Info
Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Styczeń2 - 0
- 2024, Grudzień4 - 0
- 2024, Listopad5 - 0
- 2024, Październik10 - 0
- 2024, Wrzesień10 - 0
- 2024, Sierpień11 - 0
- 2024, Lipiec16 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj14 - 0
- 2024, Kwiecień13 - 0
- 2024, Marzec11 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik10 - 2
- 2023, Wrzesień15 - 11
- 2023, Sierpień13 - 4
- 2023, Lipiec15 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj16 - 0
- 2023, Kwiecień10 - 0
- 2023, Marzec18 - 0
- 2023, Luty3 - 2
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień2 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik10 - 0
- 2022, Wrzesień11 - 0
- 2022, Sierpień18 - 3
- 2022, Lipiec14 - 2
- 2022, Czerwiec14 - 5
- 2022, Maj14 - 2
- 2022, Kwiecień14 - 16
- 2022, Marzec10 - 8
- 2022, Luty6 - 0
- 2022, Styczeń4 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad9 - 0
- 2021, Październik12 - 0
- 2021, Wrzesień13 - 0
- 2021, Sierpień13 - 0
- 2021, Lipiec16 - 0
- 2021, Czerwiec13 - 0
- 2021, Maj16 - 0
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień3 - 0
- 2020, Listopad7 - 5
- 2020, Październik11 - 0
- 2020, Wrzesień14 - 0
- 2020, Sierpień12 - 0
- 2020, Lipiec16 - 0
- 2020, Czerwiec13 - 2
- 2020, Maj16 - 9
- 2020, Kwiecień16 - 10
- 2020, Marzec12 - 3
- 2020, Luty5 - 2
- 2020, Styczeń4 - 0
- 2019, Grudzień5 - 5
- 2019, Listopad8 - 5
- 2019, Październik13 - 2
- 2019, Wrzesień14 - 4
- 2019, Sierpień15 - 1
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec20 - 5
- 2019, Maj14 - 0
- 2019, Kwiecień15 - 0
- 2019, Marzec11 - 0
- 2019, Luty6 - 0
- 2019, Styczeń2 - 0
- 2018, Grudzień4 - 5
- 2018, Listopad7 - 2
- 2018, Październik11 - 2
- 2018, Wrzesień13 - 0
- 2018, Sierpień16 - 5
- 2018, Lipiec18 - 0
- 2018, Czerwiec14 - 4
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień14 - 0
- 2018, Marzec6 - 2
- 2018, Luty3 - 2
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień9 - 10
- 2017, Sierpień18 - 0
- 2017, Lipiec16 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 2
- 2017, Maj13 - 3
- 2017, Kwiecień9 - 2
- 2017, Marzec10 - 2
- 2017, Luty4 - 0
- 2017, Styczeń4 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień13 - 0
- 2016, Sierpień18 - 1
- 2016, Lipiec18 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 6
- 2016, Maj18 - 5
- 2016, Kwiecień12 - 2
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty5 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień6 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik12 - 0
- 2015, Wrzesień13 - 0
- 2015, Sierpień19 - 0
- 2015, Lipiec15 - 0
- 2015, Czerwiec16 - 2
- 2015, Maj14 - 0
- 2015, Kwiecień17 - 2
- 2015, Marzec9 - 4
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień5 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik13 - 0
- 2014, Wrzesień9 - 0
- 2014, Sierpień18 - 0
- 2014, Lipiec12 - 0
- 2014, Czerwiec12 - 0
- 2014, Maj16 - 0
- 2014, Kwiecień16 - 2
- 2014, Marzec8 - 0
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń6 - 4
- 2013, Grudzień4 - 0
- 2013, Listopad4 - 3
- 2013, Październik11 - 0
- 2013, Wrzesień11 - 2
- 2013, Sierpień11 - 6
- 2013, Lipiec14 - 10
- 2013, Czerwiec20 - 0
- 2013, Maj13 - 7
- 2013, Kwiecień12 - 2
- 2013, Marzec4 - 3
- 2013, Luty3 - 6
- 2012, Grudzień2 - 2
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik10 - 7
- 2012, Wrzesień12 - 9
- 2012, Sierpień8 - 3
- 2012, Lipiec14 - 0
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj14 - 0
- 2012, Kwiecień10 - 4
- 2012, Marzec10 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień12 - 0
- 2011, Sierpień6 - 0
- 2011, Lipiec12 - 0
- 2011, Czerwiec14 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 0
- 2011, Marzec6 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień5 - 0
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec9 - 0
