Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2020

Dystans całkowity:670.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:30:55
Średnia prędkość:21.68 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:134.04 km i 6h 11m
Więcej statystyk

Wiatr i prędkość światła. Broumov

Sobota, 22 lutego 2020 · dodano: 22.02.2020 | Komentarze 0

Prognozy na dziś były kiepskie. Miało mocno wiać. No ale nie zanosiło się na opady. Nie miałem więc czego szukać w domu i przed dziesiątą byłem w trasie. Spało mi się tak dobrze, że o wcześniejszym wyjeździe nie było mowy. Ubrałem się przyzwoicie. Niestety moja wierzchnia bluza kupiona kiedyś w Lidlu po raz kolejny nie zdała egzaminu. Po paru kilometrach nasączyła się wilgocią i dawała niemiłe uczucie zimna.

Pojechałem na południe, bo stamtąd miało wiać. Pomyślałem, że najpierw się pomęczę, a potem będzie już sama przyjemność. Pomęczyłem się nieźle. Prognozy się sprawdziły, wiatr atakował mnie z chyżością około 10 m/s, a w porywach mogło być i więcej. Starałem się jechać równo, ale podczas takiego porywu tylko minimalnie naciskałem na pedały, rower prawie stawał, ale dzięki temu nie wyprułem z siebie flaków.

Pierwsze 30 kilometrów było pod wiatr i pod górę. Gdy dotarłem do szczytowego punktu w okolicach Bartnicy, byłem wycieńczony niczym galernik. Średnia prędkość, którą sprawdziłem na liczniku, ledwie przekroczyła 17 km/h. Lidlowską bluzę można było wykręcać. Na grzbiet narzuciłem kurtkę, którą do tej pory wiozłem w plecaku. Do Nowej Rudy był zjazd i pokonałem go z lubością. W Czechach miałem wreszcie pokręcić nieco z podmuchami, ale niestety znowu było ciężko. Na granicy w Starostinie kupiłem czeskie piwo i pistacje (w Czechach są chyba tańsze, ale dokładnie nie przeliczałem dokładnie ceny…).

Dopiero za Mieroszowem nabrałem wiatru w żagle. W Unisławiu Śl. nieco się zawahałem, gdy zobaczyłem zakaz ruchu na mojej drodze ku Głuszycy. Stanąłem w małym sklepie i pani wyjaśniła mi, że tak dano ten znak, bo nikt nie chce się zając dziurami w drodze. Odcinek ten przemierzałem w przeszłości kilkaset razy, a więc znam go na pamięć. Nic się nie zmienił, dziury jak były tak są. Po co zatem zakazywano wjazdu?

W czasie jazdy uświadomiłem sobie jedną rzecz. Oto te wszystkie moje kilometry, które do tej pory przejechałem na rowerze, światło pokonałoby w nieco ponad 2/3 sekundy. Myśl ta jakoś zasmuciła mnie. W tak oczywisty i bezdyskusyjny sposób przegrywam ze ślepą naturą.

Na pocieszenie ostatnie kilometry pokonywałem z pięknym wicherkiem w plecy. Do domu dotarłem po szesnastej. W sam raz, by upichcić sobie obiad…


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Bystrzyca Dolna-Lubachów-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Jedlina Zdrój-Głuszyca-Bartnica-Nowa Ruda-Włodowice-Tłumaczów-Otovice-Broumov-Hyncicie-Ruprechtice-Mezimesti-Starostin-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Świdnica-Lewin Brzeski

Czwartek, 20 lutego 2020 · dodano: 20.02.2020 | Komentarze 0

Powoli nadchodzi prawdziwy sezon. Dla mnie on zaczyna się wtedy, kiedy zaczynam do pracy dojeżdżać rowerem. Do tego momentu brakuje jeszcze ze trzy tygodnie. Tymczasem trzeba się wprawiać do zwiększonej aktywności. Dlatego dziś wziąłem dzień urlopu z myślą, by go przeznaczyć na jazdę. Nawet się udało.

Z domu wyjechałem ciut po ósmej. Postanowiłem jechać na północny wschód i wrócić pociągiem. Jako cel jazdy obrałem Lewin Brzeski w województwie opolskim. Poranek był rześki. Wiatr pracował jakby miał dostać za swoją robotę specjalną premię. W nocy padało i drogi były mokre. Jednak już od rana było bezchmurnie. Na początku mojej jazdy musiałem kręcić pod ostre słońce. Nie lubię tego, bo mój wzrok lekko podupadł i takie kąśliwe promienie nie wychodzą mu na zdrowie. No ale jakoś się jechało, bo wiatr raczej sprzyjał. Czasami był boczny i wtedy hamował. Dobrze że nie musiałem z nim walczyć twarzą w twarz. Byłoby kiepsko.

W Tłusty Czwartek postanowiłem zjeść pączka. W pierwszym sklepie, przy którym przystanąłem, spotkała mnie niemiła niespodzianka, wszystkie pączki już wyprzedano. W drugim już mogłem nabyć ten słodki wypiek. Smakował wybornie, zwłaszcza, że był to jedyny posiłek na mojej trasie (nie licząc batona).

W końcu zawinąłem do dziewiczej miejscowości Jeszkotle. Wiele razy chciałem to zrobić, ale jakoś się nie udawało. Tym razem machnąłem te dodatkowe kilometry. Jeszkotle do wieś, do której prowadzi ślepa droga. Jest już ona w województwie opolskim, zatem mój zapał do jej odwiedzenia był nieco mniejszy, bo głównie zaliczam miejscowości w moim województwie dolnośląskim. No ale każda nowa trasa jest dla mnie czymś godnym przejechania.

Do Lewina dotarłem sporo przed czasem. Załapałem się na wcześniejszy pociąg. We Wrocławiu byłem o 16:30. Za moment miałem kolejny pociąg. Nie był on co prawda do Świdnicy, lecz do Wałbrzycha, ale postanowiłem nim pojechać. Wysiadłem w Jaworzynie Śl. i dzięki temu mogłem kolejną dyszkę przejechać na rowerze. Do domu dotarłem za dnia. Głód skręcał mi żołądek…


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wiry-Jaźwina-Słupice-Oleszna-Glinica-Jordanów Śl.-Piotrków Borowski-Zielenice-Strzelin-Biedrzychów-Gnojna-Jeszkotle-Gnojna-Grodków-Przylesie Dolne-Jankowice Wielkie-Czeska Wieś-Lewin Brzeski (no i Jaworzyna Śl.-Bolesławice-Tomkowa-Świdnica).




Pagórki. Ząbkowice Śl.

Sobota, 15 lutego 2020 · dodano: 15.02.2020 | Komentarze 0

W końcu przyszedł czas na testową jazdę mojej szosówki. Wymieniłem w niej napęd i obręcz tylnego koła. Po raz kolejny będę jeździł na wymienianym co 2000 km zestawie dwóch łańcuchów. Poprzednio dzięki temu udało mi się przejechać około 25 000 km. Sporo. Mam nadzieję, że tym razem będzie nie mniej.

Przesiadka ze Starego Zdechlaka na kolarzówkę spowodowała, że jechało mi się wyraźnie lżej. Na początku nieco denerwowały mnie pykania wydobywające się z tylnego koła. To układały się na nowo wkręcone szprychy. Po kilku kilometrach owe dźwięki zniknęły i na siodełku poczułem się pewniej.

Jako cel jazdy obrałem miasto Ząbkowice Śl. Położone jest ono na południe w stosunku do mojej Świdnicy. Jazda w tym kierunku przyniosła nieco trudniejszą trasę (więcej pofałdowań i podjazdów) oraz walkę z wiatrem. Przez te przeszkody dotarło do mnie, że moja forma jest kiepska. Warto zrzucić też z pięć kilogramów ze swego brzucha. Tą myślą kończyłem jazdę. Ostatni odcinek był z wiatrem i z radością mknąłem 30 km/h.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wiry-Jaźwina-Roztocznik-Gilów-Piława Górna-Przerzeczyn Zdrój-Ciepłowody-Bobolice-Ząbkowice Śl.-Stoszowice-Budzów-Jemna-Ostroszowice-Bielawa-Pieszyce-Bojanice-Opoczka-Świdnica.




Wszystko przez te baby. Świdnica-Namysłów

Niedziela, 9 lutego 2020 · dodano: 09.02.2020 | Komentarze 0

Szosówka wyremontowana. Wymieniłem tylną obręcz, napęd i klocki. Zwłaszcza na obręcz czas był najwyższy, poprzednia trzymała się na ostanie słowo. Skoro odpicowałem kolarzówkę, pojechałem Zdechlakiem…

Trasa zapowiadała się dość długa, a więc na siodełku byłem już po ósmej. Wybrałem kierunek północno-wschodni. Miał być dobry i silny wiatr, a jakoś go nie czułem. Jechało mi się dosyć ciężko i męczyłem się więcej niż zwykle. Rano był mały plus (około dwóch stopni), a na drogach zdarzały się mokre plamy. Ubrałem się odpowiednio, zatem nie zmarzłem. Po dwóch godzinach było już pod dziesięć stopni, a ja nieco się przegrzewałem. No ale nic nie zdjąłem, bo wolę się przepocić niż zmarznąć.
\
Zdechlak dostał kolejną szansę bo w planach miałem kilka odcinków szutrowych. Pierwszy doprowadził mnie do dwóch dziewiczych miejscowości w powiecie wrocławskim, a były to Brzeście i Marzęcice. Dwie małe wioski na końcu świata. Przywitały mnie w nich pieski, które goniły mnie z zapałem godnym lepszej sprawy. Moim celem był Namysłów. Jadąc parę kilometrów krajówką Opole-Wrocław dotarłem do trzeciej dziewiczej miejscowości na mojej marszrucie, Jankowic w powiecie oławskim.

Drugi odcinek szutrowy przywiódł mnie do brzegu Odry. Między wsiami Kotowice i Ratowice jest na tej rzece jaz, którym mogą się przemieszczać rowerzyści i piesi. Parę lat temu go zaliczyłem i dziś postanowiłem to powtórzyć. Gdy dojeżdżałem do tej budowli, zobaczyłem, że coś jest nie tak. Ziemia była rozgrzebana, a ja przedzierałem się przez straszliwe błoto. Po dotarciu na miejsce okazało się, że przepust jest remontowany i przejścia nie ma. Zapewne szpetnie wtedy zakląłem. Wśród gmatwaniny prętów i zbrojeń zobaczyłem kładkę. Nie namyślając się długo przeszedłem przez nią. Po drugiej stronie stał już pan (chyba z nadzoru budowy), który zaczął mi robić wymówki. Jakoś go udobruchałem i szczęśliwy stanąłem na prawym brzegu Odry. Po zaliczeniu Jelcza-Laskowic dobrnąłem do ostatniej dziewiczej osady na mojej dzisiejszej wycieczce o nazwie Stanków. Składa się z kilku domków wśród gęstego drzewostanu.

Już około 50 kilometrów przed Namysłowem zorientowałem się, że mogę mieć kłopot z wyrobieniem się na swój pociąg powrotny, który odjeżdżał o 15:54. Starałem się jechać w miarę szybko, ale zaczęły łapać mnie skurcze. Pewnie od wysiłku i ze zdenerwowania. Gdy wpadałem na peron, pociąg powoli odjeżdżał. Szlag! Zabrakło mi minuty. Czas uciekł mi przez wiejskie baby, które w sklepach plotły trzy po trzy. Dwa razy stanąłem, by coś kupić i te przekupy właśnie napatoczył się przede mnie. „Daj mi pani 15 deka mortadeli. Albo nie, lepiej mielonki. Te pomidory są świeże? Po ile? O, zapomniałam, jeszcze muszę kupić piwo swojemu staremu. Ile wyszło, 20 złotych? Tyle nie mam, dolicz mi pani te pomidory”. A czas leciał jak opętany.

Następny pociąg do Wrocławia była za półtorej godziny. Miałem pół godziny na przesiadkę. Byłem głodny, a więc zjadłem spóźniony obiad. Rzecz jasna, schabowy. Kolejnym pociągiem dojechałem do Jaworzyny Śl. Ostatnie 11 kilometrów znowu przepedałowałem. Lampka przednia po raz kolejny zdała egzamin. Wieczorem zaczął się chyba ten zapowiadany orkan, bo walczyłem ze straszliwym wietrzyskiem. W domu zobaczyłem, że przywlokłem nie mnie niż kilogram błota na swoim rowerze.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wiry-Sady-Sobótka-Nasławice-Jordanów Śl.-Borów-Marcinkowice-Brzeście-Marzęcice-Węgry-Żórawina-Wojkowice-Okrzeszyce-Marcinkowice (inne niż te pierwsze)-Jankowice-Kotowice-Ratowice-Jelcz-Laskowice-Stanków-Janików-Biskupice Oławskie-Przeczów-Smarchowice Śl.-Namysłów (no i Jaworzyna Śl.-Świdnica).




Aby do przodu. Świdnica-Rawicz

Sobota, 1 lutego 2020 · dodano: 01.02.2020 | Komentarze 2

Luty zaczął się wiosennie. Na trasie temperatura oscylowała w granicach 11-15 stopni. Czasem początek maja miał tyle. Ubrałem się zimowo, ale w trakcie jazdy zdejmowałem odzienie i pakowałem je do plecaka. Moja szosówka ciągle czeka na remont, zatem pojechałem Starym Zdechlakiem. Jechało mi się całkiem dobrze, ale prawdę mówiąc na początku wspierał mnie wiatr. Potem było już z nim różnie, ale kilometry uciekały szybko i bezboleśnie.

Zaliczyłem kilka dziewiczych miejscowości w powiatach wołowskim i górowskim. Były to (w kolejności): Jakubikowice, Węgrzce, Rogów Wołowski, Wrzeszów, Łazy, Psary, Osłowice, Daszów, Baranowice, Kowalowo i Podmieście.

Do domu wróciłem pociągami IC i KD. W Świdnicy przywitał mnie deszcz. Mimo krótkiego dystansu zlało mnie niezgorzej.


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wierzbna-Żarów-Gościsław-Udanin-Konary-Bielany-Dębice-Malczyce-Lubiąż-Krzydlina Wielka-Wołów-Stary Wołów-Bożeń-Jakubikowice-Wińsko-Węgrzce-Rogów Wołowski-Wrzeszów-Łazy-Łęczyca-Psary-Osłowice-Daszów-Baranowice-Wąsosz-Podmieście-Załęcze-Masłowice-Rawicz.