Info

Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Kwiecień6 - 0
- 2025, Marzec10 - 0
- 2025, Luty2 - 0
- 2025, Styczeń3 - 0
- 2024, Grudzień4 - 0
- 2024, Listopad5 - 0
- 2024, Październik10 - 0
- 2024, Wrzesień10 - 0
- 2024, Sierpień11 - 0
- 2024, Lipiec16 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj14 - 0
- 2024, Kwiecień13 - 0
- 2024, Marzec11 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik10 - 2
- 2023, Wrzesień15 - 11
- 2023, Sierpień13 - 4
- 2023, Lipiec15 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj16 - 0
- 2023, Kwiecień10 - 0
- 2023, Marzec18 - 0
- 2023, Luty3 - 2
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień2 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik10 - 0
- 2022, Wrzesień11 - 0
- 2022, Sierpień18 - 3
- 2022, Lipiec14 - 2
- 2022, Czerwiec14 - 5
- 2022, Maj14 - 2
- 2022, Kwiecień14 - 16
- 2022, Marzec10 - 8
- 2022, Luty6 - 0
- 2022, Styczeń4 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad9 - 0
- 2021, Październik12 - 0
- 2021, Wrzesień13 - 0
- 2021, Sierpień13 - 0
- 2021, Lipiec16 - 0
- 2021, Czerwiec13 - 0
- 2021, Maj16 - 0
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień3 - 0
- 2020, Listopad7 - 5
- 2020, Październik11 - 0
- 2020, Wrzesień14 - 0
- 2020, Sierpień12 - 0
- 2020, Lipiec16 - 0
- 2020, Czerwiec13 - 2
- 2020, Maj16 - 9
- 2020, Kwiecień16 - 10
- 2020, Marzec12 - 3
- 2020, Luty5 - 2
- 2020, Styczeń4 - 0
- 2019, Grudzień5 - 5
- 2019, Listopad8 - 5
- 2019, Październik13 - 2
- 2019, Wrzesień14 - 4
- 2019, Sierpień15 - 1
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec20 - 5
- 2019, Maj14 - 0
- 2019, Kwiecień15 - 0
- 2019, Marzec11 - 0
- 2019, Luty6 - 0
- 2019, Styczeń2 - 0
- 2018, Grudzień4 - 5
- 2018, Listopad7 - 2
- 2018, Październik11 - 2
- 2018, Wrzesień13 - 0
- 2018, Sierpień16 - 5
- 2018, Lipiec18 - 0
- 2018, Czerwiec14 - 4
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień14 - 0
- 2018, Marzec6 - 2
- 2018, Luty3 - 2
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień9 - 10
- 2017, Sierpień18 - 0
- 2017, Lipiec16 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 2
- 2017, Maj13 - 3
- 2017, Kwiecień9 - 2
- 2017, Marzec10 - 2
- 2017, Luty4 - 0
- 2017, Styczeń4 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień13 - 0
- 2016, Sierpień18 - 1
- 2016, Lipiec18 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 6
- 2016, Maj18 - 5
- 2016, Kwiecień12 - 2
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty5 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień6 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik12 - 0
- 2015, Wrzesień13 - 0
- 2015, Sierpień19 - 0
- 2015, Lipiec15 - 0
- 2015, Czerwiec16 - 2
- 2015, Maj14 - 0
- 2015, Kwiecień17 - 2
- 2015, Marzec9 - 4
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień5 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik13 - 0
- 2014, Wrzesień9 - 0
- 2014, Sierpień18 - 0
- 2014, Lipiec12 - 0
- 2014, Czerwiec12 - 0
