Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 305754.30 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.69 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Do pracy marsz! Olszyniec

Środa, 3 marca 2021 · dodano: 03.03.2021 | Komentarze 0

Opis jutro. Może. 




Pętla. Jawor

Sobota, 27 lutego 2021 · dodano: 27.02.2021 | Komentarze 0

Pętla, czyli pierwsza w sezonie jazda że startem i metą w tym samym miejscu. Dzięki temu mogłem trochę powalczyć z wiatrem. Początek był kiepski, bo wiało rzeczywiście okrutnie. Od Jawora już leciałem z podmuchami w plecy. Końcówka znowu była ciężka. No ale jakoś poszło. Ciepełko z ostatnich dni gdzieś uleciało, dziś był chłód.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Witoszów Dolny-Milikowice-Świebodzice-Dobromierz-Kłaczyna-Roztoka-Jawor-Luboradz-Księżyce-Udanin-Pyszczyn-Imbramowice-Klecin-Pszenno-Jagodnik-Świdnica. 




Bez formy, ale z wiatrem. Świdnica-Żmigród

Niedziela, 21 lutego 2021 · dodano: 21.02.2021 | Komentarze 0

Opis jutro. Może...

Zima równie gwałtownie odeszła jak przyszła. Mam nadzieję, że już nie powróci, choć ma świadomość, że może z tym być różnie. Kilka dni dodatnich temperatur spowodowało, że asfalt wydobył się na światło dzienne, a wilgoć ładnie się osuszyła. Śnieg widać było tylko gdzieś w zacienionych rowach i w leśnych ostępach.

Nie musiałem długo analizować swojej formy, by dojść do wniosku, że jest w stanie opłakanym. Aby zatem całkiem nie zniechęcić się do sportu rowerowego, postanowiłem wybrać się gdzieś ze sprzyjającym wiatrem. Cóż, pewnie pójście na taką łatwiznę nie jest czymś chwalebnym, ale od czegoś trzeba zacząć. Wszystkie te elementy spowodowały, że wyznaczyłem sobie trasę do Żmigrodu. Byłem tam pod koniec zeszłego sezonu, ale tym razem postanowiłem jechać inną trasą, przynajmniej do Brzegu Dolnego. Powrót miał być koleją, a ja nie za bardzo wierząc w dobre tempo jazdy, znalazłem pociąg powrotny odjeżdżający o godzinie 17. Do jazdy wybrałem rower szosowy, bo już nie powinno być ślisko, a ja miałem w pamięci dwie grudniowe wywrotki spowodowane małą przyczepnością cienkiej gumy na zdradliwym podłożu.

Wyjechałem po dziewiątej. Aura była iście wiosenna. Ciepłota na sporym plusie, słonecznie, z lekkim wietrzykiem w plecy. Jeszcze w Świdnicy dołączył do mnie inny rowerzysta. Lekko się przechwalaliśmy swymi osiągnięciami na dwóch kółkach, jak to zwykle przy takich spotkaniach bywa. Gdy rozmowa zaczęła się bardziej kleić, już przyszło się rozstać. On na lewo, ja na prawo. Życzyliśmy sobie szerokiej drogi.
W moim przypadku jazda na północ oznacza, że raczej gór nie będzie. Parę hopek pokonałem nawet sprawnie. Drogi były przeważnie suche, czasem tylko pojawiały się kałuże ze stopionego śniegu. Niedzielny ruch samochodowy też nie był duży, a więc szykowała się sielanka. Ubrany byłem solidnie i nawet zacząłem się nieco przegrzewać. Odzienia jednak nie zdejmowałem, bowiem luty bywa kapryśny, a o przewianie nietrudno.

Za Środą Śląską doścignęła mnie piątka rowerzystów w pięknych strojach „CCC Polkowice” Pomarańcz wręcz szczypał w oczy. Jakoś utrzymałem im się na kole i tak wspólnie w niezłym tempie przekręciliśmy z dziesięć kilometrów. Amatorów kolarstwa było więcej, na całej swojej drodze spotkałem ich kilkudziesięciu. Po dobrym śniadaniu postanowiłem cały dystans zaliczyć bez jedzenia, raz tylko przystanąłem, by spałaszować Snikersa. Na dworcu w Żmigrodzie byłem po czternastej, dwie i pół godziny przed pesymistycznym wariantem. Tak się złożyło, że miałem od razu pociąg. We Wrocławiu poczekałem z godzinkę. Tu uświadomiłem sobie, że będę miał okazję jeszcze dyszkę pokręcić. Oto na kolejnej stacji przesiadkowej, Jaworzynie Śląskiej, miałem być o siedemnastej, czyli przy świetle dziennym. Nie pozostało nic innego, tylko z rzeczonej Jaworzyny do domu też dotrzeć rowerem.

Swój plan spełniłem. Zaliczyłem przyjemną trasę i bez większego zmęczenia dotarłem do domu. Wieczorna obiadokolacja smakowała wybornie. Piwko też wlało we mnie ożywcze kalorie. Z optymizmem spoglądam na rozpoczynający się sezon. Pewnie nie będzie rekordowy, bo wiele jazd zniweczyła sroga zima, ale przecież nie rekordami człowiek żyje. Marzy mi się jakiś sakwiarski wyjazd poza Polskę…

Zaliczona trasa:
Świdnica-Domanice-Pyszczyn-Pielaszkowice-Samborz-Ciechów-Środa Śl.-Zabór Wielki-Brzeg Dolny-Godzięcin-Strupina-Żmigród (i Jaworzyna Śl.-Świdnica).




Spóźniony i bolesny początek sezonu. Świdnica-Lewin Brzeski

Niedziela, 24 stycznia 2021 · dodano: 24.01.2021 | Komentarze 0

Dopiero dziś rozpocząłem nowy sezon. Zwłoka wyniknęła z kilku powodów: lenistwa, złej pogody oraz pewnych problemów osobistych, z którymi muszę się mierzyć od jakiegoś czasu. Tak więc nie za bardzo chciało mi się rozpoczynać rowerowe zmagania w nowym roku. Cóż, w końcu jednak trzeba było.

Pogoda na dziś była zapowiadana różnie: od słońca po śnieg. U mnie już zeszłotygodniowe obfite opady śniegu już stopniały. Drogi zdawały się całkiem przejezdne. No ale mając w pamięci moje grudniowe upadki (na rowerze, nie moralne), postanowiłem zacząć sezon na swoim Starym Zdechlaku. Ma grubsze opony i zapewnia większą przyczepność do podłoża.
Kierunek jazdy wybrałem niezbyt górzysty, bowiem po miesiącu niejeżdżenia obawiałem się o swoją formę. Obawy okazały się jak najbardziej uzasadnione. Zaliczyłem jedną z większych mąk w moim życiu. Dodatkowo miało być z wiatrem, a nie było. Na długich odcinkach mordowałem się z przeciwnymi podmuchami. Nie był to huragan, ale wyraźnie to czułem. Śniegu nie było, a temperatura wynosiła 1-2 stopnie. Drogi jednak były mokre i ubłociłem swój rower od opon po siodełko. Mój strój też od razu poszedł do pralki.

Podążyłem na Opolszczyznę, do Lewina Brzeskiego. Na trasie spotkałem paru rowerzystów. Byli w lepszej ode mnie formie, bo bez problemu mnie wyprzedzili. No cóż, trzeba będzie wziąć się do roboty. Parę razy musiałem na chwilkę się zatrzymać, bo mi odpadały nogi. Czułem to nieprzyjemne uczucie, że za moment złapie mnie potężny skurcz. W Grodkowie przejeżdżałem koło dworca kolejowego i poważnie zastanawiałem się, czy tu nie zakończyć tej przygody. No ale podreptałem dalej. W Lewinie byłem czterdzieści minut przed odjazdem mego pociągu. Z przyjemnością posadziłem kuper na ławce. Wcale mnie nie obchodziło, że była mokra.

Dwoma pociągami dojechałem do domu. We Wrocławiu stał się mały cud, bowiem zdążyłem się przesiąść na pociąg mając tylko trzy minuty czasu.


