Info

Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Czerwiec13 - 0
- 2025, Maj13 - 0
- 2025, Kwiecień12 - 0
- 2025, Marzec10 - 0
- 2025, Luty2 - 0
- 2025, Styczeń3 - 0
- 2024, Grudzień4 - 0
- 2024, Listopad5 - 0
- 2024, Październik10 - 0
- 2024, Wrzesień10 - 0
- 2024, Sierpień11 - 0
- 2024, Lipiec16 - 0
- 2024, Czerwiec12 - 0
- 2024, Maj14 - 0
- 2024, Kwiecień13 - 0
- 2024, Marzec11 - 0
- 2024, Luty6 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik10 - 2
- 2023, Wrzesień15 - 11
- 2023, Sierpień13 - 4
- 2023, Lipiec15 - 0
- 2023, Czerwiec15 - 0
- 2023, Maj16 - 0
- 2023, Kwiecień10 - 0
- 2023, Marzec18 - 0
- 2023, Luty3 - 2
- 2023, Styczeń3 - 0
- 2022, Grudzień2 - 0
- 2022, Listopad4 - 0
- 2022, Październik10 - 0
- 2022, Wrzesień11 - 0
- 2022, Sierpień18 - 3
- 2022, Lipiec14 - 2
- 2022, Czerwiec14 - 5
- 2022, Maj14 - 2
- 2022, Kwiecień14 - 16
- 2022, Marzec10 - 8
- 2022, Luty6 - 0
- 2022, Styczeń4 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad9 - 0
- 2021, Październik12 - 0
- 2021, Wrzesień13 - 0
- 2021, Sierpień13 - 0
- 2021, Lipiec16 - 0
- 2021, Czerwiec13 - 0
- 2021, Maj16 - 0
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty2 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Grudzień3 - 0
- 2020, Listopad7 - 5
- 2020, Październik11 - 0
- 2020, Wrzesień14 - 0
- 2020, Sierpień12 - 0
- 2020, Lipiec16 - 0
- 2020, Czerwiec13 - 2
- 2020, Maj16 - 9
- 2020, Kwiecień16 - 10
- 2020, Marzec12 - 3
- 2020, Luty5 - 2
- 2020, Styczeń4 - 0
- 2019, Grudzień5 - 5
- 2019, Listopad8 - 5
- 2019, Październik13 - 2
- 2019, Wrzesień14 - 4
- 2019, Sierpień15 - 1
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec20 - 5
- 2019, Maj14 - 0
- 2019, Kwiecień15 - 0
- 2019, Marzec11 - 0
- 2019, Luty6 - 0
- 2019, Styczeń2 - 0
- 2018, Grudzień4 - 5
- 2018, Listopad7 - 2
- 2018, Październik11 - 2
- 2018, Wrzesień13 - 0
- 2018, Sierpień16 - 5
- 2018, Lipiec18 - 0
- 2018, Czerwiec14 - 4
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień14 - 0
- 2018, Marzec6 - 2
- 2018, Luty3 - 2
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień9 - 10
- 2017, Sierpień18 - 0
- 2017, Lipiec16 - 0
- 2017, Czerwiec14 - 2
- 2017, Maj13 - 3
- 2017, Kwiecień9 - 2
- 2017, Marzec10 - 2
- 2017, Luty4 - 0
- 2017, Styczeń4 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik14 - 0
- 2016, Wrzesień13 - 0
- 2016, Sierpień18 - 1
- 2016, Lipiec18 - 2
- 2016, Czerwiec13 - 6
- 2016, Maj18 - 5
- 2016, Kwiecień12 - 2
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty5 - 0
- 2016, Styczeń2 - 0
- 2015, Grudzień6 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik12 - 0
- 2015, Wrzesień13 - 0
- 2015, Sierpień19 - 0
- 2015, Lipiec15 - 0
- 2015, Czerwiec16 - 2
- 2015, Maj14 - 0
- 2015, Kwiecień17 - 2
- 2015, Marzec9 - 4
- 2015, Luty5 - 0
- 2015, Styczeń5 - 6
- 2014, Grudzień5 - 0
- 2014, Listopad5 - 0
- 2014, Październik13 - 0
- 2014, Wrzesień9 - 0
- 2014, Sierpień18 - 0
- 2014, Lipiec12 - 0
- 2014, Czerwiec12 - 0
- 2014, Maj16 - 0
- 2014, Kwiecień16 - 2
- 2014, Marzec8 - 0
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń6 - 4
- 2013, Grudzień4 - 0
- 2013, Listopad4 - 3
- 2013, Październik11 - 0
- 2013, Wrzesień11 - 2
- 2013, Sierpień11 - 6
- 2013, Lipiec14 - 10
- 2013, Czerwiec20 - 0
- 2013, Maj13 - 7
- 2013, Kwiecień12 - 2
- 2013, Marzec4 - 3
- 2013, Luty3 - 6
- 2012, Grudzień2 - 2
- 2012, Listopad4 - 2
- 2012, Październik10 - 7
- 2012, Wrzesień12 - 9
- 2012, Sierpień8 - 3
- 2012, Lipiec14 - 0
- 2012, Czerwiec19 - 0
- 2012, Maj14 - 0
- 2012, Kwiecień10 - 4
- 2012, Marzec10 - 0
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 5
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień12 - 0
- 2011, Sierpień6 - 0
- 2011, Lipiec12 - 0
- 2011, Czerwiec14 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień11 - 0
- 2011, Marzec6 - 0
