Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2022

Dystans całkowity:1195.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:55:00
Średnia prędkość:21.73 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:119.53 km i 5h 30m
Więcej statystyk

Czekając na zimę. Marcinowice

Wtorek, 29 marca 2022 · dodano: 29.03.2022 | Komentarze 0

Na początku parę słów o awarii hamulca, która przydarzyła mi się na poprzedniej jeździe. Mój kolega serwisujący rower spisał się wyśmienicie. Wczoraj mu go podstawiłem, a on od razu się nim zajął. Okazało się, że złamała się sprężyna i nie było szansy hamulec naprawić. Na szczęście kolega miał nowy i mi go wstawił. Kosztowało mnie to 150 zł, ale było warto. Wszystko się psuje i trzeba wymieniać. Ja na poprzednim hamulcu przejechałem od początku swej jazdy na szosówce, czyli jakieś 180 tysięcy kilometrów. Wystarczy…
Po zmianie czasu poranek wydał mi się nieco ciemny. Dzień też był pochmurny i to wpływało na wrażenie mniejszej widoczności. Po włączeniu światełek wyruszyłem do pracy. Dotarłem do niej bez przygód i o zamierzonym czasie. Powoli przyzwyczajam się do zimnej wody w łazience, bo jakoś firma nie garnie się do zainwestowania w nową termę. Cóż, zimna woda zdrowia doda.

Zwolniłem się godzinę przed czasem, czyli o 14:30. O ciepłocie poprzednich dni można było tylko pomarzyć. Idzie na zmianę pogody. Było dość pochmurnie i wietrznie. Nawet zrosił mnie parę razy niegroźny deszczyk. Ciepłe ubranie na grzbiecie oczywiście się przydało. W środkowym odcinku jazdy brnąłem pod mocny wiatr. Na szczęście ostatni podjazd ze Świdnicy do Wałbrzycha przez Pogorzałę był już lekkim wiatrem w plecy. Jeszcze z dziesięć razy zrobię ten podjazd i może dojdę do jakiej formy.

Niestety prognozy na najbliższe dni są fatalne. Wraca zima. U mnie ma być spory śnieg, mróz w dzień i w nocy oraz brak słońca. Mając to w głowie patrzyłem na roślinną wegetację, która ostatnio eksplodowała zielenią. Wszystko to zetnie mróz. Absurdalny atak zimy jakoś skojarzył mi się z absurdalnym atakiem Rosji na Ukrainę. Trudno zrozumieć współczesny świat, tak na polu meteorologii jak i polityki. A więc kiedy znowu na rower?

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Piskorzów-Bratoszów-Mościsko-Jaźwina-Wiry-Marcinowice-Niegoszów-Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych




Skrócona jazda. Broumov

Niedziela, 27 marca 2022 · dodano: 27.03.2022 | Komentarze 0

Najpierw prawie 50 kilometrów jechałem na zaciśniętych szczękach tylnego hamulca. Dziwiłem się, co mi tak ciężko idzie, nawet już wykluła się mi teoria, że ciągnę pod wiatr. No ale wiatru nie było. Gdy stanąłem, by zbadać swój rower, od razu zobaczyłem na tylnych widełkach czarny proszek. Jak się okazało, było to zmielone tworzywo szczęk. Każdy nacisk na manetki powodował, że szczęki dochodziły do obręczy, ale już się nie odbijały. Po zakręceniu tylnym kołem, robiło ono może jedną ósmą obrotu...Pomajtlowałem trochę przy lince i sprężynie odbojnika, ale efektem tego było wyłamanie się linki z manetki. Nie miałem przy sobie żadnych narzędzi, by rozebrać manetkę. Zresztą nie mam ku temu wielkich zdolności. Od tego czasu jechałem zatem bez tylnego hamulca. Najpierw od razu chciałem zawrócić do domu, ale później postanowiłem zrobić pętlę do Czech, tak jak pierwotnie zamierzałem, tylko znacznie mniejszą.

