Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2022

Dystans całkowity:2104.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:92:33
Średnia prędkość:22.74 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:150.30 km i 6h 36m
Więcej statystyk

Serpentyny jak w Alpach. Okrzeszyn

Środa, 8 czerwca 2022 · dodano: 08.06.2022 | Komentarze 0

Dziś był bardzo ładny dzień. Słoneczny, ciepły, prawie bezwietrzny. Chyba pierwszy raz w sezonie jadąc rano do pracy ubrałem się zupełnie na krótko i nie zmarzłem. Do pracy dotarłem minutę przed czasem, a licznik pokazał czas przejazdu 36:59. Całkiem nieźle.

Punktualnie o piętnastej już jechałem dalej. Dzisiejsza trasa była górska, z dużą liczbą fajnych podjazdów, no i podobną dynamicznych zjazdów. Czerpałem z tego sporą przyjemność. Z tego, czyli z trudu wspinaczki oraz szusowania w dół.

Pojechałem na koniec świata, czyli do Okrzeszyna. Miejscowość ta jest w ślepym zaułku naszego państwa. Można z niej tylko wrócić tą samą drogą, albo krótkimi szutrami przebić się do Czech. Ja wybrałem tę drugą opcję.

W Czechach czekało mnie trzy kilometry alpejskich klimatów. Bo tak z pewnością można nazwać odcinek między Chvalcem a Adrspachem. Rowerzyście, który pierwszy raz tam by się zapuścił, dużo do myślenia dałaby wyświetlona na specjalnym znaku informacja, że droga jest otwarta. Kilka razy pisałem o tym podjeździe, ale zawsze można jeszcze raz. Jest tam sekcja wspaniałych serpentyn. W przeszłości po drugim zawijasie traciło się widok, bo jedzie się lasem. W tym roku Czesi wykarczowali trochę drzew i jest lepszy widok. Wznios ma pochylenie w okolicach dziesięciu procent, ale na zakrętach windowany jest do poziomu może 12-13 procent. Z reguły na liczniku wyświetlają się wskazania poniżej 10 km/h. Jedzie się mozolnie, ale z wyższego poziomu widzi się ten niższy, który jest mocno w dole. To daje sporą satysfakcję.

Dalej też były pochyłości. No ale już nie takie. Do domu zajechałem po sporym łuku. W paczkomacie odebrałem nowe opony. Pewnie niedługo nadejdzie czas na zmianę przynajmniej tej z przodu.

U mnie zapowiadają zmienną pogodę, a co najgorsze, każdy portal obwieszcza co innego. Może jutro też się skuszę na jazdę. Zobaczymy, jak będzie sucho, to jadę…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Struga-Jabłów-Czarny Bór-Krzeszów-Chełmsko Śl.-Okrzeszyn-Chvalec-Adrspach-Mieroszów-Unisław Śl.-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych




Przejażdżka na Śląsk. Dzień 2/2 (z Bogdanem). Strzelce Opolskie-Katowice

Niedziela, 5 czerwca 2022 · dodano: 05.06.2022 | Komentarze 2

Większy opis jutro, bo dziś idę już spać.

Zaliczając gminy na rowerze z czasem staje się przed wyzwaniem wdarcia się do aglomeracji górnośląskiej. Z punktu widzenia rowerzysty nie są to obszary jakoś specjalnie ciekawe. Miasto przechodzi w miasto, w plątaninie ulic, torów tramwajowych, ludzkiej masy trudno się odnaleźć. Planując jazdę w tym kierunku od razu pomyślałem o moim koledze, Bogdanie z Rudy Śląskiej. Parę lat temu raz się przejechaliśmy, napoczynając górnośląskiego molocha od strony południowej. Teraz też zaproponowałem mu wspólną wycieczkę. Zgodził się i można była zacząć myśleć o konkretnych projektach.

Plan był taki, że na swoją dwudniówkę wyruszę z domu w sobotę, przejadę jakiś spory odcinek, przenocuję, a w niedzielę już razem ruszymy na podboje. Do ostatniego momentu nie chciałem potwierdzać wyjazdu, bo pogoda na sobotę była niepewna. Miały być burze i zawieruchy. W końcu prognozy wyłagodniały i można było finalizować przedsięwzięcie. Zarezerwowałem nocleg w Strzelcach Opolskich, kupiłem bilet na pociąg powrotny w Katowic i w drogę.

W nocy padało, a deszcz przeciągnął się do rana. W końcu przed dziewiątą opuściłem domowe pielesze. Było mokro i parno. Na niebie kłębiły się chmury. Ubrany byłem trochę za ciepło i szybko zacząłem się pocić. Postanowiłem na najbliższym postoju nieco się roznegliżować. Niestety pierwszy mój postój był raczej wymuszony. Oto z przodu złapałem gumę. Powietrze zeszło błyskawicznie. Zabrałem się za zmianę dętki. Opona była oblepiona małymi wilgotnymi kamyczkami. Nawet sprawnie mi to poszło, z opony wyjąłem ostry mały odłamek, pewnie sprawcę tej niechcianej przygody. Stanąłem jednak przed dylematem. Małą pompką mogłem dobić może 3-4 atmosfery, stanowczo za mało, by pchać się w daleką trasę. Na moim początkowym odcinku nie było ani stacji paliw, ani serwisów rowerowych, by próbować tam dopompować koło. Cóż, byłe zaledwie pięć kilometrów od domu i postanowiłem do niego wrócić. Na lekkim flaku dojechałem z powrotem do Wałbrzycha. W domu jeszcze raz sprawdziłem oponę, oczyściłem ją, a także dętkę i rawkę, a dużą pompką wtłoczyłem wymagane osiem atmosfer (z ogonkiem). Było już po dziesiątej, a więc wpadłem w niedoczas. Nie lubię takiego stanu. Cóż było robić? Zacisnąłem zęby i nacisnąłem na pedały. Aby przegonić złe duchy, z Wałbrzycha po raz drugi wyjechałem inną trasą. W domu zostawiłem też grube rajtki, bo dzień był raczej ciepły.

Początkowe kilometry upływały w atmosferze wzajemnego zrozumienia pomiędzy mną a moim rowerem. Nieco się rozzłościłem, gdy pomyliłem trasę między Krzyżową a Grodziszczem. To bardzo blisko mojej sadyby, ale rzadko tamtędy jeżdżę. Zamiast w Grodziszczu wylądowałem w Wieruszowie. Dodatkowe cztery kilometry ku chwale ojczyzny. Co jakiś czas spozierałem na przednie koło. Nabite atmosfery nie uciekały. Prognozy co prawda odwołały możliwość opadów, ale zmieniały się one tak szybko, że nie za bardzo można było na nich polegać. Na wycieczkę wziąłem mały plecak, a w nim wszystko to, co możne się przydać na dwa dni jazdy i jeden nocleg. Była też w nim kurtka przeciwdeszczowa, ale na szczęście tylko się ze mną przejechała i nie było potrzeby jej używania. Szybko wjechałem na Opolszczyznę. Jazdę ułatwiał brak wiatru. Nie miałem ze sobą prowiantu, a więc posiliłem się kupując coś po drodze. Były to dwa batoniki, słodka bułka oraz zapiekanka kupiona na stacji „Pieprzyk”. Żwawo pokonałem nielubiany przeze mnie odcinek Krapkowice-Gogolin. Są tam absurdalne ścieżki rowerowe, na których z pewnością znowu złapałbym gumę. Naruszyłem przepisy i kręciłem normalnie drogą. Raz minął mnie nawet policyjny radiowóz, ale mundurowi się nie przyczepiali.
Za Gogolinem jest już niezła droga, niedawno odremontowana droga wojewódzka. Parę niewielkich wzgórków można pokonać bez większej zadyszki. Otwiera się tam też ładny widok na Górę Świętej Anny. Parę lat temu ją zdobyłem. Teraz popatrzyłem na nią tylko z pewnym sentymentem. W Strzelcach Opolskich byłem przed dwudziestą. Licznik wskazał przekroczone dwieście kilometrów. Przekroczeniu tej bariery pomogły dwie niesprzyjające okoliczności: guma na początku jazdy i konieczność zawrócenia do domu oraz małe pobłądzenie. Nocleg miałem w hotelu „Leśnym”. Obiekt średniej klasy i wcale nietani. No ale nie ma co narzekać.

Niedziela była piękna. Pogoda cały dzień dopisywała. Było słonecznie i ciepło. Z Bogdanem umówiliśmy się w Tworogu. Ja miałem tam trzydzieści kilometrów z groszem, a on postanowił tam dotrzeć samochodem, podwieziony przez swojego syna. Pierwsze kilometry do Toszka pokonałem krajówką. Jechało się komfortowo, pasem bocznym, przy minimalnym ruchu samochodowym. Po kilkunastu kilometrach przekroczyłem granicę województwa śląskiego. Droga zaczęła się lekko fałdować, ale bez jakichś szaleństw. Bogdan już sygnalizował, że dotarł do Tworoga. Ja też niebawem się tam znalazłem. Przywitaliśmy się, jeszcze raz sprawdziliśmy i skonsultowaliśmy naszą trajektorię i jazda. Na początku jechaliśmy obok siebie i trochę pogaworzyliśmy, później już sunęliśmy jeden za drugim. Bogdan z reguły był z przodu i cisnął całkiem konkretnie. Nasze plany zakładały jazdę najpierw na północ, później z lekkim odbiciem na wchód, by w końcu zawrócić i rzucić się na południe, ku Katowicom. Taki łamaniec spowodowany był chęcią zaliczenia przeze mnie nowych gmin. Bogdan rozumiał to moje sfiksowanie. Z wyrozumiałością przystawał też przy tabliczkach z nazwami miejscowości, przy których ja pstrykam zdjęcia. Dzięki, Bogdan!

Pierwsze kilometry, to jazda w miarę spokojnymi drogami wojewódzkimi. Była niedziela, a więc raczej można było się tego spodziewać. Były za to całe chmary rowerzystów. W Miasteczku Śląskim zjedliśmy obiad (w knajpie „Śląska Kuźnia Smaków”), a potem odbiliśmy ku leśnej drodze. Była pokryta pięknym asfaltem, jechało się dynamicznie. Wyprowadziła nas ona w okolice Pyrzowic, widzieliśmy nawet całkiem z bliska jak samolot „Wizz Air” szykuje się do lądowania. Od skrajnego punktu na wchodzie, Mierzęcic, przez spory dystans poruszaliśmy się krajówką. W Świerklańcu odbiliśmy już centralnie na południe, ku konurbacji. Mimo święta bardzo ruchliwy okazał się odcinek do Bytomia. Po lekkim zjechaniu z trasy zaliczyliśmy Radzionków i Piekary Śląskie. Na początku Bytomia w „Żabce” odnowiliśmy zapasy płynów. Od tego momentu Bogdan już prowadził, bo ja pewnie bym siadł i płakał. Plątanina ulic, jakieś objazdy z powodu remontów dróg, bruki, kostki, torowiska, zjazdy i podjazdy. Nawet mój przewodnik też musiał czasem przystanąć, by sprawdzić drogę. A więc były kolejno: Bytom, Świętochłowice, Chorzów, Katowice, Siemianowice Śląskie i znowu Katowice. Rozstaliśmy się w pobliżu wieży telewizyjnej na granicy Katowic i Siemianowic. Podziękowaliśmy sobie za jazdę i wspomnieliśmy o możliwej następnej. Przecież czeka wschodnia część aglomeracji z m.in. Sosnowcem i Dąbrową Górniczą. Do dworca miałem pięć kilometrów. Spokojnie pojechałem coraz bardziej ruchliwymi drogami ku centrum Katowic. Przejechałem słynnym wielkim rondem przy zmienionym Spodku, popatrzyłem na pomnik powstań śląskich, który widziałem dawno temu jako dziecko, wreszcie dotarłem do fontanny z żabką. Po drugiej stronie ulicy już był dworzec kolejowy. Dawno tu nie byłem i prawie nie rozpoznałem tego miejsca.

Do domu dojechałem pociągami. Najpierw z Katowic do Wrocławia, a potem do Wałbrzycha. Oba były strasznie nabite. No ale jakoś się wcisnąłem. W domu zameldowałem się przed 23.

Z przejażdżki na Śląsk jestem zadowolony. Zaliczyłem bowiem 13 nowych gmin i przejechałem się w dobrym towarzystwie. Dzięki, Bogdan! I do zobaczenia!




Przejażdżka na Śląsk. Dzień 1/2. Wałbrzych-Strzelce Opolskie

Sobota, 4 czerwca 2022 · dodano: 04.06.2022 | Komentarze 0

Jako się rzekło, dwudniówka na Śląsk.
Opis po powrocie do domu. 




Na pierwszą zmianę. Sobótka

Czwartek, 2 czerwca 2022 · dodano: 02.06.2022 | Komentarze 0

Dziś rower na pierwszą zmianę, a praca na drugą. Wstałem wcześniej niż zwykle, a na siodełku byłem już o szóstej. A więc da się! Ranek był chmurny i zimny. Do pracy miałem stawić się na dwunastą i z tą myślą wyznaczyłem sobie trasę. Po kilku minutach intensywniejszego wysiłku odeszła mnie senność.

Koło ósmej dopadła mnie ulewa, ale nie miałem czasu na przeczekiwanie. Założyłem kurtkę, którą dotąd dźwigałem w plecaku. I dalejże w drogę. Opady ustały po dwudziestu minutach. Wyszło nawet słońce.

Do pracy dojechałem przed czasem. Wreszcie zrobili łazienkę i można było się normalnie wykąpać. Na liczniku sprawdziłem średnią. Coś słabo mi ona wyszła. No ale przecież nie można nadmiernie spieszyć się do pracy.

Teraz małe jedzono, osiem godzin intensywnej pracy (a może więcej) i nocny powrót do domu. Po powrocie skoryguję dane dotyczące dystansu i wpiszę czas przejazdu.

Powrót do domu o pierwszej w nocy. Fajnie jechało się pustymi ulicami, tylko było chłodnawo.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Opoczka-Makowice-Boleścin-Kiełczyn-Wiry-Sady-Sobótka-Maniów-Domanice-Krasków-Wierzbna-Nowice-Milikowice-Pogorzała-Wałbrzych