- 2011, Styczeń1 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień5 - 0
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec9 - 0
- 2010, Czerwiec11 - 0
- 2010, Maj11 - 0
- 2010, Kwiecień9 - 0
- 2010, Marzec10 - 0
- 2010, Luty2 - 0
- 2009, Listopad11 - 0
- 2009, Październik4 - 0
- 2009, Wrzesień7 - 0
- 2009, Sierpień10 - 0
- 2009, Lipiec7 - 0
- 2009, Czerwiec14 - 0
- 2009, Maj12 - 15
- 2009, Kwiecień13 - 13
- 2009, Marzec5 - 4
- 2009, Luty2 - 6
- 2009, Styczeń2 - 0
- 2008, Grudzień1 - 3
- 2008, Listopad12 - 7
- 2008, Październik5 - 8
- 2008, Wrzesień14 - 6
- 2008, Sierpień15 - 15
- 2008, Lipiec15 - 11
- 2008, Czerwiec17 - 24
- 2008, Maj18 - 34
- 2008, Kwiecień12 - 19
- 2008, Marzec10 - 19
- 2008, Luty5 - 6
- 2007, Grudzień1 - 4
- 2007, Październik8 - 0
- 2007, Wrzesień9 - 0
- 2007, Sierpień12 - 0
- 2007, Lipiec18 - 2
- 2007, Czerwiec11 - 0
- 2007, Maj15 - 0
- 2007, Kwiecień13 - 0
- 2007, Marzec8 - 0
- 2006, Wrzesień8 - 0
- 2006, Sierpień14 - 0
- 2006, Lipiec16 - 0
- 2006, Czerwiec13 - 0
- 2006, Maj15 - 2
- 2006, Kwiecień17 - 0
- 2006, Marzec4 - 0
- 2005, Wrzesień8 - 0
- 2005, Sierpień13 - 0
- 2005, Lipiec13 - 0
- 2005, Czerwiec13 - 0
- 2005, Maj13 - 0
- 2005, Kwiecień13 - 2
- 2005, Marzec7 - 0
- 2004, Wrzesień9 - 0
- 2004, Sierpień13 - 0
- 2004, Lipiec12 - 0
- 2004, Czerwiec11 - 0
- 2004, Maj14 - 0
- 2004, Kwiecień15 - 0
- 2004, Marzec5 - 0
- 2003, Październik1 - 0
- 2003, Wrzesień7 - 0
- 2003, Sierpień10 - 0
- 2003, Lipiec13 - 0
- 2003, Czerwiec12 - 0
- 2003, Maj14 - 0
- 2003, Kwiecień12 - 0
- 2003, Marzec2 - 0
- 2002, Październik1 - 0
- 2002, Wrzesień11 - 0
- 2002, Sierpień13 - 0
- 2002, Lipiec12 - 0
- 2002, Czerwiec10 - 0
- 2002, Maj13 - 0
- 2002, Kwiecień2 - 2
- DST 103.40km
- Czas 04:54
- VAVG 21.10km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Smaki i dźwięki wiosny. Dobromierz
Czwartek, 17 marca 2022 · dodano: 17.03.2022 | Komentarze 1
Rano
wstałem dziarsko. A była godzina szósta minut pięć. Bez marudzenia odbyłem
rytuał w łazience, zjadłem skromne śniadanie i już byłem gotowy do jazdy. Szkoda
że w dnie wolne od pracy nie wyrobiłem w sobie takiego rygoru. Jeszcze
wyjrzałem przez okno, a za nim widoczne były oszronione samochody. Zima jeszcze
grymasi.
Do
pracy dotarłem z towarzystwem małego mrozu. Ubrałem się nieco lżej niż
poprzednio, ale jakoś nie cierpiałem z tego powodu. Przecież do pokonania
miałem tylko 14 kilometrów z małym haczykiem. Czas dojazdu okazał się lepszy od
poprzedniego. Na rekordy nie ma co liczyć, bo mój ostatni odcinek prowadzi
ulicą Ogrodową, która obecnie wygląda jak po bombardowaniu. Robią tam wielkie kurierskie
centrum przeładunkowe, a ciężarówki dość skrupulatnie zdewastowały drogę. Trzeba
jechać powoli, lawirując między wielkimi dziurami. Mimo obietnic pana Jurka, w
łazience w pracy znowu nie było ciepłej wody. Wypluskałem się w zimnej, ale bez
wielkiego entuzjazmu.
Zwolniłem
się znowu 2 godziny przed czasem. Ja to mam dobrze! Ostatnio kierownikuje moja
dobra koleżanka Asia, i nie robi mi z tym problemów. Znamy się ćwierćwiecze, a
więc dobrze rozumie moje potrzeby.
Na
początku mojej jazdy termometr pokazywał 10 stopni. Niby ciepło, ale dął dość
przenikliwy wiatr. Ale w powietrzu czuło się wiosenną woń. Była świeża i
delikatna. Smakowałem ją z rozkoszą. Ten wiatr trochę ją rozpędzał, ale mimo
wszystko było to bardzo przyjemne i ożywcze. A więc wiosna! Dla mnie już
pięćdziesiąta czwarta. Wierzyć się nie chce. Mimo raczej przeciętnej formy, cieszyłem
się jazdą. Było mi dobrze i czułem gdzieś we wnętrzu adrenalinę uwolnioną tym
poczuciem nowego wiosennego życia. Dzień był pogodny. Nie było chmur, ale też
nie było intensywnego słońca, bo w powietrzu migotała mgiełka. Obraz
nadchodzącej wiosny wzmacniały ptasie trele, które pięknie wydobywały się z
lasów i łąk, przez które przejeżdżałem.
