Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2019

Dystans całkowity:1934.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:83:20
Średnia prędkość:23.21 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:138.17 km i 5h 57m
Więcej statystyk

Dwudniówka po robocie 2/2. Ścinawa-Mosina

Piątek, 31 maja 2019 · dodano: 31.05.2019 | Komentarze 0

Dokończenie dwudniowej wycieczki ku Wielkopolsce. Nowej gminy nie zdobyłem, dotarłem za to do czternastu dziewiczych miejscowości w woj. dolnośląskim. Były to w kolejności zaliczania: Chełmek Wołowski, Dziesław, Wądroże, Kliszów, Radomiłów, Miłogoszcz, Olszany, Górzyn, Uszczonów, Równa, Masełkowice, Włodków Dolny, Czernina Górna i Czernina Dolna. W wielkopolskim też pewnie parę nowych wiosek wpadło, ale to okaże się, gdy zrobię statystyki. Wielkopolska nieco mnie zniechęciła mnogością bezsensownych ścieżek rowerowych. Nie lubię nimi jeździć. A już zwłaszcza po zapiaszczonych chodnikach. Pewnie mnie tam szybko znowu nie pociągnie...
Do domu powrót pociągiem.




Dwudniówka po robocie 1/2. Świdnica-Wałbrzych-Ścinawa

Czwartek, 30 maja 2019 · dodano: 30.05.2019 | Komentarze 0

Po kilku dniach bez roweru, wreszcie ruszyłem. Gnębiło mnie przeziębienie. Dziś rano czułem się jeszcze nietęgo, ale postanowiłem jechać. Pogoda też wreszcie się poprawiła. Aby odrobić straty, wyruszyłem na dwudniówkę. Po pracy za daleko nie mam szans zajechać. Dziś dotarłem do Ścinawy. Tu mam nocleg, a jutro jazda ku Wielkopolsce. Dziś zaliczyłem dwie dziewicze miejscowości w piwiecie lubińskim: Redlice i Turów.




Pagórki. Ziębice

Niedziela, 26 maja 2019 · dodano: 26.05.2019 | Komentarze 0

Na rower wyjechałem po dziewiątej. Po wczorajszych deszczach dziś miało być ładniej. No i faktycznie było. Przyjemna temperatura dodawała animuszu. Sprzyjający wiatr – na pierwszym odcinku – też nastrajał optymistycznie. Kilometry umykały sprawnie, a mnie nawet nie dręczyła zadyszka. Teren nie był górzysty, ale obfitował w małe garbki. Planując trasę postanowiłem zaliczyć dwie dziewicze miejscowości w powiecie ząbkowickim. Z pierwszą poszło mi bez trudu. Była to „ślepa” wieś Wilamowice. Do drugiej niestety nie dotarłem. Okazało się, że do Jasłowka prowadzi kiepska polna droga. Nie odważyłem się rzucić ku niej, bo za duże było ryzyko złapania gumy na mojej szosówce. A więc może kiedy indziej. Albo pojadę innym rowerem, albo wyleją asfalt…
Od Ziębic brnąłem pod wiatr. Nie był może mocny, ale stanowczo wytapiał moje siły. Na 20 kilometrów przed domem, w Pieszycach, postanowiłem zjeść obiad. Ssało mnie już niesamowicie. Zawitałem do przybytku „WARS”, który znajduje się przy dawnym dworcu kolejowym. Wielki schabowy dodał mi sił. Zresztą w domu raczej nie miałem obiadu, a więc korzyść była podwójna.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Jaźwina-Roztocznik-Byszów-Gilów-Piława Górna-Przerzeczyn Zdrój-Ciepłowody-Wilamowice-Henryków-Krzelków-Ziębice-Ząbkowice Śl.-Stoszowice-Budzów-Bielawa-Pieszyce-Bojanice-Opoczka-Świdnica.




Idealny dzień na rower. Jordanów Śl.

Piątek, 24 maja 2019 · dodano: 24.05.2019 | Komentarze 0

Rano jeszcze widoczne były znaki szaleńczych opadów deszczu, które przez dwa ostatnie dni smagały Dolny Śląsk. Kałuże, zalane rowy i parująca wilgoć stanowiły wyraźne objawy tej pogodowej wariacji. Do pracy dotarłem w rekordowym w tym sezonie czasie, czyli 53:48. Do rekordu absolutnego zabrakło około czterech minut. Całkiem sporo. Ale były jeszcze rezerwy.
Po pracy pojechałem rozkoszując się znakomitą aurą: było słonecznie, temperatura pozwalała jechać całkiem na krótko, o opadach nie było mowy, błękitne niebo cieszyło oczy, minimalny wiatr nie przeszkadzał, wszelkie ślady wilgoci wysuszyła nasza życiodajna gwiazda. Cieszyłem się jazdą i kolejne kilometry pozytywnie mnie nakręcały.
Szkoda tylko, że ponoć za parę dni ma wrócić deszcz i chłód. Ano, zobaczymy.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Nowy julianów-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Książnica-Jaźwina-Łagiewniki-Białobrzezie-Jordanów Śl.-Będkowice-Przełęcz Tąpadła-Mysłaków-Marcinowice-Gruszów-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Przebłyski dawnej mocy. Broumov

Wtorek, 21 maja 2019 · dodano: 21.05.2019 | Komentarze 0

W trakcie jazdy poczułem coś jakby dawną moc. Jechało mi się lekko i płynnie. Może to oznaka wracającej formy? Żeby jeszcze zgubić z pięć kilo...
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-(Glinik)-Mieroszów-Mezimesti-Jetrichov-(remont drogi, objazd w kierunku Teplic nad Metuji)-Broumov-Hyncice-Mezimesti-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Burkatów-Witoszów Dolny-Świdnica.




Dwudniówka ku Łodzi. Dzień 2. Wieluń-Zgierz

Niedziela, 19 maja 2019 · dodano: 19.05.2019 | Komentarze 0

To się nazywa dobrze spędzony weekend.




Dwudniówka ku Łodzi. Dzień 1. Świdnica-Wieluń

Sobota, 18 maja 2019 · dodano: 18.05.2019 | Komentarze 0

Wreszcie jakaś przyzwoita pogoda.




Góry Sowie forever. Przełęcz Woliborska

Czwartek, 16 maja 2019 · dodano: 16.05.2019 | Komentarze 0

Ostatnie parę dni były deszczowe i zimne. Oczywiście można byłoby się wybrać na rower, ale jakoś mi się nie chciało. Nie jestem masochistą i listopadowa aura w maju skutecznie zniechęciła mnie do jazdy. Już w życiu namokłem się tyle razy, że nie pałam chęcią do kolejnych. Na dziś prognozy były sprzeczne. Według „mojego” meteo.pl miało jednak nie padać. Mając w głowie taką nadzieję, postanowiłem wreszcie się przejechać. W nocy sen przerywało mi kapanie wody na balkonie. Lało i to niezgorzej. Gdy wstałem o 5:30 z ciekawością wyjrzałem przez okno. Chmury kłębiły się na niebie, ale deszczu nie było. Mokre ulice wywoływały chęć szybkiego wskoczenia do ciepłego łóżka. Przemogłem się jednak i za paręnaście minut jechałem już do pracy. Ubrałem się prawie zimowo. Woda pryskała z dołu, ale z góry nie kapało. Pokonując przeciwny wiatr i podjazd na pierwszych trzynastu kilometrach, dotarłem do roboty.

Wyjechałem z pracy godzinę przed terminem. Nad głową znowu wisiały mi ciemne obłoki, a gdzieś w oddali snuła się mgła. Było jednak znacznie cieplej niż rano czy poprzedniego dnia. Zatłoczony Wałbrzych przeciąłem nawet sprawnie i już niebawem byłem na jego rogatkach, pokonując pierwszy ciężki podjazd na trasie – przez Gaj ku granicy czeskiej. Korzystnym zjawiskiem pogodowym był bardzo mały wiatr. Dwadzieścia kilometrów przez Czechy przejechałem całkiem zgrabnie. Za Nową Rudą rozpocząłem kolejny dość wymagający podjazd – na Przełęcz Woliborską. Najstromszy jest w środkowym odcinku. Parę razy moja prędkość spadłą poniżej 10 km/h. Od siodła przełęczy już do samego domu było w dół, płasko lub tylko nieznacznie pod górę. W Pieszycach dostrzegłem znak, że moja droga do Świdnicy jest zamknięta z powodu remontu mostu w Piskorzowie. Jakoś się tym nie przejąłem i nie myślałem o objazdach. Rzeczywiście w wiosce tej rozgrzebano drogę. Chyba po raz pierwszy mogłem zobaczyć, że sączy się tam jakiś strumień. Chodnik był jednak nieruszony i tamtędy przeprowadziłem rower. Przynajmniej samochodów było mniej. Do domu przyjechałem ciut po dziewiętnastej.

Na trasie zaczęły mnie pobolewać dawne rany zdobyte w czasie rowerowych wojaży: lewy bark (kontuzja spowodowana kolizją z samochodem półtora roku temu) oraz prawy staw skokowy (uraz nabyty podczas pierwszej mojej rowerowej jazdy w dojrzałym życiu – sprzed 22 lat). Mam nadzieję, że bóle mi przejdą…


Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-(Gaj)-Mieroszów-Golińsk-Mezimesti-Hyncice-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Nowa Ruda-Wolibórz-Przełęcz Woliborska-Bielawa-Pieszyce-Bojanice-Opoczka- -Świdnica.




Zawilgły maj cd. Strzelin

Sobota, 11 maja 2019 · dodano: 11.05.2019 | Komentarze 0

Mając na uwadze prognozy pogody, na swój weekendowy wypad wybrałem sobotę. Aura miała być znośna - w przeciwieństwie do zapowiedzi na niedzielę. Obowiązki nie pozwoliły mi na wyruszenie wczesną porą. Na rowerze byłem dopiero po jedenastej. Dzień był piękny: słoneczko świeciło intensywnie, błękit niebo optymistycznie nastrajał do życia. Jedynym mankamentem był ciut za duży wiatr, który na początku mojej jazdy hamował mój impet. Mimo wszystko jechało mi się bardzo dobrze. Czułem przyjemność z kręcenia i pokonywania podmuchów, w głowie wolno przewalały mi się różne myśli. Wysiłek fizyczny wspaniale wpływał na relaks psychiczny. Kątem oka obserwowałem jednak otaczający mnie świat. Oto powolutku piękny dzień zaczynał się psuć. Gdzieś w oddali pęczniały chmury, a ich kolor powoli zmierzał ku ciemnym odcieniom.

Biorąc pod uwagę, że miałem dość mało czasu na jazdę, postanowiłem wybrać się do nieodległego Strzelina. Trasa ta jest w pewnym sensie moim klasykiem. Przemierzyłem ją kilkadziesiąt razy (lekko licząc około 60-70 razy). Nie zastanawiałem się zatem nad kolejnością skrętów, tylko mknąłem niemalże automatycznie. Postanowiłem jednak na swej trasie dokonać pewnych wariacji, które uczyniłby ja nieco dłuższą.

Niespodziewanie po 30 kilometrach jazdy odczułem mocne ssanie w żołądku. Rzadko mi się to zdarza. Z reguły po śniadaniu na dystansie nieco ponad stukilometrowym raczej już nie dojadam. Tym razem jednak głód był dojmujący. Stanąłem przy najbliższym sklepie i łapczywie spałaszowałem dwie duże słodkie bułki. Pomogło! Kalorie szybko zasiliły krwiobieg, a ten przekazał je do mięśni.

W Strzelinie nie zawróciłem od razu na Borów, tylko odbiłem na Wrocław. Po paru kilometrach jednak dobiłem do stałej mojej drogi. Przejechałem przez wioskę o ładnej nazwie – Warkocz. Kiedyś (dawno temu) już tamtędy jechałem. Tragiczne asfalty nieco zmąciły mój dobry nastrój. Poza tym niebo stało się granatowe. Wiedziałem, że lanie mnie nie ominie. Jechałem wszakże jakby nigdy nic.

W okolicach Sobótki zaczęło lać. Założyłem na grzbiet nowy nabytek, swoją kurteczkę nabytą w Dekatlonie. Ponoć w stu procentach jest wodoszczelna. Może i tak, ale pozostałe moje odzienie takie już nie jest. Po paru minutach poczułem, że buty mam całkiem przemoczone. Wczoraj nieco je podsuszyłem (po jeździe w deszczu), ale znowu przesączyły się wilgocią. Jadąc w deszczu, znalazłem przynajmniej jeden plus takiej sytuacji. Oto wczoraj nie wyczyściłem roweru (po jeździe w deszczu) i teraz cieszyłem się, że ewentualna moja praca nie poszła na marne.

Gdy dojechałem do Świdnicy, wcale nie zakończyłem wycieczki. Obiecałem żonie, że wpadnę do jej wiejskiego domku, by zająć się jej kotami. Żona pojechała na weekendowe swoje zajęcia, a koty należy nieco zabawić i dać im jeść. Na wylocie ze Świdnicy w kierunku Burkatowa (gdzie jest ten domek z kotami) ciągle trwają roboty drogowe. Szosa poprzecinana jest wyżłobieniami wypełnionymi grubym szutrem. Kiedyś (nie tak dawno) złapałem tam gumę. Dziś było tak samo. Gdy poczułem, że wiotczeje mi tylne koło, brzydko zakląłem. Te złorzeczenia dotyczyły i kotów, i żony. Po chwili opanowałem się i adrenalina mi spadała. Do domku było już niedaleko (może z 400 metrów). Poprowadziłem tam rower. Zająłem się kotami, które przywitały mnie głośnym miauczeniem (w deszczu były na dworze). Po nasyceniu zwierząt, zająłem się kołem. Zmiana dętki, gdy rower jest brudny od błota, nie należy do przyjemności. Poza tym cały czas należy liczyć się z tym, że jakieś ziarenko piasku czy drobina brudu dostanie się między oponę a dętkę, a wtedy po paru metrach jazdy znowu może być klops. Uwinąłem się szybko. Moja nowa mała pompka spisała się wybornie. Koło kolarzówki nabiłem całkiem mocno. Zostawiłem koty już w domu i wyruszyłem na ostatni etap swej dzisiejszej jazdy, znowu do Świdnicy. Na kilkuset pierwszych metrach starałem się wczuwać w pracę tylnego koła. Czy ponownie nie zwiotczeje? No ale wszystko było cacy.
Do domu dotarłem około dziewiętnastej. Buty znowu powędrowały na ciepły kaloryfer. Ich zapach nie przypomina wiosny.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Opoczka-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Książnica-Jaźwina-Łagiewniki-Strzelin-Warkocz-Zielenice-Piotrków Borowski-Jordanów Śl.-Świątniki-Sobótka-Biała-Marcinowice-Gruszów-Pszenno-Jagodnik-Świdnica-Burkatów-Witoszów Dolny-Świdnica.




Zawilgły maj. Jawor

Piątek, 10 maja 2019 · dodano: 10.05.2019 | Komentarze 0

Po majówkowych wojażach wróciłem na swoje trasy. Rano jazda do pracy. Mimo przeciwnego wiatru jechało mi się nieźle. Dojechałem w czasie nieco ponad 55 minut. Średnie stany stanów średnich... Na drogach widać było ślady nocnych opadów, no ale temperatura była znośna, może z osiem stopni. W pracy cały czas obserwowałem ciężkie chmury przewalające się za oknem. Jednak jakoś nie padało. Stan ten się zmienił dokładnie w momencie, kiedy wyruszyłem w popołudniowy objazd. Na dzień dobry zlało mnie dość solidnie. Założyłem kurtkę, którą przezornie schowałem do plecaka. Deszcz padał może z 10 minut, potem się wypogodziło. Na trasie jeszcze raz przeciąłem deszczowy front. Już nic sobie  z niego nie robiłem, bo dolną część ciała miałem solidnie przemoczoną. Dalsza jazda była już bez opadów, ale cały czas na drodze przecinałem wielkie kałuże - wynik niedawnych całkiem intensywnych działań deszczu. W domu odpaliłem ogrzewanie: by się nieco ogrzać oraz by podsuszyć buty. Prognozy wieszczą, że w weekend tylko sobota jako tako będzie nadawała się na rower. W niedzielę ma być armagedon...
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Dobromierz-Kłaczyna-Celów-Sokola-Paszowice-Jawor-Luboradz-Goczałków-Strzegom-Stanowice-Nowy Jaworów-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica.