Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 304920.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.69 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Przedwczesne upały. Jordanów Śl.

Niedziela, 7 kwietnia 2024 · dodano: 07.04.2024 | Komentarze 0

Kontuzji nie było. Rano trochę bolało mnie udo, ale pierwsze metry na rowerze tę dolegliwość wypłoszyły.
Skoro pierwsza niedziela miesiąca, to zawitałem na świdnicką giełdę staroci. Coś tam kupiłem, ale okazało się, że poplątało m się i monetę kupioną już mam. Trzeba będzie ją oddać.
Pierwsze 60 kilometrów było z wiatrem. No ale tego się nie dostrzega. Potem nastąpił armageddon. Druga część jazdy była z wiatrem przeciwnym, bagatela 8-10 m/s. Słabo mi to szło, ale jakoś doczłapałem do finalnego podjazdu z Lubachowa do Wałbrzycha. Oj, namęczyłem się jak zwierzę w kieracie.
Jazda odbyła się w tropikalnych warunkach. Termometr w liczniku pokazywał ekstremalnie 34 stopnie. Nieźle, jak na początek kwietnia. Z ciepłoty skorzystała roślinność, która buchnęła ze straszną intensywnością. Na polach zażółciły się rzepaki. Trzy tygodnie przed terminem.

Dzisiejsza trasa:
https://pl.mapy.cz/s/gerobobete




Oby nie kontuzja. Police nad Metuji

Sobota, 6 kwietnia 2024 · dodano: 06.04.2024 | Komentarze 0

Gościnne występy skończyły się na jednej tylko jeździe, bo trzeba było nieco poświętować, a później pogoda na Mazowszu się skiepściła. A więc miałem parę dni przerwy.
Dziś wyruszyłem blisko dziesiątej. Jakoś nie mogłem się wcześniej zmobilizować. Po raz pierwszy wyjechałem bez plecaka, w którym dotąd dźwigałem asekuracyjnie kurtkę przeciwdeszczową. No i co? Jeszcze w Wałbrzychu złapał mnie deszcz. Nie było nawet sensu przystawać, bo ranek dawał sporą ciepłotę, a i opady były mizerne. Potem na trasie parę razy się chmurzyło, ale już nie padało.
Zaplanowałem rundę po Czechach. Jazda była wymagająca, bo w sumie wyszło mocno ponad 1 100 metrów podjazdów, a i wiatr dawał się we znaki. Pierwotnie miałem zamiar coś zjeść w kraju rozbójnika Rumcajsa, ale w końcu zadowoliłem się napojami i dwoma batonami.
Mój nowy napęd niestety nie spisywał się dobrze. Jazda na średniej tarczy była praktycznie niemożliwa, bo łańcuch zgrzytał i spadał. Na początku na podjazdach kręciłem z wypiętą jedną nogą, by w razie czego móc spokojnie stanąć bez wywrotki. No ale było to dość kłopotliwe. W końcu albo nadwerężałem się z patelni, albo młynkowałem z małej tarczy. Wszystko to mnie strasznie denerwowało. Puściłem sporo bluzgów, a pewnie były one zrozumiałe nawet w Czechach. Ale nic to!
Liczyłem na dobrą prędkość na zjeździe z Honskego sedla. Tam pobiłem kiedyś swój rekord. Dziś było nieco ponad 71 km/h. Hamował wiatr. Na czterdzieści kilometrów przed metą w lewym udzie coś mi strzeliło i końcówkę jechałem z bólem. Praktycznie kręciłem tylko lewą nogą. Nie dziwota, że w prawej pojawiały się skurcze. Ostatnie podjazdy były mozolne i powolne. No ale jakoś do domu dotarłem bez pomocy zewnętrznej. Jutro też planuję mały wypad. Ale czy zdrowie pozwoli?
Dzisiejsza trasa:
https://pl.mapy.cz/s/nubagemula