Dzień był nad wyraz piękny. Jak już kręciłem bez zbędnego obciążenia, poczułem od razu różnicę. W razie potrzeby hamowałem przednim. To jednak jest dość ryzykowne, bo nie można tego robić zbyt dynamicznie. Także raczej kiepska byłaby szansa gwałtownego zatrzymania się. Dlatego na zjazdach nie rozpędzałem się zbytnio. Z początku byłem jakby trochę wyczulony, potem jakoś poszło. Skróciłem trasę o jakieś 30-40 kilometrów, aby uniknąć jazdy na Honske sedlo. Tam zjazd jest bardzo ostry i można byłoby podciągnąć nawet pod 80 km/h. Prawdę mówiąc w głowie przed wyjazdem kiełkowała mi myśl, czy aby nie uda się pobić rekordu prędkości. Ale, nie, może innym razem. Na sprawnym rowerze. Z trasy zadzwoniłem do mojego kolegi-serwisanta i umówiłem się na jutro. Nie lubię w niedzielę zawracać ludziom gitary, ale to była wszakże pilna sprawa.

Jako się rzekło, dzień był milutki. Słońce, błękit i te sprawy. Wczoraj u mnie wieczorem i w nocy padało, a więc drogi rano były jeszcze mokre. Słońce wszakże szybko rozprawiło się z wilgocią. Ubrałem się już lżej. Co prawda nie miałem na sobie kostiumu z łusek (bo skąd go niby wziąć?), ale ciuchy dobrałem całkiem dobrze. Na głowę wsadziłem sobie jeszcze czapkę, ale była ona znacznie cieńsza niż dotychczas przeze mnie używana. Po raz pierwszy w roku - krótkie rękawiczki i letnie skarpetki. W czeskim Mezimesti przystanałem w knajpie Zahradka i tam spożyłem obiad: knedliki z gulaszem wołowym i Primator. W woreczku miałem korony czeskie: banknot 100-koronowy i moniaki, które wczoraj gdzieś tam wyszukałem w swoich zakamarkach. Pieniądze starczyły na zapłatę rachunku i nawet pokaźny napiwek...

Do domu dotarłem około siedemnastej. Podziwiałem dzień, który wcale nie zamierzał się kończyć. Rower wepchnąłem do samochodu, by jutro rano mieć już mniej roboty.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Burkatów-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Mieroszów-Mezimesti-Broumov-Hyncice-Mezimesti-Mieroszów-Kochanów-Grzędy-Czarny Bór-Boguszów-Gorce-Wałbrzych.




Pozytywne emocje. Mezimesti

Czwartek, 24 marca 2022 · dodano: 24.03.2022 | Komentarze 2

Powoli wdrażam się do swoich porannych jazd ku swej fabryce. Wstaję już za dnia i po małej półgodzince jestem na rowerze. Dobrze byłoby, gdyby odeszły od nas te mrozy. Na razie jednak rankiem trzymają. Dziś mój termometr w liczniku pokazał minus dwa stopnie. Ubrałem się nieco lżej niż poprzednio, ale nie zmarzłem, bo mocniej pokręciłem. Do pracy dotarłem w czasie poniżej 40 minut. Bez szału, ale przyzwoicie. Zwłaszcza że jak już wcześniej zaznaczyłem co najmniej minutę tracę pokonując ostatni odcinek, wielkie dziury na ulicy Ogrodowej. Znowu przepluskałem się w zimnej wodzie, bo fabryczną łazienkę dopadła większa awaria. Podobno wezwano już fachowców, tylko kiedy będą…

Zwolniłem się o 13:30. Mam jeszcze sporo nadgodzin, a więc trzeba to wykorzystać. W przyszłym tygodniu już będzie po zmianie czasu i będę mógł ograniczyć czas zwolnienia do godziny. Dzień znowu był piękny. Słońce i błękit. Może wiatr był za duży, ale przecież nie można mieć wszystkiego na raz. Ciepłota dnia wywołała we mnie taką oto refleksję, że warto byłoby sprawić sobie na drugą część jazdy jakieś cieńsze ubranko. W długiej bluzie, ciepłych rękawicach i czapce na głowie nieco się przegrzewałem. Jak już wiele razy napisałem, lubię ciepło, ale dziś było go za dużo. Wszystko jest do zrobienia.