- 2010, Czerwiec11 - 0
- 2010, Maj11 - 0
- 2010, Kwiecień9 - 0
- 2010, Marzec10 - 0
- 2010, Luty2 - 0
- 2009, Listopad11 - 0
- 2009, Październik4 - 0
- 2009, Wrzesień7 - 0
- 2009, Sierpień10 - 0
- 2009, Lipiec7 - 0
- 2009, Czerwiec14 - 0
- 2009, Maj12 - 15
- 2009, Kwiecień13 - 13
- 2009, Marzec5 - 4
- 2009, Luty2 - 6
- 2009, Styczeń2 - 0
- 2008, Grudzień1 - 3
- 2008, Listopad12 - 7
- 2008, Październik5 - 8
- 2008, Wrzesień14 - 6
- 2008, Sierpień15 - 15
- 2008, Lipiec15 - 11
- 2008, Czerwiec17 - 24
- 2008, Maj18 - 34
- 2008, Kwiecień12 - 19
- 2008, Marzec10 - 19
- 2008, Luty5 - 6
- 2007, Grudzień1 - 4
- 2007, Październik8 - 0
- 2007, Wrzesień9 - 0
- 2007, Sierpień12 - 0
- 2007, Lipiec18 - 2
- 2007, Czerwiec11 - 0
- 2007, Maj15 - 0
- 2007, Kwiecień13 - 0
- 2007, Marzec8 - 0
- 2006, Wrzesień8 - 0
- 2006, Sierpień14 - 0
- 2006, Lipiec16 - 0
- 2006, Czerwiec13 - 0
- 2006, Maj15 - 2
- 2006, Kwiecień17 - 0
- 2006, Marzec4 - 0
- 2005, Wrzesień8 - 0
- 2005, Sierpień13 - 0
- 2005, Lipiec13 - 0
- 2005, Czerwiec13 - 0
- 2005, Maj13 - 0
- 2005, Kwiecień13 - 2
- 2005, Marzec7 - 0
- 2004, Wrzesień9 - 0
- 2004, Sierpień13 - 0
- 2004, Lipiec12 - 0
- 2004, Czerwiec11 - 0
- 2004, Maj14 - 0
- 2004, Kwiecień15 - 0
- 2004, Marzec5 - 0
- 2003, Październik1 - 0
- 2003, Wrzesień7 - 0
- 2003, Sierpień10 - 0
- 2003, Lipiec13 - 0
- 2003, Czerwiec12 - 0
- 2003, Maj14 - 0
- 2003, Kwiecień12 - 0
- 2003, Marzec2 - 0
- 2002, Październik1 - 0
- 2002, Wrzesień11 - 0
- 2002, Sierpień13 - 0
- 2002, Lipiec12 - 0
- 2002, Czerwiec10 - 0
- 2002, Maj13 - 0
- 2002, Kwiecień2 - 2
Marzec, 2022
Dystans całkowity: | 1195.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 55:00 |
Średnia prędkość: | 21.73 km/h |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 119.53 km i 5h 30m |
Więcej statystyk |
- DST 108.90km
- Czas 05:07
- VAVG 21.28km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Czekając na zimę. Marcinowice
Wtorek, 29 marca 2022 · dodano: 29.03.2022 | Komentarze 0
Na
początku parę słów o awarii hamulca, która przydarzyła mi się na poprzedniej
jeździe. Mój kolega serwisujący rower spisał się wyśmienicie. Wczoraj mu go
podstawiłem, a on od razu się nim zajął. Okazało się, że złamała się sprężyna i
nie było szansy hamulec naprawić. Na szczęście kolega miał nowy i mi go
wstawił. Kosztowało mnie to 150 zł, ale było warto. Wszystko się psuje i trzeba
wymieniać. Ja na poprzednim hamulcu przejechałem od początku swej jazdy na
szosówce, czyli jakieś 180 tysięcy kilometrów. Wystarczy…
Po
zmianie czasu poranek wydał mi się nieco ciemny. Dzień też był pochmurny i to
wpływało na wrażenie mniejszej widoczności. Po włączeniu światełek wyruszyłem
do pracy. Dotarłem do niej bez przygód i o zamierzonym czasie. Powoli
przyzwyczajam się do zimnej wody w łazience, bo jakoś firma nie garnie się do
zainwestowania w nową termę. Cóż, zimna woda zdrowia doda.
Zwolniłem
się godzinę przed czasem, czyli o 14:30. O ciepłocie poprzednich dni można było
tylko pomarzyć. Idzie na zmianę pogody. Było dość pochmurnie i wietrznie. Nawet
zrosił mnie parę razy niegroźny deszczyk. Ciepłe ubranie na grzbiecie
oczywiście się przydało. W środkowym odcinku jazdy brnąłem pod mocny wiatr. Na
szczęście ostatni podjazd ze Świdnicy do Wałbrzycha przez Pogorzałę był już lekkim
wiatrem w plecy. Jeszcze z dziesięć razy zrobię ten podjazd i może dojdę do
jakiej formy.
Niestety
prognozy na najbliższe dni są fatalne. Wraca zima. U mnie ma być spory śnieg,
mróz w dzień i w nocy oraz brak słońca. Mając to w głowie patrzyłem na roślinną
wegetację, która ostatnio eksplodowała zielenią. Wszystko to zetnie mróz.
Absurdalny atak zimy jakoś skojarzył mi się z absurdalnym atakiem Rosji na
Ukrainę. Trudno zrozumieć współczesny świat, tak na polu meteorologii jak i
polityki. A więc kiedy znowu na rower?