Obita
ręka nawet nie bolała. Wygląda okropnie, bo prawie całe przedramię mi
sczerniało. Ale z pewnością nie mam innych uszczerbków: stare kości jakoś
wytrzymały, to samo dotyczy ścięgien. No tylko mięśnie nieco poharatane.
Końcówkę
jazdy miałem znowu na lekkie zagięcie. Zorientowałem się, że jestem w lekkim
niedoczasie i końcowy podjazd z Lubachowa kręciłem trochę mocniej niż powala mi
na to obecna kondycja. No ale do domu dojechałem na krawędzi nocy.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-(praca)-Struga-Stare
Bogaczowice-Dobromierz-Olszany-Stanowice-Przyłęgów-Pastuchów-Czechy-Jaworzyna
Śl.-Bolesławice-Milikowice-Witoszów Dolny-Burkatów--Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych
- DST 107.80km
- Czas 04:51
- VAVG 22.23km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Potrącenie. Pieszyce
Wtorek, 15 marca 2022 · dodano: 15.03.2022 | Komentarze 5
Tytuł
dzisiejszego wpisu miał być inny. Miał brzmieć „Prawdziwy początek sezonu”. Tak
go w głowie sobie ułożyłem, bo dla mnie właściwy sezon zaczyna się z momentem,
kiedy rowerowo wybieram się do pracy. Wcześniej to tylko taka szarpanina. Dla
mnie istotny walor ma systematyczna jazda, bo ona dopiero zapewnia dojście do
przyzwoitej formy. No ale życie czasem wnosi swoje innowacje. Nie zawsze miłe. Stąd inny tytuł bieżącego odcinka.
Rano
wstałem nieco wcześniej niż zwykle. Rower i ubranie były już przygotowane. Przez
okno zauważyłem tylko, że jednak w nocy były spore przymrozki, bo szyby
samochodów były oszronione ciut mocniej niż wczoraj. Dzień już jest dość długi.
Z domu wyjechałem o 6:40, kiedy jasność niepodzielnie panowała nad okolicą. Chłód
był odczuwalny, ale te paręnaście kilometrów do pracy przeleciały dosyć szybko.
Na liczniku sprawdziłem czas dojazdu. Wyszło 41:06. Kiepściutko. Pięć minut
gorzej od rekordu. Trudno jednak spodziewać się rekordu w pierwszej jeździe. W
pracy korzystam z łazienki. Dziś niestety musiałem przymusowo odegrać rolę
morsa, woda była zimna. Fakt ten zgłosiłem Panu Jurkowi, konserwatorowi.
Obiecał sprawdzenie i naprawienie.
Mam
całą masę nadgodzin, a więc chcąc zrobić jakąś przyzwoitą jazdę za dnia musiałem
się wcześniej zwolnić. Do boju wyruszyłem o 13:30. Dzień był piękny,
przejrzysty, słoneczny. Jeszcze w samym Wałbrzychu grzmotnął mnie samochód.
Jechałem ścieżką rowerową i przecinałem drogę podporządkowaną. Niestety
kierowca uznał, ze ma pierwszeństwo i wpakował się we mnie. W ostatniej chwili
uskoczyłem i to uratowało mnie przed większą kontuzją. Samochód jechał na małej
prędkości, ale jednak mnie walnął. Na szczęście tylko lusterkiem, które z
hukiem odpadło. Ja wywaliłem się na ziemię. Poczułem gwałtowny przypływ
adrenaliny. Samochód jakby nigdy nic po prostu zwiał. Zapamiętałem tylko
początek numeru rejestracyjnego „DBA”. Jakiś chuj z powiatów przywałbrzyskich. Kierowca
jadący za sprawcą potrącenia zatrzymał się i spytał, czy nic się nie stało. Widział
całe zdarzenie, ale oczywiście nie zapamiętał numeru rejestracyjnego samochodu.
Pomacałem się po prawej ręce, wyglądała na całą. Nawet specjalnie mnie nie
bolało. Wiedziałem jednak, że ból w takich sytuacjach przychodzi później. Niestety
mam w tym zakresie pewne doświadczenie.
Cóż
było robić, gnój uciekł. Rozejrzałem się po okolicy, ale nie dostrzegłem
jakichś kamer monitoringu. Policji nie było sensu wzywać. Jeszcze raz pomacałem
rękę. Kości wyglądały na nienaruszone. Pojechałem dalej.
Trasę
pokonałem zgodnie z planem. Ręka jakoś nie dawała się we znaki. Pomyślałem, że
mam szczęcie, bo właściwie nic takiego się nie stało. Mogłem wpaść pod koła,
wtedy byłoby gorzej. Jechało mi się całkiem dobrze. Czułem wrastającą moc swego
organizmu. Po zimowym marazmie cieszyło mnie to i dawało nadzieję na lepsze
następne jazdy. Nie lubię jeździć po zmroku, dlatego drugą połówkę swego
dystansu pokonałem bez zatrzymywania się i w ciut ostrzejszym tempie. Końcówkę
zrobiłem jednak już przy zapadającej ciemności i na światłach. Do domu dotarłem
nieco po osiemnastej. Zbadałem rękę. Okolice powyżej łokcia nabrały kolorów
fioletowych i mocno czerwonych. Mam lekką opuchliznę, ale raczej nie jest to
nic poważnego. Już myślę o kolejnych jazdach…
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-(praca)-Pogorzała-Bojanice-Lutomia
Dolna-(Dorotka)-Pieszyce-Bratoszów-Mościsko-Jaźwina-Wiry-Świdnica-Lubachów-Dziećmorowice-Wałbrzych
- DST 155.50km
- Czas 06:58
- VAVG 22.32km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Atak wiosny. Złotoryja
Niedziela, 13 marca 2022 · dodano: 13.03.2022 | Komentarze 0
Właściwie
miałem pojechać wczoraj. Wzięło mnie jednak straszne lenistwo i cały dzień
przesiedziałem w domu. Kiedyś głównym moim weekendowym dniem na wyjazdy była
sobota, ale zauważyłem, że od jakiegoś czasu wolę wybrać się w niedzielę, o ile
rzecz jasna prognozy pogody są do przyjęcia. Zresztą w niedziele bywa znacznie
mniejszy ruch samochodowy.
Wstałem
zwarty i gotowy. Krócej niż zwykle marudziłem w domu i na rowerze byłem już
ciut po dziewiątej. Dzień był słoneczny i ładny. Wiatr w normie. Niestety na
moim powrocie nieco się wzmógł, a wtedy wiał mi w twarz. No ale jakoś się go
zmogło. W nocy miały być przymrozki, ale prawdę mówiąc rano nie było widać
żadnych ich śladów. Było nawet ciepło, bo najpierw coś koło pięciu stopni, a
potem się rozbuchało nawet do dziesięciu. Mój zimowy ubiór po raz pierwszy w
tym sezonie nieco mi ciążył i nadmiernie przegrzewał. Na 40 kilometrze zdjąłem komin
polarowy z szyi. Co za ulga! Z chęcią zrzuciłbym inne spodnie ciuszki, ale nie
miałem dziś plecaka i nie za bardzo mógłbym je gdzieś upchnąć. A więc dźwigałem
je na grzbiecie.
Na
trasie sporo rowerzystów, pojedynczo i w grupach. Machaliśmy sobie na
powitanie. Wybrałem się na mój wiosenny klasyk, do Złotoryi. Miałem nadzieję,
że może będzie wyremontowana droga Jawor-Złotoryja, ale niestety nie widać, by
kogoś ona zainteresowała. Jest tam niby asfalt, ale długimi odcinkami dziurawy,
wyżłobiony, z koleinami, jedzie się tam jak po kocich łbach. Trasa była nieco
pofałdowana, a najtrudniejszy był podjazd Kaczorów-Świdnik. Poszedł mi nawet
dobrze, lepiej niż się spodziewałem. Jak już rzekłem, na ostatnich
kilkudziesięciu kilometrach kręciłem pod wiatr. Zabrał mi trochę sił. Kalorie
na trasie uzupełniłem „Grześkiem” i starą słodką bułką. Nawet pani w sklepie (w
Wojcieszowie) odradzała mi jej zakup, ale człowiek głodny wszystko pochłonie. W
domu byłem po siedemnastej i pozwoliłem sobie na sutą kolację. Teraz brzuszek
miło trawi.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Witoszów
Dolny-Milikowice-Świebodzice-Dobromierz-Jugowa-Gniewków-Jawor-Sichów-Łaźniki-Złotoryja-Świerzawa-Wojcieszów-Kaczorów-Świdnik-Marciszów-Jaczków
-Czarny Bór-Boguszów-Gorce (Stary Lesieniec-Kuźnice Świdnckie)-Wałbrzych
- DST 117.40km
- Czas 05:35
- VAVG 21.03km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Teplice nad Metuji
Czwartek, 10 marca 2022 · dodano: 10.03.2022 | Komentarze 0
Mam
dużo urlopu, a więc trzeba go systematycznie wybierać. Dziś właśnie tak zrobiłem.
Wcześniej oczywiście sprawdziłem prognozy pogody. Miało być chłodno, lecz
słonecznie. Tym razem progności się nie pomylili. Cała moja jazda odbyła się
przy niewielkim plusie i ze słońcem nad głową. Wiał jednak lodowaty wiatr,
który zabierał skutecznie ciepłotę ciała. Ubrałem się dość grubo, ale ten wiatr
ścinał wszelkie białko.
Pojechałem
drugi raz w tym roku do Czech. Trasa była pagórkowata z elementami górskimi. W
wielu miejscach można było dostrzec śnieżne zabielenia, były one co prawda w
pobliżu, ale raczej na górskich zboczach, bo drogi były suche i całkowicie przejezdne.
Żeby tak od razu nie rzucić się na Czechy i, rzecz jasna, nabić nieco
kilometrów, zrobiłem spory łuk i skierowałem się ku Świdnicy. Jechało mi się
przyjemnie i bezboleśnie. Tak jakby forma byłą nieco lepsza. Podjazd z Głuszycy
do Rybnicy Leśnej poszedł mi lepiej niż się spodziewałem. Był to właśnie ten
górski element. No ale może nie ma co się podniecać, bo w tym miejscu wiatr
wyraźnie wiał mi w plecy.
W
Teplicach nad Metuji stanąłem w knajpie „RV”. Zamówiłem obiad i Gambirusa. Podano
mi roladę z frytkami. Chyba w życiu w Czechach nie jadłem nic gorszego. Mięso
było stare jak świat, obślizgłe i niemiłe, samo uciekało mi z talerza. Zjadłem
więc tylko kawałek mięsa, frytki i surówkę. Teraz przynajmniej wiem, gdzie się
nie stołować.
Jazda
w Czechach zawsze mnie uspokaja. Kierowcy jeżdżą uważnie, drogi są dobre, a
widoki lepsze niż przeciętne. Bardzo lubię odcinek od polskiej granicy do
Teplic nad Metuji. Jedzie się lekko w dół, przez lasy, mija się pensjonaty i
kampingi, można zobaczyć miejsce wejścia do Skalnego Miasta. Dziś wszystko było
wyludnione, czekające na sezon. Na budynkach samorządowych powieszono flagi
czeskie i ukraińskie.
Do
Wałbrzycha dojechałem w momencie wzmożonego ruchu. Przejechałem przez pl.
Grunwaldzki, gdzie ciągle trwają prace związane z budową obwodnicy. W domu
znowu zachwyciłem się jego ciepłotą. Teraz się wygrzewam…
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Bystrzyca
Dolna- Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Olszyniec-Głuszyca-Rybnica
Leśna-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Mezimesti-Mieroszów-Różana-Kochanów-Czarny
Bór-Boguszów-Gorce (Stary Lesieniec-Kuźnice Świdnckie)-Wałbrzych
- DST 117.50km
- Czas 05:28
- VAVG 21.49km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Atak zimy. Łagiewniki
Niedziela, 6 marca 2022 · dodano: 06.03.2022 | Komentarze 0
W
piątek wróciła do mnie zima. Wyraźnie się ochłodziło i zaczął padać śnieg.
Prognozy na weekend były kiepskie, też miało padać, a zwłaszcza w sobotę. Przez
śniegi na szosówce nie ma szansy się przebijać, a więc raczej przywykłem do
myśli, że pozostanę w domu.
Wczoraj
wszakże śnieg przestał padać. Nie było go zresztą jakoś dużo. Pojawiła się
szansa na jazdę. Dziś wczesnym porankiem pojechałem do Świdnicy samochodem.
Moim celem był targ staroci, a poza tym chciałem zbadać przejezdność dróg.
Dlatego wybrałem boczne szosy. Okazało się, że nie było tak tragicznie. Owszem
w Wałbrzychu było biało, ale nawierzchnie wydawały się przetarte i suche.
Postanowiłem zatem się przewietrzyć. Ale najpierw dotarłem do świdnickiego
rynku. Za szesnaście papierków zakupiłem piękne sreberko. Trzy marki z 1913
roku z wizerunkiem księcia Lippe Leopolda IV. Zakupy poprawiły mi humor i
nieodwołalnie zdecydowały o rowerowym wyjeździe.
W
domu z powrotem byłem o 10. Wypiłem kawę, ciepło się ubrałem i wskoczyłem na
swoją kolarzówkę. Było zimno. Mróz co prawda nie ścinał białka, ale go się
czuło. Termometr pokazywał minus dwa stopnie. Początkowe kilometry upływały w
białej kolorystyce. Śnieg zalegał na poboczach, ale drogi były zupełnie czyste.
Po kilkunastu kilometrach zjechałem sporo w dół i śnieg zniknął. Wrócił
ponownie na końcu mojej jazdy, już przed Wałbrzychem. Temperatura ciągle była
poniżej zera. Na trasie spotkałem kilku zziębniętych rowerzystów. Pomyślałem
też o rowerzyście, który zginął nieco ponad tydzień temu niedaleko od mojej
dzisiejszej trajektorii, a konkretnie w Zagórzu Śl. Skosił go otumaniony
marihuaną młody kierowca. Poharatał też jego żonę, ale ona przeżyła.
Wziąłem
ze sobą słuchawki, ale tym razem muzyki nie słuchałem. Wolałem pochłaniać
dźwięki natury. A były to głównie podmuchy wiatru. Czasem w głowie głośno
huczały mi moje myśli. Ale o nich nie warto pisać.
Trasę
nieco sobie wydłużyłem, bo zamiast zjechać na Świdnicę, pokręciłem na
Marcinowice. Termometr nieco podskoczył, ale wskazywał ledwo 0,5-1 stopnia
powyżej zera. Zresztą krótko, bo niebawem znowu pokazały się minusy.
Wiejskie
sklepy były otwarte, zatem mogłem sobie coś kupić do jedzenia. Pożarłem dwa
batoniki oraz słodką bułkę. Wyraźnie mi pomogły. Z bidonu wypełnionego do
połowy nie uszczknąłem ani łyczka. W zimnie nie chce się pić. Ostatni podjazd z
Witoszowa Dolnego do Wałbrzycha pokazał mi, że moja forma jest raczej mierna.
Pochyłość tę pokonywałem setki razy, ale dziś szło mi opornie. Z ulgą powitałem
koniec wspinaczki.
Mimo
ciepłego odzienia, mróz rzetelnie spenetrował moje ciało. Z lubością powitałem
moje milutkie wygrzane mieszkanko. Teraz ładnie się napawam jego ciepłotą.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Lutomia
Dolna-Moscisko-Tuszyn-Jaźwina-Ratajno-Łagiewniki-Oleszna-Słupice-Jaźwina-Jędrzejowice-Wiry-Marcinowice-Klecin-Śmiałowice-Wierzbna-Nowice-Stary
Jaworów-Komorów-Witoszów Dolny-Wałbrzych
- DST 121.60km
- Czas 05:31
- VAVG 22.04km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Jazda we mgle. Środa Śl.
Niedziela, 27 lutego 2022 · dodano: 27.02.2022 | Komentarze 0
Wczoraj
posypywał u mnie śnieg. Nie był to opad obfity, ale tak czy owak wywoływał
jakiś stłumiony gniew. Przecież ma być już przedwiośnie.
Na
trasę wyruszyłem z Burkatowa, od domku mojej żony. Śnieg się ulotnił, było
nawet przyjemnie, bo świeciło miłe słoneczko. Temperatura była wszakże zimowa,
coś w okolicach zera. No ale ubrany byłem odpowiednio i ten ziąb raczej mnie
nie dotykał. Początek mej jazdy był pod wiatr, ale nie były to wielkie
podmuchy. Jakoś brnąłem do przodu. Drogi były dziwnie puste i wyludnione, od
czasu do czasu przejechał jakiś samochód. Rowerzystów też było niewielu, może z
trzech-czterech.
Moja
dzisiejsza trasa była raczej płaska, z kilkoma epizodami, które można byłoby
nazwać małymi podjazdami. Jechało mi się całkiem przyjemnie, mimo przeciwnego
wiatru. Znane zaułki pokonywałem bez specjalnej analizy trasy. Tę zresztą
miałem w głowie i dokładnie ją realizowałem. Po kilkunastu kilometrach oblepiła
mnie mgła, która towarzyszyła mi aż do samej mety. Zapaliłem światełko z tyłu i
jakoś kręciłem w tej mniejszej widoczności.
W
Środzie Śl. przystanąłem przy sklepie. Kupiłem picie i batony. Teraz poruszałem
się lekko z wiatrem. Do Burkatowa dotarłem po szesnastej, trochę wymęczony, ale
nie za bardzo. Bardziej wymęczyła mnie awantura z moją żoną. No ale to nie
należy do tego tematu.
Po
sprawdzeniu swoich statystyk, okazało się, że pobiłem swój rekord dystansu w
lutym. O sto metrów. Ale zawsze!!
Dzisiejsza
trasa:
Burkatów-Witoszów
Dolny-Stary Jaworów-Nowice-Żarów-Gościsław-Jarosław-Ciechów-Środa
Śl.-Gozdawa-Pełcznica-Piotrowice-Paździorno-Mietków-Maniów-Domanice-Klecin-Wilków-Niegoszów-Świdnica-Bystrzyca
Dolna- Burkatów.
- DST 125.10km
- Czas 05:57
- VAVG 21.03km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Trochę górek. Broumov
Piątek, 25 lutego 2022 · dodano: 25.02.2022 | Komentarze 0
Wczoraj
miałem drugą i trzecią zmianę. Czasem tak to u mnie wygląda. Pracę skończyłem
późno w nocy. Z tego powodu mogłem dziś mieć wolne na regenerację. Wstałem nawet
wcześnie, bo po siódmej. Jakoś szybko udało mi się wyspać. A więc jazda na
rower! Trasę miałem w głowie ułożoną już wcześniej, a teraz nie pozostało nic
innego, tylko ją zrealizować.
Wyjechałem
jednak ciut przed dziesiątą. Rano zmitrężyłem nieco czasu, bo jakoś nie mogłem
się zmobilizować. Oglądałem w telewizji też najnowsze informacje o Ukrainie. Co
tam się dzieje, to w głowie się nie mieści. Chyba trzeba wynająć jakiegoś
płatnego mordercę i odstrzelić tego bandytę Putina.
Po
ostatnich ociepleniach, dziś było wyraźnie zimniej. Wiedząc o tym ochłodzeniu,
ubrałem się solidnie. Po raz pierwszy w tym roku w trasę wybrałem się bez
plecaczka, bo prognozy mówiły o stabilnej pogodzie bez deszczu (a w plecaku dźwigam
z reguły właśnie coś przeciwdeszczowego). Ubranie dobrałem odpowiednio, bo raczej
nie cierpiałem z chłodu. Na początku dnia temperatura dochodziła do dwóch
stopni, potem nieco się jednak ociepliło (tak do 6-7 stopni), by pod koniec
dnia znowu zejść w okolice zera.
Po
raz pierwszy w tym roku pojechałem do Czech. Trasa była znacznie trudniejsza
niż wszystkie dotychczasowe w tym sezonie. Było sporo podjazdów, a te jak
wiadomo potrafią dać w kość. Na początku jechało mi się całkiem przyjemnie.
Słońce świeciło, ruch był mały, kilometry umykały szybko. Na zjazdach
zakładałem swoją standardową ochronę na głowę: czapkę polarową i naciągnięty na
nią komin, tak że miałem zabezpieczone uszy i resztę twarzy (z wyłączeniem oczu,
nosa i ust, rzecz jasna), na podjazdach komin opuszczałem. Patent ten doskonale
się sprawdzał. Jakoś jednak nie mogę dojść do pełni zdrowia. Już czwarty
tydzień czuję lekki stan podziębienia. Kaszlę, czuję w gardle jakieś obce twory,
a w płucahc nieprzyjemny ciężar. Nie mam gorączki i to decyduje, że zasadniczo
czuję się dobrze. No ale do pełni zdrowia coś tam brakuje.
Pierwszą
polską część trasy pokonałem dość ruchliwą drogą wojewódzką Wałbrzych-Kłodzko,
ale wcześniej zrobiłem odbicie ku Świdnicy, żeby zaliczyć jakiś przyzwoity
dystans. Najkrótszą trasą do Czech mam jakieś 20 kilometrów, ale dziś po tych
pląsach na granicy licznik pokazał dokładnie 70. Tuż za granicą przystanąłem w
knajpie U Bartosa w Otovicach. Spożyłem w niej obiad w postaci knedlików,
gulaszu i zasmażanej kapusty, co zgodnie z czeską tradycją podlałem Primatorem.
W Czechach też szaleje inflacja, bo za opisane frykasy zapłaciłem więcej niż
zwykle, bo 200 koron.
Po
czeskiej stronie dopadł mnie przeciwny wiatr. Był mocny i gęsty. Czuło się dosłownie,
że oblepia i hamuje z dużą mocą. Brnąłem ciężko i z niechęcią. Jak to zwykle
bywa w takich przypadkach, parę razy miałem zamiar rzucić rower do rowu i do
domu dotrzeć czymś mechanicznym. No ale jakoś kręciłem. Z pewną odrazą myślałem
o czekających mnie jeszcze dwóch konkretnych podjazdach. Nawet w głowie kluła
mi się myśl, by skrócić swoją trasę i odpuścić sobie ten drugi podjazd. Ale o
dziwo, podjazdy wyszły mi dobrze, nawet ten ostatni i najtrudniejszy na odcinku
Olszyniec-Wałbrzych.
W
domu zameldowałem się po siedemnastej. Było jeszcze zupełnie jasno. To jakoś wlało
otuchę w moje serce, bo dnie coraz dłuższe i można coraz dłużej plątać się na
rowerze.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Pogorzała-Burkatów-Lubachów-Jez.
Bystrzyckie (tama)-Głuszyca-Świerki-Nowa
Ruda-Tłumaczów-Otovice-Broumov-Hyncice-Ruprechtice-Mezimesti-Mieroszów-Unisław
Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Olszyniec-Wałbrzych.
- DST 151.70km
- Czas 05:58
- VAVG 25.42km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Wniebowzięty. Wałbrzych-Opole
Sobota, 19 lutego 2022 · dodano: 19.02.2022 | Komentarze 0
Prognozy
wieściły istny armagedon. Trup miał się ścielić gęsto, a wiatr urywać głowy.
Może z miesiąc temu były podobne przepowiednie i wtedy spanikowałem, i zostałem
w domu. Dziś jednak postanowiłem pojechać. Formę jak przystało na początek
sezonu mam słabą i wizja walki z przeciwnym wiatrem 12-13 m/s nieco mnie
zmroziła. A więc bujnąłem się z podmuchami, by też mieć coś z tego życia.
Kiedyś tutaj zacytowałem piękne zdanie z filmu „Wniebowzięci”. Teraz ją
powtórzę, bo warto. „Człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać”. Mając w
głowię tę sentencję wyruszyłem na orkan.
Planowałem
wyjechać po siódmej, niestety zaliczyłem półtoragodzinny poślizg. Niby wstałem
o odpowiedniej porze, ale jakoś nie mogłem się wybrać. Początek jazdy był przy
umiarkowanym wietrze. W głowie przepływały mi myśli o łgarstwach i przesadzie
obecnych mediów. W sprawie covida, Ukrainy, no i tego rzekomego niszczycielskiego
żywiołu, który dziś miał pustoszyć Polskę. Ubrałem się po zimowemu, ale czułem
że się przegrzewam. Nic z tym nie zrobiłem, bo wolę lekko się spocić niż
przemarznąć. Temperatura dochodziła do 10 stopni, potem w szczytowym punkcie doszła
do 15. Rowerzyści chyba jednak zostali w domu, bo na całym dość sporym
dystansie nie spotkałem żadnego kolegi (lub koleżanki).
Jedyny
zauważalny podjazd zaliczyłem jeszcze w samym Wałbrzychu, zaczął się on
praktycznie przy moim domu. Potem już było płasko, z maleńkimi zmarszczkami. Po
godzinnej jeździe wicherek się wzmógł. Ale najważniejsze, że faktycznie dmuchał
w plecy. Żywioł jednak straszył głównie dźwiękami: szumiał na różnych
tonacjach, gwizdał, potępieńczo zawodził między gałęziami. Ale jakiegoś
zagrożenia z tego nie było. W apogeum owego wiania odnosiłem wrażenie, że mam
wbudowany silnik. Pół obrotu korby i już trzydziecha na liczniku. Cóż, „latałem
sobie”.
Za
cel jazdy obrałem Opole. Wczoraj rzetelnie przeanalizowałem mapę i postanowiłem
dotrzeć do tego miasta ciut inaczej niż zwykle i przy okazji zaliczyć parę „dziewiczych”
miejscowości. Co prawda głównie atakuję miejscowości na Dolnym Śląsku, ale
dobre i Opolskie. A więc po przetarciu na początku słabych asfaltów (a nawet
szutrów), a później nieco lepszych do swoich zdobyczy dziś dopisałem
następujące sioła: Tarnica, Tłustoręby, Sady, Domecko i Dziekaństwo. Te dwa
ostanie na tablicach opisane były także po (niby) niemiecku: Dometzko i
Dziekanstwo.
Pod
Opolem nieco pokrążyłem i czasem miałem wiatr w twarz. No, było ciężko. Do
stacji kolejowej dotarłem na 20 minut przed odjazdem swego pociągu. We
Wrocławiu miałem 10 minut na przesiadkę, a więc niestety nie mogłem posilić się
w swoim ulubionym dworcowym barze. Do domu dojechałem przed dziewiętnastą, po
pokonaniu 1,5 kilometra z dworca Wałbrzych Miasto.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Dziećmorowice-Lubachów-Lutomia
Dolna-Mościsko-Jaźwina-Łagiewniki-Brochocinek-Strzelin-Łojowice-Grodków-Głębocko-Roszkowice-Niemodlin-Sady-Grodziec-Szydłów-Komprachcice-Dziekaństwo-Opole.
- DST 106.90km
- Czas 04:52
- VAVG 21.97km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Opłotkami. Udanin
Sobota, 12 lutego 2022 · dodano: 12.02.2022 | Komentarze 0
W nocy prognozowano przymrozki. Nie wiem dlaczego, ale złe prognozy zawsze się sprawdzają. Dziś nie było inaczej. Do godziny dziewiątej panował mały mróz. Wyjechałem zatem punktualnie o dziesiątej. Plany nie były szalone, a więc spokojnie mogłem pokonywać swoją nakreśloną w głowie trajektorię.
Drogi były podmrożone, na ich skrajach był żywy lód. Należało zatem uważać, być nie fiknąć kozła. Dwa lata temu zaliczyłem takie upadki i nie było to raczej przyjemne. Słońce operowało intensywnie i po godzinie lód zaczął puszczać. Zrobiło się mokro. Podczas przedostatniej jazdy uszkodził mi się mój mini błotnik na tylne koło. No ale zapobiegliwie kupiłem sobie nowy i dziś go wypróbowałem. Spisał się idealnie. Wodne kałuże nie były straszne dla tylnej części mojego ciała.
Trasa była raczej płaska, ale kilka hopek jednak przede mną się pokazało. Jechałem blisko miejsca startu, trochę lawirując i kręcąc się w kółko. Tak opłotkami...
Formę oceniłbym jako średni stan stanów słabych. Jakoś się jechało, ale bez błysku. Jazda dawała mi jednak sporą przyjemność. No bo przecież w końcu o to chodzi. Spotkałem paru kolarzy, ale niezbyt wielu. Pogoda ukształtowała się na przyzwoitym poziomie, nie było to co prawda siedemnaście stopni z przedwczoraj, ale zawsze mile świeciło słoneczko. Termometr pokazywał 3-6 stopni. Ciekawostka, na początku prawie nie było wiatru, co ostatnio rzadko się zdarza. Pod koniec jazdy jednak zaczęło lekko wiać. Niestety w twarz... W Strzegomiu przystanąłem na mały obiad. Zjadłem zupę gulaszową w "Zajeździe u Emila". Była okropna, ale człowiek głodny wszystko zje.
Na trasie śledziłem te ż w intrenecie zmagania na olimpiadzie w Pekinie. Niestety Kamil zajął najgorsze z możliwych, czyli czwarte miejsce. Szkoda!
Start i meta była w Burkatowie.
Dzisiejsza trasa:
Burkatów-Świdnica-Wiry-Mysłaków-Marcinowice-Domanice-Imbramoiwce-Pyszczyn-Gościsław-Udanin-Lusina-Goczałków-Strzegom-Morawa-Przyłęgów-Pastuchów-Czechy-Jaworzyna Śl.-Bolesławice-Milikowice-Witoszów Dolny-Świdnica-Burkatów.
- DST 123.20km
- Czas 04:53
- VAVG 25.23km/h
- Sprzęt pożeracz kilometrów
- Aktywność Jazda na rowerze
Na przełamanie. Wałbrzych-Wołów
Czwartek, 10 lutego 2022 · dodano: 10.02.2022 | Komentarze 0
Choroba
ciągle mnie dręczy. Jestem przeziębiony, jakiś nieswój, ciągle zmęczony, chyba
z zagnieżdżonym wirusem. No ale postanowiłem się przełamać. Wcześniej
przeanalizowałem prognozy pogody i okazało się, że dzisiaj miało być prawie jak
na przedwiośniu. Wziąłem zatem dzień wolnego.
Rano
wstawało mi się koszmarnie. W nocy śniły mi się jakieś wspomnienia starych
czasów. Śniadanie przełykałem bez smaku. Wyjrzałem przez okno. Na dworze był
piękny błękit. I to mnie jakoś zmobilizowało. Poczułem chęć do jazdy. Na
siodełko wskoczyłem ciut przed dziewiątą. Dzień zapowiadał się ładnie. Przez
małe chmury przebijało słońce, drogi były suche, a wiatr lekko klepał po
plecach. Pierwszy raz w sezonie wyjechałem z Wałbrzycha, bo wcześniej starty
były spod Świdnicy, a dokładnie z Burkatowa, od domku mojej żony. Przez
Wałbrzych przejechałem sprawnie. Najpierw mały zjazd, potem średni podjazd, a wreszcie
ładny spadek ku Świdnicy. Początkowo trochę marzłem, bo ubrałem się niezbyt
zimowo. Później już było mi ciepło. Nawet zdjąłem niektóre części odzienia.
Trasa
była raczej płaska, z niewielkimi pagórkami. Jechało mi się nieźle. Choroba
gdzieś jakby odeszła. Spotkałem kilku rowerzystów, pomachaliśmy sobie
życzliwie. Temperatura podnosiła się stopniowo. Około trzynastej mój termometr
w liczniku pokazał siedemnaście stopni. Pięknie jak na zimę.
Do
Wołowa dotarłem przed piętnastą, pół godziny przed odjazdem mojego pociągu. We
Wrocławiu miałem chwilę na przesiadkę, wykorzystałem ją na zjedzenie obiadu.
Karczek z sosem i ziemniaczkami pochłonąłem łapczywie.
W
Wałbrzychu byłem około osiemnastej. Do domu dotarłem już po zmroku, po
przebyciu z dworca półtora kilometra.
Cieszy
mnie porównanie osiągów bieżących i sprzed roku. Jestem do przodu o około 600 kilometrów.
Ale będzie jeszcze lepiej.
Dzisiejsza
trasa:
Wałbrzych-Witoszów
Dolny-Milikowice-Witków-Bolesławice-Piotrowice Świdnickie-Pastuchów-Łażany-Kruków-Gościsław-Jarosław-Samborz-Ciechów-Środa
Śl.-Lubiatów-Klęka-Brzeg Dolny-Prawików-Mojęcice-Wołów.