Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2022

Dystans całkowity:746.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:32:08
Średnia prędkość:23.24 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:124.48 km i 5h 21m
Więcej statystyk

Jazda we mgle. Środa Śl.

Niedziela, 27 lutego 2022 · dodano: 27.02.2022 | Komentarze 0

Wczoraj posypywał u mnie śnieg. Nie był to opad obfity, ale tak czy owak wywoływał jakiś stłumiony gniew. Przecież ma być już przedwiośnie.

Na trasę wyruszyłem z Burkatowa, od domku mojej żony. Śnieg się ulotnił, było nawet przyjemnie, bo świeciło miłe słoneczko. Temperatura była wszakże zimowa, coś w okolicach zera. No ale ubrany byłem odpowiednio i ten ziąb raczej mnie nie dotykał. Początek mej jazdy był pod wiatr, ale nie były to wielkie podmuchy. Jakoś brnąłem do przodu. Drogi były dziwnie puste i wyludnione, od czasu do czasu przejechał jakiś samochód. Rowerzystów też było niewielu, może z trzech-czterech.

Moja dzisiejsza trasa była raczej płaska, z kilkoma epizodami, które można byłoby nazwać małymi podjazdami. Jechało mi się całkiem przyjemnie, mimo przeciwnego wiatru. Znane zaułki pokonywałem bez specjalnej analizy trasy. Tę zresztą miałem w głowie i dokładnie ją realizowałem. Po kilkunastu kilometrach oblepiła mnie mgła, która towarzyszyła mi aż do samej mety. Zapaliłem światełko z tyłu i jakoś kręciłem w tej mniejszej widoczności.
W Środzie Śl. przystanąłem przy sklepie. Kupiłem picie i batony. Teraz poruszałem się lekko z wiatrem. Do Burkatowa dotarłem po szesnastej, trochę wymęczony, ale nie za bardzo. Bardziej wymęczyła mnie awantura z moją żoną. No ale to nie należy do tego tematu.

Po sprawdzeniu swoich statystyk, okazało się, że pobiłem swój rekord dystansu w lutym. O sto metrów. Ale zawsze!!

Dzisiejsza trasa:
Burkatów-Witoszów Dolny-Stary Jaworów-Nowice-Żarów-Gościsław-Jarosław-Ciechów-Środa Śl.-Gozdawa-Pełcznica-Piotrowice-Paździorno-Mietków-Maniów-Domanice-Klecin-Wilków-Niegoszów-Świdnica-Bystrzyca Dolna- Burkatów.




Trochę górek. Broumov

Piątek, 25 lutego 2022 · dodano: 25.02.2022 | Komentarze 0

Wczoraj miałem drugą i trzecią zmianę. Czasem tak to u mnie wygląda. Pracę skończyłem późno w nocy. Z tego powodu mogłem dziś mieć wolne na regenerację. Wstałem nawet wcześnie, bo po siódmej. Jakoś szybko udało mi się wyspać. A więc jazda na rower! Trasę miałem w głowie ułożoną już wcześniej, a teraz nie pozostało nic innego, tylko ją zrealizować.

Wyjechałem jednak ciut przed dziesiątą. Rano zmitrężyłem nieco czasu, bo jakoś nie mogłem się zmobilizować. Oglądałem w telewizji też najnowsze informacje o Ukrainie. Co tam się dzieje, to w głowie się nie mieści. Chyba trzeba wynająć jakiegoś płatnego mordercę i odstrzelić tego bandytę Putina.

Po ostatnich ociepleniach, dziś było wyraźnie zimniej. Wiedząc o tym ochłodzeniu, ubrałem się solidnie. Po raz pierwszy w tym roku w trasę wybrałem się bez plecaczka, bo prognozy mówiły o stabilnej pogodzie bez deszczu (a w plecaku dźwigam z reguły właśnie coś przeciwdeszczowego). Ubranie dobrałem odpowiednio, bo raczej nie cierpiałem z chłodu. Na początku dnia temperatura dochodziła do dwóch stopni, potem nieco się jednak ociepliło (tak do 6-7 stopni), by pod koniec dnia znowu zejść w okolice zera.