Moja dzisiejsza trasa była raczej trudna. Było sporo pagórków, a niektóre podjazdy śmiało można byłoby nazwać wymagającymi. No tak, trzeba stawiać przed sobą coraz cięższe przeszkody. Organizm trochę się buntował przed nadmiernym wysiłkiem, ale jakoś go okiełznałem. Doszedłem do wniosku, że na początku bieżącego sezonu z pewnością silniejsze mam nogi niż płuca. Kończyny dolne kręciły w dobrym tempie, a płuca niestety ledwo za nimi podążały. Może jednak ten covid i mnie dopadł? Ogólnie rzecz ujmując, poczułem nieco lepszą formę. Z dziwnym pozytywnym entuzjazmem i radością witałem początek sezonu. Mimo upływu lat, zawsze tak mam. Wiosna, dłuższy dzień, świeższe powietrze, strzelające pąki na drzewach – wszystko to sprawia, że chce mi się żyć. I jeździć na rowerze. To chyba dobrze?

Dziś na chwilkę zawitałem do Czech. Miasteczko Mezimesti kojarzy mi się z moimi rowerowymi początkami, które miały miejsce 20 lat temu. No ale do tej rocznicy jeszcze miesiąc z okładem. Patrzyłem na te miejsca i wydały mi się one dokładnie takie same jak tyle lat temu. Ciekawe czy dam radę tu zawitać za kolejne 20 lat? Szansa mała, ale zawsze…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Struga-Stare Bogaczowice-Jaczków-Kamienna Góra-Krzeszów-Kochanów-Mieroszów-Mezimsti-Viznov-Nowe Siodło-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Olszyniec-Wałbrzych




Owady podniosły skrzydła do lotu. Mietków

Wtorek, 22 marca 2022 · dodano: 22.03.2022 | Komentarze 0

Dziś pracę skończyłem około trzynastej. Mogłem się urwać, bo pracowałem poza swoją centralą. Rano wyjechałem nieco wcześniej, bo około 6:30. W plecaku dźwigałem cywilne ubranie, buty i parę drobiazgów, by jakoś wyglądać.

Poranek był mroźny, temperatura spadła do minus trzech stopni. Miałem do zrobienia tylko parę kilometrów, a więc jakoś poszło. Dzielnie spełniałem swoje służbowe obowiązki i z lubością patrzyłem jak dzień powoli łapie ciepłotę, nagrzewa się. Słońce pięknie pracowało, a świat napełniał się przejrzystością i błękitem. Tylko wypatrywałem, kiedy mogę wreszcie wyjechać. Udało się to przed trzynastą.

Na grzbiecie dźwigałem prawdziwie zimowe odzienie. Grzałem się mocno, ale oprócz polarowego komina i spodniej bluzy nic za bardzo nie mogłem zdjąć. Tremometr najpierw pokazywał piętnaście stopni, by koło trzeciej wykazać maksimum, ponad dwadzieścia. Najlepszym wskaźnikiem kroczącej wiosny są latające owady. Dziś były ich całe masy. Muchy dwa razy z impetem odbiły się od moich okularów, a raz nawet spostrzegłem pląsającego motyla. Oj, idzie ku dobremu. Co prawda gdzieś tam przebąkują o powrocie zimy na koniec marca, ale ja w to nie wierzę.

Tak oto dobrze mi się jechało. Forma co prawda jeszcze mizerna, ale widać symptomy jej poprawy. Ostatni podjazd z Lubachowa do Wałbrzycha zrobił się niejako sam. Podziwiałem na nim piękne widoki. Człowiek oswojony z nimi, jakoś się tym nie podnieca i ich nie opisuje. Zatem teraz dwa zdania. Jedzie się pod górkę (jak to na podjeździe), ale niezbyt ostro. Przez las, mając po obu stronach poszarpane zbocza. Po lewej stronie pomyka górski strumyk. A wszystko to jest wypełnione intensywnym zapachem żywicy i ptasimi piosenkami. Uroda.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Milikowice-Bolesławice-Pastuchów-Żarów-Mrowiny-Imbramowice-Buków-Dzikowa-Mietków-Chwałów-Domanice-Pszenno-Jagodnik-Świdnica-Bystrzyca Górna-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych.




