Info
Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń2 - 0
- 2024, Grudzień4 - 0
- 2024, Listopad5 - 0
- 2024, Październik10 - 0
- 2024, Wrzesień10 - 0
- 2024, Sierpień11 - 0
- 2024, Lipiec16 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj14 - 0
- 2024, Kwiecień13 - 0
- 2024, Marzec11 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik10 - 2
- 2023, Wrzesień15 - 11
- 2023, Sierpień13 - 4
- 2023, Lipiec15 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj16 - 0
- 2023, Kwiecień10 - 0
- 2023, Marzec18 - 0
- 2023, Luty3 - 2
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień2 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik10 - 0
- 2022, Wrzesień11 - 0
- 2022, Sierpień18 - 3
- 2022, Lipiec14 - 2
- 2022, Czerwiec14 - 5
- 2022, Maj14 - 2
- 2022, Kwiecień14 - 16
- 2022, Marzec10 - 8
- 2022, Luty6 - 0
- 2022, Styczeń4 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad9 - 0
- 2021, Październik12 - 0
- 2021, Wrzesień13 - 0
- 2021, Sierpień13 - 0
- 2021, Lipiec16 - 0
- 2021, Czerwiec13 - 0
- 2021, Maj16 - 0
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień3 - 0
- 2020, Listopad7 - 5
- 2020, Październik11 - 0
- 2020, Wrzesień14 - 0
- 2020, Sierpień12 - 0
- 2020, Lipiec16 - 0
- 2020, Czerwiec13 - 2
- 2020, Maj16 - 9
- 2020, Kwiecień16 - 10
- 2020, Marzec12 - 3
- 2020, Luty5 - 2
- 2020, Styczeń4 - 0
- 2019, Grudzień5 - 5
- 2019, Listopad8 - 5
- 2019, Październik13 - 2
- 2019, Wrzesień14 - 4
- 2019, Sierpień15 - 1
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec20 - 5
- 2019, Maj14 - 0
- 2019, Kwiecień15 - 0
- 2019, Marzec11 - 0
- 2019, Luty6 - 0
- 2019, Styczeń2 - 0
- 2018, Grudzień4 - 5
- 2018, Listopad7 - 2
- 2018, Październik11 - 2
- 2018, Wrzesień13 - 0
- 2018, Sierpień16 - 5
- 2018, Lipiec18 - 0
- 2018, Czerwiec14 - 4
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień14 - 0
- 2018, Marzec6 - 2
- 2018, Luty3 - 2
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień9 - 10
- 2017, Sierpień18 - 0
- 2017, Lipiec16 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 2
- 2017, Maj13 - 3
- 2017, Kwiecień9 - 2
- 2017, Marzec10 - 2
- 2017, Luty4 - 0
- 2017, Styczeń4 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień13 - 0
- 2016, Sierpień18 - 1
- 2016, Lipiec18 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 6
- 2016, Maj18 - 5
- 2016, Kwiecień12 - 2
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty5 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień6 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik12 - 0
- 2015, Wrzesień13 - 0
- 2015, Sierpień19 - 0
- 2015, Lipiec15 - 0
- 2015, Czerwiec16 - 2
- 2015, Maj14 - 0
- 2015, Kwiecień17 - 2
- 2015, Marzec9 - 4
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień5 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik13 - 0
- 2014, Wrzesień9 - 0
- 2014, Sierpień18 - 0
- 2014, Lipiec12 - 0
- 2014, Czerwiec12 - 0
- 2014, Maj16 - 0
- 2014, Kwiecień16 - 2
- 2014, Marzec8 - 0
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń6 - 4
- 2013, Grudzień4 - 0
- 2013, Listopad4 - 3
- 2013, Październik11 - 0
- 2013, Wrzesień11 - 2
- 2013, Sierpień11 - 6
- 2013, Lipiec14 - 10
- 2013, Czerwiec20 - 0
- 2013, Maj13 - 7
- 2013, Kwiecień12 - 2
- 2013, Marzec4 - 3
- 2013, Luty3 - 6
- 2012, Grudzień2 - 2
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik10 - 7
- 2012, Wrzesień12 - 9
- 2012, Sierpień8 - 3
- 2012, Lipiec14 - 0
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj14 - 0
- 2012, Kwiecień10 - 4
- 2012, Marzec10 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień12 - 0
