Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 299444.60 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.71 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2022

Dystans całkowity:1339.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:58:19
Średnia prędkość:22.97 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:121.79 km i 5h 18m
Więcej statystyk

Odrabianie strat bez bólu głowy. Marcinowice

Piątek, 30 września 2022 · dodano: 30.09.2022 | Komentarze 0

Poranna jazda do pracy odbyła się ciemną nocą. No może ostatnie dwa kilometry rozświetlił mi wstający dzień. Nawet nie było strasznie zimno, ale ciepły ubiór się przydał. Tym razem w Wałbrzychu paliły się latarnie. Oczywiście jazda miała sens tylko z włączonymi światłami, z przodu i z tyłu. Na miejsce dotarłem w kiepskim czasie, ale po ćmoku raczej szybciej się nie dało. Zresztą te czasy dojazdowe odnotowuję tylko dla pewnego porządku, a tak naprawdę jakoś nie przywiązuję do tego wagi.

Zwolniłem się o czternastej. Dzień był ładny, słoneczny, ale chłodny. Co warto odnotować, prawie nie było wiatru, a to u mnie rzadko się zdarza. A swój objazd wyjechałem z trasą naszkicowaną w głowie. Ta ostatnia już mnie nie bolała…Zatem nie pozostało mi nic innego, tylko poruszać się po tym wirtualnym sznurku. Bez większych przygód dotarłem do domu. Była dziewiętnasta, pora, kiedy dzień poszedł na antypody. Znowu przydały się moje mocne lampki, kiedy końcówkę przemierzałem ulicami Wałbrzycha.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Olszyniec-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bystrzyca Górna-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Kiełczyn-Wiry-Kątki-Marcinowice-Gruszów-Pszenno-Jagodnik-Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych




Odrabianie start z bólem głowy. Police nad Metuji

Czwartek, 29 września 2022 · dodano: 29.09.2022 | Komentarze 0

Przez tydzień nie udało mi się pojeździć. W weekend miałem wyjazd zupełnie nierowerowy, do córki, która studiuje w Holandii. Przy okazji zlustrowałem ten kraj pod kątem ewentualnej rowerowej wyprawy. Niestety, odpada. Za dużo urbanizacji i porządku. Poza tym te ścieżki rowerowe na każdym kroku… Ja bardziej lubię np. bałkański bałaganik. Z kolei początek tygodnia upłynął pod znakiem opadów i mojego pewnego lenistwa. Ta że w końcu na rower się nie wybrałem.

Na dziś zapowiadano poprawę pogody to jest bez szału, ale przynajmniej bez deszczu. Ruszony wyrzutami sumienia, wziąłem sobie na dziś jeden dzień urlopu, żeby odrobić choć część strat.

Obudziłem się z bólem głowy, przypadłością, która od dawna mnie nie dosięgała. Jakoś zwlokłem się z łóżka i zjadłem śniadanie. Czułem jednak, że ciało raczej nie jest gotowe do jazdy. Wcześniej umyśliłem sobie dość trudną trasę. Przez godzinkę biłem się z myślami. Jechać, nie jechać? Zmienić trasę na bardziej lajtową? W końcu w okolicach dziesiątej poczłapałem zgodnie z planem.

A plan był taki, by sporym łukiem dotrzeć do Czech. Jechałem zatem tak jak sobie w głowie wyznaczyłem, z tą myślą, że ewentualnie skrócę sobie dystans. No ale kilometry przybywały, a ja poruszałem się tak jak miałem ułożone w głowie. Ta nadal nieco ćmiła, ale ból był do wytrzymania.

Dzień był pogodny. Tak jak zwiastowały prognozy. Było nawet słońce, ale temperatura miotała się w mizernych zakresach, czyli od ośmiu do piętnastu stopni. Mój quasi-zimowy ubiór się przydał się znakomicie. Miałem na sobie i długie nogawki, i długie rękawki, obolała głowa uzbrojona była w czapeczkę. Do kompletu zabrakło tylko zimowych rękawiczek. Pod koniec jazdy zorientowałem się, że rękawiczki mam nie do pary. No ale obie były niebieskie, a taką dziś miałem tonację barw pozostałych części mego ubioru. No za wyjątkiem czapeczki, która była żółta.

Profil trasy był dość trudny, były górki i góreczki. W czeskim Pekovie w restauracji „U generala Laudona” zjadłem obiad. Była godzina piętnasta, a mnie mocno już burczało w brzuchu. Wziąłem sobie pikantny gulasz z knedlikami i piwo Opat. Wszystko smakowało wyśmienicie. Za owe frykasy zapłaciłem 160 koron, a więc całkiem niedużo. Po obiedzie miałem zatem siły, by wspiąć się na Honske sedlo. Z przełęczy tej jest piękny zjazd, na którym można osiągnąć niezłe prędkości. Mnie się marzył jakiś rekordzik w tym zakresie, bo i wiatr był tu sprzyjający. Cóż, wykręciłem ponad 72 km/h. Do rekordu zabrakło 7 km/h. Tuż przed samą przełęczą łyknął mnie jakiś jegomość na góralu. Już miałem pomstować na swoją formą, ale zauważyłem, że jedzie na elektryku. Na zjeździe nie był już takim chojrakiem, dziabnąłem go jak szczupak płotkę…

Do domu dotarłem przed osiemnastą. Teraz myślę nad porządną kolacją.

Dzieiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Burkatów-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Unisław Śl.-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Dedov-Police nad Metuji-Pekov-Honske sedlo-Broumov-Hyncice-Ruprechtice-Mezimesti-Mieroszów-Kochanów-Grzędy-Czarny Bór-Boguszów-Gorce (Kuźnice Świdnickie)-Wałbrzych




Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Łagiewniki

Czwartek, 22 września 2022 · dodano: 22.09.2022 | Komentarze 0

Wiedząc o tym, że już w tym tygodniu nie pojeżdżę, dziś wziąłem sobie wolne.
Pogoda była lepsza, było słonecznie choć chłodno. Na trasę wyjechałem o jedenastej, jakoś spało mi się bardzo dobrze i długo. Pod koniec jazdy nieco polawirowałem, by nabić ciut więcej kilometrów. W domu byłem przed osiemnastą. Jazda była przyjemna i udana.




Paskudny początek jesieni. Strzegom

Środa, 21 września 2022 · dodano: 21.09.2022 | Komentarze 0

Rano do pracy już jechałem w ciemnościach. I to w dodatku podwójnych: naturalnych wynikających z wyraźnego skrócenia dnia oraz zafundowanych przez miasto Wałbrzych, bo wyłączono oświetlenie na głównej arterii (ul. Armii Krajowej). Szczególnie ta druga ciemność była dziwna, jechało mi się jakby przez zupełnie nieznaną okolicę. Odpaliłem swoje światełka i jakoś dobrnąłem do pracy. Wszędzie były kałuże po nieustających deszczach. Obraz zaiste ponury.

W pracy cały czas obserwowałem pogodę. Dzień był paskudny. Zimny, pochmurny i schyłkowy. No ale nie lało. Popołudniową część jazdy zacząłem o czternastej. No i wtedy solidnie lunęło. Deszcz jakby czekał ze swoją aktywnością jak wyruszę z pracy. Jednak tym razem jakoś specjalnie nie marudziłem. Takie były prognozy i sprawdziły się co do joty. Potem jeszcze czterokrotnie dopadały mnie fale deszczu. Był obfity, ale niezbyt długi. Brnęło się do przodu. Na niebie obserwowałem przedziwny taniec różnorodnych chmur, czasem między nimi błyszczało słońce, raz jechałem samym pograniczem tych dwóch faz, z jednej strony miałem jaskrawy błękit, a z drugiej głęboką czerń.

Do domu dotarłem o 19, zaliczając dziś obszary tylko dwóch powiatów: wałbrzyskiego i świdnickiego...




Pieski koniec lata. Środa Śl.

Niedziela, 18 września 2022 · dodano: 18.09.2022 | Komentarze 0

Opis być może jutro. 




Setna setka na sto jazd. Mościsko

Piątek, 16 września 2022 · dodano: 17.09.2022 | Komentarze 0

Jazda z wczoraj.

Cały tydzień popaduje. Z reguły, gdy jest deszcz, to nie chce mi się wychodzić na rower. Co innego, gdy opady złapią mnie w trasie, wtedy raczej jadę zgodnie z planem, nie skracam swojej trasy. Tylko sporo klnę pod nosem.