Symetria jazdy. Strzelin

Niedziela, 20 marca 2022 · dodano: 20.03.2022 | Komentarze 0

Wyjechałem nieco po dziewiątej. Jakoś nie mogę się zmobilizować, by zrobić to wcześniej. Dzień był ładny, słoneczny, ale jednak chłodny. Znowu w głównej roli wystąpił wiatr, który wyziębiał i rozdawał karty na trasie. No ale przynajmniej sprawiedliwie. Gdy tak go obserwowałem, uświadomiłem sobie dziwną symetrię mojej jazdy. Oto na początku i na końcu były istotne podjazdy (w środku raczej płasko), temperatura też od niskiego poziomu wznosiła się, by pod koniec opaść (jej zakres to od 5 do 15 stopni), no i wreszcie ten wiatr. Dokładnie do połowy trasy hamował, a potem już pomagał. Rzadko zdarza się taka sinusoida. Poza tym jakoś tak wypada, że zwykle na początku jadę z wiatrem, a potem się moruję. Dziś było odwrotnie. Na moim nawrocie na rondzie w Strzelinie dostałem podmuchy w plecy, a wcześniej było biednie. Były długie odcinki, że na płaskim ledwo dochodziłem do 20 km/h. Jako ciekawostkę mogę podać zauważone przeze mnie dane z początku trasy, ze zjazdu do Olszyńca. Jest całkiem stromy i bez problemu szusuje się tam ponad 50 km/h. Dziś wiatr wyhamował mnie tam tak znacznie, że licznik nie wskazał nawet 40.

Na trasie spożyłem batona, a później rogala z kiełbasą. Pani w sklepie powiedziała mi, że za tego rogala mi już nie policzy. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że był wczorajszy, a może mój mizerny wygląd wzbudził w niej litość. Tak czy owak, rogal pomógł. Dodatkowe kalorie podniosły moje morale. Ostatni podjazd ze Świdnicy przez Pogorzałę poszedł mi nadspodziewanie dobrze. Przez Świdnicę przejechałem koło mojego poprzedniego mieszkania. Nieco mnie to wprawiło w melancholijny nastrój. Lepiej mieszało się w Świdnicy… Może znowu się do niej przeniosę?

Wczoraj trochę straszyli śniegiem, ale ani gram nie spadł. Wykorzystali to kolarze, którzy licznie wypełzli z domów. Machaliśmy sobie przyjaźnie. Do domu dotarłem o przyzwoitej porze. Obita ręka ciągle wygląda kiepsko, ale wcale nie boli. Nadchodzi nowy tydzień. Już planuję następne jazdy. Pogoda ma być dobra.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Olszyniec-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Jaźwina-Łagiewniki-Karczyn-Strzelin-Zielenice-Piotrków Borowski-Jordanów Śl.-Nasławice-Sobótka-Biała-Marcinowice-Gruszów-Niegoszów-Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych.




Smaki i dźwięki wiosny. Dobromierz

Czwartek, 17 marca 2022 · dodano: 17.03.2022 | Komentarze 1

Rano wstałem dziarsko. A była godzina szósta minut pięć. Bez marudzenia odbyłem rytuał w łazience, zjadłem skromne śniadanie i już byłem gotowy do jazdy. Szkoda że w dnie wolne od pracy nie wyrobiłem w sobie takiego rygoru. Jeszcze wyjrzałem przez okno, a za nim widoczne były oszronione samochody. Zima jeszcze grymasi.

Do pracy dotarłem z towarzystwem małego mrozu. Ubrałem się nieco lżej niż poprzednio, ale jakoś nie cierpiałem z tego powodu. Przecież do pokonania miałem tylko 14 kilometrów z małym haczykiem. Czas dojazdu okazał się lepszy od poprzedniego. Na rekordy nie ma co liczyć, bo mój ostatni odcinek prowadzi ulicą Ogrodową, która obecnie wygląda jak po bombardowaniu. Robią tam wielkie kurierskie centrum przeładunkowe, a ciężarówki dość skrupulatnie zdewastowały drogę. Trzeba jechać powoli, lawirując między wielkimi dziurami. Mimo obietnic pana Jurka, w łazience w pracy znowu nie było ciepłej wody. Wypluskałem się w zimnej, ale bez wielkiego entuzjazmu.