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Piskorzów-Bratoszów-Mościsko-Jaźwina-Wiry-Marcinowice-Niegoszów-Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych
- DST 120.90km
- Czas 05:40
- VAVG 21.34km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Skrócona jazda. Broumov
Niedziela, 27 marca 2022 · dodano: 27.03.2022 | Komentarze 0
Najpierw prawie 50 kilometrów jechałem na zaciśniętych szczękach tylnego hamulca. Dziwiłem się, co mi tak ciężko idzie, nawet już wykluła się mi teoria, że ciągnę pod wiatr. No ale wiatru nie było. Gdy stanąłem, by zbadać swój rower, od razu zobaczyłem na tylnych widełkach czarny proszek. Jak się okazało, było to zmielone tworzywo szczęk. Każdy nacisk na manetki powodował, że szczęki dochodziły do obręczy, ale już się nie odbijały. Po zakręceniu tylnym kołem, robiło ono może jedną ósmą obrotu...Pomajtlowałem trochę przy lince i sprężynie odbojnika, ale efektem tego było wyłamanie się linki z manetki. Nie miałem przy sobie żadnych narzędzi, by rozebrać manetkę. Zresztą nie mam ku temu wielkich zdolności. Od tego czasu jechałem zatem bez tylnego hamulca. Najpierw od razu chciałem zawrócić do domu, ale później postanowiłem zrobić pętlę do Czech, tak jak pierwotnie zamierzałem, tylko znacznie mniejszą.
Dzień był nad wyraz piękny. Jak już kręciłem bez zbędnego obciążenia, poczułem od razu różnicę. W razie potrzeby hamowałem przednim. To jednak jest dość ryzykowne, bo nie można tego robić zbyt dynamicznie. Także raczej kiepska byłaby szansa gwałtownego zatrzymania się. Dlatego na zjazdach nie rozpędzałem się zbytnio. Z początku byłem jakby trochę wyczulony, potem jakoś poszło. Skróciłem trasę o jakieś 30-40 kilometrów, aby uniknąć jazdy na Honske sedlo. Tam zjazd jest bardzo ostry i można byłoby podciągnąć nawet pod 80 km/h. Prawdę mówiąc w głowie przed wyjazdem kiełkowała mi myśl, czy aby nie uda się pobić rekordu prędkości. Ale, nie, może innym razem. Na sprawnym rowerze. Z trasy zadzwoniłem do mojego kolegi-serwisanta i umówiłem się na jutro. Nie lubię w niedzielę zawracać ludziom gitary, ale to była wszakże pilna sprawa.
Jako się rzekło, dzień był milutki. Słońce, błękit i te sprawy. Wczoraj u mnie wieczorem i w nocy padało, a więc drogi rano były jeszcze mokre. Słońce wszakże szybko rozprawiło się z wilgocią. Ubrałem się już lżej. Co prawda nie miałem na sobie kostiumu z łusek (bo skąd go niby wziąć?), ale ciuchy dobrałem całkiem dobrze. Na głowę wsadziłem sobie jeszcze czapkę, ale była ona znacznie cieńsza niż dotychczas przeze mnie używana. Po raz pierwszy w roku - krótkie rękawiczki i letnie skarpetki. W czeskim Mezimesti przystanałem w knajpie Zahradka i tam spożyłem obiad: knedliki z gulaszem wołowym i Primator. W woreczku miałem korony czeskie: banknot 100-koronowy i moniaki, które wczoraj gdzieś tam wyszukałem w swoich zakamarkach. Pieniądze starczyły na zapłatę rachunku i nawet pokaźny napiwek...
Do domu dotarłem około siedemnastej. Podziwiałem dzień, który wcale nie zamierzał się kończyć. Rower wepchnąłem do samochodu, by jutro rano mieć już mniej roboty.
Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Burkatów-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Mieroszów-Mezimesti-Broumov-Hyncice-Mezimesti-Mieroszów-Kochanów-Grzędy-Czarny Bór-Boguszów-Gorce-Wałbrzych.
- DST 104.70km
- Czas 04:50
- VAVG 21.66km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Pozytywne emocje. Mezimesti
Czwartek, 24 marca 2022 · dodano: 24.03.2022 | Komentarze 2
Powoli
wdrażam się do swoich porannych jazd ku swej fabryce. Wstaję już za dnia i po
małej półgodzince jestem na rowerze. Dobrze byłoby, gdyby odeszły od nas te
mrozy. Na razie jednak rankiem trzymają. Dziś mój termometr w liczniku pokazał
minus dwa stopnie. Ubrałem się nieco lżej niż poprzednio, ale nie zmarzłem, bo
mocniej pokręciłem. Do pracy dotarłem w czasie poniżej 40 minut. Bez szału, ale
przyzwoicie. Zwłaszcza że jak już wcześniej zaznaczyłem co najmniej minutę
tracę pokonując ostatni odcinek, wielkie dziury na ulicy Ogrodowej. Znowu
przepluskałem się w zimnej wodzie, bo fabryczną łazienkę dopadła większa
awaria. Podobno wezwano już fachowców, tylko kiedy będą…
Zwolniłem
się o 13:30. Mam jeszcze sporo nadgodzin, a więc trzeba to wykorzystać. W
przyszłym tygodniu już będzie po zmianie czasu i będę mógł ograniczyć czas
zwolnienia do godziny. Dzień znowu był piękny. Słońce i błękit. Może wiatr był
za duży, ale przecież nie można mieć wszystkiego na raz. Ciepłota dnia wywołała
we mnie taką oto refleksję, że warto byłoby sprawić sobie na drugą część jazdy
jakieś cieńsze ubranko. W długiej bluzie, ciepłych rękawicach i czapce na
głowie nieco się przegrzewałem. Jak już wiele razy napisałem, lubię ciepło, ale
dziś było go za dużo. Wszystko jest do zrobienia.
