Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 305626.30 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.69 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Niezaprzeczalne oznaki wiosny. Udanin

Środa, 13 kwietnia 2022 · dodano: 13.04.2022 | Komentarze 0

Do tytułowych oznak należą dziś zaobserwowane na trasie:
- bociany na gniazdach (były nieco osowiałe, bo patrzyły nieprzytomnym wzrokiem na świat),
- bujne kwitnienie drzew i krzewów (kwiaty były w różnych kolorach: białe, żółte i różowe),
- ożywione wypełnienie przestrzeni przez owady,
- zapach lawendy (albo czegoś podobnego , dokładnie się na tym nie znam),
- ptasie recitale,
- wchodzące oziminy (już całkiem duże), 
- moja pierwsza w sezonie jazda z chustką na głowie (zamiast czapki). 

A więc wiosna! Aż wierzyć się nie chce, że na Wielkanoc znowu ma być ochłodzenie...

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Dobromierz-Roztoka-Żółkiewka-Wieśnica-Goczałków-Lusina-Udanin-Gościsław-Łażany-Pastuchów-Bolesławice-Komorów-Pogorzała-Wałbrzych.




Jakby lepsza forma. Teplice nad Metuji

Wtorek, 12 kwietnia 2022 · dodano: 12.04.2022 | Komentarze 0

Poranna jazda do pracy mocno mnie zirytowała. Znowu trzeba było mieć kontakt z mrozem. Jak długo można?! Termometr wskazał dwie kreski poniżej zera, ale wrażenie zimna jakoś się potęgowało. Ubrany byłem solidnie, ale zamróz kąsał. W pracy byłem po niespełna czterdziestominutowej jeździe. Trudy brnięcia w niskiej temperaturze powetowałem sobie pod ciepłym prysznicem. Pan Jurek wreszcie się spisał i naprawił. Gorące krople dodały mi otuchy i dobrze rozgrzały.

W pracy jem obiad. Na godzinę przed wyjazdem podgrzewam sobie gotowe danie w mikrofali. Pewnie nie jest to zbyt zdrowe, ale coś na ciepło warto zjeść przed dłuższą trasą, a ja w pracy schabowych tłuc nie mogę. Dziś były gołąbki z bułką. Smakowały dobrze.

Z pracy urwałem się godzinkę wcześniej, czyli o 14:30. Nieco się rozebrałem, a ciuchy schowałem do plecaka. Wymieniłem nawet grube i długie rękawiczki na letnie. Dzień był słoneczny i nawet ładny. Temperatura w ciągu moich zmagań wahała się w granicach 10-20 stopni. Wałbrzych sforsowałem dookoła i pociągnąłem na podjazd przez dzielnicę Glinik, pierwszy raz w tym roku. Wspinaczka ma może ze cztery kilometry, przy czym najtrudniejszy odcinek jest w środku. Trochę się obawiałem, czy nie dopadną mnie jakieś objawy kardiologiczne (omdlenia), ale tym razem obeszło się bez. Doszedłem do wniosku, że mnie tak zatyka po dłuższej przerwie od roweru. Przez dłuższą przerwę rozumiem coś około tygodnia. Podjazd zrobiłem z lekkim mozołem, ale nawet zgrabnie. Dalsza część jazdy też była po terenie pofałdowanym, ale bez jakichś ekstremów. Na szczęście wiatr był minimalny. Jechało mi się dobrze, gdzieś tam w zakamarkach organizmu wyczuwałem dawną moc. To chyba dobry objaw i zachęta do dalszego kręcenia.

Pojechałem do czeskiego miasteczka Teplice nad Metuji. Bardzo lubię odcinek wzdłuż rzeki Metuje. Ostatnio został wyremontowany. Rzeka lawiruje po prawej stronie (patrząc od kierunku mojej dzisiejszej jazdy), czasem widać ciekawe formy skalne, które rozwijają w fantastyczne twory przyrody w położonym opodal Skalnym Mieście.

Jakiś czas temu pisałem o śmiertelnym wypadku rowerzysty w Zagórzu Śląskim. Naćpany kierowca skosił go na zakręcie drogi. Dziś przejeżdżałem koło tego miejsca. Kilkanaście wypalonych zniczy wyglądało ponuro. Rowerzysta był ze Świdnicy. Ostatnią rzeczą, którą chyba widział w życiu był drogowskaz „Świdnica”, postawiony po drugiej stronie drogi.

