Info
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2025, Grudzień2 - 0
- 2025, Listopad4 - 0
- 2025, Październik12 - 0
- 2025, Wrzesień12 - 0
- 2025, Sierpień15 - 0
- 2025, Lipiec18 - 0
- 2025, Czerwiec16 - 0
- 2025, Maj13 - 0
- 2025, Kwiecień12 - 0
- 2025, Marzec10 - 0
- 2025, Luty2 - 0
- 2025, Styczeń3 - 0
- 2024, Grudzień4 - 0
- 2024, Listopad5 - 0
- 2024, Październik10 - 0
- 2024, Wrzesień10 - 0
- 2024, Sierpień11 - 0
- 2024, Lipiec16 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj14 - 0
- 2024, Kwiecień13 - 0
- 2024, Marzec11 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik10 - 2
- 2023, Wrzesień15 - 11
- 2023, Sierpień13 - 4
- 2023, Lipiec15 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj16 - 0
- 2023, Kwiecień10 - 0
- 2023, Marzec18 - 0
- 2023, Luty3 - 2
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień2 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik10 - 0
- 2022, Wrzesień11 - 0
- 2022, Sierpień18 - 3
- 2022, Lipiec14 - 2
- 2022, Czerwiec14 - 5
- 2022, Maj14 - 2
- 2022, Kwiecień14 - 16
- 2022, Marzec10 - 8
- 2022, Luty6 - 0
- 2022, Styczeń4 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad9 - 0
- 2021, Październik12 - 0
- 2021, Wrzesień13 - 0
- 2021, Sierpień13 - 0
- 2021, Lipiec16 - 0
- 2021, Czerwiec13 - 0
- 2021, Maj16 - 0
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień3 - 0
- 2020, Listopad7 - 5
- 2020, Październik11 - 0
- 2020, Wrzesień14 - 0
- 2020, Sierpień12 - 0
- 2020, Lipiec16 - 0
- 2020, Czerwiec13 - 2
- 2020, Maj16 - 9
- 2020, Kwiecień16 - 10
- 2020, Marzec12 - 3
- 2020, Luty5 - 2
- 2020, Styczeń4 - 0
- 2019, Grudzień5 - 5
- 2019, Listopad8 - 5
- 2019, Październik13 - 2
- 2019, Wrzesień14 - 4
- 2019, Sierpień15 - 1
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec20 - 5
- 2019, Maj14 - 0
- 2019, Kwiecień15 - 0
- 2019, Marzec11 - 0
- 2019, Luty6 - 0
- 2019, Styczeń2 - 0
- 2018, Grudzień4 - 5
- 2018, Listopad7 - 2
- 2018, Październik11 - 2
- 2018, Wrzesień13 - 0
- 2018, Sierpień16 - 5
- 2018, Lipiec18 - 0
- 2018, Czerwiec14 - 4
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień14 - 0
- 2018, Marzec6 - 2
- 2018, Luty3 - 2
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień9 - 10
- 2017, Sierpień18 - 0
- 2017, Lipiec16 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 2
- 2017, Maj13 - 3
- 2017, Kwiecień9 - 2
- 2017, Marzec10 - 2
- 2017, Luty4 - 0
- 2017, Styczeń4 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień13 - 0
- 2016, Sierpień18 - 1
- 2016, Lipiec18 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 6
- 2016, Maj18 - 5
- 2016, Kwiecień12 - 2
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty5 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień6 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik12 - 0
- 2015, Wrzesień13 - 0
- 2015, Sierpień19 - 0
- 2015, Lipiec15 - 0
- 2015, Czerwiec16 - 2
- 2015, Maj14 - 0
- 2015, Kwiecień17 - 2
- 2015, Marzec9 - 4
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień5 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik13 - 0
- 2014, Wrzesień9 - 0
- 2014, Sierpień18 - 0
- 2014, Lipiec12 - 0
- 2014, Czerwiec12 - 0
- 2014, Maj16 - 0
- 2014, Kwiecień16 - 2
- 2014, Marzec8 - 0
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń6 - 4
- 2013, Grudzień4 - 0
- 2013, Listopad4 - 3
- 2013, Październik11 - 0
- 2013, Wrzesień11 - 2
- 2013, Sierpień11 - 6
- 2013, Lipiec14 - 10
- 2013, Czerwiec20 - 0
- 2013, Maj13 - 7
- 2013, Kwiecień12 - 2
- 2013, Marzec4 - 3
- 2013, Luty3 - 6
- 2012, Grudzień2 - 2
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik10 - 7
- 2012, Wrzesień12 - 9