Gościnne występy. Radom-Sierzchów

Niedziela, 31 marca 2024 · dodano: 31.03.2024 | Komentarze 0

Gościnne, bo na Mazowszu. Pogoda letnia. Pierwsza jazda w sezonie w krótkim kostiumie.
Trasa po powrocie.
A więc trasa:

https://pl.mapy.cz/s/davufabudu




Dupa do renowacji. Wałbrzych-Legnica

Piątek, 29 marca 2024 · dodano: 29.03.2024 | Komentarze 0

Przedświąteczny dzień postanowiłem zaliczyć na rowerze. Mam sporo urlopu, a więc nie żal było z niego skorzystać. Rano było chłodno, ale wraz z postępem dnia temperatura wzrastała, by w apogeum śmiało przekroczyć 20 stopni. W zimowym ubiorze gotowałem się jak jajko na twardo, ale jak wiele razy podkreślałem, wolę się zgrzać niż zziębnąć. Trochę wszakże odchudziłem swoje odzienie. Zabrałem lżejszą czapkę i krótkie rękawiczki. Na trasie bujało się sporo rowerzystów.
Miało być z lekkim wiatrem, a wyszło jak zwykle. Trochę z jego pomocą, trochę z podmuchami w twarz. Jakoś się jechało. Na wzgórzach między Jaworem a Krotoszycami osiągnąłem całkiem przyzwoitą prędkość, 65,5 km/h.
Na trasę wyruszyłem z nowym napędem, bo stary po 20 tysiącach km dokonał żywota. Nic nie zgrzytało, a łańcuch się nie ślizgał na kasecie. Miodzio.
Celem jazdy było zaliczenie ostatnich dziewiczych miejscowości w gminach Miłkowice i Kunice. Mimo oporów wewnętrznych związanych z jazdą pod wiatr i chęcią skrócenia trasy, jakoś je wszystkie zdobyłem, a były to kolejno: Ulesie, Lipce, Bobrów, Pątnówek, Jakuszów, Grzymalin, Dobrzejów i Miłogostowice. Koniec jazdy nastąpił na dworcu w Legnicy. Tym razem do odjazdu mego pociągu miałem ze dwadzieścia minut, a więc był czas na zjedzenie zapiekanki.
Należy zaznaczyć, że drogi w okolicach Legnicy należą do najgorszych na Dolnym Śląsku. Prawdę mówiąc w całej Polsce ze świecą by szukać bardziej niemiłych. Stuletnie wybite bruki, niechlujnie połatane asfalty, na których czyhają wielkie dziury, spękania, wyspane nie wiadomo po co małe kamienie, wszystko to sprawia, że jazda na rowerze szosowym nabiera cech heroizmu. Cierpi na tym najbardziej tyłek, który musi przyjąć te wszystkie wibracje. Teraz mam wrażenie, jakbym odbył intymne spotkanie z panem Biedroniem (lub kimś w tym rodzaju). No ale może jakoś przejdzie.
W okolicach świąt planuję wyjazd na Mazowsze i gościnne występy w tych rejonach.
Dzisiejsza trasa:
https://pl.mapy.cz/s/noroduraja




Walka z żywiołem. Dobromierz

Środa, 27 marca 2024 · dodano: 27.03.2024 | Komentarze 0

Rano do pracy. Było nawet ciepło, ale wietrznie. Czas dojazdu znacznie lepszy niż za pierwszym razem.
Z pracy wyruszyłem o trzynastej. Wtedy to dopiero wiało. Według prognoz miało dąć 12 m/s. No i chyba tyle było. Tym razem ewidentnie czułem, czy jadę z wiatrem, czy pod. Początek trasy był z pomocą żywiołu, druga część już z jego straszliwym oporem. No ale jakoś się kręciło. Początkowy zjazd od strony Wałbrzycha do Starych Bogaczowic przyniósł sezonowy rekord prędkości – ponad 65 km/h.
Do domu dotarłem już po zachodzie słońca. Światełka z przodu i z tyłu rozpraszały mroki.