Moja
dzisiejsza trasa była raczej trudna. Było sporo pagórków, a niektóre podjazdy
śmiało można byłoby nazwać wymagającymi. No tak, trzeba stawiać przed sobą
coraz cięższe przeszkody. Organizm trochę się buntował przed nadmiernym
wysiłkiem, ale jakoś go okiełznałem. Doszedłem do wniosku, że na początku
bieżącego sezonu z pewnością silniejsze mam nogi niż płuca. Kończyny dolne
kręciły w dobrym tempie, a płuca niestety ledwo za nimi podążały. Może jednak
ten covid i mnie dopadł? Ogólnie rzecz ujmując, poczułem nieco lepszą formę. Z
dziwnym pozytywnym entuzjazmem i radością witałem początek sezonu. Mimo upływu
lat, zawsze tak mam. Wiosna, dłuższy dzień, świeższe powietrze, strzelające pąki
na drzewach – wszystko to sprawia, że chce mi się żyć. I jeździć na rowerze. To
chyba dobrze?
Dziś
na chwilkę zawitałem do Czech. Miasteczko Mezimesti kojarzy mi się z moimi
rowerowymi początkami, które miały miejsce 20 lat temu. No ale do tej rocznicy
jeszcze miesiąc z okładem. Patrzyłem na te miejsca i wydały mi się one
dokładnie takie same jak tyle lat temu. Ciekawe czy dam radę tu zawitać za
kolejne 20 lat? Szansa mała, ale zawsze…
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Struga-Stare
Bogaczowice-Jaczków-Kamienna Góra-Krzeszów-Kochanów-Mieroszów-Mezimsti-Viznov-Nowe
Siodło-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Olszyniec-Wałbrzych
- DST 105.70km
- Czas 04:45
- VAVG 22.25km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Owady podniosły skrzydła do lotu. Mietków
Wtorek, 22 marca 2022 · dodano: 22.03.2022 | Komentarze 0
Dziś
pracę skończyłem około trzynastej. Mogłem się urwać, bo pracowałem poza swoją
centralą. Rano wyjechałem nieco wcześniej, bo około 6:30. W plecaku dźwigałem
cywilne ubranie, buty i parę drobiazgów, by jakoś wyglądać.
Poranek
był mroźny, temperatura spadła do minus trzech stopni. Miałem do zrobienia
tylko parę kilometrów, a więc jakoś poszło. Dzielnie spełniałem swoje służbowe
obowiązki i z lubością patrzyłem jak dzień powoli łapie ciepłotę, nagrzewa się.
Słońce pięknie pracowało, a świat napełniał się przejrzystością i błękitem. Tylko
wypatrywałem, kiedy mogę wreszcie wyjechać. Udało się to przed trzynastą.
Na
grzbiecie dźwigałem prawdziwie zimowe odzienie. Grzałem się mocno, ale oprócz
polarowego komina i spodniej bluzy nic za bardzo nie mogłem zdjąć. Tremometr najpierw
pokazywał piętnaście stopni, by koło trzeciej wykazać maksimum, ponad
dwadzieścia. Najlepszym wskaźnikiem kroczącej wiosny są latające owady. Dziś były
ich całe masy. Muchy dwa razy z impetem odbiły się od moich okularów, a raz
nawet spostrzegłem pląsającego motyla. Oj, idzie ku dobremu. Co prawda gdzieś
tam przebąkują o powrocie zimy na koniec marca, ale ja w to nie wierzę.
Tak
oto dobrze mi się jechało. Forma co prawda jeszcze mizerna, ale widać symptomy
jej poprawy. Ostatni podjazd z Lubachowa do Wałbrzycha zrobił się niejako sam.
Podziwiałem na nim piękne widoki. Człowiek oswojony z nimi, jakoś się tym nie
podnieca i ich nie opisuje. Zatem teraz dwa zdania. Jedzie się pod górkę (jak
to na podjeździe), ale niezbyt ostro. Przez las, mając po obu stronach
poszarpane zbocza. Po lewej stronie pomyka górski strumyk. A wszystko to jest
wypełnione intensywnym zapachem żywicy i ptasimi piosenkami. Uroda.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Milikowice-Bolesławice-Pastuchów-Żarów-Mrowiny-Imbramowice-Buków-Dzikowa-Mietków-Chwałów-Domanice-Pszenno-Jagodnik-Świdnica-Bystrzyca
Górna-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych.
- DST 153.50km
- Czas 06:52
- VAVG 22.35km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Symetria jazdy. Strzelin
Niedziela, 20 marca 2022 · dodano: 20.03.2022 | Komentarze 0
Wyjechałem
nieco po dziewiątej. Jakoś nie mogę się zmobilizować, by zrobić to wcześniej. Dzień
był ładny, słoneczny, ale jednak chłodny. Znowu w głównej roli wystąpił wiatr,
który wyziębiał i rozdawał karty na trasie. No ale przynajmniej sprawiedliwie.