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wiry-Jaźwina-Łagiewniki-Karczyn-Strzelin-Łojowice-Gnojna-Grodków-Żelazna-Magnuszowice-Lewin Brzeski.




Ciężkie zakończenie sezonu. Strzelin

Niedziela, 27 grudnia 2020 · dodano: 27.12.2020 | Komentarze 0

Dziś była moja ostatnia jazda w sezonie. Do końca roku już niestety nie będę mógł wyruszyć na trasę. Tyle wiem. Wyjazdy tylko raz na tydzień powodują, że szybko gdzieś ucieka forma. No ale inaczej jeździć teraz nie mogę. Co zrobić, takie życie.

Poprzednie dwie moje jazdy zakończyły się wywrotkami. Na śliskich drogach rower szosowy zachowywał się jak pijana baletnica. Dziś zatem postanowiłem dać szansę swemu drugiemu wehikułowi, Staremu Zdechlakowi. Wyjechałem z domu przed dziesiątą. Zima przyniosła ochłodzenie i ujemne temperatury. Ubrałem się zatem solidnie. Wkładanie poszczególnych części rowerowej garderoby zajęło mi ponad 10 minut. No ale przez to nie odczuwałem chłodu. Tym razem drogi były suche, czasem widziałem zamarznięte kałuże, ale gdzieś obok asfaltu. Jako się rzekło, forma odfrunęła. Ciężki rower jakoś nie chciał zbyt szybko posuwać się do przodu Na początku wiatr trochę kręcił, ja jednak ciągle miałem wrażenie, że mi przeszkadza. Poświąteczna niedziela przyniosła całkiem spory ruch samochodowy. Rowerzystów spotkałem niewielu, może z czterech.

Na koniec sezonu raczej nie można wymyślić jakiejś wspaniałej trasy. Pojechałem na swój stary klasyk, do Strzelina, oczywiście wymyśliłem jakąś małą wariację, by choć trochę poczuć się jak na „dziewiczej trasie”. Na drugiej części mojej drogi wiatr stał się piekielnym demonem. Wiał jakby koniecznie chciał, bym nie dojechał do domu. Na płaskich odcinkach miałem 14-16 km/h, na podjazdach nawet poniżej 10 km/h. W pokonywaniu owego demona nie pomagała mi zła forma oraz stalowy rower. Na ostatnich kilkudziesięciu kilometrach na liczniku nie miałem wskazania pokonanego dystansu, lecz bieżący czas. Stało się pewne, że jazdę zakończę po zmroku. Z tyłu miałem światełko, lecz z przodu nie. Nawet nie sądziłem, że będę go potrzebował. W domy byłem o 16:30. Za oknem była ciemna noc. Czułem się skonany. Dawno coś takiego mnie nie dotknęło. W czasie jazdy zjadłem dwa batony. Teraz uzupełniam kalorie wielką michą tortellini. Wlewa się we mnie życie.

Sezon 2020 roku był specyficzny. Tłumaczyć za bardzo nie ma czego. Swoje kilometry niby zrobiłem (bieżący rok pod tym względem zajął czwarte miejsce w moim topie), ale czuję niedosyt wypraw i dalekich jazd.

W 2021 roku sobie i czytającym to rowerzystom życzę przyjemności z jazdy. I może do zobaczenia na drogach.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wiry-Jaźwina-Łagiewniki-Sienice-Prusy-Karszów-Strzelin-Zielenice-Piotrków Borowski-Jordanów Śl.-Tomice-Oleszna-Słupice-Uliczno-Jaźwina-Krzczonów-Boleścin-Świdnica.