Zwolniłem się znowu 2 godziny przed czasem. Ja to mam dobrze! Ostatnio kierownikuje moja dobra koleżanka Asia, i nie robi mi z tym problemów. Znamy się ćwierćwiecze, a więc dobrze rozumie moje potrzeby.

Na początku mojej jazdy termometr pokazywał 10 stopni. Niby ciepło, ale dął dość przenikliwy wiatr. Ale w powietrzu czuło się wiosenną woń. Była świeża i delikatna. Smakowałem ją z rozkoszą. Ten wiatr trochę ją rozpędzał, ale mimo wszystko było to bardzo przyjemne i ożywcze. A więc wiosna! Dla mnie już pięćdziesiąta czwarta. Wierzyć się nie chce. Mimo raczej przeciętnej formy, cieszyłem się jazdą. Było mi dobrze i czułem gdzieś we wnętrzu adrenalinę uwolnioną tym poczuciem nowego wiosennego życia. Dzień był pogodny. Nie było chmur, ale też nie było intensywnego słońca, bo w powietrzu migotała mgiełka. Obraz nadchodzącej wiosny wzmacniały ptasie trele, które pięknie wydobywały się z lasów i łąk, przez które przejeżdżałem.

Obita ręka nawet nie bolała. Wygląda okropnie, bo prawie całe przedramię mi sczerniało. Ale z pewnością nie mam innych uszczerbków: stare kości jakoś wytrzymały, to samo dotyczy ścięgien. No tylko mięśnie nieco poharatane.

Końcówkę jazdy miałem znowu na lekkie zagięcie. Zorientowałem się, że jestem w lekkim niedoczasie i końcowy podjazd z Lubachowa kręciłem trochę mocniej niż powala mi na to obecna kondycja. No ale do domu dojechałem na krawędzi nocy.
Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-(praca)-Struga-Stare Bogaczowice-Dobromierz-Olszany-Stanowice-Przyłęgów-Pastuchów-Czechy-Jaworzyna Śl.-Bolesławice-Milikowice-Witoszów Dolny-Burkatów--Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych




Potrącenie. Pieszyce

Wtorek, 15 marca 2022 · dodano: 15.03.2022 | Komentarze 5

Tytuł dzisiejszego wpisu miał być inny. Miał brzmieć „Prawdziwy początek sezonu”. Tak go w głowie sobie ułożyłem, bo dla mnie właściwy sezon zaczyna się z momentem, kiedy rowerowo wybieram się do pracy. Wcześniej to tylko taka szarpanina. Dla mnie istotny walor ma systematyczna jazda, bo ona dopiero zapewnia dojście do przyzwoitej formy. No ale życie czasem wnosi swoje innowacje. Nie zawsze miłe. Stąd inny tytuł bieżącego odcinka.

Rano wstałem nieco wcześniej niż zwykle. Rower i ubranie były już przygotowane. Przez okno zauważyłem tylko, że jednak w nocy były spore przymrozki, bo szyby samochodów były oszronione ciut mocniej niż wczoraj. Dzień już jest dość długi. Z domu wyjechałem o 6:40, kiedy jasność niepodzielnie panowała nad okolicą. Chłód był odczuwalny, ale te paręnaście kilometrów do pracy przeleciały dosyć szybko. Na liczniku sprawdziłem czas dojazdu. Wyszło 41:06. Kiepściutko. Pięć minut gorzej od rekordu. Trudno jednak spodziewać się rekordu w pierwszej jeździe. W pracy korzystam z łazienki. Dziś niestety musiałem przymusowo odegrać rolę morsa, woda była zimna. Fakt ten zgłosiłem Panu Jurkowi, konserwatorowi. Obiecał sprawdzenie i naprawienie.

