Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2022

Dystans całkowity:1811.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:84:41
Średnia prędkość:21.40 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:129.41 km i 6h 02m
Więcej statystyk

Jakby lepsza forma. Teplice nad Metuji

Wtorek, 12 kwietnia 2022 · dodano: 12.04.2022 | Komentarze 0

Poranna jazda do pracy mocno mnie zirytowała. Znowu trzeba było mieć kontakt z mrozem. Jak długo można?! Termometr wskazał dwie kreski poniżej zera, ale wrażenie zimna jakoś się potęgowało. Ubrany byłem solidnie, ale zamróz kąsał. W pracy byłem po niespełna czterdziestominutowej jeździe. Trudy brnięcia w niskiej temperaturze powetowałem sobie pod ciepłym prysznicem. Pan Jurek wreszcie się spisał i naprawił. Gorące krople dodały mi otuchy i dobrze rozgrzały.

W pracy jem obiad. Na godzinę przed wyjazdem podgrzewam sobie gotowe danie w mikrofali. Pewnie nie jest to zbyt zdrowe, ale coś na ciepło warto zjeść przed dłuższą trasą, a ja w pracy schabowych tłuc nie mogę. Dziś były gołąbki z bułką. Smakowały dobrze.

Z pracy urwałem się godzinkę wcześniej, czyli o 14:30. Nieco się rozebrałem, a ciuchy schowałem do plecaka. Wymieniłem nawet grube i długie rękawiczki na letnie. Dzień był słoneczny i nawet ładny. Temperatura w ciągu moich zmagań wahała się w granicach 10-20 stopni. Wałbrzych sforsowałem dookoła i pociągnąłem na podjazd przez dzielnicę Glinik, pierwszy raz w tym roku. Wspinaczka ma może ze cztery kilometry, przy czym najtrudniejszy odcinek jest w środku. Trochę się obawiałem, czy nie dopadną mnie jakieś objawy kardiologiczne (omdlenia), ale tym razem obeszło się bez. Doszedłem do wniosku, że mnie tak zatyka po dłuższej przerwie od roweru. Przez dłuższą przerwę rozumiem coś około tygodnia. Podjazd zrobiłem z lekkim mozołem, ale nawet zgrabnie. Dalsza część jazdy też była po terenie pofałdowanym, ale bez jakichś ekstremów. Na szczęście wiatr był minimalny. Jechało mi się dobrze, gdzieś tam w zakamarkach organizmu wyczuwałem dawną moc. To chyba dobry objaw i zachęta do dalszego kręcenia.

Pojechałem do czeskiego miasteczka Teplice nad Metuji. Bardzo lubię odcinek wzdłuż rzeki Metuje. Ostatnio został wyremontowany. Rzeka lawiruje po prawej stronie (patrząc od kierunku mojej dzisiejszej jazdy), czasem widać ciekawe formy skalne, które rozwijają w fantastyczne twory przyrody w położonym opodal Skalnym Mieście.

Jakiś czas temu pisałem o śmiertelnym wypadku rowerzysty w Zagórzu Śląskim. Naćpany kierowca skosił go na zakręcie drogi. Dziś przejeżdżałem koło tego miejsca. Kilkanaście wypalonych zniczy wyglądało ponuro. Rowerzysta był ze Świdnicy. Ostatnią rzeczą, którą chyba widział w życiu był drogowskaz „Świdnica”, postawiony po drugiej stronie drogi.

Do domu dotarłem zupełnie za dnia i w niezłej kondycji. Teraz kąpiel i lulu, bo jutro też dzień rowerowy…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Unisław Śl.-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Vernerovice-Mezimesti-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Zagórze Śl.-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych




Wesołe jest życie staruszka. Niemcza

Niedziela, 10 kwietnia 2022 · dodano: 10.04.2022 | Komentarze 0

Rano patrzyłem przez okno jak przewalały się chmury. Było dziwnie: błękit, a za chwilę zaciemnienie i opady. I znowu to samo. Miało być zimno, a więc ubrałem się solidnie. Na początek, jeszcze w Wałbrzychu, wziąłem ten podjazd, na których dopadło mnie lekkie zamroczenie. Tym razem wszedł bez takich negatywnych niespodzianek. W plecaku dźwigałem dodatkowe odzienie i niebawem wyciągnąłem z niego kurtkę, bowiem zaczęło padać. Opady towarzyszyły mi na całej trasie. Był to deszczyk, ale częściej drobny śnieg, a czasem zamarznięta krupa śnieżna. Pojawiały się na chwilę, by zaraz dać z powrotem szansę słońcu. Ono nawet ładnie przygrzewało, ale zimny wiatr powodował uczucie wychłodzenia. Jechałem zatem dalej w kurtce. Zdjąłem ją dopiero blisko domu, gdy rozpoczynałem finalny podjazd.