Gdy tak go obserwowałem, uświadomiłem sobie dziwną symetrię mojej jazdy. Oto na
początku i na końcu były istotne podjazdy (w środku raczej płasko), temperatura
też od niskiego poziomu wznosiła się, by pod koniec opaść (jej zakres to od 5
do 15 stopni), no i wreszcie ten wiatr. Dokładnie do połowy trasy hamował, a
potem już pomagał. Rzadko zdarza się taka sinusoida. Poza tym jakoś tak wypada,
że zwykle na początku jadę z wiatrem, a potem się moruję. Dziś było odwrotnie.
Na moim nawrocie na rondzie w Strzelinie dostałem podmuchy w plecy, a wcześniej
było biednie. Były długie odcinki, że na płaskim ledwo dochodziłem do 20 km/h.
Jako ciekawostkę mogę podać zauważone przeze mnie dane z początku trasy, ze
zjazdu do Olszyńca. Jest całkiem stromy i bez problemu szusuje się tam ponad 50
km/h. Dziś wiatr wyhamował mnie tam tak znacznie, że licznik nie wskazał nawet
40.
Na
trasie spożyłem batona, a później rogala z kiełbasą. Pani w sklepie powiedziała
mi, że za tego rogala mi już nie policzy. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że
był wczorajszy, a może mój mizerny wygląd wzbudził w niej litość. Tak czy owak,
rogal pomógł. Dodatkowe kalorie podniosły moje morale. Ostatni podjazd ze Świdnicy
przez Pogorzałę poszedł mi nadspodziewanie dobrze. Przez Świdnicę przejechałem
koło mojego poprzedniego mieszkania. Nieco mnie to wprawiło w melancholijny
nastrój. Lepiej mieszało się w Świdnicy… Może znowu się do niej przeniosę?
Wczoraj
trochę straszyli śniegiem, ale ani gram nie spadł. Wykorzystali to kolarze,
którzy licznie wypełzli z domów. Machaliśmy sobie przyjaźnie. Do domu dotarłem
o przyzwoitej porze. Obita ręka ciągle wygląda kiepsko, ale wcale nie boli. Nadchodzi
nowy tydzień. Już planuję następne jazdy. Pogoda ma być dobra.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Olszyniec-Jez.
Bystrzyckie (tama)-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Jaźwina-Łagiewniki-Karczyn-Strzelin-Zielenice-Piotrków
Borowski-Jordanów Śl.-Nasławice-Sobótka-Biała-Marcinowice-Gruszów-Niegoszów-Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych.
- DST 103.40km
- Czas 04:54
- VAVG 21.10km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Smaki i dźwięki wiosny. Dobromierz
Czwartek, 17 marca 2022 · dodano: 17.03.2022 | Komentarze 1
Rano
wstałem dziarsko. A była godzina szósta minut pięć. Bez marudzenia odbyłem
rytuał w łazience, zjadłem skromne śniadanie i już byłem gotowy do jazdy. Szkoda
że w dnie wolne od pracy nie wyrobiłem w sobie takiego rygoru. Jeszcze
wyjrzałem przez okno, a za nim widoczne były oszronione samochody. Zima jeszcze
grymasi.
Do
pracy dotarłem z towarzystwem małego mrozu. Ubrałem się nieco lżej niż
poprzednio, ale jakoś nie cierpiałem z tego powodu. Przecież do pokonania
miałem tylko 14 kilometrów z małym haczykiem. Czas dojazdu okazał się lepszy od
poprzedniego. Na rekordy nie ma co liczyć, bo mój ostatni odcinek prowadzi
ulicą Ogrodową, która obecnie wygląda jak po bombardowaniu. Robią tam wielkie kurierskie
centrum przeładunkowe, a ciężarówki dość skrupulatnie zdewastowały drogę. Trzeba
jechać powoli, lawirując między wielkimi dziurami. Mimo obietnic pana Jurka, w
łazience w pracy znowu nie było ciepłej wody. Wypluskałem się w zimnej, ale bez
wielkiego entuzjazmu.
Zwolniłem
się znowu 2 godziny przed czasem. Ja to mam dobrze! Ostatnio kierownikuje moja
dobra koleżanka Asia, i nie robi mi z tym problemów. Znamy się ćwierćwiecze, a
więc dobrze rozumie moje potrzeby.
Na
początku mojej jazdy termometr pokazywał 10 stopni. Niby ciepło, ale dął dość
przenikliwy wiatr. Ale w powietrzu czuło się wiosenną woń. Była świeża i
delikatna. Smakowałem ją z rozkoszą. Ten wiatr trochę ją rozpędzał, ale mimo
wszystko było to bardzo przyjemne i ożywcze. A więc wiosna! Dla mnie już
pięćdziesiąta czwarta. Wierzyć się nie chce. Mimo raczej przeciętnej formy, cieszyłem
się jazdą. Było mi dobrze i czułem gdzieś we wnętrzu adrenalinę uwolnioną tym
poczuciem nowego wiosennego życia. Dzień był pogodny. Nie było chmur, ale też
nie było intensywnego słońca, bo w powietrzu migotała mgiełka. Obraz
nadchodzącej wiosny wzmacniały ptasie trele, które pięknie wydobywały się z
lasów i łąk, przez które przejeżdżałem.
Obita
ręka nawet nie bolała. Wygląda okropnie, bo prawie całe przedramię mi
sczerniało. Ale z pewnością nie mam innych uszczerbków: stare kości jakoś
wytrzymały, to samo dotyczy ścięgien. No tylko mięśnie nieco poharatane.