- 2011, Sierpień6 - 0
- 2011, Lipiec12 - 0
- 2011, Czerwiec14 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 0
- 2011, Marzec6 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień5 - 0
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec9 - 0
- 2010, Czerwiec11 - 0
- 2010, Maj11 - 0
- 2010, Kwiecień9 - 0
- 2010, Marzec10 - 0
- 2010, Luty2 - 0
- 2009, Listopad11 - 0
- 2009, Październik4 - 0
- 2009, Wrzesień7 - 0
- 2009, Sierpień10 - 0
- 2009, Lipiec7 - 0
- 2009, Czerwiec14 - 0
- 2009, Maj12 - 15
- 2009, Kwiecień13 - 13
- 2009, Marzec5 - 4
- 2009, Luty2 - 6
- 2009, Styczeń2 - 0
- 2008, Grudzień1 - 3
- 2008, Listopad12 - 7
- 2008, Październik5 - 8
- 2008, Wrzesień14 - 6
- 2008, Sierpień15 - 15
- 2008, Lipiec15 - 11
- 2008, Czerwiec17 - 24
- 2008, Maj18 - 34
- 2008, Kwiecień12 - 19
- 2008, Marzec10 - 19
- 2008, Luty5 - 6
- 2007, Grudzień1 - 4
- 2007, Październik8 - 0
- 2007, Wrzesień9 - 0
- 2007, Sierpień12 - 0
- 2007, Lipiec18 - 2
- 2007, Czerwiec11 - 0
- 2007, Maj15 - 0
- 2007, Kwiecień13 - 0
- 2007, Marzec8 - 0
- 2006, Wrzesień8 - 0
- 2006, Sierpień14 - 0
- 2006, Lipiec16 - 0
- 2006, Czerwiec13 - 0
- 2006, Maj15 - 2
- 2006, Kwiecień17 - 0
- 2006, Marzec4 - 0
- 2005, Wrzesień8 - 0
- 2005, Sierpień13 - 0
- 2005, Lipiec13 - 0
- 2005, Czerwiec13 - 0
- 2005, Maj13 - 0
- 2005, Kwiecień13 - 2
- 2005, Marzec7 - 0
- 2004, Wrzesień9 - 0
- 2004, Sierpień13 - 0
- 2004, Lipiec12 - 0
- 2004, Czerwiec11 - 0
- 2004, Maj14 - 0
- 2004, Kwiecień15 - 0
- 2004, Marzec5 - 0
- 2003, Październik1 - 0
- 2003, Wrzesień7 - 0
- 2003, Sierpień10 - 0
- 2003, Lipiec13 - 0
- 2003, Czerwiec12 - 0
- 2003, Maj14 - 0
- 2003, Kwiecień12 - 0
- 2003, Marzec2 - 0
- 2002, Październik1 - 0
- 2002, Wrzesień11 - 0
- 2002, Sierpień13 - 0
- 2002, Lipiec12 - 0
- 2002, Czerwiec10 - 0
- 2002, Maj13 - 0
- 2002, Kwiecień2 - 2
Luty, 2013
Dystans całkowity: | 306.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 14:29 |
Średnia prędkość: | 21.17 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 102.20 km i 4h 49m |
Więcej statystyk |
- DST 106.00km
- Czas 04:49
- VAVG 22.01km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Jazda w towarzystwie pana Mroza
Sobota, 9 lutego 2013 · dodano: 09.02.2013 | Komentarze 2
Kiedy słyszałem doniesienia o powrocie śnieżnej zimy na południu Polski trochę się zżymałem. Mieszkam wszak na południu. Co prawda na południowym zachodzie, ale zawsze. U mnie śniegu nie ma wcale. W tygodniu parę razy chciało sobie poprószyć, ale bez większego przekonania. Tak więc korzystając z czarnych dróg, dziś postanowiłem wyjechać w plener. Wracając jeszcze do tego „południa”, widziałem w telewizji obrazki z Małopolski. Pół metra śniegu, to się nazywa zima. Ja jednak jakoś nie tęsknię do takich widoków za swoim oknem. Dla mnie stanowczo mogłaby być już wiosna.
Ale pewnie do wiosny jeszcze troszkę. Dziś śniegu nie było, lecz zimno było nadzwyczaj przenikliwe. Było około minus dwóch stopni. Ubrałem się oczywiście solidnie, nie zapomniałem tym razem o dwóch parach skarpet. Szczerze mówiąc i trzecia by nie zawadziła. Stopy mi przemarzły. Raz musiałem nawet stanąć, zdjąć buty i porządnie wymasować sobie te części ciała. Pomogło, krążenie wróciło i można było jechać dalej. A wokół mimo braku śniegu wszędzie napotkać było można zimową scenerię: oszronione oziminy, solidnie zamarznięte stawy, jakieś bajorka i kałuże, nieciekawe chmury zbijające się nad głową. Chmury te jednak tylko straszyły. Pewnie niosły w swoich brzuchach kolejne wielkie partie śniegu dla Małopolski.