- 2012, Sierpień8 - 3
- 2012, Lipiec14 - 0
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj14 - 0
- 2012, Kwiecień10 - 4
- 2012, Marzec10 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień12 - 0
- 2011, Sierpień6 - 0
- 2011, Lipiec12 - 0
- 2011, Czerwiec14 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 0
- 2011, Marzec6 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień5 - 0
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec9 - 0
- 2010, Czerwiec11 - 0
- 2010, Maj11 - 0
- 2010, Kwiecień9 - 0
- 2010, Marzec10 - 0
- 2010, Luty2 - 0
- 2009, Listopad11 - 0
- 2009, Październik4 - 0
- 2009, Wrzesień7 - 0
- 2009, Sierpień10 - 0
- 2009, Lipiec7 - 0
- 2009, Czerwiec14 - 0
- 2009, Maj12 - 15
- 2009, Kwiecień13 - 13
- 2009, Marzec5 - 4
- 2009, Luty2 - 6
- 2009, Styczeń2 - 0
- 2008, Grudzień1 - 3
- 2008, Listopad12 - 7
- 2008, Październik5 - 8
- 2008, Wrzesień14 - 6
- 2008, Sierpień15 - 15
- 2008, Lipiec15 - 11
- 2008, Czerwiec17 - 24
- 2008, Maj18 - 34
- 2008, Kwiecień12 - 19
- 2008, Marzec10 - 19
- 2008, Luty5 - 6
- 2007, Grudzień1 - 4
- 2007, Październik8 - 0
- 2007, Wrzesień9 - 0
- 2007, Sierpień12 - 0
- 2007, Lipiec18 - 2
- 2007, Czerwiec11 - 0
- 2007, Maj15 - 0
- 2007, Kwiecień13 - 0
- 2007, Marzec8 - 0
- 2006, Wrzesień8 - 0
- 2006, Sierpień14 - 0
- 2006, Lipiec16 - 0
- 2006, Czerwiec13 - 0
- 2006, Maj15 - 2
- 2006, Kwiecień17 - 0
- 2006, Marzec4 - 0
- 2005, Wrzesień8 - 0
- 2005, Sierpień13 - 0
- 2005, Lipiec13 - 0
- 2005, Czerwiec13 - 0
- 2005, Maj13 - 0
- 2005, Kwiecień13 - 2
- 2005, Marzec7 - 0
- 2004, Wrzesień9 - 0
- 2004, Sierpień13 - 0
- 2004, Lipiec12 - 0
- 2004, Czerwiec11 - 0
- 2004, Maj14 - 0
- 2004, Kwiecień15 - 0
- 2004, Marzec5 - 0
- 2003, Październik1 - 0
- 2003, Wrzesień7 - 0
- 2003, Sierpień10 - 0
- 2003, Lipiec13 - 0
- 2003, Czerwiec12 - 0
- 2003, Maj14 - 0
- 2003, Kwiecień12 - 0
- 2003, Marzec2 - 0
- 2002, Październik1 - 0
- 2002, Wrzesień11 - 0
- 2002, Sierpień13 - 0
- 2002, Lipiec12 - 0
- 2002, Czerwiec10 - 0
- 2002, Maj13 - 0
- 2002, Kwiecień2 - 2
- DST 173.50km
- Czas 07:30
- VAVG 23.13km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Góry Wałbrzyskie, Stołowe i Sowie
Sobota, 18 maja 2013 · dodano: 18.05.2013 | Komentarze 0
Dziś udało mi się zrobić trasę przez kilka pasm Sudetów: Góry Wałbrzyskie, Góry Stołowe i Sowie. Szczerze mówiąc jakoś nie chce mi się pisać zbyt wiele.
Trasa miała taki przebieg: Świdnica-Zagórze Śl.-Głuszyca-Rybnica Leśna-Unisław Śl.-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Police nad Metuji-Bezdekov nad Metuji-Hronov-Mala Cermna-Kudowa Zdrój-(„Szosa Stu Zakrętów”)-Przełęcz Lisia 790 mnpm-Karłów-Radków-Nowa Ruda-Sokolec-Przełęcz Jugowska 805 mnpm-Pieszyce-Bojanice-Opoczka-Świdnica.
- DST 128.80km
- Czas 05:18
- VAVG 24.30km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
podmuchy
Czwartek, 16 maja 2013 · dodano: 16.05.2013 | Komentarze 0
Zgodnie z założeniem wczoraj wymieniłem oponę z tyłu. Napompowałem koło do dziewięciu atmosfer. Mój kolega z pracy, który też pomyka na kolarzówce, dowala nawet dwanaście. Wydaje mi się jednak, że to już lekka przesada.
Poranna jazda do pracy znów była przy przeciwnym wietrze. Ale było w miarę ciepło i słonecznie. Jechało się zatem całkiem sympatycznie. Kolejny raz spotkałem rowerzystę, który jedzie w przeciwną stronę. Ma przynajmniej z górki, pewnie zmierza do Świdnicy.
Już od przedpołudnia wiał silny wiatr. Drzewa bujały się jak w transie, a mniejsze krzaczki chciało dosłownie wyrwać. Taki to już urok naszego kraju. Wieczne przeciągi. A jak nie wiatr, to deszcz. Z dwojga złego, lepszy ten pierwszy.