No ale wcześniej dotarłem do Niemczy. W mieście trwają prace remontowe w rynku. Nareszcie! Miejmy nadzieję, że to stare i klimatyczne miasteczko w końcu jakoś będzie wyglądało. Parę kilometrów kręciłem krajową Ósemką. W dzień powszedni nie lubię nią jeździć, bo walą tamtędy całe stada ciężarówek. Dziś ich nie było, no ale samochodów osobowych było sporo. W okolicach zjazdu na wieś Przystronie jest tam knajpka, w której podają najlepszy żurek na świecie. Przejeżdżając koło niej już miałem tam skręcić, bowiem na myśl o tym żurku zrobiłem się głodny. W końcu jednak poniechałem konsumpcji i z pustym żołądkiem pociągnąłem do Łagiewnik. Tutaj zjechałem z krajówki i wbiłem się pod srogi przeciwny wiatr. Nie był aż tak absurdalny jak to doświadczyłem w ostatni czwartek, ale też nieźle dał się we znaki.

W kolejnej wiosce zatrzymałem się przy otwartym sklepie i kupiłem sobie dwie słodkie bułki. Wymęczył mnie ten wiatr i musiałem w końcu coś spożyć, bo powłóczyłem już nogami. Aby lżej mi szło pokonywanie wiatru, włączyłem sobie muzykę. Była to zaiste dziwna mieszanka: Requiem Mozarta, Republika i Kabaret Starszych Panów. Muzyki nie chciałem puszczać na całą parę, by jednak coś słyszeć. Gwizdanie wiatru trochę ja przytłumiało.

Do domu dotarłem po siedemnastej. Szybko przyrządziłem sobie obiadek, który błyskawicznie zniknął z talerza. Potem nie wiedzieć kiedy, przy włączonym telewizorze, pogrążyłem się w drzemce… Wesołe jest życie staruszka.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Olszyniec-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Uciechów-Dobrocin-Niemcza-Wilków Wielki-Łagiewniki-Jaźwina-Jędrzejowice-Wirki-Kątki-Marcinowice-Klecin-Śmiałowice-Wierzbna-Bolesławice-Milikowice-Witoszó1) Dolny-Pogorzała-Wałbrzych




Absurdalny wiatr. Jawor

Czwartek, 7 kwietnia 2022 · dodano: 07.04.2022 | Komentarze 8

Gdybym dziś po raz pierwszy w życiu wybrał się na rowerową wycieczkę, to pewnie drugiego razu by nie było. Absurdalny wiatr zabijał jakiekolwiek pozytywne myślenie. Końcowe 50 kilometrów przebyłem chyba tylko dlatego, że moje 20-letnie doświadczenie rowerowych eskapad dawało mi wiarę w dotarcie do domu. Na odcinkach płaskich rozwijałem prędkości 13-15 km/h. Na podjazdach jeszcze mniej. Choć tutaj nie ma takiego oczywistego przełożenia, bo kręcenie pod górę z reguły odbywa się pod zasłoną zdobywanego wzniesienia. Na zjazdach chyżość docierała do 20 km/h. No oczywiście zawsze można rzec, że przecież pierwsza część trasy była z wiatrem. No ale to się przeleciało szybko i bezboleśnie. Uleciało z pamięci.
Rano podreptałem do pracy. Było nawet ciepło, ale nad głową przewalały się brzydkie chmurzyska. Coś tam zrobiono z łazienką. Można było wypluskać się w letniej wodzie. Zawsze to postęp.

Prognozę sprawdzałem na czterech portalach. Każdy mówił co innego. Tylko w kwestii wiatru wszystkie były zgodne: miało sakramencko wiać. Różnice dotyczyły opadów: tu już było pełne spektrum możliwości, od ciągłych dużych opadów, do ich braku. Mocny wiatr jednak gonił i rozpędzał chmury i w sumie prawie nie zmokłem. Prawie, bo już na ostatnich kilometrach jednak dopadł mnie deszcz. Padał prawie poziomo, tak nim chłostał wiatr.

No dobra, do domu jakoś dotarłem. Ale nieźle wycieńczony. Jako dobrą rzecz można wskazać, że nie dręczyły mnie ani omdlenia, ani skurcze. Licznik pokazał średnią prędkość 20,18 km/h. Coś strasznego!

