Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2017

Dystans całkowity:1333.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:58:23
Średnia prędkość:22.85 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:133.39 km i 5h 50m
Więcej statystyk

Marcowy rekord. Nowa Ruda

Czwartek, 30 marca 2017 · dodano: 30.03.2017 | Komentarze 2

Rano wybrałem się do pracy świadomy, że może mnie nieźle zlać. Gdy wyjeżdżałem około 6:15 mżyło. Jeszcze w Świdnicy zaczęło padać, by za moment już regularnie lać. Z plecaka wyjąłem przeciwdeszczową kurtkę i rad nierad pokręciłem dalej. Nieco ponad 20 kilometrów do pracy zajęło mi ponad godzinę, a dokładnie 1:08:50. W tym czasie dość solidnie zmokłem. Kurtka spisała się nieźle, ochroniła górną część ciała, ale nie można tego samego powiedzieć o części dolnej. Tyłek przemoczony do amentu. Na szczęści w pracy ktoś wpadł na pomysł, bu odpalić kaloryfery, bo dzień był raczej chłodny. Swoja mokrą odzież upchnąłem na ciepłych grzejnikach. Do 14:30 wszystko ładnie wyschło. Choć schnięciu towarzyszył niezbyt świeży zapach, nikt w pracy nie protestował. Koleżanki tylko częściej niż zwykle otwierały okno...
Po pracy zadebiutowałem na Stravie. Chyba sobie odpuszczę te statystyki, bo mocno przekłamują. Oto maksymalna moja prędkość wyniosła niby 119,2 km/h. Daj Panie Boże zdrowie. Starva zawyżyła też łączny dystans (poranny niemierzony przez system oraz popołudniowy) o 0,5 km. Trochę dużo. Błąd leży na pewno po stronie Stravy, bo mój licznik jest skalibrowany idealnie. Tak czy owak mój debiut na tym portalu wygląda tak: https://www.strava.com/activities/921008928.
Po szybkim przejrzeniu moich statystyk, wyszło, że mój marcowy łączny dystans nieco ponad 1333 km jest moim rekordowym osiągnięciem w tym miesiącu.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-(Glinik)-Mieroszów-Mezimesti-Ruprechtice-Hyncice-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Nowa Ruda-Głuszyca-Olszyniec-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Dualizm aury. Udanin

Wtorek, 28 marca 2017 · dodano: 28.03.2017 | Komentarze 0

Poranna jazda do pracy odbyła się przy niskiej temperaturze, oscylującej wokół zera. Mój przyjazd na rowerze do pracy wywołał nawet mały aplauz, bowiem doceniono moją walkę z zimnem. Po pracy z kolei zrobiło się ciepło. Termometry wskazywały w okolicach 20 stopni, a piękne słońce dawało złudzenie lata. Wyjechałem o 14:30 i napawałem się ciepłem i światłem. Rano ubrałem się dość porządnie, a nie chcąc zostawiać w pracy swego rowerowego odzienia, po pracy też włożyłem je na siebie. Wyznaję zasadę, że lepiej się przegrzać niż zmarznąć. Dziś miałem okazję mocno się przegrzać.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Szczawno Zdrój-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Roztoka-Godzieszówek-Kostrza-Rogoźnica-Targoszyn-Goczałków Górny-Lusina-Udanin-Pyszczyn-Imbramowice-Domanice-Klecin-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Dwie setki ze wspomaganiem. Świdnica-Lubliniec