- 2014, Maj16 - 0
- 2014, Kwiecień16 - 2
- 2014, Marzec8 - 0
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń6 - 4
- 2013, Grudzień4 - 0
- 2013, Listopad4 - 3
- 2013, Październik11 - 0
- 2013, Wrzesień11 - 2
- 2013, Sierpień11 - 6
- 2013, Lipiec14 - 10
- 2013, Czerwiec20 - 0
- 2013, Maj13 - 7
- 2013, Kwiecień12 - 2
- 2013, Marzec4 - 3
- 2013, Luty3 - 6
- 2012, Grudzień2 - 2
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik10 - 7
- 2012, Wrzesień12 - 9
- 2012, Sierpień8 - 3
- 2012, Lipiec14 - 0
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj14 - 0
- 2012, Kwiecień10 - 4
- 2012, Marzec10 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień12 - 0
- 2011, Sierpień6 - 0
- 2011, Lipiec12 - 0
- 2011, Czerwiec14 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 0
- 2011, Marzec6 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień5 - 0
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec9 - 0
- 2010, Czerwiec11 - 0
- 2010, Maj11 - 0
- 2010, Kwiecień9 - 0
- 2010, Marzec10 - 0
- 2010, Luty2 - 0
- 2009, Listopad11 - 0
- 2009, Październik4 - 0
- 2009, Wrzesień7 - 0
- 2009, Sierpień10 - 0
- 2009, Lipiec7 - 0
- 2009, Czerwiec14 - 0
- 2009, Maj12 - 15
- 2009, Kwiecień13 - 13
- 2009, Marzec5 - 4
- 2009, Luty2 - 6
- 2009, Styczeń2 - 0
- 2008, Grudzień1 - 3
- 2008, Listopad12 - 7
- 2008, Październik5 - 8
- 2008, Wrzesień14 - 6
- 2008, Sierpień15 - 15
- 2008, Lipiec15 - 11
- 2008, Czerwiec17 - 24
- 2008, Maj18 - 34
- 2008, Kwiecień12 - 19
- 2008, Marzec10 - 19
- 2008, Luty5 - 6
- 2007, Grudzień1 - 4
- 2007, Październik8 - 0
- 2007, Wrzesień9 - 0
- 2007, Sierpień12 - 0
- 2007, Lipiec18 - 2
- 2007, Czerwiec11 - 0
- 2007, Maj15 - 0
- 2007, Kwiecień13 - 0
- 2007, Marzec8 - 0
- 2006, Wrzesień8 - 0
- 2006, Sierpień14 - 0
- 2006, Lipiec16 - 0
- 2006, Czerwiec13 - 0
- 2006, Maj15 - 2
- 2006, Kwiecień17 - 0
- 2006, Marzec4 - 0
- 2005, Wrzesień8 - 0
- 2005, Sierpień13 - 0
- 2005, Lipiec13 - 0
- 2005, Czerwiec13 - 0
- 2005, Maj13 - 0
- 2005, Kwiecień13 - 2
- 2005, Marzec7 - 0
- 2004, Wrzesień9 - 0
- 2004, Sierpień13 - 0
- 2004, Lipiec12 - 0
- 2004, Czerwiec11 - 0
- 2004, Maj14 - 0
- 2004, Kwiecień15 - 0
- 2004, Marzec5 - 0
- 2003, Październik1 - 0
- 2003, Wrzesień7 - 0
- 2003, Sierpień10 - 0
- 2003, Lipiec13 - 0
- 2003, Czerwiec12 - 0
- 2003, Maj14 - 0
- 2003, Kwiecień12 - 0
- 2003, Marzec2 - 0
- 2002, Październik1 - 0
- 2002, Wrzesień11 - 0
- 2002, Sierpień13 - 0
- 2002, Lipiec12 - 0
- 2002, Czerwiec10 - 0
- 2002, Maj13 - 0
- 2002, Kwiecień2 - 2
Kwiecień, 2014
Dystans całkowity: | 1846.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 89:54 |
Średnia prędkość: | 20.54 km/h |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 115.38 km i 5h 37m |
Więcej statystyk |
- DST 133.70km
- Czas 05:09
- VAVG 25.96km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Między pracą a pracą
Piątek, 11 kwietnia 2014 · dodano: 12.04.2014 | Komentarze 0
Jazda miała miejsce wczoraj, czyli w piątek.