Po raz pierwszy w tym roku pojechałem do Czech. Trasa była znacznie trudniejsza niż wszystkie dotychczasowe w tym sezonie. Było sporo podjazdów, a te jak wiadomo potrafią dać w kość. Na początku jechało mi się całkiem przyjemnie. Słońce świeciło, ruch był mały, kilometry umykały szybko. Na zjazdach zakładałem swoją standardową ochronę na głowę: czapkę polarową i naciągnięty na nią komin, tak że miałem zabezpieczone uszy i resztę twarzy (z wyłączeniem oczu, nosa i ust, rzecz jasna), na podjazdach komin opuszczałem. Patent ten doskonale się sprawdzał. Jakoś jednak nie mogę dojść do pełni zdrowia. Już czwarty tydzień czuję lekki stan podziębienia. Kaszlę, czuję w gardle jakieś obce twory, a w płucahc nieprzyjemny ciężar. Nie mam gorączki i to decyduje, że zasadniczo czuję się dobrze. No ale do pełni zdrowia coś tam brakuje.

Pierwszą polską część trasy pokonałem dość ruchliwą drogą wojewódzką Wałbrzych-Kłodzko, ale wcześniej zrobiłem odbicie ku Świdnicy, żeby zaliczyć jakiś przyzwoity dystans. Najkrótszą trasą do Czech mam jakieś 20 kilometrów, ale dziś po tych pląsach na granicy licznik pokazał dokładnie 70. Tuż za granicą przystanąłem w knajpie U Bartosa w Otovicach. Spożyłem w niej obiad w postaci knedlików, gulaszu i zasmażanej kapusty, co zgodnie z czeską tradycją podlałem Primatorem. W Czechach też szaleje inflacja, bo za opisane frykasy zapłaciłem więcej niż zwykle, bo 200 koron.

Po czeskiej stronie dopadł mnie przeciwny wiatr. Był mocny i gęsty. Czuło się dosłownie, że oblepia i hamuje z dużą mocą. Brnąłem ciężko i z niechęcią. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, parę razy miałem zamiar rzucić rower do rowu i do domu dotrzeć czymś mechanicznym. No ale jakoś kręciłem. Z pewną odrazą myślałem o czekających mnie jeszcze dwóch konkretnych podjazdach. Nawet w głowie kluła mi się myśl, by skrócić swoją trasę i odpuścić sobie ten drugi podjazd. Ale o dziwo, podjazdy wyszły mi dobrze, nawet ten ostatni i najtrudniejszy na odcinku Olszyniec-Wałbrzych.

W domu zameldowałem się po siedemnastej. Było jeszcze zupełnie jasno. To jakoś wlało otuchę w moje serce, bo dnie coraz dłuższe i można coraz dłużej plątać się na rowerze.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Burkatów-Lubachów-Jez. Bystrzyckie (tama)-Głuszyca-Świerki-Nowa Ruda-Tłumaczów-Otovice-Broumov-Hyncice-Ruprechtice-Mezimesti-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Olszyniec-Wałbrzych.




Wniebowzięty. Wałbrzych-Opole

Sobota, 19 lutego 2022 · dodano: 19.02.2022 | Komentarze 0

Prognozy wieściły istny armagedon. Trup miał się ścielić gęsto, a wiatr urywać głowy. Może z miesiąc temu były podobne przepowiednie i wtedy spanikowałem, i zostałem w domu. Dziś jednak postanowiłem pojechać. Formę jak przystało na początek sezonu mam słabą i wizja walki z przeciwnym wiatrem 12-13 m/s nieco mnie zmroziła. A więc bujnąłem się z podmuchami, by też mieć coś z tego życia. Kiedyś tutaj zacytowałem piękne zdanie z filmu „Wniebowzięci”. Teraz ją powtórzę, bo warto. „Człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać”. Mając w głowię tę sentencję wyruszyłem na orkan.

Planowałem wyjechać po siódmej, niestety zaliczyłem półtoragodzinny poślizg. Niby wstałem o odpowiedniej porze, ale jakoś nie mogłem się wybrać. Początek jazdy był przy umiarkowanym wietrze. W głowie przepływały mi myśli o łgarstwach i przesadzie obecnych mediów. W sprawie covida, Ukrainy, no i tego rzekomego niszczycielskiego żywiołu, który dziś miał pustoszyć Polskę. Ubrałem się po zimowemu, ale czułem że się przegrzewam. Nic z tym nie zrobiłem, bo wolę lekko się spocić niż przemarznąć. Temperatura dochodziła do 10 stopni, potem w szczytowym punkcie doszła do 15. Rowerzyści chyba jednak zostali w domu, bo na całym dość sporym dystansie nie spotkałem żadnego kolegi (lub koleżanki).