Planowałem rowerowy dojazd do pracy, ale rano właśnie padało. Cóż, pojechałem samochodem. Około dziewiątej ładnie się przejaśniło, a we mnie zaczęła narastać chęć do jazdy. Korzystając z faktu, że mam sporo nadgodzin, zwolniłem się o dwunastej. Po półgodzinie już jechałem na rowerze. Oczywiście na powitanie zlało mnie szpetnie, ale do domu nie miałem zamiaru wracać. Deszcz potem jeszcze parokrotnie przeciął mój rowerowy trakt. Był nawet mocny, ale krótkotrwały. Poza tym było nawet ciepło.

Zrobiłem objazd okolicznych miejscowości, raczej zbytni nie oddalając się od Wałbrzycha. Dwa razy dotarłem do administracyjnych rogatek Świdnicy (z różnych stron), ale do samego miasta nie wjechałem, odnotowałem też, że droga z Jędrzejowic do Wir jest już otwarta. Pisałem o tym wcześniej ze dwa razy. Przepust wodny po kilku miesiącach wreszcie zrobiony. Nowy asfalt jest może na długości dziesięciu metrów…

Dzisiejsza jazda była moją setną w tym roku. Każda z nich odbyła się na dystansie co najmniej stu kilometrów…

Wczorajsza trasa:
Wałbrzych-Olszyniec-Jez. Bystrzyckie (tama)-Opoczka-Bojanice-Bratoszów-Mościsko-Książnica-Kiełczyn-Wiry-Kątki-Pszenno-Panków-Wierzbna-Bolesławice-Świdnica-Milikowice-Witoszów Dolny-Pogorzała-Wałbrzych




W dobrym humorze. Kamienna Góra

Wtorek, 13 września 2022 · dodano: 13.09.2022 | Komentarze 0

Po raz pierwszy od dosyć dawna nie udało mi się pojeździć w weekend. Sobota w ogóle odpadała ze względu na inne zajęcia, a niedziela okazała się na tyle deszczowa, że mimo kilku prób wyjazdu w końcu pozostałem w domu. Nieco przez to upadło moje morale.

Dlatego z zdwojoną ochotą dziś puściłem się w trasę. Oczywiście rano do pracy. Było ciemnawo, ale całkiem ciepło. Z całkiem przyzwoitym czasem przed siódmą byłem już w swoim zakładzie. Łazienka działa, a więc mogłem się przyzwoicie wykąpać.

Korzystam dalej z nadgodzin. Dziś zwolniłem się o czternastej. Pogoda trochę grymasiła. Nawet lekko padało. No ale gdy już wyjechałem, to opady ustały. Było znośnie. Temperatury już wrześniowe i mocniejszy wiatr, ale faktycznie nie można narzekać.

Pierwsza część trasy nie dość, że była raczej pod górkę, to jeszcze z podmuchami hamującymi. Jakoś to zniosłem, bo cóż innego mi pozostało. Później już się polepszyło. Nawet wyszło słońce.

Moja dzisiejsza pętelka wiodła po doskonale znanych mi drogach. Podjazdy pokonałem z nieco większą prędkością niż zwykle. Cóż, pod koniec sezonu forma wzrasta. Oby tak jeszcze ze dwa miesiące. Potem zimowa mała hibernacja.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Jaczków-Kamienna Góra-Krzeszów-Kochanów-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Złoty Las-Dziećmorowice-Wałbrzych




Czeski naskórek. Jetrichov

Piątek, 9 września 2022 · dodano: 09.09.2022 | Komentarze 0

Dziś nie miałem kłopotów z wstawaniem. Rano byłem rześki i gotów do jazdy. Za oknem kłębiły się ciemności, ale zobaczyłem, że przynajmniej nie pada. Wczoraj strasznie lało i prognozy na dziś też były niepewne. Co tam! Jadę! Do plecaka wziąłem przeciwdeszczową kurtkę hajda do pracy. Na swoim stanowisku byłem bez spóźnienia.

Zwolniłem się o 13:30. Coraz szybciej umykam z pracy… No ale mam całe mnóstwo nadgodzin i teraz przyszła pora, by z nich skorzystać. Na niebie przewalały się chmury, ale było nawet ciepło. Deszczu też nie doznałem. Warunki do jazdy były zatem bardzo dobre.