Końcówkę
jazdy miałem znowu na lekkie zagięcie. Zorientowałem się, że jestem w lekkim
niedoczasie i końcowy podjazd z Lubachowa kręciłem trochę mocniej niż powala mi
na to obecna kondycja. No ale do domu dojechałem na krawędzi nocy.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-(praca)-Struga-Stare
Bogaczowice-Dobromierz-Olszany-Stanowice-Przyłęgów-Pastuchów-Czechy-Jaworzyna
Śl.-Bolesławice-Milikowice-Witoszów Dolny-Burkatów--Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych
- DST 107.80km
- Czas 04:51
- VAVG 22.23km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Potrącenie. Pieszyce
Wtorek, 15 marca 2022 · dodano: 15.03.2022 | Komentarze 5
Tytuł
dzisiejszego wpisu miał być inny. Miał brzmieć „Prawdziwy początek sezonu”. Tak
go w głowie sobie ułożyłem, bo dla mnie właściwy sezon zaczyna się z momentem,
kiedy rowerowo wybieram się do pracy. Wcześniej to tylko taka szarpanina. Dla
mnie istotny walor ma systematyczna jazda, bo ona dopiero zapewnia dojście do
przyzwoitej formy. No ale życie czasem wnosi swoje innowacje. Nie zawsze miłe. Stąd inny tytuł bieżącego odcinka.
Rano
wstałem nieco wcześniej niż zwykle. Rower i ubranie były już przygotowane. Przez
okno zauważyłem tylko, że jednak w nocy były spore przymrozki, bo szyby
samochodów były oszronione ciut mocniej niż wczoraj. Dzień już jest dość długi.
Z domu wyjechałem o 6:40, kiedy jasność niepodzielnie panowała nad okolicą. Chłód
był odczuwalny, ale te paręnaście kilometrów do pracy przeleciały dosyć szybko.
Na liczniku sprawdziłem czas dojazdu. Wyszło 41:06. Kiepściutko. Pięć minut
gorzej od rekordu. Trudno jednak spodziewać się rekordu w pierwszej jeździe. W
pracy korzystam z łazienki. Dziś niestety musiałem przymusowo odegrać rolę
morsa, woda była zimna. Fakt ten zgłosiłem Panu Jurkowi, konserwatorowi.
Obiecał sprawdzenie i naprawienie.
Mam
całą masę nadgodzin, a więc chcąc zrobić jakąś przyzwoitą jazdę za dnia musiałem
się wcześniej zwolnić. Do boju wyruszyłem o 13:30. Dzień był piękny,
przejrzysty, słoneczny. Jeszcze w samym Wałbrzychu grzmotnął mnie samochód.
Jechałem ścieżką rowerową i przecinałem drogę podporządkowaną. Niestety
kierowca uznał, ze ma pierwszeństwo i wpakował się we mnie. W ostatniej chwili
uskoczyłem i to uratowało mnie przed większą kontuzją. Samochód jechał na małej
prędkości, ale jednak mnie walnął. Na szczęście tylko lusterkiem, które z
hukiem odpadło. Ja wywaliłem się na ziemię. Poczułem gwałtowny przypływ
adrenaliny. Samochód jakby nigdy nic po prostu zwiał. Zapamiętałem tylko
początek numeru rejestracyjnego „DBA”. Jakiś chuj z powiatów przywałbrzyskich. Kierowca
jadący za sprawcą potrącenia zatrzymał się i spytał, czy nic się nie stało. Widział
całe zdarzenie, ale oczywiście nie zapamiętał numeru rejestracyjnego samochodu.
Pomacałem się po prawej ręce, wyglądała na całą. Nawet specjalnie mnie nie
bolało. Wiedziałem jednak, że ból w takich sytuacjach przychodzi później. Niestety
mam w tym zakresie pewne doświadczenie.
Cóż
było robić, gnój uciekł. Rozejrzałem się po okolicy, ale nie dostrzegłem
jakichś kamer monitoringu. Policji nie było sensu wzywać. Jeszcze raz pomacałem
rękę. Kości wyglądały na nienaruszone. Pojechałem dalej.
Trasę
pokonałem zgodnie z planem. Ręka jakoś nie dawała się we znaki. Pomyślałem, że
mam szczęcie, bo właściwie nic takiego się nie stało. Mogłem wpaść pod koła,
wtedy byłoby gorzej. Jechało mi się całkiem dobrze. Czułem wrastającą moc swego
organizmu. Po zimowym marazmie cieszyło mnie to i dawało nadzieję na lepsze
następne jazdy. Nie lubię jeździć po zmroku, dlatego drugą połówkę swego
dystansu pokonałem bez zatrzymywania się i w ciut ostrzejszym tempie. Końcówkę
zrobiłem jednak już przy zapadającej ciemności i na światłach. Do domu dotarłem
nieco po osiemnastej. Zbadałem rękę. Okolice powyżej łokcia nabrały kolorów
fioletowych i mocno czerwonych. Mam lekką opuchliznę, ale raczej nie jest to
nic poważnego. Już myślę o kolejnych jazdach…
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-(praca)-Pogorzała-Bojanice-Lutomia
Dolna-(Dorotka)-Pieszyce-Bratoszów-Mościsko-Jaźwina-Wiry-Świdnica-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych
- DST 155.50km
- Czas 06:58
- VAVG 22.32km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Atak wiosny. Złotoryja
Niedziela, 13 marca 2022 · dodano: 13.03.2022 | Komentarze 0
Właściwie
miałem pojechać wczoraj. Wzięło mnie jednak straszne lenistwo i cały dzień
przesiedziałem w domu. Kiedyś głównym moim weekendowym dniem na wyjazdy była
sobota, ale zauważyłem, że od jakiegoś czasu wolę wybrać się w niedzielę, o ile
rzecz jasna prognozy pogody są do przyjęcia. Zresztą w niedziele bywa znacznie
mniejszy ruch samochodowy.