Jedyny zauważalny podjazd zaliczyłem jeszcze w samym Wałbrzychu, zaczął się on praktycznie przy moim domu. Potem już było płasko, z maleńkimi zmarszczkami. Po godzinnej jeździe wicherek się wzmógł. Ale najważniejsze, że faktycznie dmuchał w plecy. Żywioł jednak straszył głównie dźwiękami: szumiał na różnych tonacjach, gwizdał, potępieńczo zawodził między gałęziami. Ale jakiegoś zagrożenia z tego nie było. W apogeum owego wiania odnosiłem wrażenie, że mam wbudowany silnik. Pół obrotu korby i już trzydziecha na liczniku. Cóż, „latałem sobie”.

Za cel jazdy obrałem Opole. Wczoraj rzetelnie przeanalizowałem mapę i postanowiłem dotrzeć do tego miasta ciut inaczej niż zwykle i przy okazji zaliczyć parę „dziewiczych” miejscowości. Co prawda głównie atakuję miejscowości na Dolnym Śląsku, ale dobre i Opolskie. A więc po przetarciu na początku słabych asfaltów (a nawet szutrów), a później nieco lepszych do swoich zdobyczy dziś dopisałem następujące sioła: Tarnica, Tłustoręby, Sady, Domecko i Dziekaństwo. Te dwa ostanie na tablicach opisane były także po (niby) niemiecku: Dometzko i Dziekanstwo.

Pod Opolem nieco pokrążyłem i czasem miałem wiatr w twarz. No, było ciężko. Do stacji kolejowej dotarłem na 20 minut przed odjazdem swego pociągu. We Wrocławiu miałem 10 minut na przesiadkę, a więc niestety nie mogłem posilić się w swoim ulubionym dworcowym barze. Do domu dojechałem przed dziewiętnastą, po pokonaniu 1,5 kilometra z dworca Wałbrzych Miasto.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Lutomia Dolna-Mościsko-Jaźwina-Łagiewniki-Brochocinek-Strzelin-Łojowice-Grodków-Głębocko-Roszkowice-Niemodlin-Sady-Grodziec-Szydłów-Komprachcice-Dziekaństwo-Opole.




Opłotkami. Udanin

Sobota, 12 lutego 2022 · dodano: 12.02.2022 | Komentarze 0

W nocy prognozowano przymrozki. Nie wiem dlaczego, ale złe prognozy zawsze się sprawdzają. Dziś nie było inaczej. Do godziny dziewiątej panował mały mróz. Wyjechałem zatem punktualnie o dziesiątej. Plany nie były szalone, a więc spokojnie mogłem pokonywać swoją nakreśloną  w głowie trajektorię.

Drogi były podmrożone, na ich skrajach był żywy lód. Należało zatem uważać, być nie fiknąć kozła. Dwa lata temu zaliczyłem takie upadki i nie było to raczej przyjemne. Słońce operowało intensywnie i po godzinie lód zaczął puszczać. Zrobiło się mokro. Podczas przedostatniej jazdy uszkodził mi się mój mini błotnik na tylne koło. No ale zapobiegliwie kupiłem sobie nowy i dziś go wypróbowałem. Spisał się idealnie. Wodne kałuże nie były straszne dla tylnej części mojego ciała.

Trasa była raczej płaska, ale kilka hopek jednak przede mną się pokazało. Jechałem blisko miejsca startu, trochę lawirując i kręcąc się w kółko. Tak opłotkami...

Formę oceniłbym jako średni stan stanów słabych. Jakoś się jechało, ale bez błysku. Jazda dawała mi jednak sporą przyjemność. No bo przecież w końcu o to chodzi. Spotkałem paru kolarzy, ale niezbyt wielu. Pogoda ukształtowała się na przyzwoitym poziomie, nie było to co prawda siedemnaście stopni z przedwczoraj, ale zawsze mile świeciło słoneczko. Termometr pokazywał 3-6 stopni. Ciekawostka, na początku prawie nie było wiatru, co ostatnio rzadko się zdarza. Pod koniec jazdy jednak zaczęło lekko wiać. Niestety w twarz... W Strzegomiu przystanąłem na mały obiad. Zjadłem zupę gulaszową w "Zajeździe u Emila". Była okropna, ale człowiek głodny wszystko zje.