Mam całą masę nadgodzin, a więc chcąc zrobić jakąś przyzwoitą jazdę za dnia musiałem się wcześniej zwolnić. Do boju wyruszyłem o 13:30. Dzień był piękny, przejrzysty, słoneczny. Jeszcze w samym Wałbrzychu grzmotnął mnie samochód. Jechałem ścieżką rowerową i przecinałem drogę podporządkowaną. Niestety kierowca uznał, ze ma pierwszeństwo i wpakował się we mnie. W ostatniej chwili uskoczyłem i to uratowało mnie przed większą kontuzją. Samochód jechał na małej prędkości, ale jednak mnie walnął. Na szczęście tylko lusterkiem, które z hukiem odpadło. Ja wywaliłem się na ziemię. Poczułem gwałtowny przypływ adrenaliny. Samochód jakby nigdy nic po prostu zwiał. Zapamiętałem tylko początek numeru rejestracyjnego „DBA”. Jakiś chuj z powiatów przywałbrzyskich. Kierowca jadący za sprawcą potrącenia zatrzymał się i spytał, czy nic się nie stało. Widział całe zdarzenie, ale oczywiście nie zapamiętał numeru rejestracyjnego samochodu. Pomacałem się po prawej ręce, wyglądała na całą. Nawet specjalnie mnie nie bolało. Wiedziałem jednak, że ból w takich sytuacjach przychodzi później. Niestety mam w tym zakresie pewne doświadczenie.

Cóż było robić, gnój uciekł. Rozejrzałem się po okolicy, ale nie dostrzegłem jakichś kamer monitoringu. Policji nie było sensu wzywać. Jeszcze raz pomacałem rękę. Kości wyglądały na nienaruszone. Pojechałem dalej.
Trasę pokonałem zgodnie z planem. Ręka jakoś nie dawała się we znaki. Pomyślałem, że mam szczęcie, bo właściwie nic takiego się nie stało. Mogłem wpaść pod koła, wtedy byłoby gorzej. Jechało mi się całkiem dobrze. Czułem wrastającą moc swego organizmu. Po zimowym marazmie cieszyło mnie to i dawało nadzieję na lepsze następne jazdy. Nie lubię jeździć po zmroku, dlatego drugą połówkę swego dystansu pokonałem bez zatrzymywania się i w ciut ostrzejszym tempie. Końcówkę zrobiłem jednak już przy zapadającej ciemności i na światłach. Do domu dotarłem nieco po osiemnastej. Zbadałem rękę. Okolice powyżej łokcia nabrały kolorów fioletowych i mocno czerwonych. Mam lekką opuchliznę, ale raczej nie jest to nic poważnego. Już myślę o kolejnych jazdach…
Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-(praca)-Pogorzała-Bojanice-Lutomia Dolna-(Dorotka)-Pieszyce-Bratoszów-Mościsko-Jaźwina-Wiry-Świdnica-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych




Atak wiosny. Złotoryja

Niedziela, 13 marca 2022 · dodano: 13.03.2022 | Komentarze 0

Właściwie miałem pojechać wczoraj. Wzięło mnie jednak straszne lenistwo i cały dzień przesiedziałem w domu. Kiedyś głównym moim weekendowym dniem na wyjazdy była sobota, ale zauważyłem, że od jakiegoś czasu wolę wybrać się w niedzielę, o ile rzecz jasna prognozy pogody są do przyjęcia. Zresztą w niedziele bywa znacznie mniejszy ruch samochodowy.

Wstałem zwarty i gotowy. Krócej niż zwykle marudziłem w domu i na rowerze byłem już ciut po dziewiątej. Dzień był słoneczny i ładny. Wiatr w normie. Niestety na moim powrocie nieco się wzmógł, a wtedy wiał mi w twarz. No ale jakoś się go zmogło. W nocy miały być przymrozki, ale prawdę mówiąc rano nie było widać żadnych ich śladów. Było nawet ciepło, bo najpierw coś koło pięciu stopni, a potem się rozbuchało nawet do dziesięciu. Mój zimowy ubiór po raz pierwszy w tym sezonie nieco mi ciążył i nadmiernie przegrzewał. Na 40 kilometrze zdjąłem komin polarowy z szyi. Co za ulga! Z chęcią zrzuciłbym inne spodnie ciuszki, ale nie miałem dziś plecaka i nie za bardzo mógłbym je gdzieś upchnąć. A więc dźwigałem je na grzbiecie.