Teraz wyglądam przez okno i widzę mocne opady. Jak dobrze być w domu!

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Struga-Stare Bogaczowice-Dobromierz-Kłaczyna-Roztoka-Zębowice-Jawor-Mściwojów-Targoszyn-Graniczna-Strzegom-Stanowice-Nowy Jaworów-Milikowice-Witoszów Dolny -Wałbrzych




Słabość organizmu. Sobótka

Środa, 6 kwietnia 2022 · dodano: 06.04.2022 | Komentarze 0

Miała być zima i była. W piątek napadało tyle śniegu, że nie powstydziłby się styczeń i luty. Mróz też nie próżnował. Próżnowałem zatem ja. W niedzielę nawet myślałem, żeby się gdzieś przewietrzyć, ale w końcu dałem spokój.

Dziś wziąłem sobie wolne. Miałem wcześnie rano wyruszyć na nieco dłuższą trasę i wrócić pociągiem. Kierunek miał być z wiatrem… No ale dopadło mnie lenistwo. Barłożyłem do dziewiątej. Miał być ładny dzień, ale za oknem przewalały się chmury i siąpiło. Już nawet w głowie kluła mi się myśl, by kontynuować to lenistwo, ale nie. W końcu mocno po dziesiątej wyruszyłem na trasę zastępczą. W Wałbrzychu od razu puściłem się na podjazd. Robiłem go wielokrotnie i nie jest on jakimś wielkim wyzwaniem. Dziś jednak dał mi się we znaki. Na końcu górki oddychałem ciężko, przed oczami kręciły mi się mroczki. Wiedziałem, że jeśli nie stanę, za chwilę zemdleję. Miałem tak parę razy. Pierwszy raz na pierwszej jeździe – dawno, dawno temu, w 2002 roku. Wtedy zbagatelizowałem ten objaw i rzeczywiście zemdlałem. Wpadłem do rowu z wodą. To mnie ocuciło. Potem jeszcze może ze trzy razy podczas moich jazd czułem, że coś takiego się dzieje. Wówczas nauczony doświadczeniem, przystawałem. Tak też zrobiłem dzisiaj. Pomogło. Dalej już jechałem normalnie. Normalnie, nie licząc kiepskiego tempa. Jeszcze w Wałbrzychu wzmógł się deszcz. Padało na całego. Założyłem kurtkę i pokręciłem dalej. Trochę kląłem na to omdlenie, ten deszcz i swoje problemy. Może i pomogło. Po półgodzinie opady ustały i dalsza jazda odbywała się bez niepotrzebnej wilgoci.
Naciskając na pedały myślałem sobie, co naprawdę może przedwcześnie zakończyć jazdę. Jakie stany organizmu mogą to spowodować? Doszedłem do wniosku, że dwa: skurcze (jeśli słabe są nogi) i omdlenie, ale takie poważne (gdy wysiadają płuca). Reszta to fraszka, bóle, podjazdy, wiatr, to wszystko jest do pokonania.

Trasa moja nie była górzysta, ale jakieś hopki można byłoby na niej wskazać. Jak zwykle początek miałem z wiatrem, a drugą część pod wiatr. Z tym, że różnica była tak, iż najpierw wiało 5 m/s, a później 10-12. Ostatnie 40-50 kilometrów to było mocne rzeźbienie pod srogi wicher. No ale przecież skurcze i omdlenia mnie nie atakowały. Można było jechać.

We wsi Garncarsko zatrzymałem się przy monumencie ku czci Armii Czerwonej. Prosta biała kolumna z czerwoną gwiazdą i jakimś napisem. Napis był nieczytelny, bo zalano go czerwoną farbą, jak i zresztą pół obelisku. Zastanawiałem się, czemu wcześniej nie usunięto tego koszmarnego obrazu zakłamanej historii. Teraz pewnie wreszcie w całym naszym kraju wysadzi się te „pomniki” w powietrze.

Jechałem na pożywnym śniadaniu, ale po walec z tym wiatrem poczułem wilczy głód. Kupiłem sobie słodką bułkę i na niej dotarłem już do domu. Ostatni podjazd z Pogorzały też był pod wiatr. Oj, ciężko się brnęło…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Olszyniec-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bojanice-Mościsko-Książnica-Wiry-Sobótka-Garncarsko-Maniów-Domanice-Śmiałowice-Wierzbna-Bolesławice-Milikowice-Komorów-Pogorzała-Wałbrzych