Sobota, 25 marca 2017 · dodano: 25.03.2017 | Komentarze 0

Dziś pięknie wstrzeliłem się w wiatr. Na połowie dystansu zawiewał z boku, a na drugiej ładnie klepał po plecach. Rano było rześko, ale już przed dziewiątą wiosna słała swoje urocze słoneczne uśmiechy. Celem jazdy było miasto Lubliniec, a powrót zaplanowałem już pociągami. Przejechałem spory kawał Dolnego Śląska, całą Opolszczyznę, by wreszcie wbić się na Śląsk. Nieco smutkiem mnie owiała myśl, że na swej trasie nie zaliczyłem żadnej nowej gminy. Udało się za to zboczyć do wsi Kalinowa, ostatniej w gminie Wiązów, do której jeszcze nie dotarłem. Na Opolszczyźnie przejeżdżałem przez Zębowice (Zembowitz). Ta wieś gminna liczy więcej Niemców niż Polaków (podobno). Niestety nie mogłem się o tym przekonać, gdyż wypatrywany tam sklep jakoś nie chciał się pojawić, a zatem pojechałem dalej.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Jaźwina-Łagiewniki-Strzelin-Wiązów-Kalinowa-Skarbimierz-Osiedle-Brzeg-Pisarzowice-Stobrawa-Popielów-Ładza-Murów-Laskowice-Bierdzany-Kadłub Turawski-Zębowice-Dobrodzień-Pludry-Kośmidry-Lubliniec.




Pląsy we mgle. Jetrichov

Czwartek, 23 marca 2017 · dodano: 23.03.2017 | Komentarze 0

Gdy rano wyjechałem do pracy, zaczęło mżyć. W pierwszej chwili nawet przez głowę przeleciała mi myśl, czy się nie cofnąć. Jednak nie dałem za wygraną i pokręciłem w wilgotne kłęby mgły. Jechało mi się całkiem dobrze. Nie było wiatru i to dawało pewne złudzenie większej mocy. Kilka razy musiałem się zatrzymać, by przetrzeć zroszone okulary, przez które już nic nie było widać. Do pracy dotarłem o cztery minuty szybciej niż ostatnim razem. Zwolniłem się o czternastej, wcześniej wysuszywszy na grzejniku nieco przemoczone ciuchy. Cały czas nad światem wisiał gęsty opar. Za ciepło też nie było. Poturlałem się na dobrze sobie znaną trasę do Czech. Postanowiłem wykręcić swoją setkę i czmychnąć do domu. Tak też się stało. Mgła to rzedła, to si wzmagała, ale ciągle mi towarzyszyła. Czuło się wilgotną aurę, ale prawdziwego deszczu nie było. W dobrej formie szarówką dotarłem do domu.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Boguszów-Gorce-Mieroszów-Mezimesti-Jetrichov-Ruprechtice-Mezimesti-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Prawdziwy początek sezonu. Jawor

Wtorek, 21 marca 2017 · dodano: 21.03.2017 | Komentarze 0

Prawdziwym początkiem sezonu nazywam moment, kiedy po raz pierwszy jadę rowerem do pracy. Od tego czasu zaczyna się bardziej intensywna jazda na rowerze. Dwa razy w dni robocze oraz raz w dzień weekendowy. Trochę zmieniły się zasady mojej pracy i teraz mam pół godziny później się w niej stawić. Zamiast o siódmej, o wpół do ósmej. Dziś wyjechałem parę minut po szóstej. Mimo pochmurnego dnia jasność panowała już całkowita. Było przy tym dość ciepło, jak na marzec. Moja jazda do pracy ze Świdnicy do Wałbrzycha jest mocno pod górę. Na dystansie nieco ponad 20 kilometrów, należy pokonać przewyższenie ponda 300 m. Niby niedużo, ale rano człowiek na to ma inne spojrzenie. Z chęcią by się jeszcze pospało, a tu trzeba dymać. Od kilku lat notuję czasy swego dojazdu do pracy. W pewnym sensie są wyznacznikiem mojej formy. Rekord wynosi 56 minut, czas najsłabszy to około 1:20 h. Dziś jak na pierwszy raz wypadło nawet przyzwoicie. 1:10:36. No ale namęczyłem się solidnie, bo jeszcze był przeciwny wiatr. Przed samą pracą mam najtrudniejszy odcinek. Około 400 m ostro pod górę (z nachyleniem ponad 12%) i jeszcze po sakramenckiej wybitej kostce. Mimo lekkiego wewnętrznego sprzeciwu wrzuciłem na tym odcinku najlżejsze przełożenie. By zrobić jakiś konkretny dystans i nie włóczyć się po zmroku, zwolniłem się z pracy o godzinie 14. Poczłapałem znana sobie trasą do Jawora. Niby górek tam niewiele, ale na zjeździe do Starych Bogaczowic licznik pokazał ponad 66 km/h. W okolicach Jawora budowana jest trasa S-3. Pełno tam robót drogowych. Dla mnie miało to swój namacalny dowód, bo musiałem się cofać z zamkniętej drogi do Mściwojowa. Dziś jechałem bez słuchawek i zamiast Bacha słuchałem pięknych ptasich treli. Wiosna w pełni! Na ostatnich 40 kilometrach zaczęło siąpić, ale nazwanie tego opadu deszczem byłoby sporą przesadą.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Szczawno Zdrój-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Roztoka-Gniewków-Jawor-Niedaszów-Targoszyn-Goczałków-Strzegom-Stanowice-Stary Jaworów-Milikowice-Witoszów Dolny-Świdnica.




