Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2018

Dystans całkowity:2288.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:97:17
Średnia prędkość:23.53 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:143.04 km i 6h 04m
Więcej statystyk

Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Przełęcz Okraj

Piątek, 31 sierpnia 2018 · dodano: 31.08.2018 | Komentarze 3

Kto posiadającemu sporo dni urlopu zabroni wziąć jeden dzień? Dziś właśnie tak zrobiłem. Na rower wyjechałem o dziewiątej. Godzinę później niż planowałem, ale taki już jestem śpioch. W końcu udało mi się zaliczyć trasę prawdziwie górską, z mnóstwem górek mniejszych i większych. Ich kulminacją była Przełęcz Okraj w Karkonoszach. W sezonie zwykle staram się tam wjechać co najmniej dwa razy, raz od strony polskiej, raz od czeskiej. Dziś kolej była na czeską. Podjazd jest nieco łatwiejszy, ale długi i monotonny, bowiem ciągnie się od Trutnova, a na przełęczy jest się po pokonaniu 30 kilometrów. Na 90-tym kilometrze, a więc na podjeździe, nieco zgłodniałem i zjadłem całkiem smaczny obiad w Czechach, w miejscowości Svoboda nad Upou.
Do domu dotarłem w dobrej formie. Trasę zamknąłem bez dokręcania do 200 kilometrów, chociaż mnie korciło. Taka próba silnej woli.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Bystrzyca Górna-Lubachów-Złoty Las-Dziećmorowice-Wałbrzych-(Glinik)-Mieroszów-Krzeszów-Lipienica-Lubawka-Kralovec-Zlata Olesnice-Trutnov-Svoboda nad Upou-Horni Mala Upa-Przełęcz Okraj-Przełęcz Kowarska-Kamienna Góra-Marciszów-Sędzisław-Jaczków-Stare Bogaczowice-Chwaliszów-Dobromierz-Siodłkowice-Olszany-Stanowice-Nowy Jaworów-Milikowice-Komorów-WitoszóW Dolny-Świdnica.




Wreszcie rekordzik. Teplice nad Metuji

Wtorek, 28 sierpnia 2018 · dodano: 28.08.2018 | Komentarze 0

Jazda do pracy przyniosła wreszcie rekord. Dojechałem tam w najkrótszym jak dotychczas czasie, a mianowicie 49:44. Stary, z ubiegłego roku, pobiłem o 7 s. Niby niewiele, ale zawsze coś. Gdy zorientowałem się, że jedzie mi się dobrze (i szybko), jeszcze mocniej nacisnąłem na pedały. Ranek był dość chłodny, ale wzięta na grzbiet koszula z długim rękawem skutecznie poradziła sobie z niższą temperaturą.
Po pracy pojechałem do Czech, na jedna ze swoich klasycznych tras, do Teplic nad Metuji. Tylko tym razem wyznaczyłem sobie nieco inną niż zwykle trasę. Do boju wystartowałem o 14:30. Było nawet całkiem ciepło, ale przezornie nie porzuciłem bluzy z długim rękawem. Faktycznie przydała się, kiedy po 2 godzinach zrobiło się znowu chłodniej. Zmiana trasy polegała na tym, że zamiast tarabanić się przez cały Wałbrzych, pojechałem do Czarnego Boru. Przez to zrobiłem ciut więcej kilometrów, ale ominąłem zatłoczone miasto. Cała trasa była urozmaicona, całkiem widowiskowa i bogata w podjazdy oraz zjazdy. Jechało mi się nadzwyczaj przyjemnie. Przed czeską granicą spotkałem kolarza, z którym kiedyś też przypadkowo się spiknąłem. Był to pan z Kamiennej Góry, bagatela, osiemdziesięciolatek. Pozazdrościć formy i pogody ducha. Spory odcinek przejechaliśmy wspólnie. Na podjazdach dzielnie kręcił, ja ciut zwalniałem i jakoś jechaliśmy razem. W czeskim Mezimesti okazało się, że główna droga do polskiej granicy jest remontowana i zamknięta. Pojechaliśmy zatem objazdem, najpierw normalną drogą, a potem piękną asfaltową ścieżką rowerową do Nowego Siodła i dalej do Mieroszowa. Tu się rozstałem z seniorem iż życzyłem mu szerokiej drogi i zdrowia.
Przed Świdnicą, jak zwykle, trochę powalczyłem o rowerzystami-ścigaczami, którzy za wszelką cenę chcą wyprzedzić konkurenta. Jakaś dziwna to mania, ale co zrobić. Ja w każdym razie nie odpuszczam. Dwóch ścigaczy przez parę kilometrów siedziało mi na kole, a ja nie chciałem ich puścić do przodu. W pięknym tempie dojechaliśmy do Świdnicy. Dzięki temu z pewnością skoczyła moja średnia…
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Struga-Jabłów-Czarny Bór-Grzędy-Kochanów-Mieroszów-Teplice nad Metuji-Mezimesti-Jetrichov-Ruprechtice-Mezimesti-Viznov-Nowe Siodło-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Górna-Burkatów-Świdnica.