Mimo mrozu, w czasie jazdy sporo piłem. Opróżniłem cały bidon, w którym miałem sok multiwitaminowy, potem w sklepiku kupiłem kolejny literek, tym razem sok jabłkowy i niewiele z niego zostało. Płyny w przeważającej części spożytkował organizm, bo świadomie wydaliłem zaledwie parę kropelek. (Jako nieświadome wydalanie nie uważam mimowolnego „popuszczania”, hm to jeszcze nie ten etap, lecz wydalanie płynu przez pocenie się). Soki w bidonie były przeraźliwie zimne, lecz nie skrystalizowały się.
Tym razem nie było dziewiczych odcinków. Zatem pozbawiony możliwości „defloracji dróg” oglądałem to, co pewnie już kiedyś widziałem. Trasę jednak chciałem kapkę urozmaicić, to znaczy machnać się dróżkami, które odwiedzałem z rzadka. Efektem tego były trzy nieprzyjemne historie. Raz wpadłem na odcinek o nawierzchni lodowej. Jak ten lód tam się utrzymał, jeden Pan Bóg raczy wiedzieć. Wszędzie dookoła piękna czerń asfaltu, a tu tafla jak na lodowisku. Miało to miejsce przed wioską Uliczno. Już nawet chciałem zawrócić, bo jazda po lodzie rowerem szosowym może nie wyjść na zdrowie. Gdy tak przeżywałem rozterki związane z chęcią powrotu, naraz jak nożem odciął lód się skończył. Druga historia rozłożona była na dwa etapy: musiałem pokonać dwa spore odcinki o nawierzchni kostkowej. Te kocie łby były ułożone kiedyś może i równo. Obecnie jedzie się tam jak po tarce. Pierwszy był w okolicach wioski Oleszna, a drugi między Tyńcem nad Ślężą a Pustkowem Wilczkowskim. W sumie może było tego z osiem kilometrów. No ale było to niezbyt przyjemne, a ja zapamiętałem te odcinki i pewnie w tym sezonie już ich nie zaszczycę swoją osobą… Ostatnia historia dotyczy krótkiego, może 300- metrowego odcinka przed wsią Nasałwice. Otóż odcinek ten jest kompletnie pozbawiony asfaltu. Przy drodze jest jakiś zakład, kamieniołom chyba. Z daleka błotna nawierzchnia wyglądała na całkowicie zastygłą od mrozu. Niestety gdy wjechałem w błocko, okazało się, że błoto jest wymieszane z solą, co uczyniło je odporniejszym na zamrożenie, a bryja ta po kilkunastu metrach całkowicie oblepiła mi rower. Musiałem stanąć i patykiem wygrzebywać błoto z elementów napędu, kół i z przestrzeni wokół klocków. Jechać się dało, lecz mój rower, który wczoraj pięknie wypucowałem, dziś nadaje się do kolejnego gruntownego czyszczenia.
Dużym pozytywem dzisiejszej jazdy, był fakt dość słabego wiatru. Całkowitej ciszy nie było, ale w porównaniu z ostatnią katorgą, dziś było prawie lajtowo.
Jazdę umilały mi muzyczne kawałki. Jak na starego zgreda przystało, słuchałem Mozarta, Budki Suflera, Maanamu, a na koniec Pink Floyd.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Jagodnik-Wiry-Jaźwina-Uliczno-Oleszna-Łagiewniki-Strzelin-Mańczyce-Tyniec nad Ślężą-Pustków Wilczkowski-Wilczkowice-Nasławice-Sobótka-Biała-Kątki-Pszenno-Świdnica.
- DST 112.60km
- Czas 05:30
- VAVG 20.47km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Walka z wiatrem
Niedziela, 3 lutego 2013 · dodano: 03.02.2013 | Komentarze 2
Na dziś miała być pogodna słoneczna, wietrzna i chłodna. Wszystko sprawdziło się dokładnie. Co prawda kiedy wyjeżdżałem o słońcu można było zapomnieć, lecz po jakiejś półtorej godzinie chmury się rozpierzchły (pewnie pomógł im w tym ten potępieńczy wiatr), a słoneczne promyki ładnie muskały po twarzy. Sądzę że temperatura mogła wynosić pół kreski powyżej zera. Było zimno, lecz płyny nie zamarzały w bidonie, stąd ten mój wniosek. Jednak wicher skutecznie zmniejszał temperaturę odczuwalną.