Ucieczka przed deszczem. Strzelin

Niedziela, 19 marca 2017 · dodano: 19.03.2017 | Komentarze 0

Po południu miało padać. Tak stanowiły wszelkie przejrzane przeze mnie prognozy pogody. Postanowiłem zatem wyjechać dość wcześnie, by uciec opadom. Wcześnie to dla mnie tuż po siódmej. Poranek był słoneczny, ale też chłodny. Odpowiedni ubiór zabezpieczył mnie przed zimnem. Jechałem dość dziarsko, mimo wietrzyska, które chciało mnie zrzucić z siodełka. Zaplanowałem zaliczenie kilku dziewiczych miejscowości na pograniczu powiatów ząbkowickiego i strzelińskiego. Udało się i jako nowe zdobycze wpisałem sobie wsie: Błotnica, Brochocin, Jakubów, Komorowice, Lipowa i Sadowice. Wskazane sioła leżą na Wzgórzach Niemczańsko-Strzelińskich. Pagórki są niewysokie, ale podjazdy są krzepkie i nakazują napinać mięśnie. W połączeniu z wiatrem dały niezły wycisk. Plan wykonałem. Do domu przyjechałem przed deszczem, który teraz sobie siąpi za oknem. Zdążyłem tez na skoki i mogłem cieszyć się z sukcesu Kamila Stocha. Może puchar jeszcze nie przegrany?
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Jaźwina-Byszów-Niemcza-Żelowice-Dobrzenice-Zarzyca-Gołostowice-Strzelin-Mańczyce-Jordanów Śl.-Przezdrowice-Sobótka-Marcinowice-Gruszów-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Przy muzyce o sporcie. Teplice nad Metuji

Sobota, 11 marca 2017 · dodano: 11.03.2017 | Komentarze 0

W tym roku wróciłem do jazdy ze słuchawkami na uszach. Kiedyś jeździłem tak ciągle, później ze względu na starczą głuchotę zarzuciłem te atrakcje. W Nowy Rok wybrałem się na rower i słuchałem "Topu Wszech czasów"  na Trójce. Znowu odżyła we mnie chęć konsumpcji pięknych melodii w trakcie jazdy na rowerze. Od tego czasu słucham sobie swych ulubionych kawałków. Dziś dwa razy przesłuchałem "Wariacje  Goldbergowskie" Bacha. Utwór ten według mnie jest kwintesencją muzyki. Bach pisał go chyba po spotkaniu z Bogiem. Słuchałem różnych wersji, na fortepian (genialne wykonanie Glena Goulda), na skrzypce, gitarę i inne instrumenty. Boskie tchnienie słychać w wykonaniu organowym, które zapodałem sobie  w czasie swej jazdy. 
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych-(Glinik)-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Mezimesti-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Na Śląsk pod wiatr. Dzień 2. Głogówek-Lubomia-Kuźnia Raciborska