Pocałunek osy. Świdnica-Racibórz

Niedziela, 26 sierpnia 2018 · dodano: 26.08.2018 | Komentarze 0

Zgodnie z prognozami pogoda się popsuła. Cały weekend był chłodny, a dziś dodatkowo na trasie lekko mnie zlało. Opady towarzyszyły mi przez 40 kilometrów, zatem jakoś można było wytrzymać. Przydała się kurtka, którą przezornie schowałem do plecaka.
Trasa była dość długa, ale całkiem łatwa. Tylko na początku była mała wspinaczka na Przełęcz Tąpadła.
Pod koniec jazdy przytrafiła mi się groźna przygoda. Oto osa wylądowała prosto na mojej dolnej wardze. Głupie stworzenie od razu wysunęło żądło i dziabnęło mnie od wewnętrznej strony. Instynktownie owada wyplułem, ale od razu poczułem, że tracę czucie, a warga mi puchnie. Po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że miałem pierońskie szczęście, bo gdybym osy nie wypluł, mogła mnie użądlić w przełyku, a wtedy adios muchachos. Do piachu...
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Przełęcz Tąpadła-Będkowice-Jordanów Śl.-Piotrków Borowski-Strzelin-Gnojna-Grodków-Kopice-Tułowice-Sowin-Łącznik-Racławiczki-Strzeleczki-Krapkowice-Gogolin-Kędzierzyn-Koźle-Stare Koźle-Bierawa-Kuźnia Raciborska-Nędza-Racibórz.




Ostatnie grzanie kości. Sobótka

Czwartek, 23 sierpnia 2018 · dodano: 23.08.2018 | Komentarze 0

Zwyżkująca forma pozwoliła rano uzyskać rekordowy w tym sezonie czas dojazdu do pracy, 50:16. Do globalnego rekordu zabrakło 25 s. Można jeszcze powalczyć...
Z pracy zwolniłem się godzinę wcześniej. Kto bogatemu w godziny nadliczbowe zabroni? Od razu zaatakował mnie upał. No ale taki, który jeszcze lubię. Mogło być nieco powyżej 30 stopni i dość duża wilgotność. Przy tym jednak dość ostro hulał wiatr. Pewnie na zmianę pogody. Już jutro ma być deszcz, a pojutrze temperatura ma spaść o połowę. Zatem mając w głowie te prognozy, napawałem się miłymi promieniami słońca. Grzałem w nich swoje stare kości i zastanawiałem się, kiedy znowu będę miał taką okazję.
Do domu dotarłem w niezłej formie. Teraz warto zjeść pożywną kolację. Bon apetit!
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bystrzyca Górna-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Kiełczyn-Jaźwina-Ratajno-Oleszna-Przemiłów-Będkowice-Sobótka-Chwałków-Biała-Marcinowice-Gruszów-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




W rytmie reggae. Kamienna Góra

Wtorek, 21 sierpnia 2018 · dodano: 21.08.2018 | Komentarze 0

Rano pojechałem do pracy inną trasą niż zwykle. Robię tak raz-dwa w ciągu roku. Dzisiejsza trasa biegła przez Modliszów. Prawdę mówiąc jakoś jej nie lubię, ale mimo tego, jako się rzekło, czasem ją przecieram. Dziś ją przetarłem nawet z pewnym smakiem. Stara znudziła mi się jak flaki z olejem. No bo wszak przejechałem ją kilkaset razy... Dzisiejsza jazda przez Modliszów była świeża i przyjemna.
Cały dzień był pochmurny. Temperatura spadła o dziesięć stopni. Rano nawet lekko zrosił mnie deszczyk. Po pracy także było rześko, pochmurnie i znowu spadło na mnie parę kropli. Moja trasa była dość urozmaicona, ale raczej nie górska. Urozmaiciłem ją sobie ponadto słuchając Boba Marleya. Kiedyś bardzo go ceniłem. Teraz słucham go rzadko. Dziś dawał mi pozytywne bodźce. Zwłaszcza ta piosenka:  https://www.youtube.com/watch?v=CHekNnySAfM. Jest w niej niesamowity optymizm, którego mi czasem brakuje.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Modliszów-Wałbrzych-Struga-Stare Bogaczowice-Jaczków-Kamienna Góra-Krzeszów-Kochanów-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Niedzielne przemyślenia. Police nad Metuji

Niedziela, 19 sierpnia 2018 · dodano: 19.08.2018 | Komentarze 0

Przemyślenia były na tematy prywatne. Jazda sprzyjała wyciszeniu i zebraniu myśli. Trasa była bardzo malownicza (jak zwykle), pogoda bardzo dobra (jak ostatnio), forma niezła. A więc sobie myślałem.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Burkatów-Zagórze Śl.-Jugowice-Głuszyca-Grzmiąca-Unisław Śl.-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Dedov-Police nad Metuji-Honske sedlo-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Nowa Ruda-Świerki-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bystrzyca Górna-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Książnica-Jędrzejowice-Wiry-Świdnica.