Zarówno rano jak i po pracy zmagałem się z wałbrzyskimi ulicami. Wszystko rozkopane. Totalny remont. Nieźle, tylko póki co miasto się korkuje, a samochody plączą się jak opętane. Drogi, które na razie nie są odnawiane, stanowią zlepek łat, dziur i jazda po nich jest swego rodzaju sztuką. Mnie się udała sztuka wyjechania z tego miasta. Po kilkunastu kilometrach jechałem już spokojną drogą, przez lasek, a samochody mijały mnie nieczęsto.
Najbardziej charakterystycznym elementem dzisiejszej wycieczki był ten wiatr. No ale był sprawiedliwy. Raz chciał urwać głowę, raz pchał z furią do przodu. Jakoś tak się złożyło, że generalnie pomagał mi w drugiej części mojej popołudniowej jazdy.
Nie obyło się też bez dziewiczej trasy i miejscowości. Od jakiegoś czasu zbierałem się, by wskoczyć do „ślepej” wioski Kuchary. W pracy przeanalizowałem mapę na Google. Wynikało z niej jakby do Kuchar można było dojechać dwóch stron. W realu jednak jakoś nie mogłem znaleźć tej drugiej drożyny. Była co prawda jakaś polna, ale w nią nie chciałem wjeżdżać. Wjechałem zatem do Kuchar od drogi łagiewnickiej (łączącej Łagiewniki właśnie i powiedzmy Świdnicę). „Dziewiczości” może zaznałem z kilometr.
Pod koniec jazdy, wydłużyłem nieco trasę w stosunku do pierwotnych założeń. Była młoda godzina, a wiatr tak miło pomagał.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Pieszyce-Dzierżoniów-Byszów-Niemcza-Byszów-Roztocznik-Jaźwina-Kuchary-Jaźwina-Wiry-Marcinowice-Wilków-Pszenno-Jagodnik-Świdnica.
- DST 125.50km
- Czas 05:06
- VAVG 24.61km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Życzliwość i kłopotliwe proste rzeczy
Wtorek, 14 maja 2013 · dodano: 14.05.2013 | Komentarze 1
Wczoraj z wieczora wziąłem się za czyszczenie roweru. Dawno tak się nie naharowałem przy tej czynności. Piasek był dosłownie wszędzie. Wyglansowałem jednak każdą powierzchnię, najwięcej uwagi poświęcając napędowi. Wiadomo, przyjemność jazdy kończy się, gdy zaczyna zgrzytać łańcuch. Potem wziąłem się za wymianę tych klocków z tyłu. Czynność banalna przerodziła się w niezłą batalię. Mam klocki mocowane wkręcanymi w nie śrubami imbusowymi. Jeden z nich był tak mocno przykręcony, że nie chciał wcale drgnąć. W dodatku był zrobiony z jakiegoś słabego aluminium. Po paru obrotach kluczem wewnętrzne wielokątne teoretycznie gniazdo zrobiło się okrągłe. No i koniec. Niczym głupiej śruby nie można było złapać. Próbowałem różnymi kluczami, kombinerkami, śrubokrętem. Czarna mogiła. Wreszcie postanowiłem przeciąć śrubę. Zacząłem to robić, ale był fatalny dostęp. Więcej rżnąłem inne elementy niż tę diabelską śrubkę. Może po trzech kwadransach spróbowałem nowym kluczem imbusowym. Wsadziłem go jakoś pod kątem. Gdy zacząłem kręcić i poczułem opór uśmiechnąłem się z lekka. Jeden szybki ruch i śrubkę trzymałem w ręku, a wytarty klocek spadł na podłoże. Efektem mojej walki z klockiem są obtarcia ręki i spory brązowy bąbel podsiąknięty płynem surowiczym – to kombinerki zamiast imbus złapały kawałek skóry. Czynności skończyłem po dwudziestej pierwszej.
Rano czekała mnie jazda do pracy. Wyjeżdżam o 5:45. Dziś było bardzo zimno. W dodatku na mojej trasie znowu był przeciwny wiatr, ale tym razem mocniej odczuwalny. Pierwsze może 10 kilometrów jadę terenem otwartym, no i tu musiałem się nieco namachać. Potem podjazd w lesie był osłonięty od podmuchów. W pracy zameldowałem się jako pierwszy. Zamontowane z takim trudem nowe klocki funkcjonowały niezawodnie. Miałem je okazję wypróbować na krótkim zjeździe do ul. Orkana.
O piętnastej wyruszyłem w swoją trasę. Z błogością przyjmowałem brak opadów. Było jednak zimno i chmurzyło się nieładnie. No ale o opadach nie mogło być mowy. Postanowiłem znowu pojechać do Czech, podobną trasą do niedzielnej, ale jednak z pewnymi wariacjami. Na podjeździe w wałbrzyskiej dzielnicy Gaj poczułem, że coś się dzieje z tylnym kołem. Stanąłem, pomacałem oponę. No tak, powietrze uchodzi… Miałem rzecz jasna zapasową dętkę, ale widząc, że nie mam zupełnego flaka, postanowiłem dopompować koło. No i dobra nasza. Jadąc dalej czułem, że powietrze się w kole utrzymuje… W trakcie jazdy jeszcze dwa razy dopompowywałem.
