Info

Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Czerwiec13 - 0
- 2025, Maj13 - 0
- 2025, Kwiecień12 - 0
- 2025, Marzec10 - 0
- 2025, Luty2 - 0
- 2025, Styczeń3 - 0
- 2024, Grudzień4 - 0
- 2024, Listopad5 - 0
- 2024, Październik10 - 0
- 2024, Wrzesień10 - 0
- 2024, Sierpień11 - 0
- 2024, Lipiec16 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj14 - 0
- 2024, Kwiecień13 - 0
- 2024, Marzec11 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik10 - 2
- 2023, Wrzesień15 - 11
- 2023, Sierpień13 - 4
- 2023, Lipiec15 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj16 - 0
- 2023, Kwiecień10 - 0
- 2023, Marzec18 - 0
- 2023, Luty3 - 2
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień2 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik10 - 0
- 2022, Wrzesień11 - 0
- 2022, Sierpień18 - 3
- 2022, Lipiec14 - 2
- 2022, Czerwiec14 - 5
- 2022, Maj14 - 2
- 2022, Kwiecień14 - 16
- 2022, Marzec10 - 8
- 2022, Luty6 - 0
- 2022, Styczeń4 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad9 - 0
- 2021, Październik12 - 0
- 2021, Wrzesień13 - 0
- 2021, Sierpień13 - 0
- 2021, Lipiec16 - 0
- 2021, Czerwiec13 - 0
- 2021, Maj16 - 0
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień3 - 0
- 2020, Listopad7 - 5
- 2020, Październik11 - 0
- 2020, Wrzesień14 - 0
- 2020, Sierpień12 - 0
- 2020, Lipiec16 - 0
- 2020, Czerwiec13 - 2
- 2020, Maj16 - 9
- 2020, Kwiecień16 - 10
- 2020, Marzec12 - 3
- 2020, Luty5 - 2
- 2020, Styczeń4 - 0
- 2019, Grudzień5 - 5
- 2019, Listopad8 - 5
- 2019, Październik13 - 2
- 2019, Wrzesień14 - 4
- 2019, Sierpień15 - 1
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec20 - 5
- 2019, Maj14 - 0
- 2019, Kwiecień15 - 0
- 2019, Marzec11 - 0
- 2019, Luty6 - 0
- 2019, Styczeń2 - 0
- 2018, Grudzień4 - 5
- 2018, Listopad7 - 2
- 2018, Październik11 - 2
- 2018, Wrzesień13 - 0
- 2018, Sierpień16 - 5
- 2018, Lipiec18 - 0
- 2018, Czerwiec14 - 4
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień14 - 0
- 2018, Marzec6 - 2
- 2018, Luty3 - 2
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień9 - 10
- 2017, Sierpień18 - 0
- 2017, Lipiec16 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 2
- 2017, Maj13 - 3
- 2017, Kwiecień9 - 2
- 2017, Marzec10 - 2
- 2017, Luty4 - 0
- 2017, Styczeń4 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień13 - 0
- 2016, Sierpień18 - 1
- 2016, Lipiec18 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 6
- 2016, Maj18 - 5
- 2016, Kwiecień12 - 2
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty5 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień6 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik12 - 0
- 2015, Wrzesień13 - 0
- 2015, Sierpień19 - 0
- 2015, Lipiec15 - 0
- 2015, Czerwiec16 - 2
- 2015, Maj14 - 0
- 2015, Kwiecień17 - 2
- 2015, Marzec9 - 4
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień5 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik13 - 0
- 2014, Wrzesień9 - 0
- 2014, Sierpień18 - 0
- 2014, Lipiec12 - 0
- 2014, Czerwiec12 - 0
- 2014, Maj16 - 0
- 2014, Kwiecień16 - 2
- 2014, Marzec8 - 0
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń6 - 4
- 2013, Grudzień4 - 0
- 2013, Listopad4 - 3
- 2013, Październik11 - 0
- 2013, Wrzesień11 - 2
- 2013, Sierpień11 - 6
- 2013, Lipiec14 - 10
- 2013, Czerwiec20 - 0
- 2013, Maj13 - 7
- 2013, Kwiecień12 - 2
- 2013, Marzec4 - 3
- 2013, Luty3 - 6
- 2012, Grudzień2 - 2
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik10 - 7
- 2012, Wrzesień12 - 9
- 2012, Sierpień8 - 3
- 2012, Lipiec14 - 0
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj14 - 0
- 2012, Kwiecień10 - 4
- 2012, Marzec10 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień12 - 0
- 2011, Sierpień6 - 0
- 2011, Lipiec12 - 0
- 2011, Czerwiec14 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 0