Do domu dotarłem zupełnie za dnia i w niezłej kondycji. Teraz kąpiel i lulu, bo jutro też dzień rowerowy…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Unisław Śl.-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Vernerovice-Mezimesti-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Zagórze Śl.-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych




Wesołe jest życie staruszka. Niemcza

Niedziela, 10 kwietnia 2022 · dodano: 10.04.2022 | Komentarze 0

Rano patrzyłem przez okno jak przewalały się chmury. Było dziwnie: błękit, a za chwilę zaciemnienie i opady. I znowu to samo. Miało być zimno, a więc ubrałem się solidnie. Na początek, jeszcze w Wałbrzychu, wziąłem ten podjazd, na których dopadło mnie lekkie zamroczenie. Tym razem wszedł bez takich negatywnych niespodzianek. W plecaku dźwigałem dodatkowe odzienie i niebawem wyciągnąłem z niego kurtkę, bowiem zaczęło padać. Opady towarzyszyły mi na całej trasie. Był to deszczyk, ale częściej drobny śnieg, a czasem zamarznięta krupa śnieżna. Pojawiały się na chwilę, by zaraz dać z powrotem szansę słońcu. Ono nawet ładnie przygrzewało, ale zimny wiatr powodował uczucie wychłodzenia. Jechałem zatem dalej w kurtce. Zdjąłem ją dopiero blisko domu, gdy rozpoczynałem finalny podjazd.

No ale wcześniej dotarłem do Niemczy. W mieście trwają prace remontowe w rynku. Nareszcie! Miejmy nadzieję, że to stare i klimatyczne miasteczko w końcu jakoś będzie wyglądało. Parę kilometrów kręciłem krajową Ósemką. W dzień powszedni nie lubię nią jeździć, bo walą tamtędy całe stada ciężarówek. Dziś ich nie było, no ale samochodów osobowych było sporo. W okolicach zjazdu na wieś Przystronie jest tam knajpka, w której podają najlepszy żurek na świecie. Przejeżdżając koło niej już miałem tam skręcić, bowiem na myśl o tym żurku zrobiłem się głodny. W końcu jednak poniechałem konsumpcji i z pustym żołądkiem pociągnąłem do Łagiewnik. Tutaj zjechałem z krajówki i wbiłem się pod srogi przeciwny wiatr. Nie był aż tak absurdalny jak to doświadczyłem w ostatni czwartek, ale też nieźle dał się we znaki.

W kolejnej wiosce zatrzymałem się przy otwartym sklepie i kupiłem sobie dwie słodkie bułki. Wymęczył mnie ten wiatr i musiałem w końcu coś spożyć, bo powłóczyłem już nogami. Aby lżej mi szło pokonywanie wiatru, włączyłem sobie muzykę. Była to zaiste dziwna mieszanka: Requiem Mozarta, Republika i Kabaret Starszych Panów. Muzyki nie chciałem puszczać na całą parę, by jednak coś słyszeć. Gwizdanie wiatru trochę ja przytłumiało.

Do domu dotarłem po siedemnastej. Szybko przyrządziłem sobie obiadek, który błyskawicznie zniknął z talerza. Potem nie wiedzieć kiedy, przy włączonym telewizorze, pogrążyłem się w drzemce… Wesołe jest życie staruszka.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Olszyniec-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Uciechów-Dobrocin-Niemcza-Wilków Wielki-Łagiewniki-Jaźwina-Jędrzejowice-Wirki-Kątki-Marcinowice-Klecin-Śmiałowice-Wierzbna-Bolesławice-Milikowice-Witoszó1) Dolny-Pogorzała-Wałbrzych