Idealna pogoda. Udanin

Piątek, 17 sierpnia 2018 · dodano: 17.08.2018 | Komentarze 0

Schyłek lata daje piękną pogodę. Dziś było bardzo ciepło, ale nie upalnie, a poza tym wiatr był raczej niezauważalny. A więc idealne (przynajmniej dla mnie) warunki do jazdy. Jechało mi się zatem bosko. Z pewną nostalgią zauważyłem, że dzień się zauważalnie skurczył. Zarówno rano jak i wieczorem. No ale nie ma co się martwić, jeszcze sporo kilometrów w tym sezonie czeka, by je przemierzyć.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Szczawno Zdrój-Struga-Stare Bogaczowice-Chwaliszów-Dobromierz-Bronów-Jugowa-Roztoka-Godzieszówek-Rogoźnica-Targoszyn-Goczałków-Lusina-Udanin-Gościsław-Pyszczyn-Imbramowice-Domanice-Klecin-Gruszów-Pszenno-Jagodnik-Świdnica.




Piąte okrążenie Ziemi. Podlasie. Dzień 5. Drohiczyn-Małkinia Górna

Wtorek, 14 sierpnia 2018 · dodano: 16.08.2018 | Komentarze 2

Wczoraj zakończyłem swą wycieczkę na Podlasie. Poranek w Drohiczynie już zapowiadał gorący dzień. Rzeczywiście upał był dojmujący. Przed wyjazdem z tej byłej stolicy regionu podjechałem jeszcze nad Bug. Lubię obserwować rzeki i nie mogłem sobie darować takiej okazji. Mój nocleg był praktycznie tuż przy rzece. Chwilę wpatrywałem się w hipnotyzujące leniwe wody i wyruszyłem na ostatni etap, do Małkini. Na początek musiałem się zmierzyć z najcięższym podjazdem na swoim wyjeździe. Jeszcze w samym Drohiczynie czterysta metrów miało nachylenie może z 10 procent.

W Wysokim Mazowieckim zjadłem obiad. Po całej serii kotletów spałaszowanych w poprzednich dniach zjadłem kopytka z gulaszem w knajpie „Szklarnia”. Bardzo dobre. Chyba będę musiał zrewidować swoje poglądy o wyższości kotletów świniowych nad innymi daniami. Jak to zwykle bywa upały przynoszą czasem burze. Tak było i tym razem. Niebo cały czas było dotąd błękitne, ale okryte delikatną mgiełką. Za chwilę świat ściemniał. Bez żadnego ostrzeżenia lunęła fala wody, a nad głową zaczął hulać wiatr. Nawet na chwilę, wiedziony pierwotną bojaźnią, uciekłem w kępę zarośli. Dawały marną ochronę, bo deszcz był przenikliwy. Cóż było robić? Już lepiej moknąć jadąc niż stojąc. Zatem ruszyłem w drogę. Deszcz policzkował mnie z furią w twarz. Z nadzieją wypatrywałem jakiejś wiaty, ale na Podlasiu nie są to częste obiekty. W końcu przemoczony całkiem dokładnie dotarłem do Czyżewa. Lało dalej. Na chwilę stanąłem pod jakimś dachem i wyżąłem odzież. Niestety tego samego nie dało się zrobić z butami, w których chlupotała woda. Do celu mej jazdy, czyli do Małkini, brakowało jeszcze jakieś 30 kilometrów. Gdy deszcz się nieco zmniejszył, ruszyłem dalej. Na granicy województw podlaskiego i mazowieckiego opady ustały. Zrobiło się nawet ciepło. Zacząłem powoli schnąć. Jechałem w ostatnim w miarę czystym rowerowym odzieniu. Połączenie potu i wody deszczowej daje przykre zapachowe rezultaty. Już mi żal było tych ludzi, którzy będą ze mną podróżować nocnym pociągiem do Wrocławia. Do Małkini dojechałem już bez przygód. Na trasie dotarłem do miejsca, gdzie rowerowo zamknąłem symbolicznie piąte okrążenie Ziemi. Nawet nie wiem dokładnie, gdzie to było, bo nie chciało mi się robić wcześniej obliczeń…

