Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2020

Dystans całkowity:1504.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:68:02
Średnia prędkość:22.11 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:125.35 km i 5h 40m
Więcej statystyk

Przebłyski wiosny. Wiązów

Sobota, 28 marca 2020 · dodano: 28.03.2020 | Komentarze 0

Na dziś zapowiadano piękną pogodę. Po wczorajszej jeździe wolałbym wyruszyć w niedzielę, ale sprawdziłem aurę na jutro i okazało się, ze ma padać – i to nawet śnieg. Zatem nie było innej rady, tylko dziś wyskoczyć w plener. Nieco odespałem wczesne wstawanie z tygodnia i dom opuściłem około dziesiątej. Wirus już oswojony i bez obaw ruszyłem na trasę. Samego zarazku od początku raczej się nie bałem, zastanawiałem się tylko, czy policja nie będzie się interesować rowerzystami. Gdyby zakazano jazdy, popadłbym pewnie w ciężką frustrację. No ale na szczęście póki co nikt nie stracił do końca rozsądku i nie siły porządkowe nie czepiają się samotnych jeźdźców.

Swój dotychczasowy zimowy ubiór mocno zredukowałem. Nawet posunąłem się do tego, że na ręce założyłem krótkie rękawiczki. Głowę jednak ciągle postanowiłem chronić polarową czapką. Dzień był zaiste ciepły i słoneczny. Mogło być pod dwadzieścia stopni. Trochę się przepociłem pod bluzą z długim rękawem, bowiem do końca nie wierzyłem prognozom i mimo wskazanej wyżej redukcji ubrałem się dość solidnie. Z aury korzystali inni rowerzyści i tłumnie wylegli na powietrze.

Moja trasa była raczej płaska, tylko na początku wdrapałem się na Przełęcz Tąpdała. Na parkingu przy podjeździe na Ślężę były pustki. Policyjny radiowóz kontrolował, czy w tym zazwyczaj gwarnym miejscu nie zbierają się tłumy. Jechało się dość przyjemnie, bo dziś tak nie szalał wiatr, jak na poprzednich wycieczkach.

Cały dystans pokonałem na kaloriach przyswojonych na śniadanie (był pożywny omlet) oraz z dwóch batoników. Szansy na obiad nie było, bo przecież wszystkie knajpy pozamykane.

Do domu przyjechałem przed siedemnastą. W sam raz, by zrobić obiad i obejrzeć (chyba po raz setny) kolejny odcinek „Chłopów”.


Dzisiejsza trasa:

Świdnica-Wiry-Przełęcz Tąpadła-Będkowice-Jordanów Śl.-Borów-Borek Strzeliński-Gułów-Wiązów-Kowalów-Wawrzyszów-Biedrzychów-Strzelin-Łagiewniki-Jaźwina-Boleścin-Jagodnik-Pszenno-Świdnica.




Oswajanie wirusa. Kamienna Góra

Piątek, 27 marca 2020 · dodano: 27.03.2020 | Komentarze 0

Ciągle poranki są mroźne. Dziś wyjeżdżając krótko po szóstej trochę przemarzłem. Do pracy jechało mi się kiepsko. Bieg zredukowałem na dosyć łagodny, a mimo to kręcenie nie szło mi zbyt lekko. Cały czas miałem wrażenie, że zmagam się z silnym wiatrem, ale patrząc na drzewa jakoś nie widziałem tych podmuchów. Na porannej trasie było mniej samochodów niż zwykle. Koronawirus robi swoje. Gdy wreszcie dotarłem do pracy, odczytałem swój czas dojazdu. Nie było tak źle, ciut dłużej niż poprzednio, ale różnica wyniosła kilkanaście sekund.