Wstałem
zwarty i gotowy. Krócej niż zwykle marudziłem w domu i na rowerze byłem już
ciut po dziewiątej. Dzień był słoneczny i ładny. Wiatr w normie. Niestety na
moim powrocie nieco się wzmógł, a wtedy wiał mi w twarz. No ale jakoś się go
zmogło. W nocy miały być przymrozki, ale prawdę mówiąc rano nie było widać
żadnych ich śladów. Było nawet ciepło, bo najpierw coś koło pięciu stopni, a
potem się rozbuchało nawet do dziesięciu. Mój zimowy ubiór po raz pierwszy w
tym sezonie nieco mi ciążył i nadmiernie przegrzewał. Na 40 kilometrze zdjąłem komin
polarowy z szyi. Co za ulga! Z chęcią zrzuciłbym inne spodnie ciuszki, ale nie
miałem dziś plecaka i nie za bardzo mógłbym je gdzieś upchnąć. A więc dźwigałem
je na grzbiecie.
Na
trasie sporo rowerzystów, pojedynczo i w grupach. Machaliśmy sobie na
powitanie. Wybrałem się na mój wiosenny klasyk, do Złotoryi. Miałem nadzieję,
że może będzie wyremontowana droga Jawor-Złotoryja, ale niestety nie widać, by
kogoś ona zainteresowała. Jest tam niby asfalt, ale długimi odcinkami dziurawy,
wyżłobiony, z koleinami, jedzie się tam jak po kocich łbach. Trasa była nieco
pofałdowana, a najtrudniejszy był podjazd Kaczorów-Świdnik. Poszedł mi nawet
dobrze, lepiej niż się spodziewałem. Jak już rzekłem, na ostatnich
kilkudziesięciu kilometrach kręciłem pod wiatr. Zabrał mi trochę sił. Kalorie
na trasie uzupełniłem „Grześkiem” i starą słodką bułką. Nawet pani w sklepie (w
Wojcieszowie) odradzała mi jej zakup, ale człowiek głodny wszystko pochłonie. W
domu byłem po siedemnastej i pozwoliłem sobie na sutą kolację. Teraz brzuszek
miło trawi.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Witoszów
Dolny-Milikowice-Świebodzice-Dobromierz-Jugowa-Gniewków-Jawor-Sichów-Łaźniki-Złotoryja-Świerzawa-Wojcieszów-Kaczorów-Świdnik-Marciszów-Jaczków
-Czarny Bór-Boguszów-Gorce (Stary Lesieniec-Kuźnice Świdnckie)-Wałbrzych
- DST 117.40km
- Czas 05:35
- VAVG 21.03km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Teplice nad Metuji
Czwartek, 10 marca 2022 · dodano: 10.03.2022 | Komentarze 0
Mam
dużo urlopu, a więc trzeba go systematycznie wybierać. Dziś właśnie tak zrobiłem.
Wcześniej oczywiście sprawdziłem prognozy pogody. Miało być chłodno, lecz
słonecznie. Tym razem progności się nie pomylili. Cała moja jazda odbyła się
przy niewielkim plusie i ze słońcem nad głową. Wiał jednak lodowaty wiatr,
który zabierał skutecznie ciepłotę ciała. Ubrałem się dość grubo, ale ten wiatr
ścinał wszelkie białko.
Pojechałem
drugi raz w tym roku do Czech. Trasa była pagórkowata z elementami górskimi. W
wielu miejscach można było dostrzec śnieżne zabielenia, były one co prawda w
pobliżu, ale raczej na górskich zboczach, bo drogi były suche i całkowicie przejezdne.
Żeby tak od razu nie rzucić się na Czechy i, rzecz jasna, nabić nieco
kilometrów, zrobiłem spory łuk i skierowałem się ku Świdnicy. Jechało mi się
przyjemnie i bezboleśnie. Tak jakby forma byłą nieco lepsza. Podjazd z Głuszycy
do Rybnicy Leśnej poszedł mi lepiej niż się spodziewałem. Był to właśnie ten
górski element. No ale może nie ma co się podniecać, bo w tym miejscu wiatr
wyraźnie wiał mi w plecy.
W
Teplicach nad Metuji stanąłem w knajpie „RV”. Zamówiłem obiad i Gambirusa. Podano
mi roladę z frytkami. Chyba w życiu w Czechach nie jadłem nic gorszego. Mięso
było stare jak świat, obślizgłe i niemiłe, samo uciekało mi z talerza. Zjadłem
więc tylko kawałek mięsa, frytki i surówkę. Teraz przynajmniej wiem, gdzie się
nie stołować.
Jazda
w Czechach zawsze mnie uspokaja. Kierowcy jeżdżą uważnie, drogi są dobre, a
widoki lepsze niż przeciętne. Bardzo lubię odcinek od polskiej granicy do
Teplic nad Metuji. Jedzie się lekko w dół, przez lasy, mija się pensjonaty i
kampingi, można zobaczyć miejsce wejścia do Skalnego Miasta. Dziś wszystko było
wyludnione, czekające na sezon. Na budynkach samorządowych powieszono flagi
czeskie i ukraińskie.
Do
Wałbrzycha dojechałem w momencie wzmożonego ruchu. Przejechałem przez pl.
Grunwaldzki, gdzie ciągle trwają prace związane z budową obwodnicy. W domu
znowu zachwyciłem się jego ciepłotą. Teraz się wygrzewam…
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Bystrzyca
Dolna- Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Olszyniec-Głuszyca-Rybnica
Leśna-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Mezimesti-Mieroszów-Różana-Kochanów-Czarny
Bór-Boguszów-Gorce (Stary Lesieniec-Kuźnice Świdnckie)-Wałbrzych
- DST 117.50km
- Czas 05:28
- VAVG 21.49km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Atak zimy. Łagiewniki
Niedziela, 6 marca 2022 · dodano: 06.03.2022 | Komentarze 0
W
piątek wróciła do mnie zima. Wyraźnie się ochłodziło i zaczął padać śnieg.
Prognozy na weekend były kiepskie, też miało padać, a zwłaszcza w sobotę. Przez
śniegi na szosówce nie ma szansy się przebijać, a więc raczej przywykłem do
myśli, że pozostanę w domu.
Wczoraj
wszakże śnieg przestał padać. Nie było go zresztą jakoś dużo. Pojawiła się
szansa na jazdę. Dziś wczesnym porankiem pojechałem do Świdnicy samochodem.
Moim celem był targ staroci, a poza tym chciałem zbadać przejezdność dróg.
Dlatego wybrałem boczne szosy. Okazało się, że nie było tak tragicznie. Owszem
w Wałbrzychu było biało, ale nawierzchnie wydawały się przetarte i suche.
Postanowiłem zatem się przewietrzyć. Ale najpierw dotarłem do świdnickiego
rynku. Za szesnaście papierków zakupiłem piękne sreberko. Trzy marki z 1913
roku z wizerunkiem księcia Lippe Leopolda IV. Zakupy poprawiły mi humor i
nieodwołalnie zdecydowały o rowerowym wyjeździe.
W
domu z powrotem byłem o 10. Wypiłem kawę, ciepło się ubrałem i wskoczyłem na
swoją kolarzówkę. Było zimno. Mróz co prawda nie ścinał białka, ale go się
czuło. Termometr pokazywał minus dwa stopnie. Początkowe kilometry upływały w
białej kolorystyce. Śnieg zalegał na poboczach, ale drogi były zupełnie czyste.
Po kilkunastu kilometrach zjechałem sporo w dół i śnieg zniknął. Wrócił
ponownie na końcu mojej jazdy, już przed Wałbrzychem. Temperatura ciągle była
poniżej zera. Na trasie spotkałem kilku zziębniętych rowerzystów. Pomyślałem
też o rowerzyście, który zginął nieco ponad tydzień temu niedaleko od mojej
dzisiejszej trajektorii, a konkretnie w Zagórzu Śl. Skosił go otumaniony
marihuaną młody kierowca. Poharatał też jego żonę, ale ona przeżyła.
Wziąłem
ze sobą słuchawki, ale tym razem muzyki nie słuchałem. Wolałem pochłaniać
dźwięki natury. A były to głównie podmuchy wiatru. Czasem w głowie głośno
huczały mi moje myśli. Ale o nich nie warto pisać.
Trasę
nieco sobie wydłużyłem, bo zamiast zjechać na Świdnicę, pokręciłem na
Marcinowice. Termometr nieco podskoczył, ale wskazywał ledwo 0,5-1 stopnia
powyżej zera. Zresztą krótko, bo niebawem znowu pokazały się minusy.
Wiejskie
sklepy były otwarte, zatem mogłem sobie coś kupić do jedzenia. Pożarłem dwa
batoniki oraz słodką bułkę. Wyraźnie mi pomogły. Z bidonu wypełnionego do
połowy nie uszczknąłem ani łyczka. W zimnie nie chce się pić. Ostatni podjazd z
Witoszowa Dolnego do Wałbrzycha pokazał mi, że moja forma jest raczej mierna.
Pochyłość tę pokonywałem setki razy, ale dziś szło mi opornie. Z ulgą powitałem
koniec wspinaczki.
Mimo
ciepłego odzienia, mróz rzetelnie spenetrował moje ciało. Z lubością powitałem
moje milutkie wygrzane mieszkanko. Teraz ładnie się napawam jego ciepłotą.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Lutomia
Dolna-Moscisko-Tuszyn-Jaźwina-Ratajno-Łagiewniki-Oleszna-Słupice-Jaźwina-Jędrzejowice-Wiry-Marcinowice-Klecin-Śmiałowice-Wierzbna-Nowice-Stary
Jaworów-Komorów-Witoszów Dolny-Wałbrzych