Rower miałem schowany w pracy. Z tego względu, że w trakcie poprzedniej jazdy złapałem gumę, w któryś dzień tygodnia do pracy przywlokłem wielką pompkę z manometrem, by podnieść ciśnienie w tylnym kole z około 3-4 atmosfer, które miało koło po moim ręcznym pompowaniu na trasie, do 9 atmosfer, które winno mieć. Parę ruchów tłokiem i opona stała się twarda jak kamień. Można było spokojnie jechać…
Z pracy wyjechałem o godz. 13. Właściwie nawet się nie zwolniłem, bo miałem się stawić w robocie w Wałbrzychu ponownie o godz. 20 na niejako trzecią zmianę. Rzadko to mi się zdarza, ale dzięki temu miałem całe popołudnie.
Znow udość kiepsko skalkulowałem kilometry jazdy. Wydawało mi się, że na zaplanowanej trasie nie będzie ich więcej niż 110. Chciałem rowerem wrócić do domu do Świdnicy gdzieś około 18:00, by spokojnie się umyć, coś zjeść i samochodem pojechać do pracy. Celem jazdy była Środa Śląska. Gdy do niej docierałem miałem na liczniku 75 km, zamiast spodziewanych 55-60. Pozostało mi tylko mocniej naprzeć na pedały i możliwie najkrótszą drogą dotrzeć do domu.
Pogoda była stabilna. Było chłodno, pochmurnie, ale na deszcz się nie zapowiadało. Jeszcze przed Środą Śl. zaliczyłem kolejną „dziewiczą” trasę wiodącą przez dwie nowe dla mnie rowerowo miejscowości, a mianowicie Wrocisławice i Bukówek.
Przez to ostrzejsze tempo spowodowane chęcią dotarcia do domu na określony czas, wykręciłem całkiem niezłą dla mnie średnią.
Trasa:Wałbrzych-Szczano Zdrój-Stare Bogaczowice-Dobromierz-Kłaczyna-Roztoka-Strzegom-Goczałków Górny-Księżyce-Budziszów Wielki-Chełm-Wrocisławice-Bukówek-Ciechów-ŚrodaŚl.-ŚwidnicaPolska-Szymanowice-Piotrowice-Kostomłoty-Bogdanów-Imbramowice-Pożarzysko-Śmiałowice-Panków-Niegoszów-Świdnica.
- DST 101.30km
- Czas 04:39
- VAVG 21.78km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Parę przygód na krótkiej trasie
Wtorek, 8 kwietnia 2014 · dodano: 08.04.2014 | Komentarze 0
Rano zawiozłem rower do pracy. Wczoraj wyczyściłem go i dopompowałem tylne kółko. Do jazdy wyruszyłem o czternastej, skracajac sobie pracę o godzinę. Chyba miałem nosa, bo te dodatkowe 60 minut się przydały. Pojechałe do Czech, a punktem zwrotnym była wioska Bezdekov nad Metuji. Pierwszy podjazd w Wałbrzychu zaliczyłem przy dość krzepkim słoneczku. Oj, nie próżnowało ono, zatem lekko się zgrzałem. Nawet żałowałem, że założyłem długi kostium. Do Czech dojechałem szybko, bo po dwudziestu kilku kilometrach była już granica. Tutaj wskoczyłem do dziewiczej wsi Marsov. Jest to mała osada, do której prowadzi ślepa droga. W międzyczasie pogoda się popsuła. Nagle skłębiły się czarne chmury i zaczęło grzmieć. Po piętnastu minutach lało jak z cebra. Przycupnąłem pod jakimś wystającym daszkiem, by przeczekać nawałnicę. Rzeczywiście po paru minutach chmury znikły jak kamfora i znowu wyszło słońce. Za Policami nad Metuji zignorowałem znak zakazu ruchu i śmiało przejechałem obok niego. Po stu metrach stanąłem przy rozrytej drodze. Postanowiłem jechać dalej tą nawierzchnią z błota i kamieni. Nie chciałem się cofać i wracać tą samą drogą. Wyboje skończyły się po może pół kilometrze. Uśmiechnąłem się widząc gładki asfalt. Uśmiech jednak zszedł z mojej twarzy, gdy z tyłu usłyszałem głośne "psssssss". No nie, znowu guma. Miałem nową dętkę. Wymieniłem ją dość sprawnie, ale ubrudziłem przy tym moją śliczną żółtą owijkę od kierownicy, bo rower postawiłem do góry kołami w niezbyt dobrze wybranym miejscu. Do końca jazdy, którym było miejsce mojej pracy, miałem ok. 40 kilometrów. Przez to marudzenie z deszczem i wymianą gumy starciłem sporo czasu. Starałem się jechać szybko, ale niestety wiatr po burzy zmienił swój kierunek i zamiast teraz mi pomagać znowu pluł mi w oczy. Do Wałbrzycha dojeżdżałem przed dziewiętnastą, ale znowu czarne chmury zwołały mi nad głową swój sabat. Ostatnie dziesiąć kilometrów, generalnie w dół, było wyścigiem z czasem. Dopadnie mnie ulewa czy nie? Dopdała mnie, ale już przy samej mecie...