Na trasę wyruszyłem ponownie o czternastej. Dobrze że wziąłem plecak, do którego schowałem kilka elementów swego ubrania. Teraz było ciepło. Temperatura wynosiła kilkanaście stopni. Jednak pociłem się w tych warunkach. Na początku miałem trochę podjazdów. Na nich pociłem się podwójnie. Ciągle jakoś nie mogę wróci do lepszej formy w pokonywaniu górek. Warto schudnąć…

Na trasie było mnóstwo rowerzystów, biegaczy i piechurów. Pozdrawialiśmy się przyjaźnie. Wszyscy pokonywali swoje odcinki zgodnie z wytycznymi władz, czyli bez towarzystwa. Dla mnie to nie pierwszyzna, bo zwykle tak jeżdżę. Kilka razy minęły mnie policyjne radiowozy, ale nikt się nie czepiał.

Do domu dojechałem mocno po osiemnastej. Już szarówka zamieniała się w ciemną noc. No ale przecież mam światełka.



Dzisiejsza trasa:

Świdnica- Pogorzała-Wałbrzych-Struga-Stare Bogaczowice-Jaczków-Kamienna Góra-Krzeszów-Kochanów-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Górna-Witoszów Dolny-Świdnica.




Ku Odrze. Malczyce

Wtorek, 24 marca 2020 · dodano: 24.03.2020 | Komentarze 0

Mroźne poranki nieco mnie zniechęciły do wczesnej jazdy do pracy. Wczoraj było minus sześć o siódmej, gdy wyjeżdżałem samochodem. Godzinę wcześniej (gdy miałbym wyjeżdżać rowerem) musiałoby być jeszcze bardziej rześko. Na dziś zapowiadano podobną aurę. Starszy pan już musi uważać na takie niespodzianki pogodowe. Gdy dodamy do tego szalejącego wirusa, to chyba jestem usprawiedliwiony. Nie pojechałem rano do pracy, ale za to na dziś wziąłem urlop. Mam trochę zaległego, a u mnie w pracy są nawet małe naciski, by go wykorzystywać.

W domu pogniłem sobie do dziewiątej. Przez okno widziałem znikomy ruch oraz trochę oszronione samochody. Ubrałem się solidnie i po chwili przemierzałem wyludnioną Świdnicę. Nie jest ona duża. Już na trzecim kilometrze wyjechałem poza urbanizację. Poczułem się jakoś lepiej. Widmo zarazy odeszło gdzieś do podświadomości. Cieszyłem się jazdą i wsłuchiwałem w radosne wiosenne trele ptaków, które chyba nie zostały powiadomione o grozie koronawirusa. Nieco przemarzałem, bo dął silny przenikliwy lodowaty wiatr.

Realizowałem w głowie ułożony plan jazdy. Nawet wymyśliłem tytuł wpisu. „Ku Odrze”. Miasteczko będące moim celem, Malczyce, leży właśnie nad tą rzeką. Zawsze będzie mi się kojarzyć z moim jednym z pierwszych dalszych wyjazdów. Było to 18 lat temu. Jako młody adept rowerowych jazd stanąłem wtedy na nabrzeżu Odry i cieszyłem się z takiego dalekiego wyjazdu. Kiedyś w Malczycach kursował prom. Ja już tego promu nie widziałem. Pamiętam za to, że podawano codziennie „stan wód głównych rzek polskich”, był też wskazywany stan Odry w Malczycach. Dziś podjechałem też do rzeki. Wspomnienia wróciły. Odra nie prezentowała się okazale. Jest tu dość wąska i wygląda jak małe bajorko. Gdy tak chwilę oglądałem jej wody, uświadomiłem sobie, że odra to też nazwa choroby zakaźnej. Ładne mi, „ku Odrze”. Tfu, na psa urok, splunąłem przez lewe ramię. Koronawirus wystarczy.

Powrotna jazda była pod wiatr, ale zmagałem się całkiem dzielnie z podmuchami. Nakreślony w głowie plan jazdy zrealizowałem co do joty, chociaż mogłem skrócić sobie męczarnie.