Jeszcze w Wałbrzychu spotkałem swego rowerowego kolegę, Mirasa. Już dawno razem nie jeździmy, ale spotykam go z dziwną regularnością. Przynajmniej dwa-trzy razy w sezonie. On był tym razem na pieszo, a więc ja przystanąłem i parę minut pogadaliśmy. Rozmowa dwóch starszych panów dotyczyła raczej przeszłości. Wyliczyliśmy swoje dolegliwości i wymieniliśmy dane dotyczące rowerowych dokonań w tym sezonie.

Moja trasa była krótka, ale treściwa. Zagłębiłem się w naskórkową warstwę Czech. Zrobiłem tam parę kilometrów i wróciłem do kraju. Cóż, prawie jesienna pora nie daje szansy na długie wojaże po pracy. Było sporo górek, ale jakoś sprawnie to poszło. Pierwszy raz w sezonie zrobiłem podjazd Złoty Las-Modliszów. Trzy kilometry solidnego deptania.
Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-(Glinik)-Unisław Śl.-Mieroszów-Mezimesti-Jetrichov-Mezimesti-Viznov-Nowe Siodło-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Złoty Las-Modliszów-Wałbrzych




Walka z niechceniem. Pieszyce

Wtorek, 6 września 2022 · dodano: 06.09.2022 | Komentarze 0

W nocy śniły mi się jakieś koszmary. Sen był na tyle męczący, że dość dokładnie go zapamiętałem. Oto pełniłem rolę wykidajły przed jakimś szemranym lokalem. Wszystko się tam kotłowało, a tłumy ludzi chciały się dostać do środka. Ja ich musiałem powstrzymywać. Budziłem się ze dwa razy z nadzieją, że ponowny sen będzie wolny od tej wizji. Niestety wpadałem w nią znowu.

Budzik odezwał się o 5:30. Za oknem była kompletna ciemność. Ogarnęła mnie jakaś ogromna niechęć do jazdy. W głowie szukałem wymówek, żeby pozostać w ciepłym łóżku. Może będzie padać? Może ziąb i mgła? Wiedziałem jednak, że prognozy pogody były niezłe i dopiero kolejne dni mają przynieść spadek temperatury i pluchę. Tak walczyłem z tą niechęcią parę minut. W końcu jednak wstałem. Gdy już się całkowicie wydobyłem z marazmu i sennych widziadeł, wyjazd stał się oczywisty.

Jazdę do pracy zacząłem o 6:15. Była pochmurnie i jeszcze niezbyt widno. Odpaliłem zatem swoje lampki. Są dobre i dają dużo światła. Poranny ruch w Wałbrzychu jakby dostosował się do mojej gnuśności. Był raczej mizerny. Po paru obrotach korby doszedłem do ludzi i już nie rozpamiętywałem nocnych upiorów. Było nawet ciepło, termometr wskazał dwanaście stopni. Do pracy dojechałem przepisowo, ale w dość kiepskim czasie. Ciągle dużo tracę na ostatnim odcinku na ul. Ogrodowej, gdzie dziury są jak po bombardowaniu.

Z pracy zerwałem się o czternastej. Mogłem zatem spokojnie sobie pokręcić. Jazda była wokół komina, ale dała mi satysfakcję. Najpierw było pod solidny wiatr, potem już z jego podmuchami. Ostatni podjazdowy odcinek od Świdnicy przez Pogorzałę pokonałem w ekspresowym tempie. Miałem na kole cały czas ambitnego kolarza, a jakoś nie chciałem dać się wyprzedzić. Na rogatki Wałbrzycha dotarliśmy razem. W domu zameldowałem się o dziewiętnastej, na ostatnich oparach dnia.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Modliszów-Lubachów-Opoczka-Piskorzów-(Dorotka)-Pieszyce-Bratoszów-Mościsko-Tuszyn-Jaźwina-Wiry-Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Nowy Julianów-Wałbrzych




Raz do roku w Karkonoszach. Przełęcz Okraj

Niedziela, 4 września 2022 · dodano: 04.09.2022 | Komentarze 0

Opis jutro.

Przynajmniej raz w roku staram się pojechać w Karkonosze i przebić się przez Przełęcz Okraj. Do tej pory w każdym sezonie mi się to udawało. Były czasy, że tę dość trudną trasę zaliczałem kilka razy w roku. Ostatnio jednak zadawalam się tylko jednorazowym przetarciem tej drogi. Pierwszy raz przejechałem nią w 2002 roku, a więc w pierwszym swoim sezonie. Tak jakoś mim się w głowie ułożyło, że sezon, w którym nie zaliczę Okraju, będzie chyba moim ostatnim.

