Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 298725.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2022

Dystans całkowity:2018.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:87:35
Średnia prędkość:23.05 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:144.20 km i 6h 15m
Więcej statystyk

Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Wałbrzych-Korzeńsko

Wtorek, 31 maja 2022 · dodano: 31.05.2022 | Komentarze 0

Mam sporo urlopu, a więc będę go sukcesywnie wykorzystywał na rower. Dziś właśnie wziąłem sobie wolne w tym celu. Wstawało mi się powoli i zamiast o siódmej, na siodełku byłem punkt dziewiąta. No ale dobra, nie ma co tak się nadwyrężać. Zjadłem skromne śniadanie, wypiłem herbatę (dla smaku) i kawę (dla pobudzenia). Dzień był pogodny, ale chłodny.

Zaplanowałem wersję dalszego wyjazdu z powrotem pociągiem. W głowie naszkicowałem sobie plan jazdy i ruszyłem dziarsko na trasę. Jechało mi się przyjemnie. Boczny wiaterek popychał. Czułem się dziwnie dobrze. Koło jedenastej zrobiło się cieplej, a ja zdjąłem podspodnią bluzę z długim rękawem. Teraz mogłem opalać przedramiona. Z lubością wystawiałem się ku słońcu. Czekam na zapowiadane upały.

Trasę zaplanowałem, jako się rzekło, w głowie, nie sprawdzałem dokładnie kilometrażu. Jak zwykle okazało się, że wyszło więcej niż się spodziewałem. Musiałem zatem nieco skrócić swoją trasę. Z zaplanowanych do zaliczenia dziewięciu dziewiczych miejscowości , dotarłem do sześciu. Były to w kolejności wsie: Rogożowa, Góreczki, Świniary, Chodlewo, Korzeńsko i Dębno w powiatach trzebnickim i górowskim. Dwie pierwsze to dziwne twory administracyjne: niby jakieś osady i przysiółki. Ale zawsze się liczą.

Pod koniec jazdy spadły na mnie może ze trzy krople deszczu. Dziwne to, bo niebo chmurzyło się szpetnie i już byłem przygotowany mentalnie na niezłą pompę.

Jazdę zaliczyłem dzięki spożytych dwóch bułkach i sporym pęcie kiełbasy. Danie to podzieliłem sobie na dwie części. Drugą już wrąbałem na peronie w Korzeńsku, czekając na pociąg.

W domu zameldowałem się koło 21. Zjadłbym coś , ale jakoś dziwnie nie mam łaknienia. Jutro pewnie mnie zassie.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Milikowice-Bolesławice-Pastuchów-Łażany-Zastruże-Gościsław-Samborz-Środa Śl.-Malczyce-Lubiąż-Domaszków-Wołów-Pełczyn-Głębowice-Aleksandrowice-Barkowo-Lubiel-Świniary-Unisławice-Chodlewo-Korzeńsko-Dębno-Korzeńsko




Szybka dwusetka. Paczków

Niedziela, 29 maja 2022 · dodano: 29.05.2022 | Komentarze 0

Zegarek zadzwonił nieco po szóstej. Pobudka mniej więcej tak jak do pracy. Nie grymasiłem, ładnie wstałem. Z pewnym wysiłkiem przełykałem znacznie obfitsze śniadanie niż zwykle. Obowiązkowa ciepła herbatka postawiła mnie na nogi, a mocna kawa wypita na drugą nóżkę wypędziła ze mnie resztki snu. Punkt 7:30 już byłem na rowerze.

Wcześniej skalkulowałem swoją zaplanowaną trasę. Miała być dwusteka, a więc taki ranny wyjazd był w pełni uzasadniony. Poranek był zimny. Jak zwykle. Nieco przemarzłem, ale jechało mi się tak dobrze, że nie chciałem przystawać i zakładać kurteczkę wiezioną w tylnej kieszonce. Z Wałbrzycha wyjechałem przez Modliszów, chyba drugi raz w tym roku. Niedawno wyremontowano tę drogę. Wygląda zupełnie inaczej niż dawniej. Gładziutki asfalcik aż mówi. No i ten piękny zjazd do Świdnicy. Z łatwością przekroczyłem sześćdziesiątkę.