Czwartek, 9 marca 2017 · dodano: 09.03.2017 | Komentarze 0

Od jakiegoś czasu planowałem dwudniowy wyjazd. Niestety nie miałem zbyt wiele czasu i musiałem sukcesywnie go odkładać. Wreszcie okazja nadarzyła się w środku tygodnia. Dość szczegółowo zaplanowałem przebieg mojego wyjazdu i z wyprzedzeniem zarezerwowałem hotel. Sprawdziłem też pogodę. Miała być znośna. Pierwszy dzień zwiastowano jako słoneczny, a drugi pochmurny, lecz bez opadów. Postanowiłem pojechać na Śląsk, aby zaliczyć trzy gminy. Minął już okres, kiedy każdy dłuższy wyjazd przynosił nowe zdobycze w tym zakresie. Teraz nastał czas żmudnego wypełniania białych plam na mapie gminnych trofeów. Przed wyjazdem cały czas sprawdzałem prognozy. Były one zmienne jak kobiety. Gdy w końcu wyruszyłem w środowy poranek, świeciło piękne słońce. Nieco zlekceważyłem informacje o kierunku podmuchów wiatru. A miał mi przeszkadzać. Niestety w tym elemencie progności nie zawiedli. Cały pierwszy dzień jazdy towarzyszył mi hamujący wiaterek. Nie był to może huragan, ale cały czas stanowczo pozbawiał mnie radości jazdy. Jechało mi się ciężko, bowiem forma raczej słaba. Co prawda całą zimę jeździłem, ale tylko raz w tygodniu. Dla mnie ten sposób rowerowej aktywności przynosi szybką utratę wytrzymałości. Podobnie jak wiele poprzednich razów, na wyjazd ze sobą wziąłem jedynie mały plecaczek. Pierwszy stukilometrowy odcinek do Nysy był mi doskonale znany. Trasę Świdnica-Nysa pokonywałem kilkanaście razy z różnymi wariacjami. W mieście tym mieszkają moi teściowie i stąd ten kierunek nie ma dla mnie niespodzianek. Tym razem pojechałem przez Ciepłowody, Ziębice i Kamiennik. W planach nie miałem wstępować do teściów, bo oni w tym czasie byli u mojej żony, która z kolei wyjechała służbowo. W Nysie na stacji paliw posiliłem się dużym hot dogiem. Dzień był ciepły, a słoneczne promienie dźgały łaknących wiosny ludzi. Dalej wybrałem drogę, którą przyszło mi jechać po raz pierwszy. Wiatr nie odpuszczał, a do tego doszły lekkie pagórki. Pewnie w szczycie sezonu by ich nie zauważył, ale gdy noga nie chciała kręcić, kilkusetmetrowe podjazdy wysysały siły. Jechałem w kierunku Korfantowa, by przed nim odbić do miasta Biała. Zdenerwowałem się, gdy za wsią Węża pomyliłem drogę i wylądowałem na krajówce. Chwilę się zastanawiałem, czy wrócić, ale w końcu pomknąłem ruchliwą drogą w kierunku Prudnika. W powiecie prudnickim przywitały mnie dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości, po polsku i niemiecku. Przed siedemnastą dotarłem do Głogówka. Tam w hotelu „Fantazja” miałem nocleg. Pozwolono mi wtaszczyć rower do pokoju. Głód mi skręcał kiszki, zatem poszedłem coś zjeść. Okazało się, ze po drugiej stronie ulicy była pizzeria. Pałaszując pizzę z czterema serami przypomniał mi się wyjazd na Sardynię i Korsykę, gdzie ta potrawa stanowiła moje główne menu. W sklepie kupiłem przekąski i napoje. Nie zapomniałem o dwóch butlach piwa. W pokoju było przyjemnie ciepło, a po wysączeniu flaszek usnąłem jak niemowlę.
Kolejny dzień miał mi przynieść trzy nowe gminy. Ograniczony byłem jednakże czasowo, bo planowałem powrót pociągiem. W hotelu zjadłem śniadanie. Poranek był chłodny, a na ziemi widać było ślady nocnych opadów deszczu. Mimo tego, że mój pakunek był raczej skromny, udało mi się zapomnieć mapę, która pozostała w hotelowym pokoju. O jej braku zorientowałem się nawet stosunkowo szybko, ale nie chciało mi się już wracać. Na grzbiet nałożyłem swoją pomarańczową pelerynkę, bowiem chłód był dojmujący. Chroni ona od wiatru. Pelerynka pomogła i zrobiło mi się cieplej. Wiatr był słabszy niż poprzedniego dnia, ale ciągle nie był mi przyjacielem. Trasa była pofałdowana, a podjazdy odznaczały się swoistą wrednością. Po trzydziestu kilometrach dotarłem do województwa śląskiego. Za kolejne piętnaście przecinałem już ulice Raciborza. Mimo że przebieg trasy miałem w głowie i nie żałowałem utraty swojej mapy, gdy zobaczyłem stację benzynową, postanowiłem jednak kupić nową mapę. Strzeżonego Pan Bóg strzeże. Wybór był mizerny. W końcu zdecydowałem się na powiat raciborski. Mapa była bardzo szczegółowa i pewnie się więcej nie przyda. No ale wzbogaci moją kolekcję. W Raciborzu na rowerze byłem po raz trzeci w swojej rowerowej karierze. Pokonałem znany mi most na Odrze i ruchliwymi arteriami tego brzydkiego miasta ruszyłem ku swojej pierwszej dziewiczej gminie, a była nią Lubomia. Jazda po Górnym Śląsku z punktu widzenia rowerzysty nie należy do przyjemności. Sporo samochodów, w tym wielkich ciężarówek, kiepskie drogi i brak ładnych widoków. Czarę goryczy przelał (dosłownie!) deszcz, który bezczelnie zaczął kropić. Pomarańczowe wdzianko odbijało spadające krople, ale wilgoć pryskająca spod kół skutecznie zwilżyła tylne partie mojego ciała. Po zaliczeniu Lubomi sporym łukiem wróciłem do Raciborza, by rzucić się na dwie ostatnie „białe gminy”. Pierwsza z nich nosiła charakterystyczną nazwę Nędza. Czyżby trafne podsumowanie mojej formy? Za parę kilometrów dotarłem do ostatniej gminy na swojej trasie, Kuźni Raciborskiej. Do setki brakowało kilkanaście kilometrów, a do odjazdu mojego pociągu – około godzinki. Cóż było robić? Postanowiłem dokręcić. Wtargnąłem na teren województwa opolskiego, by za chwilę wrócić na obszar domeny Śląskiej. Na stacji stawiłem się piętnaście minut przed odjazdem pociągu. W domu byłem po dwudziestej. Kolej spisała się dzielnie. Moje cztery pociągi, które przywiozły mnie do Świdnicy nie uległy. Hm, tj. nie uległy opóźnieniu…
Podsumowując mogę powiedzieć, że oczywiście jestem zadowolony z wyjazdu. Mimo pewnych trudności (wiatr, słaba forma i deszcz) zrealizowałem swoje plany. Teraz będzie tylko lepiej. A przynajmniej mam taką nadzieję.