Szybko zrobiłem swoją czeską trasę i znowu wyskoczyłem w Polsce. W Mieroszowie na fragmencie wyłożonym kostką gdzieś pewnie dobiłem dętką do rawki i powietrze uleciało z prędkością światła. Cóż było robić? Brać się za zmianę dętki. W swoim życiu robiłem to kilkadziesiąt razy. Z reguły idzie mi to szybko i bezproblemowo. Tym razem jednak dopadło mnie jakieś fatum. Opona była tak sztywna, że za skarby świata nie chciała wskoczyć na swoje miejsce. Pozostawał odcinek może 15-centymetrowy, dziwnie wygięty, którego żadną siłą nie można było osadzić w rawce. Namordowałem się może z pół godziny. Wreszcie klnąc i z wydobywając ze swoich rąk jakaś dodatkową moc, wepchnąłem gumę opony na jej miejsce. Gdy brałem się za pompowanie, pojechał do mnie na rowerze starszy pan. Miał lat sześćdziesiąt ze sporym okładem. Powiedział, że dwa razy przejeżdżał koło mnie i widział jak się1) morduję i czy w związku z tym mógłby jakoś pomóc. Grzecznie odparłem, że właściwie już swój problem rozwiązałem. Ale on widząc, że biorę się do pompowania małą ręczną pompką, którą może wsadzę do koła ze cztery atmosfery, zaproponował mi, że z domu przywiezie dużą deptaną pompkę, by nabić koło mocniej. No i faktycznie po jakiejś minutce przywiózł starą pompę. Już nawet chciał zabrać się za pompowanie, ale prawie wyszarpałem mu pompkę z rąk, by samemu pomachać. Ładnie to by wyglądało, gdyby ten starszy dżentelmen pompował mi koło! Historia ta jest dowodem na to, że jest jeszcze w naszym społeczeństwie jakaś bezinteresowna życzliwość, cecha, którą chyba warto cenić ponad inne.
Te wszystkie przygody spowodowały, że w domu byłem po dwudziestej. No ale dzień długi, można kręcić do późna. Na uwagę zasługuje wielka liczba rowerzystów, którą widziałem dziś na trasie. Chyba wszyscy odbijają sobie zimny i deszczowy weekend. Ja natomiast planuję wymianę tylnej opony w swoim kole. Zbadałem ją dość gruntownie. Nie jest jeszcze całkiem wyjechana, ma kilka przetarć i ze dwa małe pęknięcia, ale jak nie chce się łapać gum, trzeba mieć mocne opony. No ale to już jutro.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Broumov-Hejtmankovice-Mezimesti-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Olszyniec-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.
- DST 124.70km
- Czas 05:22
- VAVG 23.24km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
deszcz
Niedziela, 12 maja 2013 · dodano: 12.05.2013 | Komentarze 1
Po przeanalizowaniu wszystkich prognoz pogody, było jasne że ewentualna dzisiejsza jazda znowu przyniesie prysznic. Jakiś czas biłem się z myślami, bo specjalnej ochoty na to nie miałem. No ale w końcu postanowiłem jednak spróbować.
Już od razu po moim wyjściu z domu okazało się, że mżawka, która do tej pory snuła się nad Świdnicą, zamieniła się w deszczyk. Prawdę mówiąc nie chce mi się o tym już pisać, ale zmokłem solidnie. Jechałem ponad 100 km w deszczu, by ostatnie kilometry przejechać już bez niego. Cóż, sam sobie zgotowałem ten los, nie ma co narzekać. W czasie jazdy natomiast dotarło do mnie, że z reguły w weekendy babrze się pogoda. Dlatego pomyślałem sobie, by wystąpić z obywatelskim projektem ustawy. Hm, ustawa mogłaby się nazywać „ustawa o przesunięciu terminu weekendu”. Z grubsza wyglądałoby to tak, że gdy prognozy na weekend są niekorzystne, odpowiedni przepis (ustawowy) zamienia sobotę z poniedziałkiem, a niedzielę z wtorkiem. Wtedy w pochmurny sobotni dzień idziemy do pracy (szkoły), a gdy w poniedziałek zaświeci słońce, hajda na rower. Niektórzy może będą może kręcić nosem, że siedem dni pracy. No ale w takim systemie potem po trzech dniach pracy znowu będzie weekend. Chyba że pogoda znowu się popsuje.
Takie oto w głowie snuły mi się myśli, gdy woda chlustała na mnie z góry. Z dołu też, unoszona go góry przez moje koła. Mniej więcej na 25 kilometrze zorientowałem się, że nie mam pompki. Obejmy przy ramie zionęły pustką. Rower trzymam na strychu. Przyjąłem zatem dwa warianty. Albo ktoś ją, powiedzmy, „pożyczył”, albo jakoś się odczepiła podczas wczorajszego czyszczenia roweru i poturlała w dziurę. Tak czy owak lekko zasmuciła mnie perspektywa braku tego ważnego elementu wyposażenia. Już wyobraziłem sobie, że łapię gumę i czekam na tym deszczu na jakiś ratunek. Co chwila zatem sprawdzałem stan ogumienia czy aby to się nie stało. Oczywiście nie stawałem, by to ocenić, ani też co chwila nie oglądałem się do tyłu. Po prostu wczuwałem się w rower. Starałem się wybrać w miarę gładkie odcinki, bez dziur, by zmniejszyć prawdopodobieństwo złapania dziury. Jakoś się udało, ale taka jazda nie daje komfortu i spokoju. Zresztą o komforcie raczej nie mogło być mowy. Przez ten deszcz.