Rower schowałem w pracy, przebrałem się i samochodem wyruszyłem do domu. Ostatnią przygodą było spotkanie z policją. Ponoć nie zastosowałem się do jakiegoś znaku. W nagrodę za rowerowy dzień dostałem 100 zł i 5 punktów. Z pałami nie ma co dyskutować...
Mimo dość słabej średniej, którą dziś wykręciłem, czuję wzrost formy. Jak już pisałem, dziś miałem generalnie pod wiatr, a do tego trasa była górzysta, z mnóstwem mniejszych i większych podjazdów. Forma się przyda przed niedługim już terminem wyjazdu na wyspy Morza Śródziemnego...
- DST 135.70km
- Czas 06:02
- VAVG 22.49km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Niezamierzony Poznań cz.3
Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 07.04.2014 | Komentarze 0
Podstawą wszelkiej działalności jest planowanie. Pewnie niektórzy tym się nie zgodzą.Wybiorą spontaniczność i twórczy chaos. Dla mnie jednak nie ma jazdy bez wytyczenia sobie konkretnego celu. Lubię przy tym dość skrupulatnie do niego dążyć. Niestety moja weekendowa jazda nie wpisała się w ten schemat.
Pomyślałem sobie, że dobrze byłoby na rowerze dotrzeć do pierwszej stolicy naszego kraju,do Gniezna. W zeszłym roku miałem okazję dojechać do aktualnej stolicy, zatem wizyta w grodzie św. Wojciecha byłaby logiczną kontynuacją zeszłorocznej eskapady. Żeby nie mieć przykrych niespodzianek ze strony kolei (ograniczona liczba biletów na przewóz rowerów) postanowiłem już w ciągu tygodnia zakupić „one way ticket”. Kosztowało mnie to (tj. rzeczony „ticket”) nieco poniżej 60zł. Jednocześnie ustaliłem, że mój pociąg z Gniezna odjeżdża tuż przed szesnastą, by we Wrocławiu zameldować się o 19:30. Tak oto nakreśliły się ramy czasowo-przestrzenne mojej wycieczki.
Rower miałem w pracy w Wałbrzychu, postanowiłem zatem już w piątek po swej szychcie ruszyć w trasę. W ten sposób wyłaniała się miła perspektywa trzech dni na siodełku. Zarezerwowałem sobie wcześniej dwa noclegi, jeden w Wołowie, a drugi w okolicach Śremu. W ten sposób na pierwszy dzień miałem do przejechania około100 km, na drugi około 160-170 km, a na trzeci 130. W sumie do machnięcia cztery paczki.
Punktualnie o piętnastej już opuszczałem swój „warsztat” pracy. Wcześniej sprawdziłem pogodę. Zarówno w piątek jak i kolejne dni miało być bez opadów. Przez małe pagórki przebiłem się z Wałbrzycha do Jawora. Aby w Wołowie być o przyzwoitej porze (tj. za dnia, gdzieś do godziny dziewiętnastej z groszem) musiałem poruszać się z prędkością 25 km/h. Dane swej jazdy skrupulatnie sprawdzałem na liczniku. Nawet nieco wyprzedzałem plan. Trochę pokląłem, gdy dwa razy musiałem czekać pod szlabanami na pociągi, którym jakoś się nie spieszyło. Mój przymusowy postój wypadł raz właśnie w Jaworze, a raz w miejscowości Szczedrzykowice-Stacja. Tu mała dygresja. Na tablicy z nazwą tej wioski uwidoczniony jest napis „Szczedrzykowice St.” Całe życie myślałem, że to „St.” znaczy tyle co „Stare”. Dopiero gdy przedsięwziąłem plan zaliczenia wszystkich dolnośląskich miejscowości na rowerze i dokonałem ich szczegółowego spisu, okazało się (dla mnie), że to „St.” oznacza „Stacja”.