W głowie miałem plan jazdy. Zrealizowałem go dokładnie. To lubię. Trasę nie można nazwać górską, ale z pewnością była urozmaicona. Podjazdy nie były długie i mocne, ale na długich odcinkach mi towarzyszyły. Na mikrych zjazdach można było kapkę odsapnąć. Na początku jechałem pod ślicznym błękitnym nieboskłonem. Słońce niby było, ale się obijało. Temperatura wahała się w granicach 13-17 stopni. Po południu zaczęło się szpetnie chmurzyć. No i jak zwykle drugą część miałem pod wiatr. Trzeba wszakże przyznać, że nie był on jakiś dramatyczny. Przed Henrykowem zobaczyłem znaki kierujące na objazd. Zgodnie ze swoim zwyczajem zignorowałem je. Cóż, przez centrum miejscowości przebijałem się przez wertepy, bo zdarto nawierzchnię. Kiedyś w Henrykowie ze dwa lata robiono mały mostek. Teraz też pewnie drogowcom zejdzie…

Do pokonania miałem niby spory dystans. Drogi te jednak wielokrotnie pokonywałem w różnych konfiguracjach. Miałem zatem wrażenie, że kilometry przemierzam szybko. Znajome widoki szybko uciekały w tył. Wyjątkiem był odcinek między Ziębicami a Paczkowem. Tej drogi nie pamiętałem zbyt dobrze. Oczywiście ją też przejechałem parę razy, ale kilka lat temu ostatni raz. Teraz pamięć w plenerze mi wracała, ale dwa razy musiałem jednak przystanąć, by w telefonie sprawdzić trasę.

W Paczkowie wjechałem do brukowanego rynku. Było wczesne popołudnie, a mnie nieco ścisnęło w żołądku. Niestety gastronomia tam wymarła. Były co prawda dwa bary z kebabami i hamburgerami, ale nieczynne. W sklepie kupiłem bułkę i małe kabanosy. Na tym prowiancie dociągnąłem do domu. Przed Ząbkowicami znowu przywitały mnie informacje o objazdach. Niezbyt lubię przejeżdżać przez to miasto, a zwłaszcza przez kostkowe centrum. Pojechałem zatem dookoła. Na odcinku do Stoszowic zmagałem się z mocniejszym wiatrem. Nie wiem co to za kierunek, ale tam zawsze wieje. Chyba jakiś czart macza w tym swe brudne paluchy. Namachałem się niemało.

Na ostatnim podjeździe do Wałbrzycha złapała mnie ulewa. Przydała się w końcu kurteczka. Najpierw mżyło, potem już lało jak z cebra. Nawet przyplątał się grad. W najgorszym momencie wskoczyłem pod wiatę i tam przeczekałem z dwadzieścia minut. Potem już w samym Wałbrzychu złapała mnie druga fala. Tym razem już jechałem w deszczu.

Po znanych trasach zrobiłem szybką dwusetkę. No ale bagatela, zajęło mi to ponda dziewięć godzin.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Modliszów-Świdnica-Wiry-Jaźwina-Roztocznik-Gilów-Piława Górna-Przerzeczyn Zdrój-Ciepłowody-Henryków-Ziębice-Osina Mała-Głęboka-Paczków-Kamieniec Ząbkowicki-Ząbkowice Śl.-Stoszowice-Jemna-Ostroszowice-Bielawa-Pieszyce-Bojanice-Opoczka-Burkatów-Pogorzała-Wałbrzych




O wyższości aluminium nad karbonem. Udanin

Czwartek, 26 maja 2022 · dodano: 26.05.2022 | Komentarze 2

Z pewnym zdziwieniem stwierdziłem, że prognozy się sprawdziły. Niezbyt często się to zdarza. Tym razem jednak deszcze zapowiadane na wtorek i środę rzeczywiście przyszły nad moje okolice. Zwłaszcza wczoraj były obfite i długotrwałe. Uchroniłem zatem swą osobę przed przemoknięciem.