Wiedząc co mnie może spotkać, ubrałem się więcej niż solidnie: cztery bluzy, czapka, kominiarka, no i grube spodnie. Zapomniałem jednak o stopach. Miałem na nich cienkie skarpeteczki. Po kilkunastu kilometrach zacząłem odczuwać przenikliwy ziąb. Nie było rady, w najbliższym czynnym wiejskim sklepiku kupiłem parę skarpetek. Założyłem je na przystanku autobusowym. Co za ulga! Miłe ciepełko! Stopy nadawały się do użytku, a widmo odmrożenia przestało im zagrażać.
Postanowiłem dziś zaliczyć pierwszą setkę. Zamiar chwalebny, lecz w przypływie entuzjazmu nie wziąłem pod uwagę tego siarczystego wiatru, który często hula nad naszymi obszarami o tej porze roku. Miał on decydującą rolę w dzisiejszych moich zmaganiach. Jakoś tak dziwnie kręcił, że miałem wrażenie ciągłego jego wiania prosto w twarz. Najgorzej kiedy mój kierunek jazdy odwracał się na zachód. Koszmar. Ściana wiatru! Raz tylko n odcinku ze Środy Śl. do Kątów Wrocławskich był moim sprzymierzeńcem. Wtedy jechało się bosko. No ale szybko wiatr jakby zorientował się, że mi pomaga, a przecież za cel wziął sobie uprzykrzanie mi życia i… zmienił kierunek. Zmaganie się z wiatrem, gdy początek sezonu i forma kiepściutka, nie wychodzi na zdrowie. Lecz cóż było począć. Jak się już dojechało do zaplanowanego skrajnego punktu wycieczki, trzeba jakoś wrócić. Jechałem zatem, a raczej przepychałem się do przodu. Zaciskałem zęby i kręciłem dalej. Najgorsze były podjazdy przy przeciwnym wietrze. Wtedy przez usta puszczałem bardzo niecenzuralne inwektywy pod adresem tej wichury. Może trochę to pomagało…
Na trasie nie spotkałem żadnego rowerzysty. W duchu pomyślałem sobie, ze może i dobrze. Bo gdyby taki napaleniec zaczął się ścigać, to sądzę, że Duch Sportu kazałby mi podjąć rzuconą rękawicę, a wtedy pewnie bym wyzionął swojego ducha.
Całkiem przypadkowo zaliczyłem kolejną dziewicza trasę (i miejscowość). Była to dróżka między Kilianowem a Milinem przez Szymanów. „Dziewiczość” w sensie pierwszego jej przebycia przeze mnie na rowerze była bezsporna, natomiast dziurska, które straszyły na niej na każdym kroku, nakazują zaliczyć ją do kategorii zupełnie niedziewiczych. Tym razem nie chłonąłem dziewiczości trasy tak jak poprzednio. I wcale nie mam tu na myśli, że było tyle dziur w asfalcie. Po prostu jak się oczy ma wypełnione łzami od podmuchów i wysiłku, to zwraca się na takie rzeczy mniejszą uwagę.
Chcąc skrócić sobie nieco trasę, jeden odcinek (między Chwałowem a Golą Świdnicką) przebyłem polną drogą. Śniegu co prawda nie było, lecz błoto i owszem. Wybrudziłem się jak nieboskie stworzenie. No i rower też został ochlapany dosyć dokładnie. Jutro pewnie czyszczenie. Jak mnie nie pokręci od tej dzisiejszej heroicznej walki z wiatrem…
Cóż, cel zaliczony. Setka pękła. Nawet z małym ogonkiem. O lepszej formie, mimo bardzo niskiej średniej, świadczy brak skurczów mięsni. Jakoś tak sobie wymyśliłem, że gdy mam skurcze w czasie jazdy (co mi się rzadko zdarza), to wtedy forma jest na skandalicznie niskim poziomie. Teraz zapowiadają u mnie opady deszczu prawie przez cały tydzień. A więc na rowerek w przyszły weekend. Jeśli pogoda pozwoli. No i jeśli mnie nie pokręci od tej dzisiejszej heroicznej walki z wiatrem…
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Jagodnik-Pszenno-Panków-Pożarzysko-Imbramowice-Paździorno-Kostomłoty (tu kupiłem skarpetki)-Piersno-Środa Śl.-Świdnica Polska (nie mylić ze Świdnicą bez żadnego określenia)-Kąty Wrocławskie-Kilianów-Szymanów-Mietków-Chwałów-Gola Świdnicka-Klecin-Pszenno-Świdnica.