Na trasie miałem jeszcze dwa momenty użycia nieco cięższych słów. Oczywiście rzucałem je tak sobie, bez świadków, by nieco rozładować stresy związane z jazdą. Oto naraz zaczął padać deszcz! No tego się nie spodziewałem. Był on dość drobny, ale jednak sączył się cały czas. Ufny w prognozy pogody nie wziąłem ze sobą swej ulubionej pomarańczowej pelerynki. Teraz wymyślałem także sobie, ta pelerynka waży tyle co nic i z pewnością zmieściłaby się do mego plecaczka. Drug iraz bluzgi spłynęły z mych ust, gdy musiałem walczyć swą szosówką z wybitą kostką w okolicach Prochowic (a konkretnie we wsi Rogów Legnicki). Kiedyś przez jazdę na takiej kostce pękła mi szprycha i był niezły klops, szczególnie, że akcja miała miejsce poza granicami kraju. Dlatego teraz kostka jest czymś,czego staram się unikać. Nie zawsze się udaje. Na Dolnym Śląsku w wielu miejscach pozostawiono taka nawierzchnię w samych wsiach. Chyba jako zabytek…
Pierwszy raz Odrę sforsowałem starym mostem w Lubiążu. Ciekawa to miejscowość na szlaku cysterskim. W klasztorze znajdują się liczne groby znanych Piastów śląskich.Może kiedyś je odwiedzę… Od Lubiąża miałem już do Wołowa z 15 kilometrów. Poszło szybko w tych męczących kroplach deszczu.
Nocleg miałem zarezerwowany w Wołowie w hotelu OSIR. Hotel to może za dużo powiedziane, ale za 39 zł nie można wymagać Wersalu. Było zresztą całkiem sympatycznie i schludnie. Rower schowano mi do garażu, a ja powędrowałem już pieszo do sklepu po jakąś strawę na kolację i śniadanie dnia następnego.
W sobotę chciałem wyjechać szybko, by mieć czas na realizację kolejneg oprzedsięwzięcia. Mianowicie postanowiłem zaliczyć ostatnie cztery gminy województwa dolnośląskiego w pobliżu Głogowa, a konkretnie Pęcław, Gaworzyce, Żukowice i Kotlę. Z mapy na oko wynikało, że aby tego dokonać trzeba nadłożyć ze 30 kilometrów. Szczegółowo tego nie skalkulowałem i to było gwoździem do trumny.
Rano jednak miałem inny problem. Oto o godzinie, o której chciałem wyjechać, czyli około ósmej, zaczął padać deszcz. Już nie była to mżawka jak poprzedniego dnia, lecz konkretna sikawica. Ciągle wierząc w prognozy pogody, liczyłem na to, że deszcz za moment ustanie. Jednak nie miał na to ochoty. Co więcej, wzmagał się…Rad nierad po dziewiątej puściłem się w drogę. Po trzech kilometrach byłem już całkiem przemoczony. Woda lała się z góry i gryzgał z dołu. Buty mokre, odzież mokra. Znowu zatęskniłem do swej kochanej pelerynki. Może nie uchroniłaby przed całkowitym przemoknięciem, ale odłożyłaby ten moment w czasie.Opady falowały. To wydawało się, że zanikają, to znowu się nasilały. Aby dopełnić obrazu nieszczęścia, gdzieś na trzydziestym kilometrze poczułem wiotkość w tylnym kole. Tego jeszcze brakowało. Powietrze nie zeszło całkiem, zatem dopompowałem. Przez jakoś czas dało się jechać, ale na dłuższą metę, to do niczego takie metody. Zbliżałem się do Ciechanowa i do kolejnego forsowania Odry, tym razem nowym mostem. Tuż przed rzeką stanąłem jednak, by zmienić dętkę. Wożę z sobą zawsze jedną sztukę, by nie tracić czasu na klejenie. I otojakby Ktoś na górze uśmiechnął się do mnie. Przestało padać. Szybko wsadziłem nową dętkę i ruszyłem dalej. Normalnie w kole mam 9 atmosfer, które można wtłoczyć dużą pompką z manometrem. Ręczną pompką można co najwyżej dobić do pięciu.To trochę mało jak na szosówkę. Trzeba uważać na dziurach, torowiskach i innych