Strat i meta mojej jazdy miała miejsce we wsi Burkatów pod Świdnicą, z domku mojej żony. Wyruszyłem dość późno, bo zegary pokazywały godziną tuż przed dziesiątą. Pogoda była dobra, brak opadów, umiarkowane zachmurzenie, minimalny wiatr. Na trasie spotkałem się z kilkoma utrudnieniami związanymi z zamknięciem niektórych dróg. Zamknięcie to było z różnych powodów: kręcenie jakiegoś filmu, rajd samochodowy, a wreszcie wyścig rowerowy. Wszystkie te przeszkody udało mi się zgrabnie przelawirować.

Od początku trasa była urozmaicona. Nie brakowało długich podjazdów i szybkich zjazdów. Po obfitym śniadaniu, którego głównym daniem była solidna jajecznica, jechało mi się całkiem znośnie. Kilometry przybywały w dobrym tempie. Ruch samochodowy był nieduży, za to licznie wylegli rowerzyści.

Po przejechaniu 70 kilometrów stanąłem wreszcie u podnóża zasadniczego mojego podjazdu, czyli we wsi Miszkowice. Podjazd tam jest jeszcze niezbyt trudny, ale z każdym kilometrem procenty rosną. Z zadowoleniem odnotowałem, że druga część podjazdu posiadała nową piękną i gładką nawierzchnię asfaltową. Ten dobry stan drogi doprowadził mnie na samą przełęcz. W końcu drogowcy się zmobilizowali i wyremontowali tę drogę, a była już w naprawdę kiepskim stanie. Na Okraju zwykle na chwilę się zatrzymuję, by nieco napawać się widokami. Jednak chmurzyło się i postanowiłem tym razem od razu rzucić się w dół. Zjazd jest piękny. Najpierw mamy 13 kilometrów dość ostrego szusowania. Towarzyszy nam rzeka Upa, która dynamicznie niesie swoje wody. Kolejne 17 kilometrów do samego Trutnova też jest w dół, ale już się tam wypłaszcza. W przeciwieństwie na polskiej strony, droga po stronie czeskiej była raczej kiepska. Cały czas coś tam dłubią, ale efektów nie widać. Długimi odcinakami jedzie się jak po tarce i trzeba mocno trzymać klamki. W środkowym odcinku był nawet spory remont i przejazd przez trzy tymczasowe mosty – dwa metalowe i jeden drewniany.

W Svobode nad Upou stanąłem na obiad. Od kilku lat zjeżdżając z Okraju stołuję się w jednej knajpie, a mianowicie restauracji Helena. Mają tam spory wybór czeskich potraw. Ja wybrałem ziemniaczane knedliki z mięsnym nadzieniem. Danie było smaczne i pożywne. Usta i gardło przepłukałem słabym piwkiem Svijany i mogłem ruszać dalej.

Szybko dotarłem do Trutnova i dalej w kierunku na Adrspach. Zaczął się kolejny podjazd, najpierw minimalny, potem za wsią Chvalec po sekcji ostrych serpentyn. Nieoczekiwanie zrosił mnie mały deszczyk, ale szybko poszedł gdzieś dalej. Na dużych nachyleniach mój napęd zaczął przeskakiwać. Jechało się kiepsko, bo musiałem wypiąć jedną stopę z pedałów. Napęd jest nowy i jeszcze w fazie „układania się”. Jakoś wdrapałem się na górę.

Dalsza trasa to kolejne sekwencje zjazdów i podjazdów. W Wałbrzychu przejechałem blisko swojego domu, ale tylko mu pomachałem, bo przecież miałem dojechać do domku mojej żony. No ale to już było raczej z górki. Jazdę zakończyłem po dziewiętnastej. Z pewną nostalgią zauważyłem, że o tej porze niewiele było już dnia. Cóż, wkraczamy w schyłek sezonu. No ale jazda do pierwszego większego sniegu…

Wczorajsza trasa:
Burkatów-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Unisław Śl.-Mieroszów-Krzeszów-Kamienna Góra-Miszkowice-Rozdroże Kowarskie-Przełęcz Okraj-Horni Mala Upa-Svoboda nad Upou-Trutnov-Chvalec-Adrspach-Mieroszów-Wałbrzych (Glinik)-Pogorzała-Burkatów