Po przyjeździe do domu poczytałem sobie w Internecie o kolejnych obostrzeniach związanych z plagą. Czy będzie można normalnie jeździć? Jeśli nie , to chyba codziennie będę na krótszym dystansie dojeżdżał do pracy. Oby nie…

Dzisiejsza trasa:

Świdnica-Niegoszów-Klecin-Domanice-Maniów-Mietków-Kostomłoty-Cesarzowice-Środa Śl.-Jastrzębce-Malczyce-Wilczków-Chełm-Ujazd Górny-Jarosław-Gościsław-Pyszczyn-Imbramowice-Siedlimowice-Wierzbna-Bolesławice-Milikowice-Witoszów Dolny-Świdnica.




Zmiana pogody. Domaniów

Niedziela, 22 marca 2020 · dodano: 22.03.2020 | Komentarze 0

Gdy przyszła kalendarzowa wiosna, jakby wróciła zima. W swoim nominalnym czasie nie pokazywała się zanadto, ale teraz chyba chce nadrobić zaległości. Wiele prognoz pogody zapowiadało na dziś śnieg. On pewnie by uniemożliwił mi jazdę. Kiedy rano wyjrzałem przez okno, świat spowity koronawirusem był jednak suchy i pozbawiony białego puchu. Nie miałem zatem innego wyjścia, tylko to przez drzwi na dwór. Ubrałem się zaiste po zimowemu. Na zewnątrz okazało się, że wcale z tym nie przesadziłem. Było w okolicach zera, a silny wiatr odbierał ciepło. Przez głowę mi przeszło, że aby było w miarę sensownie, powinienem udać się na Ziębice. No ale taka pętla byłaby dla mnie dziś nieco przydługa, wymyśliłem sobie bowiem trasę do Domaniowa, gminnej miejscowości w powiecie oławskim.

Cały czas zmagałem się z wiatrem. W trakcie jazdy uświadomiłem sobie, że przy dużych podmuchach tylko ¼ trasy pokonywana jest komfortowo (tzn. z wiatrem), pozostały dystans to mozół walki z czołowymi lub bocznymi podmuchami. Te boczne też potrafią zniechęcać do jazdy.

Pogoda była zmienna. Poranek był pochmurny, potem chmurzyło się jeszcze bardziej, potem z nieba nieco poprószyło. Nie był to śnieg, tylko biała krupa (nie mylić z Joanną). Koło południa przejaśniło się i ładnie wyszło słońce. Ciągle było zimno, a ja od 22 kilometra jechałem w kurtce, którą wyjąłem z plecaka. Ruch był w miarę normalny (jak na niedzielę). Ludzie chyba pogodzili się ze stanem epidemii, ale przecież nawet w tym stanie trzeba jakoś żyć i czasem się przemieszczać. Po przejechaniu ¾ dystansu nie spotkałem ani jednego rowerzysty. Minąłem wszakże kilku biegaczy. Od Sobótki ruch rowerowy nieco ożył. Zobaczyłem trzech bikerów.

Do domu wróciłem po szesnastej. Jazdę umilałem sobie słuchaniem muzyki. Chciałem nią przeczyścić swój organizm od ciągłych informacji o rozwoju pandemii. Słuchałem różnych kawałków. Wymienię kilka: merengue, Pink Floyd, Kabaret Starszych Panów, Ewa Demarczyk, Joe Dassin, Bach. Po raz kolejny poczułem potęgę wariacji goldbergowskich. Jak dla mnie to jest utwór z pierwszej piątki ludzkich muzycznych dokonań.


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wiry-Jaźwina-Łagiewniki-Brochocinek-Zielenice-Borek Strzeliński-Domaniów-Nowojowice-Borów-Jordanów Śl.-Świątniki-Sobótka-Tworzyjanów-Maniów-Domanice-Klecin-Wilków-Niegoszów -Świdnica




Trzy czarne koty. Bolków

Czwartek, 19 marca 2020 · dodano: 19.03.2020 | Komentarze 0

Jazda do pracy była przyjemna. Było dość ciepło, jasno i bezwietrznie. Udało mi się urwać ponad minutę z sezonowego rekordu czasu dojazdu. Ruch na drodze był normalny, jak z okresu sprzed koronawirusa. U mnie w pracy spory zastój. Siedzimy co prawda przy swoich biurkach, ale za dużo nie robimy. Czas się wlecze. Dzień coraz dłuższy, a więc zwolniłem się pół godziny później niż poprzednio, czyli wyjechałem o 14. Czekało mnie sporo podjazdów i należało się raczej streszczać. Podjazdy pokonywałem z pewnym trudem. Kiedyś szło mi to łatwiej. No ale nie ma co narzekać, jakoś się jedzie.