W Małkini czekało mnie parę godzin czekania na pociąg. Usiadłem na ławce i obserwowałem rozkopany dworzec. Było ciepło, słonecznie i przyjemnie. Zjadłem kolację złożoną z produktów zakupionych w pobliskim sklepiku. Tak się złożyło, że w pociągu koło mnie nikt nie siedział. Nie musiałem mieć zatem wyrzutów sumienia z powodu smrodu. Trochę podsypiając dotarłem do Wrocławia. Następnym pociągiem dojechałem do Jaworzyna Śl., a stąd już ostatnie 10 km przebyłem do domu na rowerze. W domu odespałem zarwaną noc…

Na koniec parę słów o całym wyjeździe. Na Podlasiu byłem po raz trzeci. Tym razem jednak z pełną premedytacją zabrałem się za zaliczanie gmin. Jazda taka jest wyjątkowo niezgodna z moim charakterem. Wolę mknąć cały czas do przodu i widzieć na mapie pokonane duże dystanse. Tym razem jednak raczej kręciłem się dookoła. Wycieczkę zacząłem w Łapach, a skończyłem w Małkini, miejscowości te dzieli kilkadziesiąt kilometrów, tymczasem łącznie na Podlasiu przejechałem blisko 700 km. Gdyby wygrała moja natura spokojnie dojechałbym do domu. No ale cóż. Pomysł zaliczania gmin też jest dla mnie pociągający. Na razie zatem zaliczam. Jak już to zrobię, będę folgował swoim instynktom. Podlasie stanowi dla rowerzysty obszar kontrastów. Z jednej strony są strasznie obciążone krajówki, na których przewalają się całe chmary tirów. Nie jest to miejsce przychylne dla rowerzysty. Z duszą na ramieniu przemknąłem odcinek Wasilków-Czarna Białostocka, a białoruskie wielkie ciężarówki mijały mnie o cal. Nie miałem jednak w tym rejonie za dużego wyboru. Większość jednak dróg przebiega sielskimi, spokojnymi obszarami, wśród pól i lasów, a łatwiej tam dostrzec bociana maszerującego po łące niż człowieka. Jako swoisty wyraz nadmiernego optymizmu oceniłem w końcu wzięcie przez siebie na ten wyjazd roweru szosowego. Sporo dróg się utwardza, sporo remontuje, lecz nie ominęła mnie też przyjemność pokonywania szutrów i straszliwych bruków. Jechałem tam z duszą na ramieniu, albowiem w każdej chwili mogłem złapać gumę. Oczywiście miałem zapas, ale cóż z tego. Przecież nawet po wymianie kichy nie byłbym w stanie odpowiednio dopompować koła. Moja szosówka spisała się jednak na medal. Dzielnie zniosła te nieprzychylne dla niej nawierzchnie. Parę razy jednak musiałem rower prowadzić, bo pojawiły się kopne piaski. Byłem na wyjeździe pięć dni i jest to odpowiednia ich liczba. Pod koniec doświadczyłem uczucia pewnej monotonii. Nocowałem pod dachem i z pewnym zdziwieniem odnotowywałem niski koszt takich usług. Za noc płaciłem 35-60 zł, przy czym na najwyższa wartość dała mi warunki w niczym nie ustępujące dobremu hotelowi. Warto na koniec zaznaczyć, że cały czas na Podlasiu mieszkają uprzejmi i sympatyczni ludzie. Byli oni rozbrajająco zainteresowani tym, po co ktoś przyjechał do nich i jeździ tutaj na rowerze. Miłe to było. Poza tym nie mogłem się nasłuchać śpiewnemu językowi polskiemu charakterystycznemu dla wschodnich rubieży. Na razie zatem mam dość Podlasia, bo przecież jest tyle innych miejsc. Pewnie tu wrócę. Może na rowerze wyprawowym (z nieco solidniejszym ogumieniem), by pozaliczać kolejne tutejsze gminy, tym razem już ciut dalej na zachodzie, bo cały wschód już zjeździłem.




Podlasie. Dzień 4. Zagruszczany-Drohiczyn

Poniedziałek, 13 sierpnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 0

Pogoda idealna. Nie licząc kiepskiego wiatru. Jutro ostatni dzień włóczęgi po Podlasiu.




Podlasie. Dzień 3. Lipsk-Zagruszczany

Niedziela, 12 sierpnia 2018 · dodano: 12.08.2018 | Komentarze 0

Podlaskie broniło swoich gmin szutrami i złym wiatrem. No ale przez parę z nich przejechałem, przy samej wschodniej granicy. Zobaczyłem klimatyczny meczet w Kruszynianach.