- 2011, Marzec6 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień5 - 0
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec9 - 0
- 2010, Czerwiec11 - 0
- 2010, Maj11 - 0
- 2010, Kwiecień9 - 0
- 2010, Marzec10 - 0
- 2010, Luty2 - 0
- 2009, Listopad11 - 0
- 2009, Październik4 - 0
- 2009, Wrzesień7 - 0
- 2009, Sierpień10 - 0
- 2009, Lipiec7 - 0
- 2009, Czerwiec14 - 0
- 2009, Maj12 - 15
- 2009, Kwiecień13 - 13
- 2009, Marzec5 - 4
- 2009, Luty2 - 6
- 2009, Styczeń2 - 0
- 2008, Grudzień1 - 3
- 2008, Listopad12 - 7
- 2008, Październik5 - 8
- 2008, Wrzesień14 - 6
- 2008, Sierpień15 - 15
- 2008, Lipiec15 - 11
- 2008, Czerwiec17 - 24
- 2008, Maj18 - 34
- 2008, Kwiecień12 - 19
- 2008, Marzec10 - 19
- 2008, Luty5 - 6
- 2007, Grudzień1 - 4
- 2007, Październik8 - 0
- 2007, Wrzesień9 - 0
- 2007, Sierpień12 - 0
- 2007, Lipiec18 - 2
- 2007, Czerwiec11 - 0
- 2007, Maj15 - 0
- 2007, Kwiecień13 - 0
- 2007, Marzec8 - 0
- 2006, Wrzesień8 - 0
- 2006, Sierpień14 - 0
- 2006, Lipiec16 - 0
- 2006, Czerwiec13 - 0
- 2006, Maj15 - 2
- 2006, Kwiecień17 - 0
- 2006, Marzec4 - 0
- 2005, Wrzesień8 - 0
- 2005, Sierpień13 - 0
- 2005, Lipiec13 - 0
- 2005, Czerwiec13 - 0
- 2005, Maj13 - 0
- 2005, Kwiecień13 - 2
- 2005, Marzec7 - 0
- 2004, Wrzesień9 - 0
- 2004, Sierpień13 - 0
- 2004, Lipiec12 - 0
- 2004, Czerwiec11 - 0
- 2004, Maj14 - 0
- 2004, Kwiecień15 - 0
- 2004, Marzec5 - 0
- 2003, Październik1 - 0
- 2003, Wrzesień7 - 0
- 2003, Sierpień10 - 0
- 2003, Lipiec13 - 0
- 2003, Czerwiec12 - 0
- 2003, Maj14 - 0
- 2003, Kwiecień12 - 0
- 2003, Marzec2 - 0
- 2002, Październik1 - 0
- 2002, Wrzesień11 - 0
- 2002, Sierpień13 - 0
- 2002, Lipiec12 - 0
- 2002, Czerwiec10 - 0
- 2002, Maj13 - 0
- 2002, Kwiecień2 - 2
- DST 117.90km
- Czas 05:04
- VAVG 23.27km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Ubytki żółci. Jawor
Środa, 15 czerwca 2022 · dodano: 15.06.2022 | Komentarze 0
Do
pracy wyjechałem o 6:15. Poranek był zadziwiająco chłodny, mogło być nie więcej
niż 6-7 stopni. W zupełnie krótkim letnim ubiorze poczułem ziąb. Na pierwszym
(i ostatnim) porannym podjeździe lekko się rozgrzałem. Na końcówce już się
ociepliło, bo wyszło słońce. W pracy byłe planowo, ciepły prysznic dodał mi
ochoty do życia.
Ze
swojej fabryki wyjechałem punkt piętnasta. Dzień był piękny. Znowu. Słońce,
minimalny wiaterek, odurzające zapachy przełomu wiosny i lata. Z gorszych spraw
można wymienić zatrzęsienie owadów, które chciały koniecznie mieć ze mną
zbliżenie. Jedne siadały mi na rękach i nogach, delikatnie szmerając lub
wulgarnie kąsając, inne wbijały się za koszulkę i bezczelnie łaziły po spoconej
skórze, kolejne oblepiały moje okulary i nachalnie właziły do oczu. No,
koszmar.
Na
początkowym odcinku (w Sadach Dolnych) przeciskałem się przez niby-asfalt.
Droga jest kiepska. Połowę zrobiono, ale końcówki jakoś nikomu nie chce się
ruszyć. Na nawierzchni są liczne poprzeczne wyrwy wypełnione ostrymi
kamieniami. Co jakiś czas musiałem przejechać przez taką szykanę. Pomyślałem, że
zaraz złapię gumę. No i wykrakałem. Za Roztoką poczułem, że przód mi wiotczeje.
Jakoś tak mam, że gdy zauważę coś takiego, razem z gumą wiotczeje we mnie chęć
do jazdy. Strasznie tego nie lubię. A więc klnąc na czym świat stoi zabrałem
się do wymiany dętki. Wcześniej zbadałem jednak oponę. Od jakiegoś czasu jeżdżę
na oponach w dwóch kolorach: przód mam żółty, tył czarny. Kolor żółty jest moim
ulubionym. Pewnie już dawno powinienem wymienić przednią oponę, bo jest już
sterana życiem. Ma wiele przetarć, małych i większych perforacji, dziureczek i
wyżłobień. Jakiś czas temu kupiłem nowe opony. Niestety czarne, bo żółte chyba
przestały być produkowane. Przy wymianie dętki postanowiłem, że w końcu będę musiał
założyć nową oponę. Niestety, czarną. No dobrze, z żółci pozostaną mi sidełko,
owijka kierownicy i zakrętka bidonu. Całkiem nieźle.
Wymiana
dętki poszła mi sprawnie. Po dziesięciu minutach mogłem jechać dalej. Dymałem
tak, że aż zapiekła mnie ręka, a oddech stał się przyspieszony jak na sporym
podjeździe Oczywiście należało uważać, bo małą pompką nie jest się w stanie
dobić odpowiedniego ciśnienia, a wtedy każde dobicie opony skończy się kolejną
gumą. Na trasie omijałem dziury, a na wyższych przeszkodach musiałem mocno
hamować lub wręcz stawać. No ale spokojnie dojechałem do domu, bez skracania trasy,
choć takie myśli pojawiały się w mojej głowie. Jutro wymiana opony.
Cieszyłem
się pięknym dniem. Połowa czerwca, pełnia sezonu. Najlepszy czas na rower…
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Stare
Bogaczowice-Sady Dolne-Roztoka-Zębowice-Jawor-Luboradz-Targoszyn-Goczałków-Strzegom-Stanowice-Pasieczna-Stary
Jaworów-Milikowice-Witoszów Dolny-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych
- DST 120.10km
- Czas 05:10
- VAVG 23.25km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Odrabianie strat. Kostomłoty
Niedziela, 12 czerwca 2022 · dodano: 12.06.2022 | Komentarze 0
W
ramach odrabiania strat z tygodnia i dziś puściłem się na rower. Utrzymuje się
dobra pogoda. Dzisiaj było już parno, a i wiaterek też stał się odczuwalny.
Planowałem jazdę rekreacyjną, ale nieco się jednak naszarpałem. Przez ten
wiatr.
Z
domu wyjechałem niespiesznie, po dziesiątej. W brzuchu miałem duży zapas
kalorii, po spożytej na śniadanie solidnej jajecznicy. Z Wałbrzycha wyjechałem
krajówką nr 35. W środku tygodnia jest ona mocno zapchana, a dziś liczyłem, że
będzie luźniej. Faktycznie, było. Ale samochody i tak waliły tamtędy, jakby ich
panowie nie mogli zostać w domu.
Było
parno i burzowo. Parę razy przystanąłem przy sklepach i kupiłem bosko zimne napoje:
Colę, Karmi i owocową Warkę. Piłem łapczywie, a organizm z lubością przyjmował
tę ochłodę. Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, że na drogach jest coraz więcej
rowerów elektrycznych. Wśród dzisiaj licznie spotkanych rowerzystów było ich co
najmniej połowa. Niektórzy „elektryczni” rowerzyści nawet chcą się ścigać z tymi
wyposażonymi tylko w siłę swych mięśni…
Wczoraj
i dziś przejeżdżałem przez Czechy. Wczoraj było to państwo, dziś wioska
położona koło Jaworzyny Śląskiej.
Ostatni
podjazd od Lubachowa robiłem przy kłębiących się czarnych chmurach. No ale
tylko straszyło. Deszczu i burzy nie było, a teraz, kiedy już bezpiecznie
siedzę w domu przy komputerze, znowu wyszło piękne słońce.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Mokrzeszów-Milikowice-Stary
Jaworów-Jaworzyna Śl.-Pastuchów-Łażany-Gościsław-Jarosław-Kostomłoty-Godków-Buków-Imbramowice-Domanice-Niegoszów-Świdnica-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych
- DST 192.40km
- Czas 08:36
- VAVG 22.37km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozdymanie trasy. Przełęcz Woliborska
Sobota, 11 czerwca 2022 · dodano: 11.06.2022 | Komentarze 0
Pod
koniec tygodnia miałem sporo pracy i niestety na rower nie udało się wyskoczyć.
Pogoda była zmienna, ale jakieś okienko można byłoby wykroić.
A
więc dziś odrabiałem nieco straty. Pogoda była idealna. Miła ciepłota,
słoneczko, mały wiatr. To wszystko stanowi pokarm dla rowerzysty. Kolarzy dziś
było na trasie istne zatrzęsienie.
Wybrałem
się w Góry Sowie, na Przełęcz Woliborską. Przy założeniu najkrótszej pętelki dystans
były w granicach setki. Ja jednak swoją trasę nadąłem jak najbardziej się chyba
da. Kilometrów wyszło prawie dwa razy więcej. Zahaczyłem o Czechy (jednak tym
razem obyło się bez czeskich knedlików), dwa razy zbliżyłem się do Świdnicy, no
i ogólnie mocno lawirowałem.
Z
domu wyjechałem koło dziesiątej. Pożywiony obfitym śniadaniem długo nie
odczuwałem głodu. Jednak na dwadzieścia kilometrów przed metą już mnie mocno
ssało. W sklepie kupiłem pęto kiełbasy (nie mieli bułki) i nim się znakomicie wzmocniłem.
Pierwsze
52 kilometry przemierzyłem po swojej ostatniej trasie, z tym, że w drugą
stronę. Niby te same odcinki, ale jedzie się zupełnie inaczej.
Na
Przełęcz Woliborską wjechałem od łatwiejszej strony. Na zjeździe wpatrywałem
się w spore nachylenia. Niebawem trzeba będzie wziąć się i za tę stronę…
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-
Dziećmorowice- Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Unisław
Śl.-Mieroszów-Teplice nad
Metuji-Bohdasin-Jetrichov-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Nowa Ruda-Przełęcz
Woliborska-Bielawa-Pieszyce-Mościsko-Jaźwina-Wiry-Marcinowice-Panków-Wierzbna-Bolesławice-Milikowice-Witoszów
Dolny-Pogorzała-Wałbrzych
- DST 121.00km
- Czas 05:20
- VAVG 22.69km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Serpentyny jak w Alpach. Okrzeszyn
Środa, 8 czerwca 2022 · dodano: 08.06.2022 | Komentarze 0
Dziś
był bardzo ładny dzień. Słoneczny, ciepły, prawie bezwietrzny. Chyba pierwszy raz
w sezonie jadąc rano do pracy ubrałem się zupełnie na krótko i nie zmarzłem. Do
pracy dotarłem minutę przed czasem, a licznik pokazał czas przejazdu 36:59. Całkiem
nieźle.
Punktualnie
o piętnastej już jechałem dalej. Dzisiejsza trasa była górska, z dużą liczbą
fajnych podjazdów, no i podobną dynamicznych zjazdów. Czerpałem z tego sporą przyjemność.
Z tego, czyli z trudu wspinaczki oraz szusowania w dół.
Pojechałem
na koniec świata, czyli do Okrzeszyna. Miejscowość ta jest w ślepym zaułku
naszego państwa. Można z niej tylko wrócić tą samą drogą, albo krótkimi
szutrami przebić się do Czech. Ja wybrałem tę drugą opcję.
W
Czechach czekało mnie trzy kilometry alpejskich klimatów. Bo tak z pewnością
można nazwać odcinek między Chvalcem a Adrspachem. Rowerzyście, który pierwszy
raz tam by się zapuścił, dużo do myślenia dałaby wyświetlona na specjalnym
znaku informacja, że droga jest otwarta. Kilka razy pisałem o tym podjeździe,
ale zawsze można jeszcze raz. Jest tam sekcja wspaniałych serpentyn. W
przeszłości po drugim zawijasie traciło się widok, bo jedzie się lasem. W tym
roku Czesi wykarczowali trochę drzew i jest lepszy widok. Wznios ma pochylenie
w okolicach dziesięciu procent, ale na zakrętach windowany jest do poziomu może
12-13 procent. Z reguły na liczniku wyświetlają się wskazania poniżej 10 km/h.
Jedzie się mozolnie, ale z wyższego poziomu widzi się ten niższy, który jest
mocno w dole. To daje sporą satysfakcję.
Dalej
też były pochyłości. No ale już nie takie. Do domu zajechałem po sporym łuku. W
paczkomacie odebrałem nowe opony. Pewnie niedługo nadejdzie czas na zmianę przynajmniej
tej z przodu.
U
mnie zapowiadają zmienną pogodę, a co najgorsze, każdy portal obwieszcza co
innego. Może jutro też się skuszę na jazdę. Zobaczymy, jak będzie sucho, to
jadę…
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Struga-Jabłów-Czarny
Bór-Krzeszów-Chełmsko Śl.-Okrzeszyn-Chvalec-Adrspach-Mieroszów-Unisław
Śl.-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych
- DST 137.30km
- Czas 05:52
- VAVG 23.40km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Przejażdżka na Śląsk. Dzień 2/2 (z Bogdanem). Strzelce Opolskie-Katowice
Niedziela, 5 czerwca 2022 · dodano: 05.06.2022 | Komentarze 2
Większy opis jutro, bo dziś idę już spać.
Zaliczając
gminy na rowerze z czasem staje się przed wyzwaniem wdarcia się do aglomeracji górnośląskiej.
Z punktu widzenia rowerzysty nie są to obszary jakoś specjalnie ciekawe. Miasto
przechodzi w miasto, w plątaninie ulic, torów tramwajowych, ludzkiej masy
trudno się odnaleźć. Planując jazdę w tym kierunku od razu pomyślałem o moim
koledze, Bogdanie z Rudy Śląskiej. Parę lat temu raz się przejechaliśmy,
napoczynając górnośląskiego molocha od strony południowej. Teraz też zaproponowałem
mu wspólną wycieczkę. Zgodził się i można była zacząć myśleć o konkretnych
projektach.
Plan
był taki, że na swoją dwudniówkę wyruszę z domu w sobotę, przejadę jakiś spory odcinek,
przenocuję, a w niedzielę już razem ruszymy na podboje. Do ostatniego momentu
nie chciałem potwierdzać wyjazdu, bo pogoda na sobotę była niepewna. Miały być
burze i zawieruchy. W końcu prognozy wyłagodniały i można było finalizować przedsięwzięcie.
Zarezerwowałem nocleg w Strzelcach Opolskich, kupiłem bilet na pociąg powrotny
w Katowic i w drogę.
W
nocy padało, a deszcz przeciągnął się do rana. W końcu przed dziewiątą
opuściłem domowe pielesze. Było mokro i parno. Na niebie kłębiły się chmury.
Ubrany byłem trochę za ciepło i szybko zacząłem się pocić. Postanowiłem na
najbliższym postoju nieco się roznegliżować. Niestety pierwszy mój postój był
raczej wymuszony. Oto z przodu złapałem gumę. Powietrze zeszło błyskawicznie.
Zabrałem się za zmianę dętki. Opona była oblepiona małymi wilgotnymi kamyczkami.
Nawet sprawnie mi to poszło, z opony wyjąłem ostry mały odłamek, pewnie sprawcę
tej niechcianej przygody. Stanąłem jednak przed dylematem. Małą pompką mogłem
dobić może 3-4 atmosfery, stanowczo za mało, by pchać się w daleką trasę. Na
moim początkowym odcinku nie było ani stacji paliw, ani serwisów rowerowych, by
próbować tam dopompować koło. Cóż, byłe zaledwie pięć kilometrów od domu i
postanowiłem do niego wrócić. Na lekkim flaku dojechałem z powrotem do Wałbrzycha.
W domu jeszcze raz sprawdziłem oponę, oczyściłem ją, a także dętkę i rawkę, a
dużą pompką wtłoczyłem wymagane osiem atmosfer (z ogonkiem). Było już po
dziesiątej, a więc wpadłem w niedoczas. Nie lubię takiego stanu. Cóż było
robić? Zacisnąłem zęby i nacisnąłem na pedały. Aby przegonić złe duchy, z
Wałbrzycha po raz drugi wyjechałem inną trasą. W domu zostawiłem też grube
rajtki, bo dzień był raczej ciepły.
Początkowe
kilometry upływały w atmosferze wzajemnego zrozumienia pomiędzy mną a moim
rowerem. Nieco się rozzłościłem, gdy pomyliłem trasę między Krzyżową a
Grodziszczem. To bardzo blisko mojej sadyby, ale rzadko tamtędy jeżdżę. Zamiast
w Grodziszczu wylądowałem w Wieruszowie. Dodatkowe cztery kilometry ku chwale
ojczyzny. Co jakiś czas spozierałem na przednie koło. Nabite atmosfery nie
uciekały. Prognozy co prawda odwołały możliwość opadów, ale zmieniały się one
tak szybko, że nie za bardzo można było na nich polegać. Na wycieczkę wziąłem
mały plecak, a w nim wszystko to, co możne się przydać na dwa dni jazdy i jeden
nocleg. Była też w nim kurtka przeciwdeszczowa, ale na szczęście tylko się ze
mną przejechała i nie było potrzeby jej używania. Szybko wjechałem na
Opolszczyznę. Jazdę ułatwiał brak wiatru. Nie miałem ze sobą prowiantu, a więc
posiliłem się kupując coś po drodze. Były to dwa batoniki, słodka bułka oraz
zapiekanka kupiona na stacji „Pieprzyk”. Żwawo pokonałem nielubiany przeze mnie
odcinek Krapkowice-Gogolin. Są tam absurdalne ścieżki rowerowe, na których z
pewnością znowu złapałbym gumę. Naruszyłem przepisy i kręciłem normalnie drogą.
Raz minął mnie nawet policyjny radiowóz, ale mundurowi się nie przyczepiali.
Za
Gogolinem jest już niezła droga, niedawno odremontowana droga wojewódzka. Parę
niewielkich wzgórków można pokonać bez większej zadyszki. Otwiera się tam też
ładny widok na Górę Świętej Anny. Parę lat temu ją zdobyłem. Teraz popatrzyłem
na nią tylko z pewnym sentymentem. W Strzelcach Opolskich byłem przed
dwudziestą. Licznik wskazał przekroczone dwieście kilometrów. Przekroczeniu tej
bariery pomogły dwie niesprzyjające okoliczności: guma na początku jazdy i konieczność
zawrócenia do domu oraz małe pobłądzenie. Nocleg miałem w hotelu „Leśnym”.
Obiekt średniej klasy i wcale nietani. No ale nie ma co narzekać.
Niedziela
była piękna. Pogoda cały dzień dopisywała. Było słonecznie i ciepło. Z Bogdanem
umówiliśmy się w Tworogu. Ja miałem tam trzydzieści kilometrów z groszem, a on
postanowił tam dotrzeć samochodem, podwieziony przez swojego syna. Pierwsze
kilometry do Toszka pokonałem krajówką. Jechało się komfortowo, pasem bocznym,
przy minimalnym ruchu samochodowym. Po kilkunastu kilometrach przekroczyłem
granicę województwa śląskiego. Droga zaczęła się lekko fałdować, ale bez
jakichś szaleństw. Bogdan już sygnalizował, że dotarł do Tworoga. Ja też
niebawem się tam znalazłem. Przywitaliśmy się, jeszcze raz sprawdziliśmy i
skonsultowaliśmy naszą trajektorię i jazda. Na początku jechaliśmy obok siebie
i trochę pogaworzyliśmy, później już sunęliśmy jeden za drugim. Bogdan z reguły
był z przodu i cisnął całkiem konkretnie. Nasze plany zakładały jazdę najpierw
na północ, później z lekkim odbiciem na wchód, by w końcu zawrócić i rzucić się
na południe, ku Katowicom. Taki łamaniec spowodowany był chęcią zaliczenia
przeze mnie nowych gmin. Bogdan rozumiał to moje sfiksowanie. Z wyrozumiałością
przystawał też przy tabliczkach z nazwami miejscowości, przy których ja
pstrykam zdjęcia. Dzięki, Bogdan!
Pierwsze
kilometry, to jazda w miarę spokojnymi drogami wojewódzkimi. Była niedziela, a
więc raczej można było się tego spodziewać. Były za to całe chmary rowerzystów.
W Miasteczku Śląskim zjedliśmy obiad (w knajpie „Śląska Kuźnia Smaków”), a
potem odbiliśmy ku leśnej drodze. Była pokryta pięknym asfaltem, jechało się
dynamicznie. Wyprowadziła nas ona w okolice Pyrzowic, widzieliśmy nawet całkiem
z bliska jak samolot „Wizz Air” szykuje się do lądowania. Od skrajnego punktu
na wchodzie, Mierzęcic, przez spory dystans poruszaliśmy się krajówką. W
Świerklańcu odbiliśmy już centralnie na południe, ku konurbacji. Mimo święta bardzo
ruchliwy okazał się odcinek do Bytomia. Po lekkim zjechaniu z trasy zaliczyliśmy
Radzionków i Piekary Śląskie. Na początku Bytomia w „Żabce” odnowiliśmy zapasy
płynów. Od tego momentu Bogdan już prowadził, bo ja pewnie bym siadł i płakał.
Plątanina ulic, jakieś objazdy z powodu remontów dróg, bruki, kostki,
torowiska, zjazdy i podjazdy. Nawet mój przewodnik też musiał czasem przystanąć,
by sprawdzić drogę. A więc były kolejno: Bytom, Świętochłowice, Chorzów,
Katowice, Siemianowice Śląskie i znowu Katowice. Rozstaliśmy się w pobliżu
wieży telewizyjnej na granicy Katowic i Siemianowic. Podziękowaliśmy sobie za
jazdę i wspomnieliśmy o możliwej następnej. Przecież czeka wschodnia część
aglomeracji z m.in. Sosnowcem i Dąbrową Górniczą. Do dworca miałem pięć
kilometrów. Spokojnie pojechałem coraz bardziej ruchliwymi drogami ku centrum
Katowic. Przejechałem słynnym wielkim rondem przy zmienionym Spodku,
popatrzyłem na pomnik powstań śląskich, który widziałem dawno temu jako
dziecko, wreszcie dotarłem do fontanny z żabką. Po drugiej stronie ulicy już
był dworzec kolejowy. Dawno tu nie byłem i prawie nie rozpoznałem tego miejsca.
Do
domu dojechałem pociągami. Najpierw z Katowic do Wrocławia, a potem do
Wałbrzycha. Oba były strasznie nabite. No ale jakoś się wcisnąłem. W domu
zameldowałem się przed 23.
Z
przejażdżki na Śląsk jestem zadowolony. Zaliczyłem bowiem 13 nowych gmin i
przejechałem się w dobrym towarzystwie. Dzięki, Bogdan! I do zobaczenia!
- DST 203.60km
- Czas 08:41
- VAVG 23.45km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Przejażdżka na Śląsk. Dzień 1/2. Wałbrzych-Strzelce Opolskie
Sobota, 4 czerwca 2022 · dodano: 04.06.2022 | Komentarze 0
Jako się rzekło, dwudniówka na Śląsk.
Opis po powrocie do domu.
- DST 115.80km
- Czas 05:21
- VAVG 21.64km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Na pierwszą zmianę. Sobótka
Czwartek, 2 czerwca 2022 · dodano: 02.06.2022 | Komentarze 0
Dziś
rower na pierwszą zmianę, a praca na drugą. Wstałem wcześniej niż zwykle, a na
siodełku byłem już o szóstej. A więc da się! Ranek był chmurny i zimny. Do
pracy miałem stawić się na dwunastą i z tą myślą wyznaczyłem sobie trasę. Po
kilku minutach intensywniejszego wysiłku odeszła mnie senność.
Koło
ósmej dopadła mnie ulewa, ale nie miałem czasu na przeczekiwanie. Założyłem
kurtkę, którą dotąd dźwigałem w plecaku. I dalejże w drogę. Opady ustały po
dwudziestu minutach. Wyszło nawet słońce.
Do
pracy dojechałem przed czasem. Wreszcie zrobili łazienkę i można było się
normalnie wykąpać. Na liczniku sprawdziłem średnią. Coś słabo mi ona wyszła. No
ale przecież nie można nadmiernie spieszyć się do pracy.
Teraz
małe jedzono, osiem godzin intensywnej pracy (a może więcej) i nocny powrót do
domu. Po powrocie skoryguję dane dotyczące dystansu i wpiszę czas przejazdu.
Powrót do domu o pierwszej w nocy. Fajnie jechało się pustymi ulicami, tylko było chłodnawo.
Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Opoczka-Makowice-Boleścin-Kiełczyn-Wiry-Sady-Sobótka-Maniów-Domanice-Krasków-Wierzbna-Nowice-Milikowice-Pogorzała-Wałbrzych
- DST 175.30km
- Czas 07:41
- VAVG 22.82km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Wałbrzych-Korzeńsko
Wtorek, 31 maja 2022 · dodano: 31.05.2022 | Komentarze 0
Mam
sporo urlopu, a więc będę go sukcesywnie wykorzystywał na rower. Dziś właśnie
wziąłem sobie wolne w tym celu. Wstawało mi się powoli i zamiast o siódmej, na siodełku
byłem punkt dziewiąta. No ale dobra, nie ma co tak się nadwyrężać. Zjadłem
skromne śniadanie, wypiłem herbatę (dla smaku) i kawę (dla pobudzenia). Dzień był
pogodny, ale chłodny.
Zaplanowałem
wersję dalszego wyjazdu z powrotem pociągiem. W głowie naszkicowałem sobie plan
jazdy i ruszyłem dziarsko na trasę. Jechało mi się przyjemnie. Boczny wiaterek
popychał. Czułem się dziwnie dobrze. Koło jedenastej zrobiło się cieplej, a ja
zdjąłem podspodnią bluzę z długim rękawem. Teraz mogłem opalać przedramiona. Z
lubością wystawiałem się ku słońcu. Czekam na zapowiadane upały.
Trasę
zaplanowałem, jako się rzekło, w głowie, nie sprawdzałem dokładnie kilometrażu.
Jak zwykle okazało się, że wyszło więcej niż się spodziewałem. Musiałem zatem
nieco skrócić swoją trasę. Z zaplanowanych do zaliczenia dziewięciu dziewiczych
miejscowości , dotarłem do sześciu. Były to w kolejności wsie: Rogożowa,
Góreczki, Świniary, Chodlewo, Korzeńsko i Dębno w powiatach trzebnickim i
górowskim. Dwie pierwsze to dziwne twory administracyjne: niby jakieś osady i
przysiółki. Ale zawsze się liczą.
Pod
koniec jazdy spadły na mnie może ze trzy krople deszczu. Dziwne to, bo niebo
chmurzyło się szpetnie i już byłem przygotowany mentalnie na niezłą pompę.
Jazdę
zaliczyłem dzięki spożytych dwóch bułkach i sporym pęcie kiełbasy. Danie to
podzieliłem sobie na dwie części. Drugą już wrąbałem na peronie w Korzeńsku, czekając
na pociąg.
W
domu zameldowałem się koło 21. Zjadłbym coś , ale jakoś dziwnie nie mam
łaknienia. Jutro pewnie mnie zassie.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Milikowice-Bolesławice-Pastuchów-Łażany-Zastruże-Gościsław-Samborz-Środa
Śl.-Malczyce-Lubiąż-Domaszków-Wołów-Pełczyn-Głębowice-Aleksandrowice-Barkowo-Lubiel-Świniary-Unisławice-Chodlewo-Korzeńsko-Dębno-Korzeńsko
- DST 208.30km
- Czas 09:11
- VAVG 22.68km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Szybka dwusetka. Paczków
Niedziela, 29 maja 2022 · dodano: 29.05.2022 | Komentarze 0
Zegarek
zadzwonił nieco po szóstej. Pobudka mniej więcej tak jak do pracy. Nie
grymasiłem, ładnie wstałem. Z pewnym wysiłkiem przełykałem znacznie obfitsze
śniadanie niż zwykle. Obowiązkowa ciepła herbatka postawiła mnie na nogi, a mocna
kawa wypita na drugą nóżkę wypędziła ze mnie resztki snu. Punkt 7:30 już byłem
na rowerze.
Wcześniej
skalkulowałem swoją zaplanowaną trasę. Miała być dwusteka, a więc taki ranny
wyjazd był w pełni uzasadniony. Poranek był zimny. Jak zwykle. Nieco
przemarzłem, ale jechało mi się tak dobrze, że nie chciałem przystawać i
zakładać kurteczkę wiezioną w tylnej kieszonce. Z Wałbrzycha wyjechałem przez
Modliszów, chyba drugi raz w tym roku. Niedawno wyremontowano tę drogę. Wygląda
zupełnie inaczej niż dawniej. Gładziutki asfalcik aż mówi. No i ten piękny zjazd
do Świdnicy. Z łatwością przekroczyłem sześćdziesiątkę.
W
głowie miałem plan jazdy. Zrealizowałem go dokładnie. To lubię. Trasę nie można
nazwać górską, ale z pewnością była urozmaicona. Podjazdy nie były długie i
mocne, ale na długich odcinkach mi towarzyszyły. Na mikrych zjazdach można było
kapkę odsapnąć. Na początku jechałem pod ślicznym błękitnym nieboskłonem.
Słońce niby było, ale się obijało. Temperatura wahała się w granicach 13-17
stopni. Po południu zaczęło się szpetnie chmurzyć. No i jak zwykle drugą część
miałem pod wiatr. Trzeba wszakże przyznać, że nie był on jakiś dramatyczny.
Przed Henrykowem zobaczyłem znaki kierujące na objazd. Zgodnie ze swoim
zwyczajem zignorowałem je. Cóż, przez centrum miejscowości przebijałem się
przez wertepy, bo zdarto nawierzchnię. Kiedyś w Henrykowie ze dwa lata robiono
mały mostek. Teraz też pewnie drogowcom zejdzie…
Do
pokonania miałem niby spory dystans. Drogi te jednak wielokrotnie pokonywałem w
różnych konfiguracjach. Miałem zatem wrażenie, że kilometry przemierzam szybko.
Znajome widoki szybko uciekały w tył. Wyjątkiem był odcinek między Ziębicami a
Paczkowem. Tej drogi nie pamiętałem zbyt dobrze. Oczywiście ją też przejechałem
parę razy, ale kilka lat temu ostatni raz. Teraz pamięć w plenerze mi wracała,
ale dwa razy musiałem jednak przystanąć, by w telefonie sprawdzić trasę.