Dzisiejsza trasa (po pracy):
https://pl.mapy.cz/s/hamokejotu




Śnieżyca i szachy (może). Nowa Ruda

Niedziela, 24 marca 2024 · dodano: 24.03.2024 | Komentarze 0

Z domu wyjechałem bez zbytniego pospiechu. Dzień długi, a więc można się wyspać. Trasa zapowiadała się dość krótka, ale z soczystymi podjazdami.
Dodatkowym problemem był wiatr. Miałem wrażenie, że cały czas był przeciwny. Pewnie tak nie było, ale tak wygląda syndrom słabej formy. Wspinaczki szły mi opornie. Męczyłem się i paliłem mięśnie. Pomyślałem nawet, że gdy tak dalej będę wypluwał płuca, to rzucę to rowerowanie. Może czas na inne sporty… np. szachy.
W Czechach złapała mnie śnieżyca. Mokry śnieg i deszcz szybko przemoczyły mi ubranie. W przygranicznym Mezimesti schroniłem się w knajpie. Zjadłem obiad i wychyliłem Primatora. Na dworze cały czas zawiewało śniegiem. Gdy trochę przestało, na grzbiet wrzuciłem kurtkę, i poczłapałem dalej. Do domu miałem jeszcze ponad 40 kilometrów, które pokonałem w kiepskim tempie.
Jakoś to jednak jest dziwne. Gdy jadę (zwłaszcza pod górę), opdam z sił. Teraz jednak – po jeździe – wcale nie czuję zmęczenia.
Dzisiejsza trasa:
https://pl.mapy.cz/s/mosotuveju




Właściwy początek sezonu. Pieszyce

Piątek, 22 marca 2024 · dodano: 22.03.2024 | Komentarze 0

Właściwy, bo rozpocząłem rowerowe dojazdy do pracy. Wzrośnie systematyczność jazd i może się forma polepszy.
Dziś rano było nawet ciepło, bez przymrozków. Do pracy dojechałem minimalnie przed czasem, ale jednak z dość mizernym czasem ponad 40 minut. Mogłem się wykąpać w wyremontowanej łazience z nową kabiną. Istne luksusy.
Mam dużo nadgodzin, które skrzętnie zbierałem, by teraz móc je wykorzystywać na cele rowerowe. Pracę opuściłem zatem o trzynastej.
Trasę przemierzyłem zgodnie z planem. Niestety ostatnie kilkadziesiąt kilometrów było pod spory wiatr. Namachałem się kapkę. Nawet na ostatnim podjeździe ze Świdnicy przez Pogorzałę górki nie osłaniały od podmuchów. Do domu dotarłem na szarówce.

Trasy kolejno:
https://pl.mapy.cz/s/boposuboma (do pracy)
https://pl.mapy.cz/s/pezutuhulo (po pracy)
Wyjazd z Wałbrzycha po pracy trochę inny, bo mapy cz. nie chciały puścić mnie tą trasą, którą faktycznie jechałem.




Klasyczna dwudniówka. Dzień 2/2. Pępowo-Bierutów

Niedziela, 17 marca 2024 · dodano: 17.03.2024 | Komentarze 0

Najlepiej zdobywa się nieco lepszą formę, gdy się jeździ częściej. Mając na uwadze tę rowerową mądrość, postanowiłem wybrać się na wypad z noclegiem. Taki mały przedsmak prawdziwej wyprawy. Po raz kolejny – jak już wspomniałem – wybrałem się do wielkopolskiego Pępowa.
Pierwszy dzień był nawet ciepły. Żałowałem że nie wziąłem lżejszego ubioru, a w grubych rękawiczkach dłonie pociły mi się szpetnie. Wiatr nie przeszkadzał, niebo było do czasu pogodne. Jechało mi się żwawo i sympatycznie. Za Prusicami złapał mnie deszcz, ale nie był dotkliwy. Wielkopolskę przywitałem w miejscowości o ciekawej nazwie: Białykał. Jest w tym pewna symbolika, bo rolnicza Wielkopolska kojarzy mi się z zapachami chlewni i obornika. I tym razem nie było inaczej. Na swoją kwaterę dotarłem około siedemnastej. Byłem strasznie głody, poszedłem więc na spóźniony obiad. Serowa pizza weszła prawie cała. Wracając do mego domku już nie uniknąłem zlania. Dorwała mnie sroga ulewa. Na szczęście w pokoju miałem ciepło i mogłem rozwiesić swoje ciuchy do wyschnięcia.

Zwyczajem rowerowego turysty, rano sprawdziłem pogodę. Było pochmurnie i bardzo zimno, ale na opady się nie zanosiło. Celem mojej jazdy było miasto Bierutów, skąd już do domu zamierzałem wrócić pociągami. Już po paru kilometrach zmarzłem i na grzbiet założyłem dodatkową bluzę. Już nie marudziłem na ciepłe odzienie. Początek był z wiatrem, ale niebawem dobra passa się odwróciła ode mnie. Wiało jak na sabacie czarownic. Niestety z reguły w twarz. Namachałem się jak przy waleniu cepem. Mięśnie jednak jakoś dawały radę. Może coś ze mnie jeszcze będzie. W Wielkopolsce jest też przesadny rozrost ścieżek rowerowych. Ja w ogóle nie lubię nimi jeździć, ale czasem jednak ulegam obawie, że doczepi się policja. Tutaj w każdej prawie wiosce zbudowany taki tworek: zabrudzony, zapiaszczony, pociągnięty chodnikiem, z nakazami ustąpienia pierwszeństwa pojazdom wyjeżdżającym z boku. Zgroza! W większości kładłem lagę na te ścieżki. Dolny Śląsk znów oglądałem we wsi Goszcz, w której zbudowano monumentalną fabrykę mebli BODZIO. Przejeżdżałem koło niej, faktycznie robi wrażenie. Gdy miałem do celu może z 15 kilometrów, pomyliłem drogę. Wyrzuciło mnie na szutry i polne drogi. Częściowo jechałem, częściowo prowadziłem rower w kopnym piachu. Z niepokojem patrzyłem na zegarek, bo do odjazdu mego pociągu było coraz bliżej, a następny był za ponad dwie godziny. Przebijałem się przez kilka kilometrów, a gdy dotarłem do asfaltu, dziękowałem Bogu. Zostało mi niecałe pół godziny i około 12 kilometrów do dworca. Ruszyłem z kopyta, na szczęście tym razem wiatr mi pomagał. Na peronie byłem 5 minut przed odjazdem pociągu. To już kolejny raz taki pociągowy dramat. Jak ja tego nie lubię!
Pociągi były punktualne, a ja we Wrocławiu miałem nawet czas na zjedzenie obiadu.

Trasy kolejno:
https://pl.mapy.cz/s/podevohake
https://pl.mapy.cz/s/hugebefalu

Mapy cz. nie chciały puścić mnie przez owe szutry (między Poniatowicami a Jemielną), a więc zostało jak w planach.




Klasyczna dwudniówka. Dzień 1/2. Wałbrzych-Pępowo

Sobota, 16 marca 2024 · dodano: 16.03.2024 | Komentarze 0

Klasyczna, bo po raz któryś na wiosnę do Pępowa. Nawet nocleg w tym samym miejscu.
Opisy i trasy po powrocie, czyli pewnie jutro. 




Oznaki wiosny. Teplice nad Metuji

Czwartek, 14 marca 2024 · dodano: 14.03.2024 | Komentarze 0

Ciągle nie mogę wydobrzeć. Choroba przejawia się katarem i kaszlem. Brak gorączki sprawia jednak, że czuję się dobrze i gotów jestem do jazdy. Dziś wziąłem sobie wolne i poczłapałem na nieco trudniejszą trasę, która wiodła do Czech i była bliska 1000 m przewyższeń. Forma licha, ale powoli wydaje się być coraz lepsza.
Pomimo zimna, mogłem obserwować niewątpliwe oznaki wiosny: kwiecie na drzewach, krokusy na łąkach oraz żabie truchła na asfalcie. Te ostatnie stworzenia, czując miętę siliły się na miłosne uniesienia i nie zważały na ruch samochodowy. Przez to dziesiątkami ginęły pod kołami aut.
W Czechach zjadłem obiad i wychyliłem puchar Primatora. Dało mi to siłę do dalszej jazdy po pagórkach.
Dzisiejsza trasa:
https://pl.mapy.cz/s/pefukarucu