Na trasie dotarłem do dwóch „dziewiczych” ślepych miejscowości w powiecie jaworskim, były to Półwsie i Wierzchosławiczki. Wcześniej przeciąłem miejscowość o idealnej nazwie jak na czas kwarantanny: Pustelnik. Od Bolkowa wracałem już podobną trasą jak w zeszłą niedzielę (ze Złotoryi). Drogę przeszły mi dziś trzy czarne koty. Odczyniałem uroki plując przez lewe ramię. Pomogło, bo bez złych przygód dotarłem do domu.

Do domu dojechałem nieco po osiemnastej. Mimo tych mozolnie pokonywanych podjazdów wykręciłem dość przyzwoitą średnią, blisko 23 km/h. Może będzie lepiej… Tylko czy koronawirus pozwoli?


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Jaczków-Marciszów-Pustelnik-Domanów-Półwsie-Wierzchosławiczki-Bolków-Kłaczyna-Dobromierz-Olszany-Świebodzice-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny -Świdnica.




Kwarantanna na rowerze. Sobótka

Wtorek, 17 marca 2020 · dodano: 17.03.2020 | Komentarze 0

Dzień powszedni przyniósł normalny ruch. Do pracy przemykałem wśród sporej liczby samochodów. Sporej nie sporej, takiej jak zwykle. Jechało mi się przyjemnie. Wsłuchiwałem się w ptasie śpiewy. One (ptaki) nic sobie nie robią z koronowirusa i myślą o przedłużaniu gatunku. Na trasie porannej w porównaniu z poprzednimi jazdami urwałem minutę. Do rekordu jeszcze brakuje osiem. Jest nad czym pracować. W pracy dowiedziałem się, że jeden z moich kolegów jest objęty kwarantanną, bo jego żona (pielęgniarka) pracowała przy pacjencie, który dziś zmarł na koronawirusa w wałbrzyskim szpitalu. Poddany lekkiej psychozie jakoś się obroniłem przed paniką. Nie znoszę paniki.

Zwolniłem się z pracy o 13:30 i wyruszyłem w mały objazd okolicznych terenów. Przyszła wspaniała wiosna. W przygrubym stroju nieco się przegrzewałem, ale z radością wystawiałem twarz do słońca. Mogło być ze dwadzieścia stopni. Także wiatr, który ostatnio mnie wykańczał, dziś poszedł wiać gdzie indziej. Na trasie widziałem mnóstwo rowerzystów, którzy podobnie jak ja chyba zakładali, że na swoich pojazdach są bezpieczni od plagi, bo nie kontaktują się z innymi ludźmi. Rower chyba daje najlepszą kwarantannę.

Trasa była przyjemna i urozmaicona. Nawet zaliczyłem jedną przełęcz – Sulistrowicką w masywie Ślęży. Do domu dojechałem jeszcze za dnia.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzch-Dziećmorowice-Lubachów-Bystrzyca Górna-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Książnica-Jaźwina-Uliczno-Oleszna-Przełęcz Sulistrowicka-Przemiłów (jakże lubię tę nazwę)-Sobótka-Chwałków-Szczepanów-Gola Świdnicka-Klecin-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Puste drogi. Złotoryja

