Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 306827.10 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.67 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Pląsy we mgle. Jetrichov

Czwartek, 23 marca 2017 · dodano: 23.03.2017 | Komentarze 0

Gdy rano wyjechałem do pracy, zaczęło mżyć. W pierwszej chwili nawet przez głowę przeleciała mi myśl, czy się nie cofnąć. Jednak nie dałem za wygraną i pokręciłem w wilgotne kłęby mgły. Jechało mi się całkiem dobrze. Nie było wiatru i to dawało pewne złudzenie większej mocy. Kilka razy musiałem się zatrzymać, by przetrzeć zroszone okulary, przez które już nic nie było widać. Do pracy dotarłem o cztery minuty szybciej niż ostatnim razem. Zwolniłem się o czternastej, wcześniej wysuszywszy na grzejniku nieco przemoczone ciuchy. Cały czas nad światem wisiał gęsty opar. Za ciepło też nie było. Poturlałem się na dobrze sobie znaną trasę do Czech. Postanowiłem wykręcić swoją setkę i czmychnąć do domu. Tak też się stało. Mgła to rzedła, to si wzmagała, ale ciągle mi towarzyszyła. Czuło się wilgotną aurę, ale prawdziwego deszczu nie było. W dobrej formie szarówką dotarłem do domu.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Boguszów-Gorce-Mieroszów-Mezimesti-Jetrichov-Ruprechtice-Mezimesti-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Prawdziwy początek sezonu. Jawor

Wtorek, 21 marca 2017 · dodano: 21.03.2017 | Komentarze 0

Prawdziwym początkiem sezonu nazywam moment, kiedy po raz pierwszy jadę rowerem do pracy. Od tego czasu zaczyna się bardziej intensywna jazda na rowerze. Dwa razy w dni robocze oraz raz w dzień weekendowy. Trochę zmieniły się zasady mojej pracy i teraz mam pół godziny później się w niej stawić. Zamiast o siódmej, o wpół do ósmej. Dziś wyjechałem parę minut po szóstej. Mimo pochmurnego dnia jasność panowała już całkowita. Było przy tym dość ciepło, jak na marzec. Moja jazda do pracy ze Świdnicy do Wałbrzycha jest mocno pod górę. Na dystansie nieco ponad 20 kilometrów, należy pokonać przewyższenie ponda 300 m. Niby niedużo, ale rano człowiek na to ma inne spojrzenie. Z chęcią by się jeszcze pospało, a tu trzeba dymać. Od kilku lat notuję czasy swego dojazdu do pracy. W pewnym sensie są wyznacznikiem mojej formy. Rekord wynosi 56 minut, czas najsłabszy to około 1:20 h. Dziś jak na pierwszy raz wypadło nawet przyzwoicie. 1:10:36. No ale namęczyłem się solidnie, bo jeszcze był przeciwny wiatr. Przed samą pracą mam najtrudniejszy odcinek. Około 400 m ostro pod górę (z nachyleniem ponad 12%) i jeszcze po sakramenckiej wybitej kostce. Mimo lekkiego wewnętrznego sprzeciwu wrzuciłem na tym odcinku najlżejsze przełożenie. By zrobić jakiś konkretny dystans i nie włóczyć się po zmroku, zwolniłem się z pracy o godzinie 14. Poczłapałem znana sobie trasą do Jawora. Niby górek tam niewiele, ale na zjeździe do Starych Bogaczowic licznik pokazał ponad 66 km/h. W okolicach Jawora budowana jest trasa S-3. Pełno tam robót drogowych. Dla mnie miało to swój namacalny dowód, bo musiałem się cofać z zamkniętej drogi do Mściwojowa. Dziś jechałem bez słuchawek i zamiast Bacha słuchałem pięknych ptasich treli. Wiosna w pełni! Na ostatnich 40 kilometrach zaczęło siąpić, ale nazwanie tego opadu deszczem byłoby sporą przesadą.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Szczawno Zdrój-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Roztoka-Gniewków-Jawor-Niedaszów-Targoszyn-Goczałków-Strzegom-Stanowice-Stary Jaworów-Milikowice-Witoszów Dolny-Świdnica.