W
Paczkowie wjechałem do brukowanego rynku. Było wczesne popołudnie, a mnie nieco
ścisnęło w żołądku. Niestety gastronomia tam wymarła. Były co prawda dwa bary z
kebabami i hamburgerami, ale nieczynne. W sklepie kupiłem bułkę i małe
kabanosy. Na tym prowiancie dociągnąłem do domu. Przed Ząbkowicami znowu
przywitały mnie informacje o objazdach. Niezbyt lubię przejeżdżać przez to
miasto, a zwłaszcza przez kostkowe centrum. Pojechałem zatem dookoła. Na
odcinku do Stoszowic zmagałem się z mocniejszym wiatrem. Nie wiem co to za
kierunek, ale tam zawsze wieje. Chyba jakiś czart macza w tym swe brudne
paluchy. Namachałem się niemało.
Na
ostatnim podjeździe do Wałbrzycha złapała mnie ulewa. Przydała się w końcu
kurteczka. Najpierw mżyło, potem już lało jak z cebra. Nawet przyplątał się
grad. W najgorszym momencie wskoczyłem pod wiatę i tam przeczekałem z
dwadzieścia minut. Potem już w samym Wałbrzychu złapała mnie druga fala. Tym
razem już jechałem w deszczu.
Po
znanych trasach zrobiłem szybką dwusetkę. No ale bagatela, zajęło mi to ponda
dziewięć godzin.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Modliszów-Świdnica-Wiry-Jaźwina-Roztocznik-Gilów-Piława
Górna-Przerzeczyn Zdrój-Ciepłowody-Henryków-Ziębice-Osina
Mała-Głęboka-Paczków-Kamieniec Ząbkowicki-Ząbkowice Śl.-Stoszowice-Jemna-Ostroszowice-Bielawa-Pieszyce-Bojanice-Opoczka-Burkatów-Pogorzała-Wałbrzych
- DST 130.00km
- Czas 05:46
- VAVG 22.54km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
O wyższości aluminium nad karbonem. Udanin
Czwartek, 26 maja 2022 · dodano: 26.05.2022 | Komentarze 2
Z
pewnym zdziwieniem stwierdziłem, że prognozy się sprawdziły. Niezbyt często się
to zdarza. Tym razem jednak deszcze zapowiadane na wtorek i środę rzeczywiście
przyszły nad moje okolice. Zwłaszcza wczoraj były obfite i długotrwałe.
Uchroniłem zatem swą osobę przed przemoknięciem.
Na
dziś zapowiadano suchy dzień, bez wysokiej temperatury. No i znowu bingo! Ranek
był zimny. Jak zwykle. No ale dość szybko dojechałem do pracy i mocno nie
przemarzłem.
Od
kilku dni jeździłem z nowym karbonowym koszykiem na bidon. Sprawdził się jak
francuska choroba. Był normalnych rozmiarów, taki też mam bidon. Niestety aby
ten bidon wcisnąć w koszyk należało nieco rozchylić jego pierścień. Na postoju
szło dobrze, ale w czasie jazdy było to niewykonalne. Do dupy z takim wynalazkiem!
Najpierw myślałem, że się jakoś wyrobi, ale gdzie tam. Przecież to absurdalne,
ze by się napić z bidonu należało przystawać… W końcu kupiłem nowy koszyk. Nowy
stary, bo zwykły aluminiowy. Coraz ich mniej w ofercie sklepów rowerowych, bo
dominują te absurdalne karbonowe. No i git! Działa jak powinien. Przy okazji
kupiłem sobie nową torbę pod ramę. Wydałem trochę grosza, ale wreszcie trafiłem
na coś dobrego. Nazywa się Rock Bros. Jest bardzo starannie wykonana. Zamki
dobrej jakości, tworzywo gładkie i nieprzemakalne. Poprzednie torby ciągle
obcierając o spodenki powodowały, że spodenki szybko wycierały się i strzępiły.
Jestem kontent z tych zakupów.
Trasa
była dziś płaska z kilkoma odcinkami sfałdowań. Jechało mi się przyjemnie. Z
pewną nostalgią obserwowałem przemijanie wiosny. Oto rzepaki już całkiem przekwitły
i ich piękny żółty kolor odszedł w niepamięć. Szczególnie urzekały mnie zapachy
jaśminów. Są intensywne i odurzające. Uwielbiam je. Gdy wjeżdżałem w strefę ich
aktywności, z lubością szeroko otwierałem nozdrza. Gdy zapach ten się ulatniał,
ogarniał mnie smutek.
Na
niebie kłębiły się chmury. Czasem wyglądały dość groźnie. Nic jednak z nich nie
spadło. Zanim zbiłyby się w coś deszczowego, rozpędzał je mocny wiatr.
Dziś
zaliczyłem najdłuższą trasę w sezonie w dniu roboczym. Do domu dotarłem na
skraju nocy, przed godziną dwudziestą pierwszą. Teraz kolacja, siusiu i spać.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Stare
Bogaczowice-Sady Dolne-Roztoka-Godzieszówek-Rogoźnica-Targoszyn-Goczałków
Górny-Lusina-Dziwigórz-Udanin-Gościsław-Pyszczyn-Imbramowice-Siedlimowice-Panków-Wierzbna-Bagieniec-Bolesławice-Milikowice-Pogorzała-Wałbrzych-Nowy
Julianów-Wałbrzych