Osiągnąłem dziś chyba jeden z lepszych wskaźników czasu jazdy netto do całkowitego czasu jazdy, wliczając przerwy. Na rowerze jadąc spędziłem 5:23 h, a w sumie wyszło około 6 godzin. Przy czym z 25 minut kwitnąłem na przystanku z daszkiem na granicy polsko- czeskiej, by przeczekać największą nawałnicę. Poza tym raz wstąpiłem do sklepu, by kupić batoniki.
Czuwała nade mną opatrzność, bo z domu zabrałem polarową czapkę. Przydała się znakomicie. Tyle czasu na deszczu powoduje, że ciepło z człowieka ucieka jak powietrze z rozprutego balonu. Czapka, mimo że pochłaniała wodę, trzymała ją w środku. Zatem przynajmniej w głowę było mi ciepło.
Dzisiejsza trasa miała sporo podjazdów, choć nie trawersowała jakichś gór. Jak już wspomniałem, byłem w Czechach. Tam jest sporo wzniesień. Może niezbyt długich, ale dość stromych. Poza tym okolice Wałbrzycha i samo miasto jest znane z niepłaskiej powierzchni.
Jak przyjechałem do domu, to nawet się nieśmiało zaczęło przejaśniać. No ale teraz znowu przez okno widzę ciężkie chmury. Pewnie znowu chcą się wypróżnić. Deszczem.
Przebieg mojego dzisiejszego wyjazdu był taki oto: Świdnica-Modliszów-Wałbrzych-Unisław Śl. Mieroszów-Zdonov-Tepice nad Metuji-Ceska Metuje-Police nad Metuji-Lachov-Vernerovice-Mezimesti-Starostin-Golińsk-Mieroszów-Unisław Śl.-Głuszyca-Jedlina Zdrój-Jugowice-Zagórze Śl.-Jez. Bystrzyckie(tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.
Rower znowu do czyszczenia. Warto też wymienić z tyłu klocki…
- DST 109.30km
- Czas 04:27
- VAVG 24.56km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
deszcz
Piątek, 10 maja 2013 · dodano: 10.05.2013 | Komentarze 0
Dzisiejszy dzień absolutnie nie nadawał się na rower. Ci, którzy pozostali w domy, wygrali los na loterii. Ja do tych szczęśliwców się nie zaliczam. W planach na dziś był rower i nic tych planów nie było w stanie zmienić.
Rano pojechałem do pracy. Jechało się przyjemnie. Podwiewał jednak przeciwny wietrzyk. Trochę się z nim zmagałem, zatem nawet z zadowoleniem przyjąłem odczytany na liczniku czas porannej jazdy: 1:02 h. Po drodze, zwłaszcza w pobliżu Wałbrzycha, widoczne były ślady nocnych intensywnych opadów. Prognoza była taka, że rano te opady miały zaniknąć. Tak też się stało.
W pracy skrzętnie śledziłem prognozy na najbliższe godziny. Cóż, miało lać. Cały czas piętrzyły się ołowiane chmurzyska. Do godziny piętnastej, a więc do końca mojej pracy, deszczu nie było. Wiedziałem jednak, że wyrok na mnie już zapadł. Przemoknięcie do suchej nitki. Gdy ruszyłem przez Wałbrzych, spadły na mnie pierwsze krople. Deszcz się z każdą chwilą zmagać, by po jakiejś półgodzinie stać się ulewą. W takich warunkach pokonałem 80 km. Woda szybko spenetrowała wszystkie zakamarki. Dostała się do butów, przesiąkła ubiór. Na szczęście nie było strasznie zimno. Raz na chwilę opady ustały. Było to już blisko domu. No ale ułuda nie trwała długo. Ostatnie 10 kilometrów pokonywałem w ścianie wody. Deszcz żegnał mnie z przytupem…
No ale przecież człek nie jest z cukru, nie rozpuści się. Tak naprawdę, gdy już się jest całkowicie przemoczonym, to już jest wszystko jedno. Dla mnie o dziwo najgorszy był fakt, że miałem całkowicie zalane okulary i spory dystans pokonałem z patrzałkami podniesionymi na czoło. Wtedy woda wlewała się do oczu, które dziwnie zaczynały mnie piec. Nie wspomnę już o tym, że bez korekcyjnych szkieł jechało mi się ze znacznie mniejszym komfortem. Musiałem wypatrywać dziur na drodze, by w którąś nie wpaść, a dziur nie brakowało.
Z dzisiejszej przygody widzę takie oto pożytki: wzmocniłem ciało, pokrzepiłem ducha, a także w trudnych warunkach wypróbowałem swój nowy licznik. Poprzedni wylądował na śmietniku historii, bo zawiódł mnie podczas wilgotnej aury. Nowy jednak spisał się chwacko. Ani myślał przemóc od deszczu. Przemókł mi natomiast telefon, który schowany miałem w trójkącie pod ramą. Coś tam teraz pika i same wyskakują na nim cyferki. Trzeba będzie go podsuszyć…
Weekend zapowiada się kiepsko. Opady. Może uda mi się wyskoczyć w niedzielę. Jutro muszę wyczyść swój pojazd, bo po walce z deszczem ma na sobie miliard ziarenek piasku.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Szczawno Zdrój-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Kłaczyna-Roztoka-Jawor-Mściwojów-Goczałków-Strzegom-Stanowice-Nowy Jaworów-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica.
- DST 108.80km
- Czas 05:02
- VAVG 21.62km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełęcze Gór Sowich
Środa, 8 maja 2013 · dodano: 08.05.2013 | Komentarze 2
Rano zaliczyłem kolejny dojazd do pracy. Czas coraz lepszy, dziś jechałem 1:01 h. Wyjechałem wcześnie, byłem asekuracyjny, a zatem do pracy dojechałem grubo przed czasem. Następnym razem wyśpię się kapkę więcej. Poranek był piękny. Słoneczny i ciepły. Na trasie, już blisko Wałbrzycha zobaczyłem jednak ślady nocnych lub porannych opadów w postaci plam i kałuż.
Po pracy postanowiłem zrobić trudną trasę jako sposób budowania lepszej formy na słowacką wyprawę, która zaczyna się za miesiąc. Wybór był oczywisty i padł na Góry Sowie. Pokręciłem się nieco po nich i wjechałem na trzy przełęcze (według kolejności mojego wjazdu): Walimską, Jugowską i Sokolą. Ich wysokość kształtuje się na poziomie 750-800 mnpm. Czekało mnie zatem wiele kilometrów podjazdów. Tak na moje oko, łącznie z innymi podjazdami na całej trasie, mogło tego być ze 40 km.
Góry Sowie znowu zachwyciły mnie swoim spokojem, ciszą i naturalnym pięknem. Nawet ten koszmary zjazd z Przełęczy Jugowskiej, o którym niedawno pisałem, jakoś też miał swój urok. Wspinaczka na przełęcze zabrała mi sporo sił. A co dała w zamian? Satysfakcję i niekiedy ładne widoki wiosek i miasteczek położonych w dole. Tak naprawdę tych widoków nie jest za dużo, bo droga wije się przez las. No ale czasem cos tam można dojrzeć. Szczególnie ładna jest panorama Kotliny Kłodzkiej i otaczających ją gór jakieś trzy kilometry od Przełęczy Jugowskiej. Widok otwiera się na lewą stronę (jeśli zjeżdżamy). Jest tam nawet ławeczka, by móc usiąść i pokontemplować widok. Ja jednak nie kontemplowałem, bo znam go dość dobrze. Zadowoliłem się dziś tylko szybkim rzuceniem oka…
W górach nie spotkałem żadnego rowerzysty, natomiast cała ich masa pomykała w pobliżu Świdnicy, a zwłaszcza na malowniczej trasie wzdłuż Jeziora Bystrzyckiego. To chyba dzięki pięknej wiosennej pogodzie. Jedynym jej minusem był spory wiatr, który nie wiedzieć czemu postanowił przeszkadzać mi na podjazdach. Zwłaszcza na Jugowską jechało mi się przez to szczególnie ciężko.
Trasa miała taki oto przebieg: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych (rano); Wałbrzych-Olszyniec-Walim-Przełecz Walimska-Pieszyce-Przełęcz Jugowska-Sokolec-Przełęcz Sokola-Walim-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.
- DST 228.60km
- Czas 09:03
- VAVG 25.26km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsza dwusteka w sezonie
Niedziela, 5 maja 2013 · dodano: 05.05.2013 | Komentarze 3
Majówka upłynęła pod znakiem złej pogody. Było zimno i lało. Wczoraj się lekko przejaśniło, ale dopiero dziś mogłem jechać na rower.
Ze względu na ambitne plany wstałem wcześnie, szybko też się wyszykowałem i ok. 7:30 pomknąłem już w trasę. Po obejrzeniu wszystkich prognoz, prześledzeniu ich na Internecie, w tym na moim ulubionym meteo.pl, dałbym sobie głowę ogolić, że dziś będzie piękna aura. Może niezbyt upalna, ale z ogromną ilością słońca. I cóż się dzieje rano? Chmury, chmury, chmury. Słońce głęboko za nimi schowane nie dawało znaku życia. Masz ci los! A miało być tak pięknie. Cóż było robić? Jechać i nic nie gadać.
Po dojechaniu do ok. 30 kilometra postanowiłem spenetrować jedną „dziewiczą dróżkę”, która dotąd skutecznie opierała się moim podbojom. Sam nie wiem jak to się stało. O ile pamiętam dawniej była nieprzejezdna dla mnie, bo nie posiadała asfaltu. Chodzi mi o odcinek może sześciokilometrowy między Ratajnem a krajową Ósemką, wiodący przez Ligotę Wielką i Przystronie. Teraz asfalcik położono gładziutki i milutki. Nie jest co prawda zbyt szeroki, ale rower się zmieści.
Dziś wszystko pracowało na niezłą średnią. Trasa była raczej płaska, wiatr nie przeszkadzał (obserwowałem smętnie wiszące na masztach flagi państwowe, co oznaczało tak miła dla każdego rowerzysty flautę), a i forma coraz lepsza.
Mój rower wywiózł mnie, podobnie jak tydzień temu przy okazji wędrówki na Górę Św. Anny, na Opolszczyznę. No ale z tamtej trasy powtórzyła się tylko jedna miejscowość, a mianowicie Grodków. Tydzień temu jadłem tam obiad, a dziś wstąpiłem do kawiarni. W domu jakoś nie wypiłem kawy, a gdy zobaczyłem zachęcające szyldy, nie oparłem się pokusie. Wypiłem ogromna filiżankę, a do swego środka wrzuciłem też dwa eklerki. Chyba były lekko starawe, bo przez pół drogi mój brzuch wydawał dziwne odgłosy. No ale jakoś to w końcu zmogłem.
Wziąłem też aparat. W domu pozostał jednak statyw. Zatem jako ten ostatni służył mi bidon lub korzystałem z jakichś korzystnych udogodnień (słupek, parapet witryny sklepowej itp.). Oprócz ulubionych tabliczek pstryknąłem też parę fotek w centrach mijanych miasteczek. Efekt pod spodem.
Jeszcze przed Grodkowem dopadł mnie mały deszczyk. Był czymś nieprawdopodobnym nie ze względu na oglądane wczoraj przeze mnie prognozy, lecz ze względu że spadł z chmur zupełnie niedeszczowych. No ale raczej szkody mi nie zrobił. Potem jeszcze dwa razy pokropiło, a koło godziny pierwszej wreszcie wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Zrzuciłem natychmiast bluzę z długim rękawem, którą miałem pod spodem i napawałem się nieszkodliwym wiatrem i słońcem. Było miło i błogo. Jechało mi się lekko i bez wysiłku.
Celem jazdy były dwie większe miejscowości między Brzegiem a Opolem, a mianowicie Niemodlin i Lewin Brzeski. Cele udało się zaliczyć, a przy okazji kilka następnych dziś na trasie „dziewiczych tras” i nowych miejscowości. Za miejscowością Gracze spotkałem ciekawą sytuację. Na trasie, którą sobie zaplanowałem zobaczyłem znak zakazu ruchu za 950 m. Mimo to pojechałem w tę stronę. Po przejechaniu może rzeczywiście kilometra, dalszy przejazd zagrodziła siatka. Była szczelna i raczej nie można było się przez nią przecisnąć. Na siatce ujrzałem tabliczkę, że droga stanowi własność kopalni jakiegoś kamienia (granitu chyba) i ze względu na osuwiska nie można się nią poruszać. Ja jednak wyszukałem ślady tubylców, którzy pieszo i na rowerze wytyczyli obejście siatki. Po dwustu metrach znowu stanąłem na asfalcie i pojechałem dalej. To dziwna to sprawa, żeby droga publiczna byłą własnością jakiejś kopalni. Skoro ja uszkodzili, to warto naprawić. Ale u nas z tym jest różnie…
Dystans, czas i inne parametry odmierzał mi nowy licznik Sigma BC.8.12. Działał bez zarzutu, ale jakoś nie mogę przyzwyczaić się do tych kulfonów, które wyświetla. Niby maja być oryginale w kształcie cyferki, a mnie się nie podobają. Zwłaszcza „dwójka” jest koszmarna. No ale co zrobić? Cyferki na liczniku Kellys podobały mi się, ale nie wytrzymał próby wilgoci. Jak licznik mnie zawiedzie, to wędruje na śmietnik historii…
W okolicach piętnastej zjadłem obiad w knajpce w miejscowości Kolnica. Zamówiłem sobie rzecz jasna kotlet świniowy. Był ogromny i spałaszowałem go z wielkim apetytem. On to chyba w końcu zneutralizował działanie tych eklerków…
A więc dzisiejsza trasa wyglądała tak: Świdnica-Wiry-Jaźwina-ratajno-Ligota Wielka-Łagiewniki-Strzelin-Grodków-Głebocko-Gracze-Rogi-Niemodlin-Magnuszowice-Lewin Brzeski-Jankowice Wielkie-Wierzbnik-Kolnica-Kucharzowice-Wiązów-Borek Strzeliński-Borów-Jordanów Śl.Świątniki-Sobótka-Marcinowice-Wilków-Pszenno-Świdnica.
Oczywiście pierwsza dwusetka w sezonie i 17 wynik w mojej tabeli wszechczasów.
Parę zdjęć na stronie:
http://www.bikeforum.pl/threads/11604-Wypociny-RODDOSA?p=300979#post300979
- DST 151.60km
- Czas 06:44
- VAVG 22.51km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Mgła na Okraju
Środa, 1 maja 2013 · dodano: 01.05.2013 | Komentarze 0
Maj wita parszywą pogodą. Zimno i deszcz. Nie wypadało jednak w Święto Pracy siedzieć w domu. Postanowiłem uczcić je pracą na rowerze. Wybór padł na Przełęcz Okraj, położoną na wysokości 1046 mnpm na granicy z Czechami w Karkonoszach.
Jazdę rozpocząłem późno, bo mocno po jedenastej. Tak mi się słodko spało, że gdy już wstałem i zjadłem śniadanie, pomyślałem sobie, że skrócę trasę. Jednak myśl wjechania na poziom ponad tysiącmetrowy była silniejsza. I to ona w końcu jednak zwyciężyła. A łatwo nie było.
Chyba pierwszy raz zawiodłem się na prognozach meteo.pl. Zapowiadali co prawda chłód, ale o deszczu nic nie było. Miał zacząć padać dziś w nocy. Tymczasem było go wciągu dnia pod dostatkiem. Prawdę rzekłszy, nie była po jakaś kolosalna ulewa. Bardziej mżyło i czasem pokropiło solidniej. No ale mnie deszcz przemoczył, a rower wygląda fatalnie, bo przywiozłem na nim z pół kilo piachu. Ziąb był dojmujący.
Na dobitkę wysiadł mi licznik. Zamókł od deszczu. Do tej pory mój Kellys nie reagował na wilgoć, ale widocznie wszystko ma swoje granice. Na 28 kilometrze jazdy odmówił posłuszeństwa. Zirytowało mnie to niepomiernie. Najpierw coś tam przy nim gmerałem, próbowałem zmienić ustawienie, ruszałem kołem. Nadaremnie! Cóż było robić? Musiałem jechać bez danych, które miał prezentować. Potem jeszcze dwa razy ożył, kiedy zrobiło się suszej. No ale były to ostatnie podrygi.
Jechałem drogami dobrze mi znanymi. O żadnym „dziewictwie tras” nie mogło być mowy. Od Przełęczy Kowarskiej wjechałem w obszar gęstej mgły. Widoczność była może na 30m. Dodatkowo ostatnie 5 kilometrów na Okraj jechało się po nawierzchni przykrytej na znacznej powierzchni piaskiem. Na podjeździe spotkałem jednego rowerzystę, kilu motocyklistów i kilkanaście samochodów z rejestracjami z różnych części kraju. Wybrali się biedacy na majówkę! A zobaczyli śnieg. Tak, od poziomu ok. 1000 mnpm, zobaczyć było można śnieżne łachy na poboczu. Śnieg gównie zmieszany był z pisakiem, ale też było go trochę w czystej postaci. Na przełęczy już po czeskiej stronie chciałem nieco odsapnąć, ale było tak zimno i nieprzyjemnie, że odpoczynek odsunąłem nieco w czasie i dystansie. Oczywiście nie mogłem zjeżdżać na stronę czeską do Trutnova, bo miałem już niezbyt dużo czasu, a przez Czechy miałbym jednak dalej. Szybko zatem puściłem się w powrotną drogę. Zjeżdżałem wolno, bo trzeba było uważać na samochody, które gwałtownie wyłaniały się z mgły. Poza tym był ten piasek.
Wracałem jednak zupełnie inną trasą, bo nie widziałem dużego sensu w kolejnym przemierzeniu już przejechanej. Powtórzył się tylko odcinek około pięciokilometrowy do Rozdroża Kowarskiego, no ale innej możliwości nie było.
Z ulgą powitałem brak mgły i mżawki w dole. Wytarłem zaparowane okulary i mocniej nacisnąłem na pedały. W domu zjawiłem się po dziewiętnastej. Jutro czyszczenie roweru i solidny przegląd tego licznika, a może kupię nowy.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Witoszów Dolny-Komorów-Świebodzice-Cieszów-Stare Bogaczowice-Jaczków-Kamienna Góra-Przełęcz Kowarska-Rozdroże Kowarskie-Przełecz Okraj-Rozdroże Kowarskie-Lubawka-Lipienica-Krzeszów-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.
Dystans ustaliłem dość dokładnie na podstawie Google earth.
Średnia została oszacowana.
- DST 134.90km
- Czas 06:23
- VAVG 21.13km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Góra Św. Anny cz.3
Niedziela, 28 kwietnia 2013 · dodano: 28.04.2013 | Komentarze 0
Trasa Prudnik-Świdnica z wmordewindem.
Opis niebawem.
- DST 164.90km
- Czas 07:19
- VAVG 22.54km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Góra Św. Anny cz.2
Sobota, 27 kwietnia 2013 · dodano: 28.04.2013 | Komentarze 0
Trasa Góra Św. Anny-Gliwice-Prudnik.
Opis niebawem.