Absurdalny wiatr. Jawor

Czwartek, 7 kwietnia 2022 · dodano: 07.04.2022 | Komentarze 8

Gdybym dziś po raz pierwszy w życiu wybrał się na rowerową wycieczkę, to pewnie drugiego razu by nie było. Absurdalny wiatr zabijał jakiekolwiek pozytywne myślenie. Końcowe 50 kilometrów przebyłem chyba tylko dlatego, że moje 20-letnie doświadczenie rowerowych eskapad dawało mi wiarę w dotarcie do domu. Na odcinkach płaskich rozwijałem prędkości 13-15 km/h. Na podjazdach jeszcze mniej. Choć tutaj nie ma takiego oczywistego przełożenia, bo kręcenie pod górę z reguły odbywa się pod zasłoną zdobywanego wzniesienia. Na zjazdach chyżość docierała do 20 km/h. No oczywiście zawsze można rzec, że przecież pierwsza część trasy była z wiatrem. No ale to się przeleciało szybko i bezboleśnie. Uleciało z pamięci.
Rano podreptałem do pracy. Było nawet ciepło, ale nad głową przewalały się brzydkie chmurzyska. Coś tam zrobiono z łazienką. Można było wypluskać się w letniej wodzie. Zawsze to postęp.

Prognozę sprawdzałem na czterech portalach. Każdy mówił co innego. Tylko w kwestii wiatru wszystkie były zgodne: miało sakramencko wiać. Różnice dotyczyły opadów: tu już było pełne spektrum możliwości, od ciągłych dużych opadów, do ich braku. Mocny wiatr jednak gonił i rozpędzał chmury i w sumie prawie nie zmokłem. Prawie, bo już na ostatnich kilometrach jednak dopadł mnie deszcz. Padał prawie poziomo, tak nim chłostał wiatr.

No dobra, do domu jakoś dotarłem. Ale nieźle wycieńczony. Jako dobrą rzecz można wskazać, że nie dręczyły mnie ani omdlenia, ani skurcze. Licznik pokazał średnią prędkość 20,18 km/h. Coś strasznego!

Teraz wyglądam przez okno i widzę mocne opady. Jak dobrze być w domu!

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Struga-Stare Bogaczowice-Dobromierz-Kłaczyna-Roztoka-Zębowice-Jawor-Mściwojów-Targoszyn-Graniczna-Strzegom-Stanowice-Nowy Jaworów-Milikowice-Witoszów Dolny -Wałbrzych




Słabość organizmu. Sobótka

Środa, 6 kwietnia 2022 · dodano: 06.04.2022 | Komentarze 0

Miała być zima i była. W piątek napadało tyle śniegu, że nie powstydziłby się styczeń i luty. Mróz też nie próżnował. Próżnowałem zatem ja. W niedzielę nawet myślałem, żeby się gdzieś przewietrzyć, ale w końcu dałem spokój.

Dziś wziąłem sobie wolne. Miałem wcześnie rano wyruszyć na nieco dłuższą trasę i wrócić pociągiem. Kierunek miał być z wiatrem… No ale dopadło mnie lenistwo. Barłożyłem do dziewiątej. Miał być ładny dzień, ale za oknem przewalały się chmury i siąpiło. Już nawet w głowie kluła mi się myśl, by kontynuować to lenistwo, ale nie. W końcu mocno po dziesiątej wyruszyłem na trasę zastępczą. W Wałbrzychu od razu puściłem się na podjazd. Robiłem go wielokrotnie i nie jest on jakimś wielkim wyzwaniem. Dziś jednak dał mi się we znaki. Na końcu górki oddychałem ciężko, przed oczami kręciły mi się mroczki. Wiedziałem, że jeśli nie stanę, za chwilę zemdleję. Miałem tak parę razy. Pierwszy raz na pierwszej jeździe – dawno, dawno temu, w 2002 roku. Wtedy zbagatelizowałem ten objaw i rzeczywiście zemdlałem. Wpadłem do rowu z wodą. To mnie ocuciło. Potem jeszcze może ze trzy razy podczas moich jazd czułem, że coś takiego się dzieje. Wówczas nauczony doświadczeniem, przystawałem. Tak też zrobiłem dzisiaj. Pomogło. Dalej już jechałem normalnie. Normalnie, nie licząc kiepskiego tempa. Jeszcze w Wałbrzychu wzmógł się deszcz. Padało na całego. Założyłem kurtkę i pokręciłem dalej. Trochę kląłem na to omdlenie, ten deszcz i swoje problemy. Może i pomogło. Po półgodzinie opady ustały i dalsza jazda odbywała się bez niepotrzebnej wilgoci.
Naciskając na pedały myślałem sobie, co naprawdę może przedwcześnie zakończyć jazdę. Jakie stany organizmu mogą to spowodować? Doszedłem do wniosku, że dwa: skurcze (jeśli słabe są nogi) i omdlenie, ale takie poważne (gdy wysiadają płuca). Reszta to fraszka, bóle, podjazdy, wiatr, to wszystko jest do pokonania.