Znowu gleba. Świdnica-Żmigród

Sobota, 19 grudnia 2020 · dodano: 19.12.2020 | Komentarze 0

Rano wyjrzałem przez okno. Miasto było oszronione. Mój samochód na parkingu pokryty był grubą warstwą lodu. Miało nie być przymrozków. Ubrałem się solidnie, nawet przez chwilę zastanawiałem się, czy nie skorzystać z usług Starego Zdechlaka. Jego opony są szerokie i pewnie lepiej się nadają na jazdę w takiej pogodzie. W końcu jednak wyjechałem szosówką. Od razu pożałowałem tej decyzji. Już na ulicach Świdnicy poczułem, że jest ślisko. Ciągle czuję ostatni upadek. Potłukłem się dość konkretnie. Nie chciałem drugi raz się wywalić. No ale skoro już wyjechałem, to do domu nie chciałem wracać, by wymienić rower. Było chłodno i mroźnie, ale mój ubiór był odpowiedni i nie czułem termicznego dyskomfortu. Drogi były na przemian suche i mokre. Zdarzały się odcinki mocno oszronione. Jechałem uważnie. Na zjazdach nie chciałem się rozpędzać i cały czas delikatnie hamowałem. No ale i tak nie uniknąłem swego losu. W Piersnie na prostej drodze wyłożyłem się jak długi. Asfalt niby był czarny, ale gdy go zbadałem ręką, okazał się istnym lodowiskiem. Tym razem obiłem sobie prawą stronę. Tak właściwie to nic mi się nie stało, parę siniaków i tyle. Gdy zbierałem się z drogi, zatrzymał się przy mnie samochód, a kierowca spytał, czy jest OK. Jechał za mną i widział mój upadek. Podziękowałem mu za troskę.

Dalej jechałem uważnie. Po trzynastej drogi zrobiły się całkiem suche. Ładnie świeciło słońce. Moim celem było miasto Żmigród. Planowałem powrót pociągiem około godziny siedemnastej. Ale dotarłem tam całkiem szybko i mogłem wracać dwie godziny wcześniej. Pociągi Kolei Dolnośląskich dowiozły mnie do domu. Obity bok nieco pobolewa, ale co zrobić. Taki los.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Niegoszów-Śmiałowice-Pożarzysko-Imbramowice-Bogdanów-Paździorno-Kostomłoty-Piersno-Cesarzowice-Kulin-Rakoszyce-Kryniczno-Miękinia-Brzeg Dolny-Radecz-Strupina-Kliszkowice-Żmigród.




Zbieranie myśli i gleba. Środa Śl.

Niedziela, 13 grudnia 2020 · dodano: 13.12.2020 | Komentarze 0

Po dwóch tygodniach przerwy znowu na rowerze. Wydarzyły się u mnie pewne zawirowania, które nieco zniechęciły mnie do jazdy. Pogoda była, czas był, ochoty nie było. Co zrobić? Życiem przynosi różne niespodzianki. Aby się nieco odstresować, w końcu postanowiłem się przewietrzyć.

Pogoda jak na grudzień była optymalna. Temperatura utrzymywała się na przyzwoitym poziomie dwóch-trzech kresek powyżej zera, nie było opadów, ani wiatru. Na łatwej trasie szybko zdobywałem dystans. Z głowy uciekały nieprzyjemne myśli. W końcu poczułem się całkiem dobrze. I tu znowu los dał znać o sobie. Na zakręcie pociągnęło mi przednie koło. Był lekki zjazd i nie miałem żadnej szansy by się wyratować. Wyrżnąłem lewym bokiem o asfalt. Na początku myślałem, że coś poważniejszego mi się stało, bo ręka i noga paskudnie bolały. Potem jednak okazało się, że to było tylko mocne obicie. Jak podnosiłem się z drogi, pomacałem jej nawierzchnię. Była śliska jak lodowisko, choć czarna. Rower trochę mi też ucierpiał, zakleszczył się łańcuch i wygięła kierownica. Łańcuch nastawiłem, kierownicę naprostowałem i pojechałem dalej. Wypadek przydarzył mi się w połowie mojej drogi, w samej Środzie Śl. Do domu dotarłem bez żadnego wspomagania. Teraz czuję, że obite mięśnie pobolewają.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Witoszów Dolny-Milikowice-Stary Jaworów-Bolesławice-Jaworzyna Śl.-Pastuchów-Łażany-Zastruże-Gościsaw-Samborz-Ciechów-Środa Śl.-Rakoszyce-Piotrowice-Paździorno-Mietków-Maniów-Domanice-Klecin-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Powiat prawie zaliczony. Jawor