Na dziś zapowiadano suchy dzień, bez wysokiej temperatury. No i znowu bingo! Ranek był zimny. Jak zwykle. No ale dość szybko dojechałem do pracy i mocno nie przemarzłem.
Od kilku dni jeździłem z nowym karbonowym koszykiem na bidon. Sprawdził się jak francuska choroba. Był normalnych rozmiarów, taki też mam bidon. Niestety aby ten bidon wcisnąć w koszyk należało nieco rozchylić jego pierścień. Na postoju szło dobrze, ale w czasie jazdy było to niewykonalne. Do dupy z takim wynalazkiem! Najpierw myślałem, że się jakoś wyrobi, ale gdzie tam. Przecież to absurdalne, ze by się napić z bidonu należało przystawać… W końcu kupiłem nowy koszyk. Nowy stary, bo zwykły aluminiowy. Coraz ich mniej w ofercie sklepów rowerowych, bo dominują te absurdalne karbonowe. No i git! Działa jak powinien. Przy okazji kupiłem sobie nową torbę pod ramę. Wydałem trochę grosza, ale wreszcie trafiłem na coś dobrego. Nazywa się Rock Bros. Jest bardzo starannie wykonana. Zamki dobrej jakości, tworzywo gładkie i nieprzemakalne. Poprzednie torby ciągle obcierając o spodenki powodowały, że spodenki szybko wycierały się i strzępiły. Jestem kontent z tych zakupów.

Trasa była dziś płaska z kilkoma odcinkami sfałdowań. Jechało mi się przyjemnie. Z pewną nostalgią obserwowałem przemijanie wiosny. Oto rzepaki już całkiem przekwitły i ich piękny żółty kolor odszedł w niepamięć. Szczególnie urzekały mnie zapachy jaśminów. Są intensywne i odurzające. Uwielbiam je. Gdy wjeżdżałem w strefę ich aktywności, z lubością szeroko otwierałem nozdrza. Gdy zapach ten się ulatniał, ogarniał mnie smutek.

Na niebie kłębiły się chmury. Czasem wyglądały dość groźnie. Nic jednak z nich nie spadło. Zanim zbiłyby się w coś deszczowego, rozpędzał je mocny wiatr.

Dziś zaliczyłem najdłuższą trasę w sezonie w dniu roboczym. Do domu dotarłem na skraju nocy, przed godziną dwudziestą pierwszą. Teraz kolacja, siusiu i spać.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Roztoka-Godzieszówek-Rogoźnica-Targoszyn-Goczałków Górny-Lusina-Dziwigórz-Udanin-Gościsław-Pyszczyn-Imbramowice-Siedlimowice-Panków-Wierzbna-Bagieniec-Bolesławice-Milikowice-Pogorzała-Wałbrzych-Nowy Julianów-Wałbrzych




Awansem. Mietków

Poniedziałek, 23 maja 2022 · dodano: 23.05.2022 | Komentarze 0

Znowu jazda w poniedziałek. Ten nierowerowy dzień staje się całkiem rowerowy. Sprawdziłem prognozy i okazało się, że dziś miał być jedyny dzień bez deszczu na początku tygodnia. We wtorek i środę ma siąpić. A więc na rower! Jazda awansem.

Rano było chłodnawo. Kiedy wreszcie będą miłe poranki? Może w czerwcu. Do pracy dojechałem szybko i bez przygód. Już przyzwyczaiłem się do barku prysznica. Jakoś trzeba sobie radzić. Pracowałem dzielnie do 14:30. Wtedy się zwolniłem, bo miałem jeszcze załatwić sprawy na poczcie. Dojechałem tam rowerem i załatwiłem.

Wyjazd z Wałbrzycha był pod srogi wiatr. Było jeszcze pod górkę, a więc trudności wzrosły. Potem już ten wiatr dalej rozdawał karty. Wiało mocno, a ja lawirowałem i raz korzystałem z podmuchów, raz z nimi walczyłem. Normalka.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Milikowice-Nowice-Pastuchów-Łażany-Żarów-Imbramowice-Dzikowa-Mietków-Domanice-Klecin-Wilków-Niegoszów-Świdnica-Lubachów-Wałbrzych




Czechy są fajne. Police nad Metuji

Niedziela, 22 maja 2022 · dodano: 22.05.2022 | Komentarze 0

Apokalipsy nie było. Ani burz, ani gradu, ani niszczycielskiego wiatru. Przeglądając popularne portale, które wieszczą takie kataklizmy, czuję co nich (tych portali) coraz większą odrazę. Ujmując to wulgarnie: pierdolą jak potłuczone.

No ale dobrze. Wróćmy do rzeczywistości. Miałem rano wyjechać dość wcześnie, by zaliczyć fajną i długą górską trasę. Znowu się nie udało. Zamiast o siódmej, na rowerze byłem przed dziesiątą. Trasa była owszem górska, ale nieco skrócona. Tak o 50 kilometrów. Mam ją jednak w pamięci i pewnie ją niebawem machnę (chodzi o jazdę do Kudowy).