Na trasie sporo rowerzystów, pojedynczo i w grupach. Machaliśmy sobie na powitanie. Wybrałem się na mój wiosenny klasyk, do Złotoryi. Miałem nadzieję, że może będzie wyremontowana droga Jawor-Złotoryja, ale niestety nie widać, by kogoś ona zainteresowała. Jest tam niby asfalt, ale długimi odcinkami dziurawy, wyżłobiony, z koleinami, jedzie się tam jak po kocich łbach. Trasa była nieco pofałdowana, a najtrudniejszy był podjazd Kaczorów-Świdnik. Poszedł mi nawet dobrze, lepiej niż się spodziewałem. Jak już rzekłem, na ostatnich kilkudziesięciu kilometrach kręciłem pod wiatr. Zabrał mi trochę sił. Kalorie na trasie uzupełniłem „Grześkiem” i starą słodką bułką. Nawet pani w sklepie (w Wojcieszowie) odradzała mi jej zakup, ale człowiek głodny wszystko pochłonie. W domu byłem po siedemnastej i pozwoliłem sobie na sutą kolację. Teraz brzuszek miło trawi.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Witoszów Dolny-Milikowice-Świebodzice-Dobromierz-Jugowa-Gniewków-Jawor-Sichów-Łaźniki-Złotoryja-Świerzawa-Wojcieszów-Kaczorów-Świdnik-Marciszów-Jaczków -Czarny Bór-Boguszów-Gorce (Stary Lesieniec-Kuźnice Świdnckie)-Wałbrzych




Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Teplice nad Metuji

Czwartek, 10 marca 2022 · dodano: 10.03.2022 | Komentarze 0

Mam dużo urlopu, a więc trzeba go systematycznie wybierać. Dziś właśnie tak zrobiłem. Wcześniej oczywiście sprawdziłem prognozy pogody. Miało być chłodno, lecz słonecznie. Tym razem progności się nie pomylili. Cała moja jazda odbyła się przy niewielkim plusie i ze słońcem nad głową. Wiał jednak lodowaty wiatr, który zabierał skutecznie ciepłotę ciała. Ubrałem się dość grubo, ale ten wiatr ścinał wszelkie białko.

Pojechałem drugi raz w tym roku do Czech. Trasa była pagórkowata z elementami górskimi. W wielu miejscach można było dostrzec śnieżne zabielenia, były one co prawda w pobliżu, ale raczej na górskich zboczach, bo drogi były suche i całkowicie przejezdne. Żeby tak od razu nie rzucić się na Czechy i, rzecz jasna, nabić nieco kilometrów, zrobiłem spory łuk i skierowałem się ku Świdnicy. Jechało mi się przyjemnie i bezboleśnie. Tak jakby forma byłą nieco lepsza. Podjazd z Głuszycy do Rybnicy Leśnej poszedł mi lepiej niż się spodziewałem. Był to właśnie ten górski element. No ale może nie ma co się podniecać, bo w tym miejscu wiatr wyraźnie wiał mi w plecy.

W Teplicach nad Metuji stanąłem w knajpie „RV”. Zamówiłem obiad i Gambirusa. Podano mi roladę z frytkami. Chyba w życiu w Czechach nie jadłem nic gorszego. Mięso było stare jak świat, obślizgłe i niemiłe, samo uciekało mi z talerza. Zjadłem więc tylko kawałek mięsa, frytki i surówkę. Teraz przynajmniej wiem, gdzie się nie stołować.

Jazda w Czechach zawsze mnie uspokaja. Kierowcy jeżdżą uważnie, drogi są dobre, a widoki lepsze niż przeciętne. Bardzo lubię odcinek od polskiej granicy do Teplic nad Metuji. Jedzie się lekko w dół, przez lasy, mija się pensjonaty i kampingi, można zobaczyć miejsce wejścia do Skalnego Miasta. Dziś wszystko było wyludnione, czekające na sezon. Na budynkach samorządowych powieszono flagi czeskie i ukraińskie.

