Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2018

Dystans całkowity:703.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:31:57
Średnia prędkość:22.03 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:117.30 km i 5h 19m
Więcej statystyk

Jak krew z nosa. Domaniów.

Piątek, 30 marca 2018 · dodano: 30.03.2018 | Komentarze 2

Nie mogę za bardzo wstrzelić się w sezon. Niby zacząłem jazdę do pracy, niby szło to wszystko po długiej przerwie już lepiej. A tu zima i mrozy. No i późniejsze przeziębienie, które dopadło mnie nie wiadomo kiedy. Było jednak na tyle ostre, że o jeździe nie było mowy. Zatem dogorywałem w pieleszach i tylko smętnie patrzyłem na coraz lepsza pogodę. Dziś wreszcie po dwóch tygodniach wyruszyłem w plener. Na plecach w dalszym ciągu czułem ciężar choroby. Trochę obawiałem się jazdy, bo wyznaczyłem sobie dość długą trasę. Już na początku jazdy wkurzyłem się, bo zaczął mi szwankować licznik. Co jakiś czas po prostu zerowała się prędkość. Stawałem wtedy i poprawiałem magnesik i sensor. Pomagało na kilometr-dwa. W końcu po kilku postojach pomyślałem sobie, że problem tkwi w czym innym. Przetarłem metalowe styki i … pomogło. Dalsza jazda była skrupulatnie liczona przez mój licznik. Na szczęście na początku jechałem odcinkiem, na którym znam dystanse w kilku charakterystycznych miejscach. Okazało się, że na 20 kilometrach licznik zgubił 1,4 km. Dystans ten dodałem na końcu, aby wszystko się zgadzało. Choroba dała znać o sobie na podjeździe na Przełęcz Tąpadła. Trzy kilometry dość umiarkowanej stromizny dało mi nieźle w kość. Raz musiałem stanąć, by złapać oddech. W pełni sezonu podjazd ten można zrobić jedną nogą. No ale dziś było trudno. Ubrałem się jak zimą. A tu już wiosna. Oj, przegrzałem się solidnie. Pod polarową czapką pot płynął strugami. Na trasie zajrzałem do dwóch dziewiczych miejscowości w powiecie wrocławskim. Były to Milejowice i Krajków. Obie wsie zgrabnie wkomponowano w rozjazdy autostrady A-4. Końcówka też była bolesna. Łapały mnie skurcze i dwa razy musiałem się zatrzymać, bo czułem, że gdybym zlekceważył te sygnały, to ból skurczowy rozerwałby mi udo. Ale jakoś doczłapałem do domu. Po jeździe zrobiłem sobie mały spacer dla rozciągnięcia napiętych mięśni. Pomogło. Teraz mógłbym znowu pojechać w trasę.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Przełęcz Tąpadła-Świątniki-Jordanów Śl.-Borów-Borek Strzeliński-Kończyce-Domaniów-Piskorzów-Milejowice-Krajków-(jakaś sakramencka boczna droga z potworną kostką)-Żórawina (przez pomyłkę, miałem jechać w drugą stronę)-Węgry-Szczepankowice-Rolantowice-Damianowice-Pustków Wilczkowski (znowu pomyłka)-Damianowice-Nasławice-Sobótka-Marcinowice-Gruszów-Pszenno -Świdnica.




Oddech zimy. Sobótka

Czwartek, 15 marca 2018 · dodano: 15.03.2018 | Komentarze 0

Dojazd do pracy zajął mi już mniej niż godzinę. A więc niby lepiej. Poranną jazdę umilały mi ptasie trele. Ich świergotanie było naprawdę piękne. Chyba nie przeczuwały ataku zimy, który już jutro ma nastąpić. Pierwsza część dystansu mojej jazdy po pracy była jak katorga. Gdybym w takich warunkach miał zaczynać karierę rowerzysty, to chyba bym porzucił ten sport. Koszmarny wiatr w twarz i ziąb, jakiego nie było w zimie. I tak przez 50 kilometrów. Potem się nieco poprawiło. Przynajmniej jeśli chodzi o wiatr... Miałem na sobie zimowy kostium kupiony w zeszłym roku w Lidlu. Gówno do kwadratu. Szybko stał się cały mokry i zamiast ogrzewać, raczej chłodził. Dobrze, że miałem w plecaczku kurtkę. W całym tym przyodziewku nieco się kisiłem, ale przynajmniej było mi ciepło. Trasa była dość urozmaicona, ze sporą ilością podjazdów, zwłaszcza w okolicach Wałbrzycha i Sobótki. Teraz zanosi się na tydzień przerwy ze względu na atak zimy. Są czasem sytuacje, że trzeba użyć mocniejszego słowa. Ja zatem na ten kolejny atak zimy powiem krótko: kurwa mać!
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Nowy Julianów-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Jaźwina-Słupice-Oleszna-Przemiłów (cóż za piękna nazwa!)-Będkowice-Sobótka-Biała-Marcinowice-Gruszów-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Opony w kolorze yellow. Jetrichov