- DST 88.00km
- Czas 04:10
- VAVG 21.12km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozpoczęcie sezonu
Piątek, 1 lutego 2013 · dodano: 01.02.2013 | Komentarze 2
Sezon rozpoczęty.
Trochę ubolewam, że ani razu nie udało mi się wyskoczyć w styczniu. No ale jeszcze nieco ponad tydzień temu otaczał nas krajobraz iście syberyjski. Śniegu ogromne zwały, oszronione drzewa, niska temperatura. Mimo szczerych chęci, jazda przy takiej aurze byłaby szaleństwem… Zatem ten tydzień temu z okładem raczej nie myślałem, że pogoda się zmieni tak raptownie. Wystarczyło jednak parę dni dodatniej temperatury i nieco deszczu, by po śniegu pozostały ślady nad wyraz mizerne. Nieco go zalega w przydrożnych rowach i tyle. Drogi zupełnie przejezdna, w większości nawet suche. Spore ilości śniegu widziałem natomiast tylko na zboczach Gór Sowich, obok których przejeżdżałem. Luty wbrew swej nazwie wita nas łagodnie. Nawet czułem wiosenne podmuchy. A może mi się tylko zdawało?
Trochę bałem się tej pierwszej jazdy, bo po raz ostatni na rowerze siedziałem pod koniec grudnia, a ta kończąca sezon 2012 jazda dała mi się we znaki ze względu na mizerność formy. Pamiętam też początek zeszłego sezonu. Oj trudno było, trudno! Ledwo doczłapałem do domu. Wczoraj wiedząc już, że dziś będę miał dzień wolny od pracy, z uwagą śledziłem prognozy pogody. Na Onecie zapowiadali śnieg, w telewizji całodzienny deszcz, a na meteo.pl ani tego, ani tego. Ostatnio największe zaufanie w tym względzie mam właśnie do tego ostatniego portalu. No i tym razem meteo nie zawiodło. Chmurzyło się, wiało sakramencko, ale żadnych opadów na swej trasie nie spotkałem. Nawet kilka razy wyszło słońce, a ja wystawiałem ku niemu stęsknioną ciepła twarz.
Moja forma więcej niż słaba. Początek zwłaszcza był trudny. Organizm przyzwyczajony do lenistwa buntował się przeciw wzmożonemu wysiłkowi. Potem nieco się rozbujałem, może dzięki sprzyjającemu wiatrowi. Końcówka znowu była walką z bólem. Wiatr odebrał mi dużo sił. Poza tym nieco przybrałem na wadze. Jakoś zimową porą przybywa mi kilogramów. Pewnie mam zły metabolizm. Dźwiganie dodatkowych kilogramów też nie sprzyja ostrzejszej jeździe. Prawdę mówiąc o ostrej jeździe raczej nie marzyłem. Chciałem znowu zobaczyć przed sobą dal kilometrów. Plan zrealizowałem i cieszę się z tego. Mimo wysiłku na trasie czuję się zadowolony. Po to wszak jechałem, by zaznać wysiłku. A teraz błogiego stanu lekkiej senności i podmęczenia. Pewnie będę smacznie spał…
Na trasie analizowałem po raz setny swoje plany na tegoroczne rowerowe ekspedycje. Nakupiłem sobie całe naręcze map i dość rzetelnie analizowałem je pod kątem wytyczenia odpowiednich rowerowych szlaków. Co najmniej pięć możliwości roi się w mojej głowie. Do lata jednak jeszcze sporo czasu. Trzeba budować formę, by podołać wysokim górom. No i zrzucić nieco balastu ze swej osoby.
Mimo banalności dzisiejszej trasy, którą znałem prawie na pamięć, nie obeszło się bez zaliczenia „dziewiczego” odcinka. Doprawdy nie wiem jak się uchował. Rzecz dotyczy małego fragmentu drogi od Piskorzowa do Dzierżoniowa przez małą wioskę Bratoszów. „Dziewiczość” roztaczała się przede mną przez może siedem kilometrów. Ale jak zwykle chłonąłem ją z dużą rozkoszą…
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Bystrzyca Górna-Bojanice-Piskorzów-Bratoszów-Dzierżoniów-Kiełczyn-Wiry-Marcinowice-Wierzbna-Żarów-Jaworzyna Śl.-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica. Dystans dzisiejszy, jak sprawdziłem w swoich statystykach, jest rekordowym rozpoczęciem sezonu w mojej „karierze”…