Na trasie śledziłem te ż w intrenecie zmagania na olimpiadzie w Pekinie. Niestety Kamil zajął najgorsze z możliwych, czyli czwarte miejsce. Szkoda!
Start i meta była w Burkatowie.

Dzisiejsza trasa:
Burkatów-Świdnica-Wiry-Mysłaków-Marcinowice-Domanice-Imbramoiwce-Pyszczyn-Gościsław-Udanin-Lusina-Goczałków-Strzegom-Morawa-Przyłęgów-Pastuchów-Czechy-Jaworzyna Śl.-Bolesławice-Milikowice-Witoszów Dolny-Świdnica-Burkatów.




Na przełamanie. Wałbrzych-Wołów

Czwartek, 10 lutego 2022 · dodano: 10.02.2022 | Komentarze 0

Choroba ciągle mnie dręczy. Jestem przeziębiony, jakiś nieswój, ciągle zmęczony, chyba z zagnieżdżonym wirusem. No ale postanowiłem się przełamać. Wcześniej przeanalizowałem prognozy pogody i okazało się, że dzisiaj miało być prawie jak na przedwiośniu. Wziąłem zatem dzień wolnego.
Rano wstawało mi się koszmarnie. W nocy śniły mi się jakieś wspomnienia starych czasów. Śniadanie przełykałem bez smaku. Wyjrzałem przez okno. Na dworze był piękny błękit. I to mnie jakoś zmobilizowało. Poczułem chęć do jazdy. Na siodełko wskoczyłem ciut przed dziewiątą. Dzień zapowiadał się ładnie. Przez małe chmury przebijało słońce, drogi były suche, a wiatr lekko klepał po plecach. Pierwszy raz w sezonie wyjechałem z Wałbrzycha, bo wcześniej starty były spod Świdnicy, a dokładnie z Burkatowa, od domku mojej żony. Przez Wałbrzych przejechałem sprawnie. Najpierw mały zjazd, potem średni podjazd, a wreszcie ładny spadek ku Świdnicy. Początkowo trochę marzłem, bo ubrałem się niezbyt zimowo. Później już było mi ciepło. Nawet zdjąłem niektóre części odzienia.
Trasa była raczej płaska, z niewielkimi pagórkami. Jechało mi się nieźle. Choroba gdzieś jakby odeszła. Spotkałem kilku rowerzystów, pomachaliśmy sobie życzliwie. Temperatura podnosiła się stopniowo. Około trzynastej mój termometr w liczniku pokazał siedemnaście stopni. Pięknie jak na zimę.
Do Wołowa dotarłem przed piętnastą, pół godziny przed odjazdem mojego pociągu. We Wrocławiu miałem chwilę na przesiadkę, wykorzystałem ją na zjedzenie obiadu. Karczek z sosem i ziemniaczkami pochłonąłem łapczywie.
W Wałbrzychu byłem około osiemnastej. Do domu dotarłem już po zmroku, po przebyciu z dworca półtora kilometra.
Cieszy mnie porównanie osiągów bieżących i sprzed roku. Jestem do przodu o około 600 kilometrów. Ale będzie jeszcze lepiej.
Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Witoszów Dolny-Milikowice-Witków-Bolesławice-Piotrowice Świdnickie-Pastuchów-Łażany-Kruków-Gościsław-Jarosław-Samborz-Ciechów-Środa Śl.-Lubiatów-Klęka-Brzeg Dolny-Prawików-Mojęcice-Wołów.




Po chorobie. Burkatów-Lewin Brzeski

Sobota, 5 lutego 2022 · dodano: 05.02.2022 | Komentarze 0

Dwa tygodnie męczyło mnie przeziębienie. A może covid. Diabli wiedzą. Na rower nie było szansy. Zresztą u mnie nastąpił nawrót zimy. Był śnieg i śliskie drogi.
Dziś w końcu się przejechałem. Niby miało być z wiatrem, ale kręciło. Niby miało być słonecznie, ale dopadła mnie ulewa. Niby już po chorobie, ale jednak w ciele czułem słabość.
Powrót do Świdnicy pociągami. Ostatni odcinek po nocy ze Świdnicy do Burkatowa.