Trasa moja nie była górzysta, ale jakieś hopki można byłoby na niej wskazać. Jak zwykle początek miałem z wiatrem, a drugą część pod wiatr. Z tym, że różnica była tak, iż najpierw wiało 5 m/s, a później 10-12. Ostatnie 40-50 kilometrów to było mocne rzeźbienie pod srogi wicher. No ale przecież skurcze i omdlenia mnie nie atakowały. Można było jechać.

We wsi Garncarsko zatrzymałem się przy monumencie ku czci Armii Czerwonej. Prosta biała kolumna z czerwoną gwiazdą i jakimś napisem. Napis był nieczytelny, bo zalano go czerwoną farbą, jak i zresztą pół obelisku. Zastanawiałem się, czemu wcześniej nie usunięto tego koszmarnego obrazu zakłamanej historii. Teraz pewnie wreszcie w całym naszym kraju wysadzi się te „pomniki” w powietrze.

Jechałem na pożywnym śniadaniu, ale po walec z tym wiatrem poczułem wilczy głód. Kupiłem sobie słodką bułkę i na niej dotarłem już do domu. Ostatni podjazd z Pogorzały też był pod wiatr. Oj, ciężko się brnęło…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Olszyniec-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bojanice-Mościsko-Książnica-Wiry-Sobótka-Garncarsko-Maniów-Domanice-Śmiałowice-Wierzbna-Bolesławice-Milikowice-Komorów-Pogorzała-Wałbrzych




Czekając na zimę. Marcinowice

Wtorek, 29 marca 2022 · dodano: 29.03.2022 | Komentarze 0

Na początku parę słów o awarii hamulca, która przydarzyła mi się na poprzedniej jeździe. Mój kolega serwisujący rower spisał się wyśmienicie. Wczoraj mu go podstawiłem, a on od razu się nim zajął. Okazało się, że złamała się sprężyna i nie było szansy hamulec naprawić. Na szczęście kolega miał nowy i mi go wstawił. Kosztowało mnie to 150 zł, ale było warto. Wszystko się psuje i trzeba wymieniać. Ja na poprzednim hamulcu przejechałem od początku swej jazdy na szosówce, czyli jakieś 180 tysięcy kilometrów. Wystarczy…
Po zmianie czasu poranek wydał mi się nieco ciemny. Dzień też był pochmurny i to wpływało na wrażenie mniejszej widoczności. Po włączeniu światełek wyruszyłem do pracy. Dotarłem do niej bez przygód i o zamierzonym czasie. Powoli przyzwyczajam się do zimnej wody w łazience, bo jakoś firma nie garnie się do zainwestowania w nową termę. Cóż, zimna woda zdrowia doda.

Zwolniłem się godzinę przed czasem, czyli o 14:30. O ciepłocie poprzednich dni można było tylko pomarzyć. Idzie na zmianę pogody. Było dość pochmurnie i wietrznie. Nawet zrosił mnie parę razy niegroźny deszczyk. Ciepłe ubranie na grzbiecie oczywiście się przydało. W środkowym odcinku jazdy brnąłem pod mocny wiatr. Na szczęście ostatni podjazd ze Świdnicy do Wałbrzycha przez Pogorzałę był już lekkim wiatrem w plecy. Jeszcze z dziesięć razy zrobię ten podjazd i może dojdę do jakiej formy.

Niestety prognozy na najbliższe dni są fatalne. Wraca zima. U mnie ma być spory śnieg, mróz w dzień i w nocy oraz brak słońca. Mając to w głowie patrzyłem na roślinną wegetację, która ostatnio eksplodowała zielenią. Wszystko to zetnie mróz. Absurdalny atak zimy jakoś skojarzył mi się z absurdalnym atakiem Rosji na Ukrainę. Trudno zrozumieć współczesny świat, tak na polu meteorologii jak i polityki. A więc kiedy znowu na rower?

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Piskorzów-Bratoszów-Mościsko-Jaźwina-Wiry-Marcinowice-Niegoszów-Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych




Skrócona jazda. Broumov

Niedziela, 27 marca 2022 · dodano: 27.03.2022 | Komentarze 0

Najpierw prawie 50 kilometrów jechałem na zaciśniętych szczękach tylnego hamulca. Dziwiłem się, co mi tak ciężko idzie, nawet już wykluła się mi teoria, że ciągnę pod wiatr. No ale wiatru nie było. Gdy stanąłem, by zbadać swój rower, od razu zobaczyłem na tylnych widełkach czarny proszek. Jak się okazało, było to zmielone tworzywo szczęk. Każdy nacisk na manetki powodował, że szczęki dochodziły do obręczy, ale już się nie odbijały. Po zakręceniu tylnym kołem, robiło ono może jedną ósmą obrotu...Pomajtlowałem trochę przy lince i sprężynie odbojnika, ale efektem tego było wyłamanie się linki z manetki. Nie miałem przy sobie żadnych narzędzi, by rozebrać manetkę. Zresztą nie mam ku temu wielkich zdolności. Od tego czasu jechałem zatem bez tylnego hamulca. Najpierw od razu chciałem zawrócić do domu, ale później postanowiłem zrobić pętlę do Czech, tak jak pierwotnie zamierzałem, tylko znacznie mniejszą.

Dzień był nad wyraz piękny. Jak już kręciłem bez zbędnego obciążenia, poczułem od razu różnicę. W razie potrzeby hamowałem przednim. To jednak jest dość ryzykowne, bo nie można tego robić zbyt dynamicznie. Także raczej kiepska byłaby szansa gwałtownego zatrzymania się. Dlatego na zjazdach nie rozpędzałem się zbytnio. Z początku byłem jakby trochę wyczulony, potem jakoś poszło. Skróciłem trasę o jakieś 30-40 kilometrów, aby uniknąć jazdy na Honske sedlo. Tam zjazd jest bardzo ostry i można byłoby podciągnąć nawet pod 80 km/h. Prawdę mówiąc w głowie przed wyjazdem kiełkowała mi myśl, czy aby nie uda się pobić rekordu prędkości. Ale, nie, może innym razem. Na sprawnym rowerze. Z trasy zadzwoniłem do mojego kolegi-serwisanta i umówiłem się na jutro. Nie lubię w niedzielę zawracać ludziom gitary, ale to była wszakże pilna sprawa.

Jako się rzekło, dzień był milutki. Słońce, błękit i te sprawy. Wczoraj u mnie wieczorem i w nocy padało, a więc drogi rano były jeszcze mokre. Słońce wszakże szybko rozprawiło się z wilgocią. Ubrałem się już lżej. Co prawda nie miałem na sobie kostiumu z łusek (bo skąd go niby wziąć?), ale ciuchy dobrałem całkiem dobrze. Na głowę wsadziłem sobie jeszcze czapkę, ale była ona znacznie cieńsza niż dotychczas przeze mnie używana. Po raz pierwszy w roku - krótkie rękawiczki i letnie skarpetki. W czeskim Mezimesti przystanałem w knajpie Zahradka i tam spożyłem obiad: knedliki z gulaszem wołowym i Primator. W woreczku miałem korony czeskie: banknot 100-koronowy i moniaki, które wczoraj gdzieś tam wyszukałem w swoich zakamarkach. Pieniądze starczyły na zapłatę rachunku i nawet pokaźny napiwek...

Do domu dotarłem około siedemnastej. Podziwiałem dzień, który wcale nie zamierzał się kończyć. Rower wepchnąłem do samochodu, by jutro rano mieć już mniej roboty.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Burkatów-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Mieroszów-Mezimesti-Broumov-Hyncice-Mezimesti-Mieroszów-Kochanów-Grzędy-Czarny Bór-Boguszów-Gorce-Wałbrzych.




Pozytywne emocje. Mezimesti

Czwartek, 24 marca 2022 · dodano: 24.03.2022 | Komentarze 2

Powoli wdrażam się do swoich porannych jazd ku swej fabryce. Wstaję już za dnia i po małej półgodzince jestem na rowerze. Dobrze byłoby, gdyby odeszły od nas te mrozy. Na razie jednak rankiem trzymają. Dziś mój termometr w liczniku pokazał minus dwa stopnie. Ubrałem się nieco lżej niż poprzednio, ale nie zmarzłem, bo mocniej pokręciłem. Do pracy dotarłem w czasie poniżej 40 minut. Bez szału, ale przyzwoicie. Zwłaszcza że jak już wcześniej zaznaczyłem co najmniej minutę tracę pokonując ostatni odcinek, wielkie dziury na ulicy Ogrodowej. Znowu przepluskałem się w zimnej wodzie, bo fabryczną łazienkę dopadła większa awaria. Podobno wezwano już fachowców, tylko kiedy będą…

Zwolniłem się o 13:30. Mam jeszcze sporo nadgodzin, a więc trzeba to wykorzystać. W przyszłym tygodniu już będzie po zmianie czasu i będę mógł ograniczyć czas zwolnienia do godziny. Dzień znowu był piękny. Słońce i błękit. Może wiatr był za duży, ale przecież nie można mieć wszystkiego na raz. Ciepłota dnia wywołała we mnie taką oto refleksję, że warto byłoby sprawić sobie na drugą część jazdy jakieś cieńsze ubranko. W długiej bluzie, ciepłych rękawicach i czapce na głowie nieco się przegrzewałem. Jak już wiele razy napisałem, lubię ciepło, ale dziś było go za dużo. Wszystko jest do zrobienia.

Moja dzisiejsza trasa była raczej trudna. Było sporo pagórków, a niektóre podjazdy śmiało można byłoby nazwać wymagającymi. No tak, trzeba stawiać przed sobą coraz cięższe przeszkody. Organizm trochę się buntował przed nadmiernym wysiłkiem, ale jakoś go okiełznałem. Doszedłem do wniosku, że na początku bieżącego sezonu z pewnością silniejsze mam nogi niż płuca. Kończyny dolne kręciły w dobrym tempie, a płuca niestety ledwo za nimi podążały. Może jednak ten covid i mnie dopadł? Ogólnie rzecz ujmując, poczułem nieco lepszą formę. Z dziwnym pozytywnym entuzjazmem i radością witałem początek sezonu. Mimo upływu lat, zawsze tak mam. Wiosna, dłuższy dzień, świeższe powietrze, strzelające pąki na drzewach – wszystko to sprawia, że chce mi się żyć. I jeździć na rowerze. To chyba dobrze?

Dziś na chwilkę zawitałem do Czech. Miasteczko Mezimesti kojarzy mi się z moimi rowerowymi początkami, które miały miejsce 20 lat temu. No ale do tej rocznicy jeszcze miesiąc z okładem. Patrzyłem na te miejsca i wydały mi się one dokładnie takie same jak tyle lat temu. Ciekawe czy dam radę tu zawitać za kolejne 20 lat? Szansa mała, ale zawsze…

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Struga-Stare Bogaczowice-Jaczków-Kamienna Góra-Krzeszów-Kochanów-Mieroszów-Mezimsti-Viznov-Nowe Siodło-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Olszyniec-Wałbrzych




Owady podniosły skrzydła do lotu. Mietków

Wtorek, 22 marca 2022 · dodano: 22.03.2022 | Komentarze 0

Dziś pracę skończyłem około trzynastej. Mogłem się urwać, bo pracowałem poza swoją centralą. Rano wyjechałem nieco wcześniej, bo około 6:30. W plecaku dźwigałem cywilne ubranie, buty i parę drobiazgów, by jakoś wyglądać.

Poranek był mroźny, temperatura spadła do minus trzech stopni. Miałem do zrobienia tylko parę kilometrów, a więc jakoś poszło. Dzielnie spełniałem swoje służbowe obowiązki i z lubością patrzyłem jak dzień powoli łapie ciepłotę, nagrzewa się. Słońce pięknie pracowało, a świat napełniał się przejrzystością i błękitem. Tylko wypatrywałem, kiedy mogę wreszcie wyjechać. Udało się to przed trzynastą.