Do Wałbrzycha dojechałem w momencie wzmożonego ruchu. Przejechałem przez pl. Grunwaldzki, gdzie ciągle trwają prace związane z budową obwodnicy. W domu znowu zachwyciłem się jego ciepłotą. Teraz się wygrzewam…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Bystrzyca Dolna- Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Olszyniec-Głuszyca-Rybnica Leśna-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Mezimesti-Mieroszów-Różana-Kochanów-Czarny Bór-Boguszów-Gorce (Stary Lesieniec-Kuźnice Świdnckie)-Wałbrzych




Atak zimy. Łagiewniki

Niedziela, 6 marca 2022 · dodano: 06.03.2022 | Komentarze 0

W piątek wróciła do mnie zima. Wyraźnie się ochłodziło i zaczął padać śnieg. Prognozy na weekend były kiepskie, też miało padać, a zwłaszcza w sobotę. Przez śniegi na szosówce nie ma szansy się przebijać, a więc raczej przywykłem do myśli, że pozostanę w domu.

Wczoraj wszakże śnieg przestał padać. Nie było go zresztą jakoś dużo. Pojawiła się szansa na jazdę. Dziś wczesnym porankiem pojechałem do Świdnicy samochodem. Moim celem był targ staroci, a poza tym chciałem zbadać przejezdność dróg. Dlatego wybrałem boczne szosy. Okazało się, że nie było tak tragicznie. Owszem w Wałbrzychu było biało, ale nawierzchnie wydawały się przetarte i suche. Postanowiłem zatem się przewietrzyć. Ale najpierw dotarłem do świdnickiego rynku. Za szesnaście papierków zakupiłem piękne sreberko. Trzy marki z 1913 roku z wizerunkiem księcia Lippe Leopolda IV. Zakupy poprawiły mi humor i nieodwołalnie zdecydowały o rowerowym wyjeździe.

W domu z powrotem byłem o 10. Wypiłem kawę, ciepło się ubrałem i wskoczyłem na swoją kolarzówkę. Było zimno. Mróz co prawda nie ścinał białka, ale go się czuło. Termometr pokazywał minus dwa stopnie. Początkowe kilometry upływały w białej kolorystyce. Śnieg zalegał na poboczach, ale drogi były zupełnie czyste. Po kilkunastu kilometrach zjechałem sporo w dół i śnieg zniknął. Wrócił ponownie na końcu mojej jazdy, już przed Wałbrzychem. Temperatura ciągle była poniżej zera. Na trasie spotkałem kilku zziębniętych rowerzystów. Pomyślałem też o rowerzyście, który zginął nieco ponad tydzień temu niedaleko od mojej dzisiejszej trajektorii, a konkretnie w Zagórzu Śl. Skosił go otumaniony marihuaną młody kierowca. Poharatał też jego żonę, ale ona przeżyła.

Wziąłem ze sobą słuchawki, ale tym razem muzyki nie słuchałem. Wolałem pochłaniać dźwięki natury. A były to głównie podmuchy wiatru. Czasem w głowie głośno huczały mi moje myśli. Ale o nich nie warto pisać.

Trasę nieco sobie wydłużyłem, bo zamiast zjechać na Świdnicę, pokręciłem na Marcinowice. Termometr nieco podskoczył, ale wskazywał ledwo 0,5-1 stopnia powyżej zera. Zresztą krótko, bo niebawem znowu pokazały się minusy.

Wiejskie sklepy były otwarte, zatem mogłem sobie coś kupić do jedzenia. Pożarłem dwa batoniki oraz słodką bułkę. Wyraźnie mi pomogły. Z bidonu wypełnionego do połowy nie uszczknąłem ani łyczka. W zimnie nie chce się pić. Ostatni podjazd z Witoszowa Dolnego do Wałbrzycha pokazał mi, że moja forma jest raczej mierna. Pochyłość tę pokonywałem setki razy, ale dziś szło mi opornie. Z ulgą powitałem koniec wspinaczki.

Mimo ciepłego odzienia, mróz rzetelnie spenetrował moje ciało. Z lubością powitałem moje milutkie wygrzane mieszkanko. Teraz ładnie się napawam jego ciepłotą.
Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Lutomia Dolna-Moscisko-Tuszyn-Jaźwina-Ratajno-Łagiewniki-Oleszna-Słupice-Jaźwina-Jędrzejowice-Wiry-Marcinowice-Klecin-Śmiałowice-Wierzbna-Nowice-Stary Jaworów-Komorów-Witoszów Dolny-Wałbrzych