wybojach, by guma nie uderzyła o obręcz koła. Już do końca mojej wycieczki opady nie wystąpiły. Ubranie powoli na mnie schło. W plecaku miałem drugi komplet, ale jakoś nie chciało mi się przebierać. Dalsza część sobotniej drogi to pląsy wokół Głogowa, by połapać te gminy. Taki styl jazdy jest co tu dużo gadać sprzeczny z moją naturą. Kręcenie się wokół własnego ogona. Ja chcę gnać ciągle do przodu! Po przemyśleniu sprawy doszedłem do wniosku, że już więce jnie będę tak jeździł po spirali. Jak wpadnie jakaś gmina, to dobrze, jak nie,to nie. Przynajmniej te pląsy odbywały się na urozmaiconej trasie, były górki,a droga często prowadziła lasem. Nie uniknąłem też przejazdu krajówką, a właściwie nawet drogą szybkiego ruchu…
Zamiast spodziewanych 90 km na liczniku po opuszczeniu Głogowa, ja miałem ich prawie130. Godzina była już późna, a do mety w okolicach Śremu około 90 kilometrów.Za starym mostem na Odrze w Głogowie chwilę studiowałem mapę. Jeśli nie dotrę do Śremu, to i o Gnieźnie następnego dnia można zapomnieć. No ale nie było innej rady. Musiałem zmienić plan. Szybko zatem doszedłem do wniosku, że sobotnią jazdę zakończę w Sławie, a w niedzielę dojadę do Poznania, skąd wrócę do Wrocławia tym samym (zaplanowanym) pociągiem.
Ostatnią gminą na Dolnym Śląsku była dla mnie Kotla. Zboczyłem nawet nieco z głównej trasy, by dotrzeć do „stołecznej” wsi. Mimo tej wykazanej niechęci do gminnego slalomu, stojąc przy tablicy z nazwą tej ostatniej jednostki administracyjnej mojego województwa, czułem lekkie wzruszenie. Ale nie myślcie, łezki nie uroniłem…
Zaraz było województwo lubuskie i za parę kilometrów – Sława. To miasteczko gwarne w lecie, teraz sprawiało senne wrażenie. Nocleg znalazłem całkiem sprawnie.Zakwaterowałem się w pensjonacie „U Dudka”. Koszt noclegu – 60 zł. Łapczywie spałaszowałem zakupiony w barze przy hoteliku pokaźny kotlet świniowy. Z ulgą zdejmowałem wilgotne ciuchy i buty. Kaloryfer był ciepły, zatem mogłem je nieco podsuszyć. Nie ma nic gorszego niż zakładanie mokrych butów… Powtórzyłem piątkowy wariant zakupów produktów na śniadanie.
Niedzieln yporanek był pochmurny. Obudziło mnie skrzeczenie gawronów. Tak się darły jakby miały ogłosić jakąś wielką nowinę. Dla mnie taką nowiną był brak opadów. Pogoda wyglądała na chwiejną, zatem czym prędzej wyruszyłem w drogę. Rano było chłodno. Założyłem na siebie prawie cały wieziony przyodziewek. Jednak po może godzinie zauważyłem pierwsze dziury w powłoce chmur. Przejaśniało się i robiło się wyraźnie cieplej. Już po 10 kilometrach jazdy dotarłem do Wielkopolski. Przywitała mnie tablica ogłaszająca ten fakt. Ktoś na niej nagryzmolił „zadupie wita”. No pomyślałem sobie, nie takie zadupie. Przynajmniej jakość dróg stała się odczuwalnie lepsza. Pierwszy odcinek wiódł terenem pagórkowatym. Jechało misię dziwnie ciężko. Nawet przez chwilę pomyślałem, że może dopadło mnie przeziębienie po wczorajszej deszczowej kąpieli. Ale to nie było to. Bola łamnie natomiast głowa. Przeważnie mam tę przypadłość, gdy rano nie napiję sięczegoś ciepłego. Wypatrywałem nawet jakiejś stacji paliw, by na niej łyknąć herbaty. Ale jechałem bocznymi dróżkami, na których stacji nie było. Za Boszkowem wypłaszczyło się. Równiny towarzyszyły mi już do samego końca. Powoli robiło się coraz cieplej, a ja po kolei zrzucałem kolejne elementy stroju. W końcu na sobie miałem już typowo letni kostiumik.
Do Poznania wjechałem od strony południowej. Cóż, przychodzi mi wyrazić współczucie dla rowerzystów ze stolicy Wielkopolski. Jest duży ruch samochodowy, nawet w niedzielę. Beznadziejne zapiaszczone lub zbudowane z nierównych płytek ścieżki rowerowe nie zachęcają do jazdy. Ja je szybko pożegnałem i jechałem ulicami między samochodami. Kierowcy czasem trąbili, ale mnie było wszystko jedno. Na nowy poznańskich dworzec kolejowy dojechałem po piętnastej. Do odjazdu pociągu miałem około półtorej godziny. Coś zjadłem, wypiłem ogromną kawę.
Kolej punktualnie dowiozła mnie do Wrocławia, tutaj po raz czwarty (tym razem nie na rowerze) sforsowałem Odrę. Następnym pociągiem dotarłem do Świdnicy. W domu byłem przed jedenastą.
Parę fotek (jak zwykle tabliczki):
https://picasaweb.google.com/102288579913784363005/NiezamierzonyPoznanKwiecien2014#
- DST 157.50km
- Czas 06:43
- VAVG 23.45km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Niezamierzony Poznań cz.2
Sobota, 5 kwietnia 2014 · dodano: 07.04.2014 | Komentarze 0
Trasa:
WOŁÓW- Moczydlnica Dworska-Jemielno-Ciechanów-Trzęsów-Pęcław-Wilczyn-Jerzmanowa-Jakubów-Kłobuczyn-Grabik-Korytów-Wierzchowice-Nielubia-Głogów-Kotla-(woj. lubuskie)- Krzepielów-Stare Strącze-SŁAWA
Opis w cz. 3
- DST 104.70km
- Czas 04:08
- VAVG 25.33km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Niezamierzony Poznań cz.1
Piątek, 4 kwietnia 2014 · dodano: 07.04.2014 | Komentarze 0
Trasa:
WAŁBRZYCH-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Wolbromek-Roztoka-Jawor-Wądroże Wielkie-Polanka-Szczedrzykowice Stacja-Prochowice-Rogów Legnicki-Lubiąż-WOŁÓW
Opis w cz. 3
- DST 106.70km
- Czas 04:25
- VAVG 24.16km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy do Czech
Wtorek, 1 kwietnia 2014 · dodano: 01.04.2014 | Komentarze 0
Nie lubię jeździć w ciemnościach, a jeździć się chce. Rower zatem rano pojechał samochodem ze mną do pracy do Wałbrzycha. Zwolniłem się godzinę wcześniej, by nie złapała mnie ciemność wieczoru. Wyjechałem o 14. Pogoda była całkiem niezła. Nawet się zgrzałem od słonecznych promieni... Trzeba pomyśleć o wiosennym już stroju. Może krótkie spodenki na początek? Na razie jeszcze jeżdżę w długich i bluzie z długimi rękawami. Jechało mi się przyjemnie. Trasa była urozmaicona. Kilometry upływały raźnie. Przecinałem Góry Wałbrzyskie, a potem jechałem zboczami Gór Sowich. W środku były Czechy. Petlę zamknąłem po osiemnastej także w Wałbrzychu. Rower czeka na mnie w mojej pracy. Do domu wróciłem samochodem...
Trasa: Wałbrzych-Mieroszów-Golińsk-Mezimesti-Hyncice-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Nowa Ruda-Głuszyca-Olszyniec-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Złoty Las-Wałbrzych.