Po upałach dziś wyraźnie się ochłodziło. Przez większość mej jazdy temperatura oscylowała w granicach piętnastu stopni. W słońcu było nawet przyjemnie, ale kiedy skryło się ono za chmury, robiło się zimnawo. Zresztą wiatr dziś był solidny. Niestety zwłaszcza na moim powrocie bezwstydnie pluł w twarz.

Celem mojej jazdy było klimatyczne czeskie miasteczko, Police nad Metuji. Aby jednak nabić trochę kilometrów, robiłem jazdę okrężną. Najpierw prawie dojechałem do Świdnicy, potem (na powrocie) puściłem się na Czarny Bór.

Kręciło mi się nawet nieźle. Na trasie spotkałem mnóstwo rowerzystów, którzy chcieli wykorzystać nienajgorszą pogodę. W głowie świtała mi myśl, że wykręcę sporą prędkość na zjeździe z Honskego sedla. Można tam otrzeć się o 80 km/h. dziś jednak niestety na zjeździe był sakramencki przeciwny wiatr, a mój licznik pokazał tylko 67 km/h. Rekordu prędkości zatem nie pobiłem. Cóż, może następnym razem. W Mezimesti zjadłęm obiad w knajpie Zahradka. Za smaczny wieprzowy kotlet z knedlikami, zasmażaną kapustą i sosikiem (oraz piwem Primator) zapłaciłem 200 koron. Jadło było dobre i obfite. Nie dałem rady wszystkiego pochłonąć. Moje korony się kończą, będę musiał kupić następne w kantorze.

Pod wieczór zrobiło się ciepło. Wyszło dobre słońce, a wiatr ustał. Na chwilę przystanąłem już w Wałbrzychu, przy moim dawnym mieszkaniu na ul. Głowackiego. Okolica się nie zmieniła. Niestety ja owszem. Ale co zrobić. Ważne że dalej się jeździ…
Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Burkatów-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Unisław Śl.-Mieroszów-Teplice nad Metuji-Ceska Metuje-Police nad Metuji-Pekov-Honske sedlo-Broumov-Hyncice-Ruprechtice-Mezimesti-Mieroszów-Kochanów-Grzędy-Czarny Bór-Boguszów-Gorce (Stary Lesieniec-Kuźnice Świdnickie)-Wałbrzych




Pogwarzę o skwarze. Marcinowice

Piątek, 20 maja 2022 · dodano: 21.05.2022 | Komentarze 0

Prognozy pogody były zmienne. Zapowiadano cały wachlarz różnych możliwości: słonecznie, deszczowo, wietrznie. Postanowiłem jednak zaryzykować. Rzeczywiście, wizje apokaliptyczne zupełnie się nie sprawdziły. Było ciepło, prawie upalnie, miło, choć wiaterek trochę podwiewał, ale bez szaleństw. Poranna jazda do pracy odbyła się w ludzkiej temperaturze, bo było ponad dziesięć stopni. Podczas przejazdu starannie omijałem co większe dziury, by znowu nie złapać kapcia.

Po południu zrobiło się parnie. No ale ja lubię upały. Jazda w skwarze jakoś specjalnie mnie nie męczy, przypiekające słońce nie przeszkadza, a trochę potu jeszcze nikogo nie zabiło. Termometr w liczniku pokazywał trzydzieści stopni z kawałkiem. Raz czy dwa razy niebo nabrało ostrzejszych kolorków, ale wiatr wszystko rozpędził. Trasa była raczej płaska, miejscami ciut więcej urozmaicona. Większe amplitudy wysokości były tylko w okolicach Wałbrzycha.

Z pewnym zdziwieniem dostrzegłem znak zakazu ruchu na mojej trasie, za Bystrzycą Górną w kierunku na Pieszyce. Gdy dotarłem do skrzyżowania, zrozumiałem o co chodzi. Oto wreszcie zabrano się za remont tej drogi. Na razie zdarto asfalt. Jako że nie lubię zmieniać zaplanowanej trajektorii, wbiłem się pod ten zakaz. Zresztą w tym łamaniu przepisów nie byłem sam, samochody też się tam wciskały. Po kilkuset metrach pomyślałem jednak, że popełniłem błąd. Miałem łatwy i nie za długi objazd, a ja pokręciłem na ostre kamienie. Jechałem bardzo powoli i ostrożnie, starałem się omijać co bardziej kamieniste odcinki. Z niepokojem wczuwałem się w swoje ogumienie. Ono jednak wytrzymało tę nierozważnie podjętą przeze mnie próbę. Asfalt z powrotem powitałem po około dwóch-trzech kilometrach. Z ulgą.