Wtorek, 13 marca 2018 · dodano: 13.03.2018 | Komentarze 0

Wczoraj pracowałem godzinę dłużej, by dziś dwie godziny wcześniej urwać się z pracy. Całkiem fajna praca, no nie..? Rano jednak musiałem do niej dotrzeć. Trasę ze Świdnicy do Wałbrzycha pokonałem o minutę szybciej niż pierwszym razem. Jest pewien postęp. Po pracy pojechałem do Czech. W Wałbrzychu jeszcze zmierzyłem się z najdłuższym podjazdem w obecnym sezonie. Przez Podgórze i Glinik trzeba wspinać się nieco ponad 4 kilometry. Nieco obawiałem się tego wyzwania, bo forma ciągle słabiutka. No ale jakoś poszło. Potem już było delikatnie w dół, do Czech. W Mieroszowie stanęła nade mną czarna chmura, ale ja ufny w prognozy pogody niczego się nie obawiałem. Rzeczywiście, tym razem progności mieli rację. Nie spadła ani jedna kropla. W porównaniu z moją poprzednią jazdą, wiosna pokazała nieco sroższą twarz. W niedzielę przypominała piękną młodą dziewczynę, uśmiechniętą, spokojną i radosną, dziś pokazała twarz wkurzonej nastolatki, która wszystko wie lepiej i na wszystkich ciska obelgi i przekleństwa. Ostatnie trzydzieści kilometrów dało mi radość jazdy. Cieszyłem się szusowaniem lekko w dól, z przyjaznym wiatrem i czując siłę w nodze. Oby tak dalej. Po ostatniej gumie zmieniłem swoje opony. Teraz znowu cieszą oko swym żółtym kolorem.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-(Glinik)-Mieroszów-Mezimesti-Jetrichov-Ruprechtice-Mezimesti-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Siedemnaście mgnień wiosny. Ziębice

Niedziela, 11 marca 2018 · dodano: 11.03.2018 | Komentarze 0

Rano jakoś nie chciało mi się ruszyć z domu. Dodatkowo, wbrew wszelkim prognozom pogody, lekko siąpił deszcz. Jazda była jednak nieodwołalna. Koło dziewiątej wyjechałem z domu. Na trasie było sporo błota. Na wsiach już zaczęły się prace polowe i maszyny rolnicze naniosły na drogi sporo ziemi. Po półgodzinnej jeździe cały rower lepił się od mazi. Wcześniej nie był jakoś wyjątkowo czysty, a więc nie było mi żal. Na 26 kilometrze złapałem gumę  z tyłu. Powietrze zeszło błyskawicznie. Już wstępnie badając oponę dostrzegłem w niej wbity ostry kamyczek. Gdy zdjąłem gumę, okazało się, że kamyczek perforuje oponę na całej grubości i wystaje wewnątrz.. Wyciągnąłem go i zabrałem się za wstawianie nowej dętki. Poszło mi nawet sprawnie, ale ubrudziłem się przy tym jak nieboskie stworzenie. Małą pompką nieco się namachałem, bo jednak kontuzjowana ręka trochę doskwiera. Dobiłem może ze 3-4 atmosfery, czyli mniej więcej połowę tego, ile trzeba. Na takiej luźnej gumie jedzie się kiepsko, bo w każdej chwili można ja dobić i znowu będzie flak. Przy okazji przypatrzyłem się oponie. Wyglądała kiepsko. Spore przetarcia nie wyglądały za dobrze. W domu czekają nowe piękne żółte oponki. Pora na dobrą zmianę... Gdy ruszyłem znowu, przez chwilę analizowałem możliwość skrócenia zaplanowanej trasy. Drugiej dętki nie miałem, a zalepianie dziury w wąskiej szosowej gumie nie zawsze się udaje. No ale nie wymiękłem. Pojechałem jak planowałem, a w końcówce nawet dołożyłem parę kilometrów. dziwnie się złożyło, że pierwszą cześć dystansu miałem pod wiatr, a drugą z wiatrem. Zwykle mam odwrotnie. Zwłaszcza na ostatnim odcinku od Pieszyc, wiatr ładnie klepał mnie po plecach. Ubrałem się zapobiegliwie i mocno się przegrzałem. Wiosna! W porywach było może z 15 stopni. Słońce już nie tylko leniwie świeciło, ale emitowało sporo ciepła. Cieszyłem się tymi wiosennymi mgnieniami: ożywczym powietrzem, promieniami słońca, leniwym lotem owadów. Czy tych mgnień było siedemnaście? Hm, może nawet więcej.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Jaźwina-Roztocznik-Gilów-Piława Górna-Przerzeczyn Zdrój-Ciepłowody-Henryków-Ziębice-Stolec-Ząbkowice Śl.-Buszów-Ostroszowice-Bielawa-Pieszyce-Opoczka-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Moje teorie. Dzierżoniów

Czwartek, 8 marca 2018 · dodano: 08.03.2018 | Komentarze 0

Pierwszy raz w tym roku pojechałem rano rowerem do pracy. Według mojej teorii (która jest wyłącznie moja, jak kiedyś czyjaś inna teoria dotycząca brontozaura: https://www.youtube.com/watch?v=aED8-AtNp8o), oznacza to prawdziwy początek sezonu. Wyjechałem o 6:10, by po czasie 1:01:30 h zameldować się w siedzibie mojej firmy w Wałbrzychu. W stosunku do osiągów rekordowych z zeszłego roku straciłem sam do siebie około 12 minut. Będzie co nadrabiać. Poranna jazda, praktycznie cały czas pod górę i przy przeciwnym wietrze, poszła mi lepiej niż się spodziewałem. Myślałem, że będzie orka, a jechało mi się całkiem sympatycznie. W moich okolicach w poniedziałek była zima, wczoraj przedwiośnie, a dziś wiosna. Ubrałem się dość solidnie i nawet dla mnie – miłośnika ciepła – momentami było zbyt gorąco. Z pracy zwolniłem się 2 godziny przed czasem. Kolejna moja teoria brzmi: jak już jechać, to jakiś przyzwoity dystans. Za cel jazdy obrałem miasto Dzierżoniów, by później wielkim łukiem zbliżać się do mojej Świdnicy. Trasa była dość wymagająca, było trochę hopek, no i silny wiatr wściekle kręcił. Po raz pierwszy jechałem ścieżką rowerową między Dzierżoniowem a wsią Włóki. Miejscami była ona szersza od równoległej szosy. Zastanawiałem się nad brakiem pomyślunku radnych dzierżoniowskich. Po co budować tak wybujałą ścieżkę przy trasie z minimalnym ruchem samochodowym?
Do domu przyjechałem przed zapadnięciem zmroku, zadowolony, bo po raz pierwszy dziś poczułem coś jakby przebłyski formy…
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Modliszów-Lubachów-Bojanice-Pieszyce-Dzierżoniów-Kiełczyn-Wiry-Marcinowice-Śmiałowice-Wierzbna-Nowice-Stary Jaworów-Milikowice-Komorów-Słotwina-Świdnica.




Mrozik. Środa Śl.

Niedziela, 4 marca 2018 · dodano: 04.03.2018 | Komentarze 0

Dwa tygodnie ziemię w mojej okolicy ściskał mróz. Jako miłośnik ciepła, w tym okresie nie zdecydowałem się na jazdę. Dziś nadeszła szansa. Rano w Świdnicy był ciągle spory chłód. Około godziny ósmej odwiedziłem giełdę staroci, która zawsze odbywa się w moim mieście w pierwszą niedzielę miesiąca. Kupując ciekawe numizmaty, odpierałem ataki mrozu. Na kolejne godziny zapowiadano coraz wyższe temperatury. W końcu po godzinie dziesiątej wytaszczyłem z domu swój rower i mknąłem w dal. Ubrałem się solidnie. Aby założyć całą swą odzież, poświęciłem 10 minut. Mój przyodziewek składał się z 17 elementów. W trakcie jazdy je dokładnie policzyłem. Przećwiczyłem pomysł na ochronę przed przemarzaniem stóp. Przy pedałach SPD, które mają metalowe okucia, to właśnie stopy najbardziej narażone są na wyziębnięcie. Zatem oprócz dwóch par skarpetek do butów włożyłem gruby karton. No i chyba się sprawdziło, bo miałem względny cieplny komfort tych części ciała. Zastanawiałem się jak na mróz będą reagować moje trzy tytanowe śruby umieszczone w lewym ramieniu - pamiątka po wrześniowym wypadku i operacji. Tytan nie ściągał mrozu. Mróz gryzł do godziny trzynastej. Potem, zgodnie z prognozami, nieco się ociepliło. No ale mogło być może w okolicach zera. Pierwsza cześć jazdy była z wiatrem, druga - jak podpowiada logika - pod wiatr. Szczególnie odcinek między Środą Śląską a Kątami Wrocławskimi był pod tym kątem parszywy. Oj, namachałem się solidnie, a prędkość oscylowała w granicach 15-18 km/h. Perspektywa jazdy pod wiatr przy kiepskiej formie nie podnosi morale. Mam nadzieje niedługo ruszyć ostrzej z jazdami, by tę formę polepszyć. Dziś w trakcie jazdy obserwowałem z uwagą skute lodem rzeki: Pełcznicę, Strzegomkę i Bystrzycę. Był to widok, który ostatni raz oglądałem dość dawno temu. Szczególnie urokliwa była panorama zalodzonego zbiornika mietkowskiego, która w pewnym momencie pokazała mi się, gdy wjechałem na wzgórek. Nawet chwilę przystanąłem, by napawać wzrok. Dzień był pogodny i słoneczny, asfalty bezpieczne, bo nieoblodzone. Choć przez ostatnie dni panowały tęgie mrozy, to nie było w powietrzu wilgoci, stąd zatem suchość dróg. Po powrocie do domu z wielkim apetytem pochłonąłem przygotowaną wcześniej zacną porcję spaghetti oglądając piękny triumf Kamila Stocha.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Żarów-Kruków-Gościsław-Jarosław-Cesarzowice-Środa Śl.-Świdnica Polska- Kąty Wrocławskie-Stróża-Mietków-Domanice-Gruszów-Pszenno-Jagodnik-Świdnica.