Na Śląsk pod wiatr. Dzień 1. Świdnica-Głogówek

Środa, 8 marca 2017 · dodano: 08.03.2017 | Komentarze 0

Opis jutro...




Wiosna, ach to ty. Złotoryja

Sobota, 4 marca 2017 · dodano: 04.03.2017 | Komentarze 0

Na dzisiejszą jazdę ubrałem się solidnie i pierwszy raz w tym roku przegrzałem się. Jako zwolennik teorii, że lepiej ciut się spocić niż przemarznąć, powinienem być zadowolony. Z zimowego stroju wyrzuciłem tylko polarowy komin na szyję i zamiast polarowej czapki wziąłem nową z włókniny. Jej piękny żółty kolor był widoczny z daleka. Słońce świeciło dziarsko i czułem się jak na wiosnę. Nawet owady wybudziły się z zimowego letargu. Widziałem pszczołę, muchy i jakieś chrząszcze. Na drodze zauważyłem także żabę, która grzała się na asfalcie. Jej los był pewnie dość żałosny, bo pewnie jakiś samochód w końcu ją przetrącił. Jedynym ujemnym elementem aury był krzepki wiatr. Forma nieco się poprawia. Dzisiejszy pofałdowany teren połknąłem bez czkawki.
Trasa: Świdnica-Żarów-Gościsław-Udanin-Konary-Księżyce-Luboradz-Jawor-Piotrowice-Łaźniki-Złotoryja-Nowy Kościół-Świerzawa-Wojcieszów-Kaczorów-Bolków-Kłaczyna-Dobromierz-Świebodzice-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica.