Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 305626.30 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.69 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Ubytki żółci. Jawor

Środa, 15 czerwca 2022 · dodano: 15.06.2022 | Komentarze 0

Do pracy wyjechałem o 6:15. Poranek był zadziwiająco chłodny, mogło być nie więcej niż 6-7 stopni. W zupełnie krótkim letnim ubiorze poczułem ziąb. Na pierwszym (i ostatnim) porannym podjeździe lekko się rozgrzałem. Na końcówce już się ociepliło, bo wyszło słońce. W pracy byłe planowo, ciepły prysznic dodał mi ochoty do życia.

Ze swojej fabryki wyjechałem punkt piętnasta. Dzień był piękny. Znowu. Słońce, minimalny wiaterek, odurzające zapachy przełomu wiosny i lata. Z gorszych spraw można wymienić zatrzęsienie owadów, które chciały koniecznie mieć ze mną zbliżenie. Jedne siadały mi na rękach i nogach, delikatnie szmerając lub wulgarnie kąsając, inne wbijały się za koszulkę i bezczelnie łaziły po spoconej skórze, kolejne oblepiały moje okulary i nachalnie właziły do oczu. No, koszmar.

Na początkowym odcinku (w Sadach Dolnych) przeciskałem się przez niby-asfalt. Droga jest kiepska. Połowę zrobiono, ale końcówki jakoś nikomu nie chce się ruszyć. Na nawierzchni są liczne poprzeczne wyrwy wypełnione ostrymi kamieniami. Co jakiś czas musiałem przejechać przez taką szykanę. Pomyślałem, że zaraz złapię gumę. No i wykrakałem. Za Roztoką poczułem, że przód mi wiotczeje. Jakoś tak mam, że gdy zauważę coś takiego, razem z gumą wiotczeje we mnie chęć do jazdy. Strasznie tego nie lubię. A więc klnąc na czym świat stoi zabrałem się do wymiany dętki. Wcześniej zbadałem jednak oponę. Od jakiegoś czasu jeżdżę na oponach w dwóch kolorach: przód mam żółty, tył czarny. Kolor żółty jest moim ulubionym. Pewnie już dawno powinienem wymienić przednią oponę, bo jest już sterana życiem. Ma wiele przetarć, małych i większych perforacji, dziureczek i wyżłobień. Jakiś czas temu kupiłem nowe opony. Niestety czarne, bo żółte chyba przestały być produkowane. Przy wymianie dętki postanowiłem, że w końcu będę musiał założyć nową oponę. Niestety, czarną. No dobrze, z żółci pozostaną mi sidełko, owijka kierownicy i zakrętka bidonu. Całkiem nieźle.

Wymiana dętki poszła mi sprawnie. Po dziesięciu minutach mogłem jechać dalej. Dymałem tak, że aż zapiekła mnie ręka, a oddech stał się przyspieszony jak na sporym podjeździe Oczywiście należało uważać, bo małą pompką nie jest się w stanie dobić odpowiedniego ciśnienia, a wtedy każde dobicie opony skończy się kolejną gumą. Na trasie omijałem dziury, a na wyższych przeszkodach musiałem mocno hamować lub wręcz stawać. No ale spokojnie dojechałem do domu, bez skracania trasy, choć takie myśli pojawiały się w mojej głowie. Jutro wymiana opony.

Cieszyłem się pięknym dniem. Połowa czerwca, pełnia sezonu. Najlepszy czas na rower…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Roztoka-Zębowice-Jawor-Luboradz-Targoszyn-Goczałków-Strzegom-Stanowice-Pasieczna-Stary Jaworów-Milikowice-Witoszów Dolny-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych




Odrabianie strat. Kostomłoty

Niedziela, 12 czerwca 2022 · dodano: 12.06.2022 | Komentarze 0

W ramach odrabiania strat z tygodnia i dziś puściłem się na rower. Utrzymuje się dobra pogoda. Dzisiaj było już parno, a i wiaterek też stał się odczuwalny. Planowałem jazdę rekreacyjną, ale nieco się jednak naszarpałem. Przez ten wiatr.

Z domu wyjechałem niespiesznie, po dziesiątej. W brzuchu miałem duży zapas kalorii, po spożytej na śniadanie solidnej jajecznicy. Z Wałbrzycha wyjechałem krajówką nr 35. W środku tygodnia jest ona mocno zapchana, a dziś liczyłem, że będzie luźniej. Faktycznie, było. Ale samochody i tak waliły tamtędy, jakby ich panowie nie mogli zostać w domu.

Było parno i burzowo. Parę razy przystanąłem przy sklepach i kupiłem bosko zimne napoje: Colę, Karmi i owocową Warkę. Piłem łapczywie, a organizm z lubością przyjmował tę ochłodę. Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, że na drogach jest coraz więcej rowerów elektrycznych. Wśród dzisiaj licznie spotkanych rowerzystów było ich co najmniej połowa. Niektórzy „elektryczni” rowerzyści nawet chcą się ścigać z tymi wyposażonymi tylko w siłę swych mięśni…
Wczoraj i dziś przejeżdżałem przez Czechy. Wczoraj było to państwo, dziś wioska położona koło Jaworzyny Śląskiej.
Ostatni podjazd od Lubachowa robiłem przy kłębiących się czarnych chmurach. No ale tylko straszyło. Deszczu i burzy nie było, a teraz, kiedy już bezpiecznie siedzę w domu przy komputerze, znowu wyszło piękne słońce.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Mokrzeszów-Milikowice-Stary Jaworów-Jaworzyna Śl.-Pastuchów-Łażany-Gościsław-Jarosław-Kostomłoty-Godków-Buków-Imbramowice-Domanice-Niegoszów-Świdnica-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych




Rozdymanie trasy. Przełęcz Woliborska

Sobota, 11 czerwca 2022 · dodano: 11.06.2022 | Komentarze 0

Pod koniec tygodnia miałem sporo pracy i niestety na rower nie udało się wyskoczyć. Pogoda była zmienna, ale jakieś okienko można byłoby wykroić.

A więc dziś odrabiałem nieco straty. Pogoda była idealna. Miła ciepłota, słoneczko, mały wiatr. To wszystko stanowi pokarm dla rowerzysty. Kolarzy dziś było na trasie istne zatrzęsienie.

Wybrałem się w Góry Sowie, na Przełęcz Woliborską. Przy założeniu najkrótszej pętelki dystans były w granicach setki. Ja jednak swoją trasę nadąłem jak najbardziej się chyba da. Kilometrów wyszło prawie dwa razy więcej. Zahaczyłem o Czechy (jednak tym razem obyło się bez czeskich knedlików), dwa razy zbliżyłem się do Świdnicy, no i ogólnie mocno lawirowałem.

Z domu wyjechałem koło dziesiątej. Pożywiony obfitym śniadaniem długo nie odczuwałem głodu. Jednak na dwadzieścia kilometrów przed metą już mnie mocno ssało. W sklepie kupiłem pęto kiełbasy (nie mieli bułki) i nim się znakomicie wzmocniłem.

Pierwsze 52 kilometry przemierzyłem po swojej ostatniej trasie, z tym, że w drugą stronę. Niby te same odcinki, ale jedzie się zupełnie inaczej.

Na Przełęcz Woliborską wjechałem od łatwiejszej strony. Na zjeździe wpatrywałem się w spore nachylenia. Niebawem trzeba będzie wziąć się i za tę stronę…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych- Dziećmorowice- Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Unisław Śl.-Mieroszów-Teplice nad Metuji-Bohdasin-Jetrichov-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Nowa Ruda-Przełęcz Woliborska-Bielawa-Pieszyce-Mościsko-Jaźwina-Wiry-Marcinowice-Panków-Wierzbna-Bolesławice-Milikowice-Witoszów Dolny-Pogorzała-Wałbrzych




Serpentyny jak w Alpach. Okrzeszyn

Środa, 8 czerwca 2022 · dodano: 08.06.2022 | Komentarze 0

Dziś był bardzo ładny dzień. Słoneczny, ciepły, prawie bezwietrzny. Chyba pierwszy raz w sezonie jadąc rano do pracy ubrałem się zupełnie na krótko i nie zmarzłem. Do pracy dotarłem minutę przed czasem, a licznik pokazał czas przejazdu 36:59. Całkiem nieźle.

Punktualnie o piętnastej już jechałem dalej. Dzisiejsza trasa była górska, z dużą liczbą fajnych podjazdów, no i podobną dynamicznych zjazdów. Czerpałem z tego sporą przyjemność. Z tego, czyli z trudu wspinaczki oraz szusowania w dół.

Pojechałem na koniec świata, czyli do Okrzeszyna. Miejscowość ta jest w ślepym zaułku naszego państwa. Można z niej tylko wrócić tą samą drogą, albo krótkimi szutrami przebić się do Czech. Ja wybrałem tę drugą opcję.

W Czechach czekało mnie trzy kilometry alpejskich klimatów. Bo tak z pewnością można nazwać odcinek między Chvalcem a Adrspachem. Rowerzyście, który pierwszy raz tam by się zapuścił, dużo do myślenia dałaby wyświetlona na specjalnym znaku informacja, że droga jest otwarta. Kilka razy pisałem o tym podjeździe, ale zawsze można jeszcze raz. Jest tam sekcja wspaniałych serpentyn. W przeszłości po drugim zawijasie traciło się widok, bo jedzie się lasem. W tym roku Czesi wykarczowali trochę drzew i jest lepszy widok. Wznios ma pochylenie w okolicach dziesięciu procent, ale na zakrętach windowany jest do poziomu może 12-13 procent. Z reguły na liczniku wyświetlają się wskazania poniżej 10 km/h. Jedzie się mozolnie, ale z wyższego poziomu widzi się ten niższy, który jest mocno w dole. To daje sporą satysfakcję.

Dalej też były pochyłości. No ale już nie takie. Do domu zajechałem po sporym łuku. W paczkomacie odebrałem nowe opony. Pewnie niedługo nadejdzie czas na zmianę przynajmniej tej z przodu.

U mnie zapowiadają zmienną pogodę, a co najgorsze, każdy portal obwieszcza co innego. Może jutro też się skuszę na jazdę. Zobaczymy, jak będzie sucho, to jadę…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Struga-Jabłów-Czarny Bór-Krzeszów-Chełmsko Śl.-Okrzeszyn-Chvalec-Adrspach-Mieroszów-Unisław Śl.-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych




Przejażdżka na Śląsk. Dzień 2/2 (z Bogdanem). Strzelce Opolskie-Katowice

Niedziela, 5 czerwca 2022 · dodano: 05.06.2022 | Komentarze 2

Większy opis jutro, bo dziś idę już spać.

Zaliczając gminy na rowerze z czasem staje się przed wyzwaniem wdarcia się do aglomeracji górnośląskiej. Z punktu widzenia rowerzysty nie są to obszary jakoś specjalnie ciekawe. Miasto przechodzi w miasto, w plątaninie ulic, torów tramwajowych, ludzkiej masy trudno się odnaleźć. Planując jazdę w tym kierunku od razu pomyślałem o moim koledze, Bogdanie z Rudy Śląskiej. Parę lat temu raz się przejechaliśmy, napoczynając górnośląskiego molocha od strony południowej. Teraz też zaproponowałem mu wspólną wycieczkę. Zgodził się i można była zacząć myśleć o konkretnych projektach.

Plan był taki, że na swoją dwudniówkę wyruszę z domu w sobotę, przejadę jakiś spory odcinek, przenocuję, a w niedzielę już razem ruszymy na podboje. Do ostatniego momentu nie chciałem potwierdzać wyjazdu, bo pogoda na sobotę była niepewna. Miały być burze i zawieruchy. W końcu prognozy wyłagodniały i można było finalizować przedsięwzięcie. Zarezerwowałem nocleg w Strzelcach Opolskich, kupiłem bilet na pociąg powrotny w Katowic i w drogę.

W nocy padało, a deszcz przeciągnął się do rana. W końcu przed dziewiątą opuściłem domowe pielesze. Było mokro i parno. Na niebie kłębiły się chmury. Ubrany byłem trochę za ciepło i szybko zacząłem się pocić. Postanowiłem na najbliższym postoju nieco się roznegliżować. Niestety pierwszy mój postój był raczej wymuszony. Oto z przodu złapałem gumę. Powietrze zeszło błyskawicznie. Zabrałem się za zmianę dętki. Opona była oblepiona małymi wilgotnymi kamyczkami. Nawet sprawnie mi to poszło, z opony wyjąłem ostry mały odłamek, pewnie sprawcę tej niechcianej przygody. Stanąłem jednak przed dylematem. Małą pompką mogłem dobić może 3-4 atmosfery, stanowczo za mało, by pchać się w daleką trasę. Na moim początkowym odcinku nie było ani stacji paliw, ani serwisów rowerowych, by próbować tam dopompować koło. Cóż, byłe zaledwie pięć kilometrów od domu i postanowiłem do niego wrócić. Na lekkim flaku dojechałem z powrotem do Wałbrzycha. W domu jeszcze raz sprawdziłem oponę, oczyściłem ją, a także dętkę i rawkę, a dużą pompką wtłoczyłem wymagane osiem atmosfer (z ogonkiem). Było już po dziesiątej, a więc wpadłem w niedoczas. Nie lubię takiego stanu. Cóż było robić? Zacisnąłem zęby i nacisnąłem na pedały. Aby przegonić złe duchy, z Wałbrzycha po raz drugi wyjechałem inną trasą. W domu zostawiłem też grube rajtki, bo dzień był raczej ciepły.

Początkowe kilometry upływały w atmosferze wzajemnego zrozumienia pomiędzy mną a moim rowerem. Nieco się rozzłościłem, gdy pomyliłem trasę między Krzyżową a Grodziszczem. To bardzo blisko mojej sadyby, ale rzadko tamtędy jeżdżę. Zamiast w Grodziszczu wylądowałem w Wieruszowie. Dodatkowe cztery kilometry ku chwale ojczyzny. Co jakiś czas spozierałem na przednie koło. Nabite atmosfery nie uciekały. Prognozy co prawda odwołały możliwość opadów, ale zmieniały się one tak szybko, że nie za bardzo można było na nich polegać. Na wycieczkę wziąłem mały plecak, a w nim wszystko to, co możne się przydać na dwa dni jazdy i jeden nocleg. Była też w nim kurtka przeciwdeszczowa, ale na szczęście tylko się ze mną przejechała i nie było potrzeby jej używania. Szybko wjechałem na Opolszczyznę. Jazdę ułatwiał brak wiatru. Nie miałem ze sobą prowiantu, a więc posiliłem się kupując coś po drodze. Były to dwa batoniki, słodka bułka oraz zapiekanka kupiona na stacji „Pieprzyk”. Żwawo pokonałem nielubiany przeze mnie odcinek Krapkowice-Gogolin. Są tam absurdalne ścieżki rowerowe, na których z pewnością znowu złapałbym gumę. Naruszyłem przepisy i kręciłem normalnie drogą. Raz minął mnie nawet policyjny radiowóz, ale mundurowi się nie przyczepiali.
Za Gogolinem jest już niezła droga, niedawno odremontowana droga wojewódzka. Parę niewielkich wzgórków można pokonać bez większej zadyszki. Otwiera się tam też ładny widok na Górę Świętej Anny. Parę lat temu ją zdobyłem. Teraz popatrzyłem na nią tylko z pewnym sentymentem. W Strzelcach Opolskich byłem przed dwudziestą. Licznik wskazał przekroczone dwieście kilometrów. Przekroczeniu tej bariery pomogły dwie niesprzyjające okoliczności: guma na początku jazdy i konieczność zawrócenia do domu oraz małe pobłądzenie. Nocleg miałem w hotelu „Leśnym”. Obiekt średniej klasy i wcale nietani. No ale nie ma co narzekać.

Niedziela była piękna. Pogoda cały dzień dopisywała. Było słonecznie i ciepło. Z Bogdanem umówiliśmy się w Tworogu. Ja miałem tam trzydzieści kilometrów z groszem, a on postanowił tam dotrzeć samochodem, podwieziony przez swojego syna. Pierwsze kilometry do Toszka pokonałem krajówką. Jechało się komfortowo, pasem bocznym, przy minimalnym ruchu samochodowym. Po kilkunastu kilometrach przekroczyłem granicę województwa śląskiego. Droga zaczęła się lekko fałdować, ale bez jakichś szaleństw. Bogdan już sygnalizował, że dotarł do Tworoga. Ja też niebawem się tam znalazłem. Przywitaliśmy się, jeszcze raz sprawdziliśmy i skonsultowaliśmy naszą trajektorię i jazda. Na początku jechaliśmy obok siebie i trochę pogaworzyliśmy, później już sunęliśmy jeden za drugim. Bogdan z reguły był z przodu i cisnął całkiem konkretnie. Nasze plany zakładały jazdę najpierw na północ, później z lekkim odbiciem na wchód, by w końcu zawrócić i rzucić się na południe, ku Katowicom. Taki łamaniec spowodowany był chęcią zaliczenia przeze mnie nowych gmin. Bogdan rozumiał to moje sfiksowanie. Z wyrozumiałością przystawał też przy tabliczkach z nazwami miejscowości, przy których ja pstrykam zdjęcia. Dzięki, Bogdan!

Pierwsze kilometry, to jazda w miarę spokojnymi drogami wojewódzkimi. Była niedziela, a więc raczej można było się tego spodziewać. Były za to całe chmary rowerzystów. W Miasteczku Śląskim zjedliśmy obiad (w knajpie „Śląska Kuźnia Smaków”), a potem odbiliśmy ku leśnej drodze. Była pokryta pięknym asfaltem, jechało się dynamicznie. Wyprowadziła nas ona w okolice Pyrzowic, widzieliśmy nawet całkiem z bliska jak samolot „Wizz Air” szykuje się do lądowania. Od skrajnego punktu na wchodzie, Mierzęcic, przez spory dystans poruszaliśmy się krajówką. W Świerklańcu odbiliśmy już centralnie na południe, ku konurbacji. Mimo święta bardzo ruchliwy okazał się odcinek do Bytomia. Po lekkim zjechaniu z trasy zaliczyliśmy Radzionków i Piekary Śląskie. Na początku Bytomia w „Żabce” odnowiliśmy zapasy płynów. Od tego momentu Bogdan już prowadził, bo ja pewnie bym siadł i płakał. Plątanina ulic, jakieś objazdy z powodu remontów dróg, bruki, kostki, torowiska, zjazdy i podjazdy. Nawet mój przewodnik też musiał czasem przystanąć, by sprawdzić drogę. A więc były kolejno: Bytom, Świętochłowice, Chorzów, Katowice, Siemianowice Śląskie i znowu Katowice. Rozstaliśmy się w pobliżu wieży telewizyjnej na granicy Katowic i Siemianowic. Podziękowaliśmy sobie za jazdę i wspomnieliśmy o możliwej następnej. Przecież czeka wschodnia część aglomeracji z m.in. Sosnowcem i Dąbrową Górniczą. Do dworca miałem pięć kilometrów. Spokojnie pojechałem coraz bardziej ruchliwymi drogami ku centrum Katowic. Przejechałem słynnym wielkim rondem przy zmienionym Spodku, popatrzyłem na pomnik powstań śląskich, który widziałem dawno temu jako dziecko, wreszcie dotarłem do fontanny z żabką. Po drugiej stronie ulicy już był dworzec kolejowy. Dawno tu nie byłem i prawie nie rozpoznałem tego miejsca.

Do domu dojechałem pociągami. Najpierw z Katowic do Wrocławia, a potem do Wałbrzycha. Oba były strasznie nabite. No ale jakoś się wcisnąłem. W domu zameldowałem się przed 23.

Z przejażdżki na Śląsk jestem zadowolony. Zaliczyłem bowiem 13 nowych gmin i przejechałem się w dobrym towarzystwie. Dzięki, Bogdan! I do zobaczenia!




Przejażdżka na Śląsk. Dzień 1/2. Wałbrzych-Strzelce Opolskie

Sobota, 4 czerwca 2022 · dodano: 04.06.2022 | Komentarze 0

Jako się rzekło, dwudniówka na Śląsk.
Opis po powrocie do domu. 




Na pierwszą zmianę. Sobótka

Czwartek, 2 czerwca 2022 · dodano: 02.06.2022 | Komentarze 0

Dziś rower na pierwszą zmianę, a praca na drugą. Wstałem wcześniej niż zwykle, a na siodełku byłem już o szóstej. A więc da się! Ranek był chmurny i zimny. Do pracy miałem stawić się na dwunastą i z tą myślą wyznaczyłem sobie trasę. Po kilku minutach intensywniejszego wysiłku odeszła mnie senność.

Koło ósmej dopadła mnie ulewa, ale nie miałem czasu na przeczekiwanie. Założyłem kurtkę, którą dotąd dźwigałem w plecaku. I dalejże w drogę. Opady ustały po dwudziestu minutach. Wyszło nawet słońce.

Do pracy dojechałem przed czasem. Wreszcie zrobili łazienkę i można było się normalnie wykąpać. Na liczniku sprawdziłem średnią. Coś słabo mi ona wyszła. No ale przecież nie można nadmiernie spieszyć się do pracy.

Teraz małe jedzono, osiem godzin intensywnej pracy (a może więcej) i nocny powrót do domu. Po powrocie skoryguję dane dotyczące dystansu i wpiszę czas przejazdu.

Powrót do domu o pierwszej w nocy. Fajnie jechało się pustymi ulicami, tylko było chłodnawo.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Opoczka-Makowice-Boleścin-Kiełczyn-Wiry-Sady-Sobótka-Maniów-Domanice-Krasków-Wierzbna-Nowice-Milikowice-Pogorzała-Wałbrzych




Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Wałbrzych-Korzeńsko

Wtorek, 31 maja 2022 · dodano: 31.05.2022 | Komentarze 0

Mam sporo urlopu, a więc będę go sukcesywnie wykorzystywał na rower. Dziś właśnie wziąłem sobie wolne w tym celu. Wstawało mi się powoli i zamiast o siódmej, na siodełku byłem punkt dziewiąta. No ale dobra, nie ma co tak się nadwyrężać. Zjadłem skromne śniadanie, wypiłem herbatę (dla smaku) i kawę (dla pobudzenia). Dzień był pogodny, ale chłodny.

Zaplanowałem wersję dalszego wyjazdu z powrotem pociągiem. W głowie naszkicowałem sobie plan jazdy i ruszyłem dziarsko na trasę. Jechało mi się przyjemnie. Boczny wiaterek popychał. Czułem się dziwnie dobrze. Koło jedenastej zrobiło się cieplej, a ja zdjąłem podspodnią bluzę z długim rękawem. Teraz mogłem opalać przedramiona. Z lubością wystawiałem się ku słońcu. Czekam na zapowiadane upały.

Trasę zaplanowałem, jako się rzekło, w głowie, nie sprawdzałem dokładnie kilometrażu. Jak zwykle okazało się, że wyszło więcej niż się spodziewałem. Musiałem zatem nieco skrócić swoją trasę. Z zaplanowanych do zaliczenia dziewięciu dziewiczych miejscowości , dotarłem do sześciu. Były to w kolejności wsie: Rogożowa, Góreczki, Świniary, Chodlewo, Korzeńsko i Dębno w powiatach trzebnickim i górowskim. Dwie pierwsze to dziwne twory administracyjne: niby jakieś osady i przysiółki. Ale zawsze się liczą.

Pod koniec jazdy spadły na mnie może ze trzy krople deszczu. Dziwne to, bo niebo chmurzyło się szpetnie i już byłem przygotowany mentalnie na niezłą pompę.

Jazdę zaliczyłem dzięki spożytych dwóch bułkach i sporym pęcie kiełbasy. Danie to podzieliłem sobie na dwie części. Drugą już wrąbałem na peronie w Korzeńsku, czekając na pociąg.

W domu zameldowałem się koło 21. Zjadłbym coś , ale jakoś dziwnie nie mam łaknienia. Jutro pewnie mnie zassie.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Milikowice-Bolesławice-Pastuchów-Łażany-Zastruże-Gościsław-Samborz-Środa Śl.-Malczyce-Lubiąż-Domaszków-Wołów-Pełczyn-Głębowice-Aleksandrowice-Barkowo-Lubiel-Świniary-Unisławice-Chodlewo-Korzeńsko-Dębno-Korzeńsko




Szybka dwusetka. Paczków

Niedziela, 29 maja 2022 · dodano: 29.05.2022 | Komentarze 0

Zegarek zadzwonił nieco po szóstej. Pobudka mniej więcej tak jak do pracy. Nie grymasiłem, ładnie wstałem. Z pewnym wysiłkiem przełykałem znacznie obfitsze śniadanie niż zwykle. Obowiązkowa ciepła herbatka postawiła mnie na nogi, a mocna kawa wypita na drugą nóżkę wypędziła ze mnie resztki snu. Punkt 7:30 już byłem na rowerze.

Wcześniej skalkulowałem swoją zaplanowaną trasę. Miała być dwusteka, a więc taki ranny wyjazd był w pełni uzasadniony. Poranek był zimny. Jak zwykle. Nieco przemarzłem, ale jechało mi się tak dobrze, że nie chciałem przystawać i zakładać kurteczkę wiezioną w tylnej kieszonce. Z Wałbrzycha wyjechałem przez Modliszów, chyba drugi raz w tym roku. Niedawno wyremontowano tę drogę. Wygląda zupełnie inaczej niż dawniej. Gładziutki asfalcik aż mówi. No i ten piękny zjazd do Świdnicy. Z łatwością przekroczyłem sześćdziesiątkę.

W głowie miałem plan jazdy. Zrealizowałem go dokładnie. To lubię. Trasę nie można nazwać górską, ale z pewnością była urozmaicona. Podjazdy nie były długie i mocne, ale na długich odcinkach mi towarzyszyły. Na mikrych zjazdach można było kapkę odsapnąć. Na początku jechałem pod ślicznym błękitnym nieboskłonem. Słońce niby było, ale się obijało. Temperatura wahała się w granicach 13-17 stopni. Po południu zaczęło się szpetnie chmurzyć. No i jak zwykle drugą część miałem pod wiatr. Trzeba wszakże przyznać, że nie był on jakiś dramatyczny. Przed Henrykowem zobaczyłem znaki kierujące na objazd. Zgodnie ze swoim zwyczajem zignorowałem je. Cóż, przez centrum miejscowości przebijałem się przez wertepy, bo zdarto nawierzchnię. Kiedyś w Henrykowie ze dwa lata robiono mały mostek. Teraz też pewnie drogowcom zejdzie…

Do pokonania miałem niby spory dystans. Drogi te jednak wielokrotnie pokonywałem w różnych konfiguracjach. Miałem zatem wrażenie, że kilometry przemierzam szybko. Znajome widoki szybko uciekały w tył. Wyjątkiem był odcinek między Ziębicami a Paczkowem. Tej drogi nie pamiętałem zbyt dobrze. Oczywiście ją też przejechałem parę razy, ale kilka lat temu ostatni raz. Teraz pamięć w plenerze mi wracała, ale dwa razy musiałem jednak przystanąć, by w telefonie sprawdzić trasę.

W Paczkowie wjechałem do brukowanego rynku. Było wczesne popołudnie, a mnie nieco ścisnęło w żołądku. Niestety gastronomia tam wymarła. Były co prawda dwa bary z kebabami i hamburgerami, ale nieczynne. W sklepie kupiłem bułkę i małe kabanosy. Na tym prowiancie dociągnąłem do domu. Przed Ząbkowicami znowu przywitały mnie informacje o objazdach. Niezbyt lubię przejeżdżać przez to miasto, a zwłaszcza przez kostkowe centrum. Pojechałem zatem dookoła. Na odcinku do Stoszowic zmagałem się z mocniejszym wiatrem. Nie wiem co to za kierunek, ale tam zawsze wieje. Chyba jakiś czart macza w tym swe brudne paluchy. Namachałem się niemało.

Na ostatnim podjeździe do Wałbrzycha złapała mnie ulewa. Przydała się w końcu kurteczka. Najpierw mżyło, potem już lało jak z cebra. Nawet przyplątał się grad. W najgorszym momencie wskoczyłem pod wiatę i tam przeczekałem z dwadzieścia minut. Potem już w samym Wałbrzychu złapała mnie druga fala. Tym razem już jechałem w deszczu.

Po znanych trasach zrobiłem szybką dwusetkę. No ale bagatela, zajęło mi to ponda dziewięć godzin.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Modliszów-Świdnica-Wiry-Jaźwina-Roztocznik-Gilów-Piława Górna-Przerzeczyn Zdrój-Ciepłowody-Henryków-Ziębice-Osina Mała-Głęboka-Paczków-Kamieniec Ząbkowicki-Ząbkowice Śl.-Stoszowice-Jemna-Ostroszowice-Bielawa-Pieszyce-Bojanice-Opoczka-Burkatów-Pogorzała-Wałbrzych




O wyższości aluminium nad karbonem. Udanin

Czwartek, 26 maja 2022 · dodano: 26.05.2022 | Komentarze 2

Z pewnym zdziwieniem stwierdziłem, że prognozy się sprawdziły. Niezbyt często się to zdarza. Tym razem jednak deszcze zapowiadane na wtorek i środę rzeczywiście przyszły nad moje okolice. Zwłaszcza wczoraj były obfite i długotrwałe. Uchroniłem zatem swą osobę przed przemoknięciem.

Na dziś zapowiadano suchy dzień, bez wysokiej temperatury. No i znowu bingo! Ranek był zimny. Jak zwykle. No ale dość szybko dojechałem do pracy i mocno nie przemarzłem.
Od kilku dni jeździłem z nowym karbonowym koszykiem na bidon. Sprawdził się jak francuska choroba. Był normalnych rozmiarów, taki też mam bidon. Niestety aby ten bidon wcisnąć w koszyk należało nieco rozchylić jego pierścień. Na postoju szło dobrze, ale w czasie jazdy było to niewykonalne. Do dupy z takim wynalazkiem! Najpierw myślałem, że się jakoś wyrobi, ale gdzie tam. Przecież to absurdalne, ze by się napić z bidonu należało przystawać… W końcu kupiłem nowy koszyk. Nowy stary, bo zwykły aluminiowy. Coraz ich mniej w ofercie sklepów rowerowych, bo dominują te absurdalne karbonowe. No i git! Działa jak powinien. Przy okazji kupiłem sobie nową torbę pod ramę. Wydałem trochę grosza, ale wreszcie trafiłem na coś dobrego. Nazywa się Rock Bros. Jest bardzo starannie wykonana. Zamki dobrej jakości, tworzywo gładkie i nieprzemakalne. Poprzednie torby ciągle obcierając o spodenki powodowały, że spodenki szybko wycierały się i strzępiły. Jestem kontent z tych zakupów.

Trasa była dziś płaska z kilkoma odcinkami sfałdowań. Jechało mi się przyjemnie. Z pewną nostalgią obserwowałem przemijanie wiosny. Oto rzepaki już całkiem przekwitły i ich piękny żółty kolor odszedł w niepamięć. Szczególnie urzekały mnie zapachy jaśminów. Są intensywne i odurzające. Uwielbiam je. Gdy wjeżdżałem w strefę ich aktywności, z lubością szeroko otwierałem nozdrza. Gdy zapach ten się ulatniał, ogarniał mnie smutek.

Na niebie kłębiły się chmury. Czasem wyglądały dość groźnie. Nic jednak z nich nie spadło. Zanim zbiłyby się w coś deszczowego, rozpędzał je mocny wiatr.

Dziś zaliczyłem najdłuższą trasę w sezonie w dniu roboczym. Do domu dotarłem na skraju nocy, przed godziną dwudziestą pierwszą. Teraz kolacja, siusiu i spać.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Roztoka-Godzieszówek-Rogoźnica-Targoszyn-Goczałków Górny-Lusina-Dziwigórz-Udanin-Gościsław-Pyszczyn-Imbramowice-Siedlimowice-Panków-Wierzbna-Bagieniec-Bolesławice-Milikowice-Pogorzała-Wałbrzych-Nowy Julianów-Wałbrzych