Niedziela, 15 marca 2020 · dodano: 15.03.2020 | Komentarze 0

Dzień był piękny, choć chłodny. Słońce ładnie oświetlało świat w objęciach koronawirusa. Rano ze Świdnicy wyjeżdżałem pustymi ulicami. Nie było ani samochodów, ani ludzi. Na myśl przyszły mi katastroficzne powieści, które czytywałem w młodości: „Dzień tryfidów”, „Wielkie solo Antona L.” itp. W pewnym sensie tęskniłem za autami, które dawałyby mi pewność dalszego trwania naszej cywilizacji. Po wsiach też ludzie gdzieś się ukryli, ujadały tylko psy i ładnie śpiewały ptaki. Do pokonania miałem spory dystans, a więc skupiłem się na jeździe. Przed Jaworem ujrzałem wspaniały widok. Był to biały masyw Karkonoszy i charakterystyczną kopułą Śnieżki. W pełnym słońcu góry wyglądały jakby wyrzeźbione były z marmuru. Nawet na chwilę przystanąłem, by napawać się tym zjawiskiem.

Celem jazdy była Złotoryja. To mój klasyczny przejazd na początku sezonu. Za Jaworem wpadłem na tarkę na drodze. Asfalt tam jest niby dobry, ale na długich odcinkach z drogi wyłażą kamyczki. Stan tej drogi nie poprawia się od lat, bo nikogo ona chyba nie obchodzi. Tyłek dostaje tam w tyłek (jeśli tak można powiedzieć…).

Do plecaka spakowałem jedzenie i picie, by na trasie być niezależny i poddać się wymogom narodowej kwarantanny. Sklepy były jednak otwarte. Do jednego nawet wstąpiłem naruszając nieco tę kwarantannę. Kupiłem batony, ale przywiozłem je do domu. W międzyczasie zjadłem natomiast bułkę z kiełbasą, które rano spakowałem do plecaka. Na trasie spotkałem sporo rowerzystów.

W powrotnej drodze zawinąłem do dziewiczej miejscowości Gorzanowice w powiecie jaworskim (w pobliżu Bolkowa). Do domu dotarłem około siedemnastej. Forma jakby lepsza.


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Żarów-Kruków-Gościsław-Udanin-Damianowo-Księżyce-Luboradz-Jawor-Sichów-Złotoryja-Nowy Kościół-Świerzawa-Kaczorów-Gorzanowice-Bolków-Kłaczyna-Dobromierz-Olszany-Stanowice-Stary Jaworów-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica.




Jazda w czasach plagi. Jetrichov

Piątek, 13 marca 2020 · dodano: 13.03.2020 | Komentarze 3

Powoli musimy zmierzyć się z nową sytuacją. Nawet dla mnie, człowieka, który ma już swoje lata i jakieś tam doświadczenie, wydarzenia podryfowały w zgoła niespodziewanym kierunku. Stajemy przed bardzo ważnym wyzwaniem, którego echa mogą odbijać się przez kilka następnych lat. Jako człowiek, który nie lubi paniki i nadmiernego informacyjnego szumu, muszę jednakże wyznać, że się zaniepokoiłem. Wydaje nam się, że wszystko, co mamy, jest dane nam na zawsze, tymczasem kolejne dni pokazują jak to jest ulotne, nietrwałe i przypominające mydlaną bańkę. Cieszmy się zatem zdrowiem i możliwością rowerowania, póki jeszcze możemy…

Dziś był piątek trzynastego. Kiedyś takie kabały nie robiły na mnie wrażenia, aż do momentu, kiedy przeszedł mi drogę czarny kot, a w godzinę później poturbował mnie samochód. Dlatego dziś szczególnie wytężałem zmysły i starałem się unikać nieszczęść. Udało się połowicznie. Rano wyruszyłem do pracy lekko po szóstej. Dzień już panował pełną gębą, ale męczył mnie chłód. Na setki razy przemierzonej trasie jechało mi się nawet znośnie. Zaraza spowodowała, że ruch samochodowy był jakby mniejszy. Podjazd trochę mi się dłużył. Już w Wałbrzychu dopadł mnie deszcz (pech po raz pierwszy). Chwilę jechałem w zmagających się opadach, ale w końcu stanąłem, by włożyć kurtkę, którą do tej pory wiozłem w plecaku. Do pracy dojechałem po paru minutach, ale deszcz zdążył mnie przemoczyć. Wilgotne ciuchy ułożyłem na kaloryferze, sam wziąłem kąpiel i na sześć godzin zasiadłem przy biurku. Nie powiem, zrobiłem sporo pożytecznych rzeczy. Z pracy zwolniłem się o 13:30 (znowu ta pechowa trzynastka!). Przez Wałbrzych przedzierałem się przez 20 kilometrów pod górę i pod wiatr. Istny masochizm! Chyżość podmuchów przekraczała 10 m/s. Najpierw jechałem tzw. Strefą, czyli przez obszar, na którym działają duże zakłady przemysłowe, potem przez Stary i Nowy Julianów, by znowu zameldować się w Wałbrzychu i przez Kozice, Podgórze i Glinik opuścić to rozciągnięte miasto. Na rozstaju dróg Unisław Śl.-Andrzejówka odczytałem swoją dotychczasowa średnią prędkość. Ledwo ciut ponad 17 km/h. Zważywszy na warunki, i tak nieźle.

