasów, wybrałem bowiem drogi mocno boczne. Jak już rzekłem, złapał mnie deszcz, w tym raz solidna ulewa. Pogoda była jednak zmienna, nie brakowało także słońca.
Spodziewałem się nieco krótszego dystansu, ale im bliżej byłem celu, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że przecież nie mogę przedwcześnie zawrócić. I dojechałem. Obejrzałem miejsca, które kiedyś oglądałem oczyma dziecka. Dziwne to wrażenie. Wszystko było takie malutkie, a kiedyś wydawało mi się położone na ogromnej przestrzeni. Kilka przekręceń korby i byłem gdzie indziej, a kiedyś szło się i szło…
I tak oto na Starym Zdechlaku przejechałem najdłuższą jazdę w sezonie. Nawet się strasznie nie zmęczyłem…
Trasa: Swolszewice Małe-Tomaszów Mazowiecki (tu lekko pobłądziłem)-Smardzewice-Bukowiec nad Pilicą-Radonia-Dąbrowa nad Czarną-Stara-Skotniki-Czermno-Góry Mokre-Oleszno-Włoszczowa-Secemin-Bałków-Dzierzgów-Radków-Bebelno-Włoszczowa-(powrót prawie tą samą trasą, bo już nie miałem czasu na kombinacje)-Swolszewice Małe.