Po dziewiętnastej zrobiło się chłodniej, ale ciągle powyżej dwudziestu stopni. Do domu dotarłem lekko po ósmej. Trasa oczywiście zaliczona została przeze mnie wczoraj, ale jakoś nie chciało mi się coś o niej napisać…

Wczorajsza trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Bojanice-Mościsko-Kiełczyn-Wiry-Marcinowice-Gruszów-Wilków-Panków-Wierzbna-Bolesławice-Milikowice-Pogorzała-Wałbrzych




Ulubiony miesiąc. Broumov

Środa, 18 maja 2022 · dodano: 18.05.2022 | Komentarze 0

Prognozy na wczoraj się sprawdziły. Lało i to dość mocno. Ja ten deszcz obserwowałem z bezpiecznej pozycji, najczęściej przez okno (samochodu lub domu).
Dziś za to miało być słonecznie. Prognozy też się sprawdziły. Ranek jednak był znowu zimny. Nie zdążyłem jednak porządnie zmarznąć, bo spotkała mnie niezbyt miła niespodzianka. W pewnym momencie z impetem wjechałem w dziurę w nawierzchni ulicy, rower aż podskoczył. Z reguły staram się omijać takie rzeczy, ale na wałbrzyskich jezdniach ich nie brakuje i czasem się to nie udaje. Zakląłem szpetnie, ale już wiedziałem, co za chwilę się stanie. No i faktycznie. Tylne koło zaczęło się lekko miotać. Złapałem gumę. Niby pierwszą w sezonie, ale w bardzo kiepskim momencie. Nie lubię spóźniać się do pracy. Stanąłem i dopompowałem koło. Na nic! Powietrze szybko uciekało. Zabrałem się zatem za wymianę dętki. Poszło mi to nawet sprawnie, ale trasę do pracy musiałem skrócić. Zamiast zwykłych 14 kilometrów, zrobiłem 9. No ale to akurat nie miało większego znaczenia. W pracy w szatni przebierałem się, gdy nagle z mojego tylnego koła w rowerze rozległo się głośne „psss”. Koło po raz drugi szpetnie wypuściło gazy. Pewnie w czasie wymiany dętki do środka dostał się jakiś ostry okruszek (kamyczek, pyłek), który teraz znowu przeciął dętkę. Dziwne, ze nie stało się to w czasie jazdy, kiedy swoim ciężarem dociskałem do gruntu, tylko na postoju. Cóż, czasem tak bywa. Cieszyłem się, że udało mi się chociaż dojechać do roboty.

W pracy miałem okazję wyruszyć w teren. Jakoś tak się złożyło, że dane mi było odwiedzić w tym czasie swoje mieszkanie. Zabrałem z niego dwie kolejne dętki i dużą pompkę. Dzięki tym akcesoriom mogłem naprawić w pracy ten nieszczęsny kapeć. Wcześniej jednak dokładnie wyczyściłem wnętrze opony i obręcz koła. Zabiegi te przyniosły oczekiwany rezultat. Nabite w kole osiem atmosfer trzymało jak ta lala.

Po południu było słonecznie, ale bez nadmiernej ciepłoty. Mój letni strój uzupełniłem zatem podspodnią bluzą z długim rękawem. Z Wałbrzycha wyjeżdżałem podjazdem przez Glinik. Nieco się tam naszarpałem, bo oprócz stromizny musiałem walczyć z przeciwnym wiatrem. Efektem tych zmagań był dziwny ból w lewej łydce i stawie skokowym. Czułem jakieś nieprzyjemne rwanie i mrowienie. Nawet musiałem na chwilę stanąć i pogimnastykować się, gdy poczułem nadchodzący skurcz. W końce jakoś to przemogłem i jechałem dalej. Cóż, wiek robi swoje.

Wybrałem się do Czech, bo dawno tam nie byłem. Uwielbiam jechać odcinek z Unisławia Śl. do czeskiej granicy. Niby to krajówka, ale ruch tam jest tylko lokalny. Trasa wiedzie lekko w dół, po bokach wznoszą się malownicze masywy Gór Wałbrzyskich – Stożek Wielki i Lesista Wielka. W Czechach oczywiście nie miałem już czasu na knedliki i piwo, ale jakoś nie martwiłem się tym. W Broumovie remontują główną drogę, ale rowerem się przecisnąłem. Do domu dotarłem już po dwudziestej, radując się coraz dłuższym dniem. Wieczór, podobnie jak ranek, był chłodny, ale cóż to znaczy wobec ciepła organizmu po przejechaniu setki z okładem. Mimo tych nerwowych przygód, cieszyłem się jazdą w maju, moim ulubionym miesiącu.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-(Glinik)-Unisław Śl.-Mieroszów-Mezimesti-Hejtmankovice-Broumov-Hyncice-Mezimesti-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych




Dzień nierowerowy. Dobromierz

Poniedziałek, 16 maja 2022 · dodano: 16.05.2022 | Komentarze 0

W poniedziałek z reguły nie jeżdżę. Jakoś tak wypadło, że ostatnio w weekend wyruszam w niedzielę, a więc kolejny dzień sobie wypoczywam. Tym razem byłem na wyjeździe w sobotę, a na wtorek zapowiadają spore opady. Zatem nie było wyjścia, w nierowerowy poniedziałek trzeba było jechać.

Ranek był całkiem rześki. Termometr wskazał ledwo sześć stopni. Ubrany byłem raczej letnio, a więc nieco mnie przechłodziło. W pracy trochę się obijałem i czekałem na piętnastą. Wraz z jej wybiciem już byłem na siodełku.

Z Wałbrzycha wyjechałem na Stare Bogaczowice i dalej na Sady Górne. Dawno tamtędy nie jechałem, bo droga była remontowana. Dziś od swojego kolegi, który czasem nią jeździ, dowiedziałem się, że już prace ukończono. Co prawda na skrzyżowaniu znak mówił coś innego, ale zignorowałem go i ruszyłem na Sady. O tym, że ten odcinek jest otwarty dodatkowo przekonywały mnie samochody, które licznie zagłębiły się w ten zaułek. No i rzeczywiście. Nowy asfalcik był tak gładki, że jajeczko można by toczyć. Sielanka trwała do granicy Sadów Górnych i Dolnych, bo tylko do tego miejsca starczyło drogowcom fantazji na kładzenie nowej nawierzchni. Dalej były znane mi od lat dziury, no ale w sumie przejezdne…

Pogoda zrobiła się prawie letnia. Z radością rozpinałem bluzkę i ku słońcu wystawiałem gołą klatkę piersiową. Nawet jakoś nie przeszkadzały mi owady, które wpadały za pazuchę. Nadszedł zatem prawdziwy ciepły maj, moja ulubiona pora. Ciągle oczy zawieszałem na polach rzepaku, których żółty kolor sprawiał mi dziwną radość. Wiaterek nieco podwiewał, ale nie narzekałem. Przecież poprzednia trasa była generalnie z podmuchami w plecy.

Na trasie zauważyłem dziś sporo samotnych rowerzystek. Zerkaliśmy na siebie z uśmiechami. No ale jakoś nie miałem śmiałości zagadać. Może dlatego, że wszystkie jechały w przeciwną stronę i moment minięcia był bardzo krótki.

Do domu dotarłem w okolicach dwudziestej. Zjadłem talerz kupnej zupy pomidorowej i powoli zacząłem myśleć o spoczynku. Dobranoc.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Sady Górne-Kłaczyna-Dobromierz-Siodłkowice-Stanowice-Morawa-Pastuchów-Czechy-Jaworzyna Śl.-Bolesławice-Milikowice-Witoszów Dolny-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych




Jak dobrze wstać skoro świt. Wałbrzych-Olesno

Sobota, 14 maja 2022 · dodano: 14.05.2022 | Komentarze 0

Jazdę swoją zaplanowałem tak, by dotrzeć do Olesna na Opolszczyźnie i wrócić stamtąd pociągiem. Według kalkulacji dystansu miało wyjść nieco ponad 180 km.

Spory dystans wymusił na mnie wczesną pobudkę. Poza tym okazało się, że mój sensowny powrotny pociąg był o 16:18 i raczej należało się streszczać. Niczego tak nie lubię jak pogoni za uciekającym pociągiem. Strasznie źle na mnie działa końcowa jazda w niedoczasie. Z reguły wolę przybyć na dworzec wcześniej, by chwilkę jeszcze odsapnąć. Mimo ściśle wyznaczonego planu jazdy, postanowiłem w trakcie pokonywania kolejnych odcinków kontrolować czas i dystans, by ewentualnie go skrócić lub wydłużyć. Na szczęście doszło do tej drugiej opcji.

Na rowerze siedziałem już kapkę po szóstej. Wstałem nawet chwacko i bez marudzenia. Poranek był całkiem ciepły, bo termometr pokazał 10 stopni. Mnie jednak było dziwnie zimno, być może podświadomie tęskniłem do ciepłego łóżka. Dystans umykał szybko. Po dwóch godzinach było już dwadzieścia stopni. Jechałem w termicznej bluzce pod spodem i nawet parę razy miałem zamiar ją zdjąć, ale jakoś nie zrobiłem tego. Do końca już miałem ją na sobie. Ciut się przegrzewałem, ale nie nadmiernie. Na początkowych odcinkach miałem wiatr boczny, ale ostatnie kilkadziesiąt kilometrów ładnie śmigałem pchany przez podmuchy.

W domu zjadłem małe śniadanie, bo o tak wczesnej porze nie przełknąłbym czegoś większego. W trakcie jazdy poratowałem się dwiema bułkami i trzema kawałkami kiełbasy śląskiej. Produkty kupowałem już w sklepach, bo z domu nie wziąłem jedzenia. Na takiej strawie dociągnąłem do mety. W województwie opolskim zaliczyłem cztery dziewicze miejscowości: Lubienia, Gronowice, Stare Olesno i Wojciechów. Po drodze tak skorygowałem przebieg mej marszruty, by dobić do dwusetki.

Na dworcu w Oleśnie zameldowałem się przed czasem, wybiła bowiem 15:30. Jest on remontowany i bilet musiałem kupić w pociągu. Wcześniej jednak zasiadłem na ławeczce i napawałem się słońcem, a w garści ściskałem puszkę piwa, rozglądałem się przy tym, czy aby nie napatoczy się jakaś policja. Było jednak pod tym względem spokojnie.

Podróż pociągami zmęczyła mnie chyba więcej niż jazda na rowerze. Myślałem przy tym, że trochę słabo to zaplanowałem. Wszak można było jeszcze ze trzy godzinki pojeździć, a nie marnować się w wagonie. Na przyszłość postanowiłem to jakoś skorygować. Może jazda sobotnia i niedzielna gdzieś z noclegiem? We Wrocławiu miałem chwilę na przesiadkę i chciałem coś zjeść. Niestety mój ulubiony lokal z normalnymi obiadami był już zamknięty. A więc obiadokolację zjadłem w domu.
Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Burkatów-Lutomia Dolna-Mościsko-Jaźwina-Łagiewniki-Strzelin-Gnojna-Grodków-Gracze-Lewin Brzeski-Skorogoszcz-Popielów-Ładza-Murów-Stare Budkowice-Laskowice-Lasowice Małe-Stare Olesno-Olesno.




Na pierwszą zmianę. Jordanów Śl.

Czwartek, 12 maja 2022 · dodano: 12.05.2022 | Komentarze 0

Dziś do pracy mam na drugą zmianę, zatem rower był na pierwszą. Nawet wstałem sprawnie i nieco po siódmej byłem już w trasie. Dzień od rana był duszny i gorący. Powiewał tylko wiaterek. Pierwszą część trasy jechałem z wiatrem, drugą dymałem pod ścianę złego powietrza. Nakląłem się przy tym swoim obyczajem, ale nie za bardzo pomogło. Wiatr był nieubłagany. Najgorzej było na podjazdach, których parę było na trasie. No ale cóż tu narzekać, skoro do pracy dotarłem godzinę przed czasem. I tutaj też piszę tę relacyjkę. Teraz czeka mnie osiem godzin roboty, a może więcej. No i nocny powrót rowerem do domu. Dorzucę jeszcze z pięć kilometrów.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Jaźwina-Łagiewniki-Białobrzezie-Jordanów Śl.-Będkowice-Sulistrowiczki-Przełęcz Tąpadła-Wiry-Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych.

Parametry jazdy skoryguję po nocnym powrocie do domu…

No i wróciłem. Nocna jazda po Wałbrzychu dała sporą frajdę.