Dziś postanowiłem dokończyć czeski tryptyk. Dwa moje poprzednie wyjazdy widły przez ten kraj, zatem warto było zagłębić się tam po raz trzeci. Interesowała mnie zwłaszcza sprawa możliwości przekraczania granicy, bo w tej kwestii krążyły sprzeczne opinie. Okazało się, że wjazd był swobodny, bez żadnej kontroli. W przygranicznym czeskim Starostinie wstąpiłem do sklepu. Pani za ladą (zena za pultem) powiedziała mi, że od poniedziałku granica będzie zamknięta dla wszystkich z wyjątkiem osób (Polaków) dojeżdżających przez Czechy do pracy.

Po zrobieniu małej pętelki przez Czechy do kraju wjechałem małym przejściem Vizniov-Nowe Siodło. Żadnej kontroli tutaj też nie było. Od Mieroszowa czekał na mnie przyjemniejszy wiatr. Mogłem nieco wytchnąć i podreperować kiepską średnią. Zastanawiałem się, kiedy następy raz uda mi się pojeździć po Czechach. Tamtędy wiodą moje ulubione trasy i pewnie nieprędko uda mi się znów tam pokręcić. Hm, oby w ogóle można było wsiąść na siodełko.

Do domu wracałem utartym szlakiem przez Rybnicę Leśną. Pisałem już o dziadowskiej drodze, która prowadzi do Głuszycy. Dziś ukąsiła mnie ona dodatkowo. Na tych pierdolonych dziurach złapałem gumę (pech po raz drugi). Powietrze z przedniej opony uleciało do nieba szybciutko jak modlitwa ateisty. Z reguły w piśmie nie używam wulgaryzmów (co innego jeśli chodzi o mowę żywą), ale tylko w ten sposób mogę opisać nikczemny stan owej drogi oraz stan mego umysłu w onym czasie. Gumę wymieniłem, ale do domu czekało mnie jeszcze 30 kilometrów jazdy po wertepach na zjeździe do Głuszycy. Ponadto godzina robiła się już późna, a ja nie lubię jeździć po nocy.

Na szczęście okazało się, że już wyczerpałem swój limit pecha. Do domu dotarłem co prawda mocno po zmierzchu, ale w jednym kawałku.
Sobie i kolegom rowerzystom życzę przetrwania tego czasu epidemii i zarazy. Zdrowia i kondycji!

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stary Julianów-Wałbrzych-(Glinik)-Unisław Śl.-Mieroszów-Mezimesti-Jetrichov-Mezimesti-Viznov-Nowe Siodło-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Przed pracą. Teplice nad Metuji

Wtorek, 10 marca 2020 · dodano: 10.03.2020 | Komentarze 0

Trasa podobna jak przedwczoraj, skrócona tylko i doprowadzona do Teplic nad Metuji (w niedzielę było do Polic nad Metuji). Dziś praca na popołudniu, a więc jazda poranna miała swój sens. Z domu wyjechałem ciut przed siódmą. Najpierw było pod górę i pod wiatr, z powrotem odwrotnie... Sprawiedliwie?




Pozytywne objawy. Police nad Metuji

Niedziela, 8 marca 2020 · dodano: 08.03.2020 | Komentarze 0

Poranek by chłodny. Nie było mrozu, ale zimny wiatr skutecznie obniżał temperaturę. Dla mnie jednak nie był to żaden problem, bo ubrałem się odpowiednio. Już za Świdnicą wpadłem na remontowany odcinek drogi Bystrzyca Dolna-Burkatów. Kilometr musiałem przemieszczać się po grząskiej powierzchni, bo asfalt zdarto do gołej ziemi. W nocy padało i grunt był miękki. Na kolarzówce kiepsko się jechało. Miejscami musiałem prowadzić. Jakoś zepsuło to mi humor. Rower ubłociłem sobie nieco, a perspektywa jego czyszczenia nie polepszyła mego nastroju.

Początek mojej trasy to popularne szlaki świdnickich rowerzystów. Korzystali oni z niedzieli i licznie wylegli na drogi. Teren cały czas się leciutko podnosił, a wiatr oczywiście dął w twarz. Gdy w Głuszycy skręciłem ku Unisławiowi Śl., rowerzyści zniknęli. Kilka kilometrów podjazdu pokonałem nawet sprawniej niż sądziłem. Zastanawiałem się, czy w końcu drogowcy wezmą się za dolny odcinek tej trasy, który dziur ma tyle, że można byłoby nimi obdzielić sporo innych dróg. To samo można powiedzieć o dzisiejszym moim odcinku zjazdowym między Rybnicą Leśną a Unisławiem Śl. No ale tutaj po prostu wstawiono znak „zakaz ruchu”, bo to chyba jest tańsze niż remonty. Nie bacząc na zakazy zjechałem sobie w dół, często i gęsto używając hamulca, by przedwcześnie nie zakończyć wycieczki z powodu upadku.

Do Czech wjechałem dawnym turystycznym przejściem granicznym Mieroszów-Zdonov. Kiedyś było wyłączone dla ruchu samochodowego, ale parę lat temu dopuszczono pojazdy mechaniczne. Ciekawy byłem, czy Czesi ze względu na koronawirusa wprowadzą jakąś kontrole na granicy. No ale wjazd do Czeskiej Republiki był swobodny jak zwykle, pies z kulawą nogą się nie pofatygował, by mierzyć gorączkę osobom wjeżdżającym. I bardzo dobrze, bo jeszcze paniki brakuje…

Przez Czechy przejechałem ponad 50 km. Teren był urozmaicony (jak to w Czechach). Podjazd z Pekova na Honske sedlo nieco mnie wymordował. Z przełęczy tej w dół spada piękna droga. Gładka, o dużej stromiźnie, w miarę prosta, wśród lasu. Po cichu liczyłem na pobicie rekordu prędkości, bo wydawało mi się na podjeździe, że mam korzystny wiatr na tym odcinku. Niestety na zjeździe wiatr mnie jednak hamował i zaledwie nieznacznie przekroczyłem 70 km/h. Wziąłem czeskie korony (bez wirusa), bo chciałem zjeść obiad w tym kraju. Jak zwykle na chęciach się tylko skończyło. Sporą trasę pokonałem na dwóch batonach. Na ostatnim podjeździe do Wałbrzycha nieco mnie muliło, ale nie odcięło mi prądu.

Zaliczyłem dziś dość trudną trasę, prawie górską, ze sporą liczbą trudnych podjazdów. Forma licha, ale czuję, że będzie już tylko lepiej. Pokonując wzniesienia męczyłem się rzecz jasna, ale to zmęczenie jakoś się nie kumulowało. Te pozytywne objawy dodały mi otuchy. Do domu dotarłem po szesnastej.

Dnia Kobiet nie świętowałem.


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Bystrzyca Dolna-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Unisław Śl.-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Police nad Metuj-Pekov-Honske sedlo-Broumov-Hyncicie-Mezimesti-Viznov-Nowe Siodło-Mieroszów-Unisław Śl.-Wałbrzych-Pogorzała-Świdnica.