Ucieczka przed deszczem. Strzelin

Niedziela, 19 marca 2017 · dodano: 19.03.2017 | Komentarze 0

Po południu miało padać. Tak stanowiły wszelkie przejrzane przeze mnie prognozy pogody. Postanowiłem zatem wyjechać dość wcześnie, by uciec opadom. Wcześnie to dla mnie tuż po siódmej. Poranek był słoneczny, ale też chłodny. Odpowiedni ubiór zabezpieczył mnie przed zimnem. Jechałem dość dziarsko, mimo wietrzyska, które chciało mnie zrzucić z siodełka. Zaplanowałem zaliczenie kilku dziewiczych miejscowości na pograniczu powiatów ząbkowickiego i strzelińskiego. Udało się i jako nowe zdobycze wpisałem sobie wsie: Błotnica, Brochocin, Jakubów, Komorowice, Lipowa i Sadowice. Wskazane sioła leżą na Wzgórzach Niemczańsko-Strzelińskich. Pagórki są niewysokie, ale podjazdy są krzepkie i nakazują napinać mięśnie. W połączeniu z wiatrem dały niezły wycisk. Plan wykonałem. Do domu przyjechałem przed deszczem, który teraz sobie siąpi za oknem. Zdążyłem tez na skoki i mogłem cieszyć się z sukcesu Kamila Stocha. Może puchar jeszcze nie przegrany?
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Jaźwina-Byszów-Niemcza-Żelowice-Dobrzenice-Zarzyca-Gołostowice-Strzelin-Mańczyce-Jordanów Śl.-Przezdrowice-Sobótka-Marcinowice-Gruszów-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Przy muzyce o sporcie. Teplice nad Metuji

Sobota, 11 marca 2017 · dodano: 11.03.2017 | Komentarze 0

W tym roku wróciłem do jazdy ze słuchawkami na uszach. Kiedyś jeździłem tak ciągle, później ze względu na starczą głuchotę zarzuciłem te atrakcje. W Nowy Rok wybrałem się na rower i słuchałem "Topu Wszech czasów"  na Trójce. Znowu odżyła we mnie chęć konsumpcji pięknych melodii w trakcie jazdy na rowerze. Od tego czasu słucham sobie swych ulubionych kawałków. Dziś dwa razy przesłuchałem "Wariacje  Goldbergowskie" Bacha. Utwór ten według mnie jest kwintesencją muzyki. Bach pisał go chyba po spotkaniu z Bogiem. Słuchałem różnych wersji, na fortepian (genialne wykonanie Glena Goulda), na skrzypce, gitarę i inne instrumenty. Boskie tchnienie słychać w wykonaniu organowym, które zapodałem sobie  w czasie swej jazdy. 
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych-(Glinik)-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Mezimesti-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Na Śląsk pod wiatr. Dzień 2. Głogówek-Lubomia-Kuźnia Raciborska

Czwartek, 9 marca 2017 · dodano: 09.03.2017 | Komentarze 0

Od jakiegoś czasu planowałem dwudniowy wyjazd. Niestety nie miałem zbyt wiele czasu i musiałem sukcesywnie go odkładać. Wreszcie okazja nadarzyła się w środku tygodnia. Dość szczegółowo zaplanowałem przebieg mojego wyjazdu i z wyprzedzeniem zarezerwowałem hotel. Sprawdziłem też pogodę. Miała być znośna. Pierwszy dzień zwiastowano jako słoneczny, a drugi pochmurny, lecz bez opadów. Postanowiłem pojechać na Śląsk, aby zaliczyć trzy gminy. Minął już okres, kiedy każdy dłuższy wyjazd przynosił nowe zdobycze w tym zakresie. Teraz nastał czas żmudnego wypełniania białych plam na mapie gminnych trofeów. Przed wyjazdem cały czas sprawdzałem prognozy. Były one zmienne jak kobiety. Gdy w końcu wyruszyłem w środowy poranek, świeciło piękne słońce. Nieco zlekceważyłem informacje o kierunku podmuchów wiatru. A miał mi przeszkadzać. Niestety w tym elemencie progności nie zawiedli. Cały pierwszy dzień jazdy towarzyszył mi hamujący wiaterek. Nie był to może huragan, ale cały czas stanowczo pozbawiał mnie radości jazdy. Jechało mi się ciężko, bowiem forma raczej słaba. Co prawda całą zimę jeździłem, ale tylko raz w tygodniu. Dla mnie ten sposób rowerowej aktywności przynosi szybką utratę wytrzymałości. Podobnie jak wiele poprzednich razów, na wyjazd ze sobą wziąłem jedynie mały plecaczek. Pierwszy stukilometrowy odcinek do Nysy był mi doskonale znany. Trasę Świdnica-Nysa pokonywałem kilkanaście razy z różnymi wariacjami. W mieście tym mieszkają moi teściowie i stąd ten kierunek nie ma dla mnie niespodzianek. Tym razem pojechałem przez Ciepłowody, Ziębice i Kamiennik. W planach nie miałem wstępować do teściów, bo oni w tym czasie byli u mojej żony, która z kolei wyjechała służbowo. W Nysie na stacji paliw posiliłem się dużym hot dogiem. Dzień był ciepły, a słoneczne promienie dźgały łaknących wiosny ludzi. Dalej wybrałem drogę, którą przyszło mi jechać po raz pierwszy. Wiatr nie odpuszczał, a do tego doszły lekkie pagórki. Pewnie w szczycie sezonu by ich nie zauważył, ale gdy noga nie chciała kręcić, kilkusetmetrowe podjazdy wysysały siły. Jechałem w kierunku Korfantowa, by przed nim odbić do miasta Biała. Zdenerwowałem się, gdy za wsią Węża pomyliłem drogę i wylądowałem na krajówce. Chwilę się zastanawiałem, czy wrócić, ale w końcu pomknąłem ruchliwą drogą w kierunku Prudnika. W powiecie prudnickim przywitały mnie dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości, po polsku i niemiecku. Przed siedemnastą dotarłem do Głogówka. Tam w hotelu „Fantazja” miałem nocleg. Pozwolono mi wtaszczyć rower do pokoju. Głód mi skręcał kiszki, zatem poszedłem coś zjeść. Okazało się, ze po drugiej stronie ulicy była pizzeria. Pałaszując pizzę z czterema serami przypomniał mi się wyjazd na Sardynię i Korsykę, gdzie ta potrawa stanowiła moje główne menu. W sklepie kupiłem przekąski i napoje. Nie zapomniałem o dwóch butlach piwa. W pokoju było przyjemnie ciepło, a po wysączeniu flaszek usnąłem jak niemowlę.
Kolejny dzień miał mi przynieść trzy nowe gminy. Ograniczony byłem jednakże czasowo, bo planowałem powrót pociągiem. W hotelu zjadłem śniadanie. Poranek był chłodny, a na ziemi widać było ślady nocnych opadów deszczu. Mimo tego, że mój pakunek był raczej skromny, udało mi się zapomnieć mapę, która pozostała w hotelowym pokoju. O jej braku zorientowałem się nawet stosunkowo szybko, ale nie chciało mi się już wracać. Na grzbiet nałożyłem swoją pomarańczową pelerynkę, bowiem chłód był dojmujący. Chroni ona od wiatru. Pelerynka pomogła i zrobiło mi się cieplej. Wiatr był słabszy niż poprzedniego dnia, ale ciągle nie był mi przyjacielem. Trasa była pofałdowana, a podjazdy odznaczały się swoistą wrednością. Po trzydziestu kilometrach dotarłem do województwa śląskiego. Za kolejne piętnaście przecinałem już ulice Raciborza. Mimo że przebieg trasy miałem w głowie i nie żałowałem utraty swojej mapy, gdy zobaczyłem stację benzynową, postanowiłem jednak kupić nową mapę. Strzeżonego Pan Bóg strzeże. Wybór był mizerny. W końcu zdecydowałem się na powiat raciborski. Mapa była bardzo szczegółowa i pewnie się więcej nie przyda. No ale wzbogaci moją kolekcję. W Raciborzu na rowerze byłem po raz trzeci w swojej rowerowej karierze. Pokonałem znany mi most na Odrze i ruchliwymi arteriami tego brzydkiego miasta ruszyłem ku swojej pierwszej dziewiczej gminie, a była nią Lubomia. Jazda po Górnym Śląsku z punktu widzenia rowerzysty nie należy do przyjemności. Sporo samochodów, w tym wielkich ciężarówek, kiepskie drogi i brak ładnych widoków. Czarę goryczy przelał (dosłownie!) deszcz, który bezczelnie zaczął kropić. Pomarańczowe wdzianko odbijało spadające krople, ale wilgoć pryskająca spod kół skutecznie zwilżyła tylne partie mojego ciała. Po zaliczeniu Lubomi sporym łukiem wróciłem do Raciborza, by rzucić się na dwie ostatnie „białe gminy”. Pierwsza z nich nosiła charakterystyczną nazwę Nędza. Czyżby trafne podsumowanie mojej formy? Za parę kilometrów dotarłem do ostatniej gminy na swojej trasie, Kuźni Raciborskiej. Do setki brakowało kilkanaście kilometrów, a do odjazdu mojego pociągu – około godzinki. Cóż było robić? Postanowiłem dokręcić. Wtargnąłem na teren województwa opolskiego, by za chwilę wrócić na obszar domeny Śląskiej. Na stacji stawiłem się piętnaście minut przed odjazdem pociągu. W domu byłem po dwudziestej. Kolej spisała się dzielnie. Moje cztery pociągi, które przywiozły mnie do Świdnicy nie uległy. Hm, tj. nie uległy opóźnieniu…
Podsumowując mogę powiedzieć, że oczywiście jestem zadowolony z wyjazdu. Mimo pewnych trudności (wiatr, słaba forma i deszcz) zrealizowałem swoje plany. Teraz będzie tylko lepiej. A przynajmniej mam taką nadzieję.




Na Śląsk pod wiatr. Dzień 1. Świdnica-Głogówek

Środa, 8 marca 2017 · dodano: 08.03.2017 | Komentarze 0

Opis jutro...




Wiosna, ach to ty. Złotoryja

Sobota, 4 marca 2017 · dodano: 04.03.2017 | Komentarze 0

Na dzisiejszą jazdę ubrałem się solidnie i pierwszy raz w tym roku przegrzałem się. Jako zwolennik teorii, że lepiej ciut się spocić niż przemarznąć, powinienem być zadowolony. Z zimowego stroju wyrzuciłem tylko polarowy komin na szyję i zamiast polarowej czapki wziąłem nową z włókniny. Jej piękny żółty kolor był widoczny z daleka. Słońce świeciło dziarsko i czułem się jak na wiosnę. Nawet owady wybudziły się z zimowego letargu. Widziałem pszczołę, muchy i jakieś chrząszcze. Na drodze zauważyłem także żabę, która grzała się na asfalcie. Jej los był pewnie dość żałosny, bo pewnie jakiś samochód w końcu ją przetrącił. Jedynym ujemnym elementem aury był krzepki wiatr. Forma nieco się poprawia. Dzisiejszy pofałdowany teren połknąłem bez czkawki.
Trasa: Świdnica-Żarów-Gościsław-Udanin-Konary-Księżyce-Luboradz-Jawor-Piotrowice-Łaźniki-Złotoryja-Nowy Kościół-Świerzawa-Wojcieszów-Kaczorów-Bolków-Kłaczyna-Dobromierz-Świebodzice-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica.




Potyczki z wiatrem. Domaniów

Sobota, 25 lutego 2017 · dodano: 25.02.2017 | Komentarze 0

Wczorajsze intensywne opady śniegu jakoś mnie nie przeraziły. W miarę wysoka temperatura uporała się z białym paskudztwem. Spodziewając się mokrej drogi powsadzałem sobie folie tu i ówdzie. Nie powiem, przydały się. Na początku jechało się pięknie, bo z wiatrem, po około 50 kilometrach zawróciłem i od razu poczułem solidne podmuchy. Średnia spadła o 6 km/h. Wiatr dał  i w kość. Namachałem się solidnie. Podjazd i zjazd z Przełęczy Tąpadła pokonywałem po lekko przymrożonym śniegu. Rower szosowy nie lubi takiej nawierzchni. Na trasie pojawiła się jedna "dziewicza" miejscowość, Jaszowice. Jest ona położona przy nielubianej przez mnie krajowej Ósemce. Wreszcie wpadła do moich statystyk.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Przełęcz Tąpadła-Świątniki-Jordanów Śl.-Borów-Borek Strzeliński-Domaniów-Nowojowice-Węgry-Szczepankowice-Rolantowice-Jaszowice-Ręków-Nasławice-Sobótka-Biała-Marcinowice-Gruszów-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Pagórki w deszczu. Ząbkowice Śl.

Sobota, 18 lutego 2017 · dodano: 18.02.2017 | Komentarze 0

Większość prognoz przewidywała na dziś opady. Tylko norweska stron www.yr.no ogłosiła, że  w moim rejonie nie spadnie ani kropla deszczu. Norwegowie nie mieli racji. Już kolejny raz publikują dyrdymały. Może nie mogą otrząsnąć się z szoku po dopingowej wpadce astmo-gwiazdy Johaug. No ale miałem czas dziś i postanowiłem jednak się przejechać. Już koło domu lekko mnie zlało. Przewidując, że może być mokro odpowiednio się zabezpieczyłem. Folia w tyłku i na stopach miała mnie izolować od wilgoci. Trochę pomogło, ale i tak przemoczyłem się dość dokładnie. Na trasie kilka razy dosięgały mnie opady. Nie były jakieś intensywne, ale jednak męczące i odbierające ciepło. Przeszkadzał też lekko kręcący wiatr. Nie był huraganowy, ale człowiek na początku sezonu nie lubi walczyć z podmuchami, które odbierają morale. Trasa obfitowała w krótkie podjazdy. Nie były one zbyt strome, ale każące mocniej napinać mięśnie ze względu na swą liczność.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Jędrzejowice-Jaźwina-Roztocznik-Byszów-Gilów-Piława Górna-Przerzeczyn Zdrój-Ciepłowody-Kobyla Głowa-Bobolice-Ząbkowice Śl.-Stoszowice-Budzów-Jemna-Ostroszowice-Bielawa-Pieszyce-Bystrzyca Górna-Burkatów-Świdnica.




Pierwsze górki i karmienie kotów. Broumov

Niedziela, 12 lutego 2017 · dodano: 12.02.2017 | Komentarze 0

Dzisiejszą trasę musiałem tak zaprojektować, by dwukrotnie wpaść do podświdnickiej wioski Burkatów, bowiem tam powierzono mi trzy koty do opieki. Są to koty mojej żony, która pojechała sobie na narty. Od jutra będę miał dwa kolejne, sąsiadki, bowiem ona też wybrała się na szusowanie. Analizując prognozy pogody, doszedłem do wniosku, że będzie zimno. Zmarznąć na rowerze, tego nie lubię. Ubrałem się wiec solidnie, a szczególną troską otoczyłem swe stopy. Na mrozie pedały SPD szybko łapią mróz. Próbowałem różnych sztuczek, by odizolować swoje stopy od metalowych okuć. Dziś przećwiczyłem nowy patent. Oto między dwie pary skarpetek włożyłem folię. Mróz dochodził do pięciu-sześciu i ten mój wynalazek okazał się na niego wystarczający. Stopy miały komfortowe warunki, nie licząc tylko, że po zdjęciu już w domu skarpetek te spodnie były nieco wilgotne i wydzielały przykrą woń. Po raz pierwszy w tym sezonie powalczyłem trochę z górkami. Wybrałem się do czeskiego Broumova i nieco liznąłem Gór Sowich, Kamiennych i Wałbrzyskich. Forma kiepska, ale będzie lepiej. Drogi były wszędzie czarne, ale tuż obok nich na poboczu piętrzyły się śnieżne zaspy. Szósta jazda w sezonie i szósta setka. Oby ta dalej.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Burkatów (pierwsze karmienie kotów)-Lubachów-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Jedlina Zdrój-Głuszyca-Nowa Ruda-Tłumaczów-Otovice-Broumov-Hyncice-Mezimesti-Mieroszów-Unisław Śl.-Wałbrzych-Pogorzała-Witoszów Dolny-Burkatów (drugie karmienie kotów, drapanie kotów, aby lżej znosiły rozłąkę)-Bystrzyca Dolna-Świdnica.