Sobota, 28 listopada 2020 · dodano: 28.11.2020 | Komentarze 0

Celem dzisiejszej jazdy było zaliczenie ostatniej miejscowości w powiecie jaworskim, Nowej Wsi Wielkiej. Udało się połowicznie. Brzmi to nieco nielogicznie, ale tak właśnie było.
Wyjechałem całkiem wcześnie, bowiem moja żona coś tam sobie wymyśliła i musiałem wstać po szóstej. No cóż, dzięki temu już o ósmej jechałem w siną dal. Określenie to wcale nie jest na wyrost, bowiem było ponuro, mgliście i brzydko. Drogi były mokre i na wielu odcinakach zabłocone, bowiem nikt ich nie czyści po przejazdach maszyn rolniczych, a sezon buraczany trwa w najlepsze. Korzystając z ostatniego przyzwolenia na używanie wulgaryzmów w myślach do tych rolników-brudasów mówiłem „wypierdalać”. Na nic to się zdało. Być może tylko nieco opadła mi adrenalina. A rower ubrudził się straszliwie.

Jako się rzekło kierowałem się do Nowej Wsi Wielkiej. Według moich statystyk była to ostatnia miejscowość w powiecie jaworskim, do której jeszcze nie dotarłem. Bez problemów tam się zameldowałem. W myśli już powiat jaworski oznaczałem czerwonym kolorem, który oznacza doszczętne jego przejechani. Było sporo podjazdów no i parę kilometrów drogi gruntowej, no ale w całkiem dobrym stanie, moja kolarzówka nie miała tu problemów.

Przed Jaworem kątem oka dostrzegłem mały zjazd w prawo i tabliczkę „Piotrowice-Osiedle”. Przez moment nawet chciałem tak się udać. W głowie kołatała mi myśl, czy aby nie jest to „dziewicza” miejscowość. Przejeżdżałem tamtędy dziesiątki razy i uznałem, że mam ją zaliczoną. W domu przekonałem się o bolesnej pomyłce. Na googlach ten wjazd jest jeszcze szutrowy i nie ma odpowiedniej tabliczki z nazwą miejscowości. Przez moment zastanawiałem się, czy aby jej sobie nie zaliczyć. Tabliczkę minąłem o pięć metrów. W końcu jednak uznałem, że nie mogę. Byłoby to przekłamanie. Zrobię to przy następnej okazji.

W trakcie jazdy wypróbowałem dwie nowe rzeczy: nowe słuchawki oraz nowy kostium zimowy z trupią czaszką (jest piękny).

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Witoszów Dolny-Milikowice-Świebodzice-Olszany-Siodłkowice-Dobromierz-Kłaczyna-Bolków-Pogwizdów-Lipa-Nowa Wieś Mała-Nowa Wieś Wielka-(szutry)-Muchów-Piotrowice-Jawor-Luboradz-Targoszyn-Goczałków-Lusina-Udanin-Gościsław-Pyszczyn-Imbramowice-Domanice-Klecin-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Przedsmak zimy. Niemcza

Niedziela, 22 listopada 2020 · dodano: 22.11.2020 | Komentarze 0

Ktoś chyba rzucił na mnie klątwę: „żeby cię pokręciło”. Zaklęcie poskutkowało, bo przez kilka dni trzymał mnie nieprzyjemny ból w prawej łopatce. Ledwo chodziłem, a o jakimś rowerze nie było mowy.

Dziś klątwa działała dalej, ale postanowiłem jakoś ją przełamać. A więc na rower! Końcówka listopada przyniosła u mnie spore ochłodzenie. Zdarzały się już poranki z przymrozkami. No ale niedzielny ranek był na lekkim plusie. Przez okno widziałem, że ani na drzewach, ani na samochodach szronu nie było. Ubrałem się przyzwoicie i prawdę mówiąc wcale się nie przegrzałem. Mój ubiór nie zdał jednak egzaminu. Kupiłem go kiedyś w Lidl. Wydawał się gruby i ciepły, ale niestety łapał wilgoć i po kilkudziesięciu czułem dyskomfort jak byłbym przemoczony małym deszczykiem. Kolejną stratę odnotowałem w sprzęcie elektronicznym. Oto urwałem drucik w słuchawkach. Nieprzyjemność była podwójna: słuchawki były w użyciu po raz pierwszy, no i dalej nie mogłem słuchać muzyki. Postanowiłem jednak, że spróbuję je naprawić.

Tydzień niejeżdżenia zaowocował kolejnym spadkiem formy. No cóż, tak to już bywa. Wiało dziś sakramencko i odcinki pod podmuchy były wyjątkowo nieprzyjemne. Poza tym otuchy dodawało słoneczko i błękit nieba.


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Bystrzyca Górna-Bojanice-Pieszyce-Bielawa-Owiesno-Piława Górna-Podlesie-Niemcza-Gilów-Roztocznik-Słupice-Jaźwina-Wiry-Marcinowice-Gruszów-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




  • DST 131.70km
  • Czas 05:28
  • VAVG 24.09km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przylegająca piosenka. Świdnica-Oleśnica

Niedziela, 15 listopada 2020 · dodano: 15.11.2020 | Komentarze 0

Powoli hamuję sezon. Jazdy w dni robocze już pewnie będą wyjątkiem. Pozostają święta i może jakieś urlopy. Nie ma co narzekać. I tak ten rok poszedł całkiem udanie. Nie było co prawda jakiejś egzotycznej wyprawy, (to chyba dotknęło większość rowerzystów), ale i tak parę tysiączków wpadło do wora. Dalsza część sezonu zależy od pogody oraz od rządowych ograniczeń (mam nadzieję, że ich nie będzie).

Dziś pogoda była zupełnie nielistopadowa. Było ciepło i słonecznie. We mnie jednak ciągle drzemie podejrzliwość, a zatem ubrałem się zimowo. Na pierwszym (i jednym) cięższym dzisiejszym podjeździe (na Przełęcz Tąpdała) kąpałem się we własnym pocie. Można było tam wjeżdżać w zupełnie letnim stroju, a na mnie były kilogramy ubioru. No ale jakoś się wdrapałem. Poczułem przy tym, że forma nieco mnie opuszcza. Organizm dopomaga się zimowej hibernacji. Na Tąpadłach, które stanowią przyczółek do zdobywania Ślęży, było mnóstwo ludzi. Chcieli pewnie wykorzystać dobrą pogodę i być może jeden z ostatnich weekendów bez absurdalnych zakazów.

Celem mojej jazdy była Oleśnica, ciekawe miasto na obrzeżach Dolnego Śląska. Zgodnie ze swoim zwyczajem wcześniej wymyśliłem sobie trasę. Miałem zaliczyć sporo dziewiczych miejscowości. Udało się w proporcji 12/13. Jedną wiochę (Ligotę Nową) musiałem sobie odpuścić, bo byłem już w lekkim niedoczasie. No ale do swego wykazu zdobytych miejscowości mogę dopisać wsie w powiatach wrocławskim i oleśnickim: Krzyków, Nadolice Małe, Zimnica, Smolna, Gręboszyce, Solniki Wielkie, Wszechświęte, Zarzysko, Wyszogród, Bogusławice, Nowoszyce i Świerzna. Do domu wróciłem pociągami. Na dworcu w Oleśnicy zameldowałem się 20 minut przed odjazdem mojego pociągu.

W głowie powtarzałem sobie piosenkę, która ostatnio do mnie przylgnęła. Cranberires. When You’re Gone.

https://www.youtube.com/watch?v=RUmdWdEgHgk&list=RDMMQJ7vgnWARNA&index=2

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wiry-Przełęcz Tąpdała-Sulistrowiczki-Jordanów Śl.-Borów-Węgry-Żórawina-Turów-Łukaszowice-Święta Katarzyna-Siechnice- Kamieniec Wrocławski-Chrząstawa Wielka-Ligota Mała-Smolna-Solniki Wielkie-Zarzysko-Bogusławice-Świerzna-Oleśnica.