Na grzbiecie dźwigałem prawdziwie zimowe odzienie. Grzałem się mocno, ale oprócz polarowego komina i spodniej bluzy nic za bardzo nie mogłem zdjąć. Tremometr najpierw pokazywał piętnaście stopni, by koło trzeciej wykazać maksimum, ponad dwadzieścia. Najlepszym wskaźnikiem kroczącej wiosny są latające owady. Dziś były ich całe masy. Muchy dwa razy z impetem odbiły się od moich okularów, a raz nawet spostrzegłem pląsającego motyla. Oj, idzie ku dobremu. Co prawda gdzieś tam przebąkują o powrocie zimy na koniec marca, ale ja w to nie wierzę.

Tak oto dobrze mi się jechało. Forma co prawda jeszcze mizerna, ale widać symptomy jej poprawy. Ostatni podjazd z Lubachowa do Wałbrzycha zrobił się niejako sam. Podziwiałem na nim piękne widoki. Człowiek oswojony z nimi, jakoś się tym nie podnieca i ich nie opisuje. Zatem teraz dwa zdania. Jedzie się pod górkę (jak to na podjeździe), ale niezbyt ostro. Przez las, mając po obu stronach poszarpane zbocza. Po lewej stronie pomyka górski strumyk. A wszystko to jest wypełnione intensywnym zapachem żywicy i ptasimi piosenkami. Uroda.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Milikowice-Bolesławice-Pastuchów-Żarów-Mrowiny-Imbramowice-Buków-Dzikowa-Mietków-Chwałów-Domanice-Pszenno-Jagodnik-Świdnica-Bystrzyca Górna-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych.




Symetria jazdy. Strzelin

Niedziela, 20 marca 2022 · dodano: 20.03.2022 | Komentarze 0

Wyjechałem nieco po dziewiątej. Jakoś nie mogę się zmobilizować, by zrobić to wcześniej. Dzień był ładny, słoneczny, ale jednak chłodny. Znowu w głównej roli wystąpił wiatr, który wyziębiał i rozdawał karty na trasie. No ale przynajmniej sprawiedliwie. Gdy tak go obserwowałem, uświadomiłem sobie dziwną symetrię mojej jazdy. Oto na początku i na końcu były istotne podjazdy (w środku raczej płasko), temperatura też od niskiego poziomu wznosiła się, by pod koniec opaść (jej zakres to od 5 do 15 stopni), no i wreszcie ten wiatr. Dokładnie do połowy trasy hamował, a potem już pomagał. Rzadko zdarza się taka sinusoida. Poza tym jakoś tak wypada, że zwykle na początku jadę z wiatrem, a potem się moruję. Dziś było odwrotnie. Na moim nawrocie na rondzie w Strzelinie dostałem podmuchy w plecy, a wcześniej było biednie. Były długie odcinki, że na płaskim ledwo dochodziłem do 20 km/h. Jako ciekawostkę mogę podać zauważone przeze mnie dane z początku trasy, ze zjazdu do Olszyńca. Jest całkiem stromy i bez problemu szusuje się tam ponad 50 km/h. Dziś wiatr wyhamował mnie tam tak znacznie, że licznik nie wskazał nawet 40.

Na trasie spożyłem batona, a później rogala z kiełbasą. Pani w sklepie powiedziała mi, że za tego rogala mi już nie policzy. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że był wczorajszy, a może mój mizerny wygląd wzbudził w niej litość. Tak czy owak, rogal pomógł. Dodatkowe kalorie podniosły moje morale. Ostatni podjazd ze Świdnicy przez Pogorzałę poszedł mi nadspodziewanie dobrze. Przez Świdnicę przejechałem koło mojego poprzedniego mieszkania. Nieco mnie to wprawiło w melancholijny nastrój. Lepiej mieszało się w Świdnicy… Może znowu się do niej przeniosę?

Wczoraj trochę straszyli śniegiem, ale ani gram nie spadł. Wykorzystali to kolarze, którzy licznie wypełzli z domów. Machaliśmy sobie przyjaźnie. Do domu dotarłem o przyzwoitej porze. Obita ręka ciągle wygląda kiepsko, ale wcale nie boli. Nadchodzi nowy tydzień. Już planuję następne jazdy. Pogoda ma być dobra.

Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Olszyniec-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Jaźwina-Łagiewniki-Karczyn-Strzelin-Zielenice-Piotrków Borowski-Jordanów Śl.-Nasławice-Sobótka-Biała-Marcinowice-Gruszów-Niegoszów-Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych.