Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 313086.90 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.66 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Nocne koszmary. Udanin

Wtorek, 8 września 2020 · dodano: 08.09.2020 | Komentarze 0

W nocy śniły mi się koszmary. Ludzie umarli z mojej rodziny mieszali się z żywymi. Wstałem wczesnym ranem z lekkim zamętem w głowie. O porze mej pobudki panuje jeszcze ciemna noc. Z domu wyruszyłem jak zwykle w okolicach 6:15. Już było jasno, mimo wszystko przezornie odpaliłem lampki z przodu i z tyłu. Na Allegro kupiłem sobie nawet kolejną lampkę przednią, by wraz z już zamontowaną lepiej rozświetlała ciemności, które niebawem przyjdą. Czekam na jej odbiór.

Do pracy dojechałem w dość kiepskim czasie, ale był spory przeciwny wiatr. Poranek był chłodny. Na grzbiet zarzuciłem termoaktywną bluzę i na górze było OK. Krótkie spodenki jednak nie za bardzo grzały, czułem zatem ukąszenia zimna na nogach. W pracy z przyjemnością oblewałem się ciepłą wodą. Prysznic może nie nadawałby się do pięciogwiazdkowego hotelu, ale dla mnie jest wystarczający.

Prognozy były dobre. Dzień miał być słoneczny. Wiedząc o tym i spodziewając się jasności panującej dłużej niż zwykle (ze względu na tę słoneczną aktywność), wyruszyłem z pracy zgodnie z moim harmonogramem, czyli o 15:30, bez wcześniejszego zwalniania się. Mam jeszcze 5 godzin do wybrania, ale warto rozsądnie nimi gospodarować. Dzień zaiste był przyjemny. Słońce miło grzało, na niebie jak okiem sięgnąć panował ładny błękit. Tylko wiatr był ciut za duży. No ale najpierw przeszkadzał, a potem stał się moim druhem.

Po początkowych sfałdowaniach w okolicach Wałbrzycha, dalej trasa była dalej raczej łatwa. Jechało mi się przyjemnie i jakoś opuściły mnie nocne koszmary. Czułem tylko lekkie ukłucia niepokoju, gdy uświadamiałem sobie, że sezon powoli się zamyka. Cóż, tak to już jest.


Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Kłaczyna-Godzieszówek-Kostrza-Rogoźnica-Targoszyn-Goczałków-Lusina-Udanin-Gościsław-Imbramowice-Domanice-Klecin-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Oławskie ostatki. Brzeg

Niedziela, 6 września 2020 · dodano: 06.09.2020 | Komentarze 0

Pierwsza niedziela miesiąca w Świdnicy zwiastuje giełdę staroci. Zgodnie ze swoimi zamiłowaniami poszedłem na nią w poszukiwaniu ciekawych numizmatów. Coś tam kupiłem u swojego stałego sprzedawcy, a przy okazji zbadałem pogodę. Było przejrzyście, choć ciut chłodnawo. Po powrocie zjadłem pożywne śniadanie: jajecznicę z trzech jaj.

Na rower wyruszyłem, kiedy dzwony świdnickiej katedry uderzyły dziesięć razy. Jechało mi się znakomicie. Od dawna nie czułem się tak dobrze. Kilometry umykały jak przyspieszony film. Cieszyłem się jazdą. Znowu dokładnie wyznaczyłem sobie przebieg mojego wyjazdu. Jako miasto docelowe ustaliłem Brzeg w województwie opolskim, a przy okazji postanowiłem przekręcić swoim rowerowym kołem po dwóch ostatnich niezaliczonych przeze mnie miejscowościach w powiecie oławskim: Maszkowie i Psarach. Do Brzegu ostatnio jeździłem właściwie tylko w jedną stronę, bowiem wracałem pociągiem. Teraz wymyśliłem sobie także powrót na rowerze. Dzień jeszcze długi, forma wystarczająca, a więc warto było spróbować.

Wspomniane przeze mnie dwie dziewicze wioski położone są dość kiepsko, bowiem można do nich dotrzeć odbijając od ruchliwej krajówki Wrocław-Opole (droga krajowa nr 94). Pamiętam, że raz nią jechałem na tym odcinku (tj. z Brzegu do Oławy), ale wtedy nie zawinąłem do Maszkowa i Psar. Dziś już nie mogłem odpuścić. W niedzielę ruch na krajówce był niezbyt wielki, a więc spokojnie mogłem się nią poruszać.

Za Brzegiem poczułem głód. Na szczęcie w niedalekich Małujowicach był otwarty sklep. Uzupełniłem w nim zapas płynów oraz kupiłem starego pączka. Mimo że był już twardawy i miał budyniowe nadzienie nader niewielkie, smakował wybornie. Za kilkadziesiąt kilometrów przystanąłem na stacji „Pieprzyk” w Karczynie. Tu zjadłem hot doga. To były moje jedyne posiłki na dzisiejszej trasie.

Do domu dotarłem po dziewiętnastej. Gdzieś w głowie jakiś głos mi mówił, żeby dociągnąć do dwóch setek, ale jakoś mi się nie chciało.

Powiat oławski jest czwartym, w którym dotarłem do wszystkich miejscowości. Wcześniej były wałbrzyski, świdnicki i dzierżoniowski. No ale jest jeszcze co robić na moim Dolnym Śląsku…

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Sady-Sobótka-Nasławice-Jordanów Śl.-Borów-Borek Strzeliński-Kończyce-Goszczyna-Witowice-Oleśnica Mała-Osiek-Godzikowice-Maszków-Gać-Psary-Lipki-Brzeg-Małujowice-Wiązów-Strzelin-Zielenice-Karczyn-Łagiewniki-Jaźwina-Boleścin-Świdnica.




Drogi najgorsze. Henryków

Czwartek, 3 września 2020 · dodano: 03.09.2020 | Komentarze 0

Wziąłem sobie na dziś urlop. Z dwóch powodów: po pierwsze chciałem się wyspać, bo ostatnio kiepsko z tym było u mnie, a po drugie oczywiście zaplanowałem przejażdżkę. Oba cele zrealizowałem. Wstałem mocno po siódmej. Byłem wypoczęty i gotowy do jazdy.

Po wczorajszej gumie dużą pompką dziś rano dopompowałem tylne koło. Manometr wskazał, że miało ono ciśnienie 4 atmosfer. Nawet nieźle wczoraj docisnąłem małą pompeczką. Parę ruchów wystarczyło, by nabić przepisowe 8 atmosfer. Co duża pompka, to duża. Przy okazji sprawdziłem ciśnienie w przednim kole, było 6 atmosfer. Uzupełniłem braki i mogłem jechać w trasę. Na marginesie można wspomnieć, że w kołach z tak dużym ciśnieniem należy co jakiś czas je sprawdzać i uzupełniać ubytki, bo po prostu powietrze powoli ucieka przez wentylki.

W końcu wyjechałem po dziesiątej. Było niezbyt ciepło, ale słońce ładnie oświetlało świat aż po horyzont. Przebieg trasy zaplanowałem wcześniej. Miałem zamiar zaliczyć kilka dziewiczych miejscowości w powiatach strzelińskim i ząbkowickim. Zostało ich mi tutaj dosłownie kilka, ale dość kiepsko są położone. Gdzieś w ślepych zaułkach, w zakamarkach Wzgórz Strzelińskich, gdzie zatrzymał się czas i prace remontowe na drogach.

No właśnie. Gdy w końcu dotarłem do dziewiczego rejonu, musiałem zmagać się nie tylko z trudnym terenem, ale także z koszmarnymi dziurami. W niektórych miejscach asfalt całkowicie się ulotnił i pozostały ostre kamienie i wyżłobienia, w których można byłoby zmieścić całkiem spory pakunek. Jechało mi się koszmarnie. Lepiej było jechać pod górę, bo przecież nie można rozwinąć wtedy zbyt dużej prędkości. W dół za to cały czas na klamkach… Zarówno w górę, jak i w dół plątałem się w absurdalnym slalomie, bo jednak chciałem omijać co większe dziury. Cały czas kołatało mi w głowie, że za chwilę złapię gumę. No ale jednak te dobite na maksa atmosfery do obu kół zrobiły swoje: kiszki nie było. Dla porządku wymienię zaliczone dziś dziewicze miejscowości: Pogroda, Kaczowice, Dobroszów, Płosa (powiat strzeliński), Zakrzów. Witostowice i Raczyce (powiat ząbkowicki).

W Świdnicy zrobiłem dodatkowe parę kilometrów, bowiem podjechałem do paczkomatu na drugim końcu miasta. Odebrałem przesyłkę i stwierdziłem, że jak sam człowiek nie zrobi sobie prezentu, to na innych można czekać latami…


Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Jaźwina-Łagiewniki-Strzelin-Biały Kościół-Gębczyce-Romanów-Dobroszów-Witostowice-Wadochowice-Henryków-Ciepłowody-Podlesie-Niemcza-Gilów-Dobrocin-Uciechów-Włóki-Mościsko-Lutomia Górna-Opoczka-Świdnica.




Na tropach noblistki. Sokolica

Środa, 2 września 2020 · dodano: 02.09.2020 | Komentarze 0

Kilka ostatnich dni nie udało mi się pojeździć. Winna temu była pogoda oraz moje rozleniwienie. Miałem wybrać się w niedzielę, ale górą było rzeczone lenistwo. Prognozy były kiepskie, ale faktycznie można było się wybrać, bo wielkich opadów nie było. Poniedziałek i wtorek był deszczowy, zwłaszcza wczoraj wybranie się na rower byłoby rodzajem masochizmu. No więc dziś już nie miałem wyjścia. Rower był obowiązkowy.

Rano pojechałem do pracy. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pod spód założyłem długą bluzę. Oj, przydała się. Rano było chłodno i bez tego odzienia zmarzłbym jak murzyn na biegunie. Ponoć nie wolno używać słowa „murzyn”, ale ja jestem starej daty i mogę… Jadąc po pracy parę razy miałem zamiar ją zdjąć (bo nieco się zgrzewałem), ale w końcu nie chciało mi się stawać i na grzbiecie bluzę dowiozłem do domu.

Na dziś prognozy też były niepewne. Do plecaka spakowałem więc kurtkę oraz ochraniacze na buty. Kurtka już nie raz była w akcji, ale ochraniaczy jeszcze nie używałem. Zarówno jedno jak i drugie się nie przydały. Rano nieco pokropiło, ale nie było potrzeby używać wspomnianej odzieży. Po południu była dość ładna pogoda. Było niezbyt ciepło, ale słonecznie.

Z pracy zwolniłem się godzinę wcześniej, a więc o 14:30. Miałem przed sobą ponad setkę, a nie za bardzo lubię jeździć po zmroku. Mam parę godzin do wykorzystania, ale niewiele, zatem muszę gospodarować nimi roztropnie.

Wałbrzych opuszałem ścieżkami rowerowymi, przez tzw. Strefę. Ich ciąg ma kilkanaście kilometrów. Kierowałem się na Czechy, przez wałbrzyskie Podgórze i Glinik. Aby objechać ruchliwe ulice, gdy już skończyły się ścieżki, wbiłem się w ulicę Poznańską. Jest tam szkoła podstawowa nr 5. Wiele lat temu i ja tam uczęszczałem. Z pewnym rozrzewnieniem patrzyłem na dzieci, które opuszczały jej gmach. Wypatrywałem tam siebie, małego brzdąca w niebieskim fartuszku. No tak, nikogo takiego nie było. Fartuszki odeszły do lamusa…

Gdy rozpoczynałem podjazd przez Glinik, poczułem, że złapałem gumę z tyłu. Zakląłem siarczyście, bowiem starta czasu na wymianę dętki rysowała przede mną perspektywę powrotu po zmierzchu. No ale cóż, zabrałem się za robotę. W oponie znalazłem wbitą w nią małą metalową blaszkę. To ona była winna tej awarii. Oponę od wewnątrz podkleiłem łatką. Wymieniłem dętkę, nabiłem w nią powietrza, ile tylko mogłem, i ruszyłem dalej. Przede mną była trasa z dziurawymi drogami, a więc należało uważać.

Po wałbrzyskich podjazdach zaczął się miły odcinek do czeskiej granicy, lekko w dół i z wiatrem. Czechy też przeskoczyłem w miarę szybko. Na kolejnej granicy spotkałem swojego kolegę z pracy, Grześka, który też dymał na rowerku. Zamieniliśmy parę słów, życzyliśmy sobie szerokiej drogi i ruszyliśmy w swoje strony.

Głównym celem mojej jazdy był odcinek Włodowice-Świerki. Staram się go pokonać raz w roku, bowiem odnosi się na nim wrażenie dotarcia na koniec świata. Asfalt odcinkami jest dobry, a odcinkami fatalny. Ponoć w Krajanowie, który jest w środku tego odcinka, pomieszkuje nasza noblistka, pani Tokarczuk. Mnie nie było dane ją dostrzec.

Do domu wróciłem o 19:30. Znowu podczepiłem się pod ambitnego kolarza. Ostatnie parę kilometrów mknęliśmy 40 km/h.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Mieroszów-Mezimesti-Hyncice-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Włodowice-Sokolica-Krajanów-Świerki-Głuszyca-Jedlina Zdrój-Jugowice-Lubachów-Burkatów-Świdnica.




Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Świdnica-Żagań

Piątek, 28 sierpnia 2020 · dodano: 28.08.2020 | Komentarze 0

Celem dzisiejszej jazdy było zaliczenie kilkunastu dziewiczych miejscowości w powiatach jaworskim, złotoryjskim, lwóweckim i bolesławieckim. Dość precyzyjnie nakreśliłem plan swojej jazdy i postanowiłem się go trzymać.

Wyjechałem po dziewiątej, można było wcześniej, ale jakoś ostatnio trudno mi to wychodzi. Dzień był chimeryczny. Najpierw było chłodno i pochmurnie, przytrafił się nawet deszcz, później zrobiło się słonecznie i znacznie cieplej. W obu typach pogody mocno wiało. Na początku musiałem walczyć z podmuchami, ale od połowy trasy wiaterek już mi trochę pomagał.

Trasa wiodła do Żagania w woj. lubuskim, a powrót wymyśliłem sobie pociągami Kolei Dolnośląskich.

Było sporo sfałdowań, bo przebijałem się pogórzami. Zdarzył się nawet solidny podjazd w Dębowym Gaju, no ale był krótki. Jechałem bez pożywienia. Najpierw myślałem, że gdzieś na trasie zjem obiad, ale gdy okazało się, że jestem w niedoczasie, mogłem już tylko popijać z bidonu. Końcówka była nerwowa, bo czas kurczył mi się w zawrotnym tempie. Już nawet myślałem, by przedwcześnie skończyć jazdę na dworcu w Małomicach, ale jakoś odpędziłem te złe podszepty i pociągnąłem do Żagania. Nie musiałem przebijać się przez miasto, bo stacja była od strony mojej drogi wjazdowej. Na peronie stałem 10 minut przed odjazdem pociągu.

Przesiadkę w Legnicy wykorzystałem na zjedzenie obiadu. Na dworcu jest knajpka w starym stylu i tam też właśnie się posiliłem. Schabowy był dość podły, ale i tak pochłonąłem go łapczywie.

W Świdnicy byłem o 22:20. Do domu mam niecały kilometr. Pokonałem go w rosnącym gwałtownie deszczu. Udało mi się dotrzeć do domu przed najgorszą fazą wodnego szaleństwa.

Dzisiejsza trasa (bez dziewiczych miejscowości)
Świdnica-Witoszów Dolny-Milikowice-Świebodzice-Dobromierz-Kłaczyna-Bolków-Lipa-Dobków-Świerzawa-Proboszczów-Pielgrzymka-Sobota-Mojesz-Lwówek Śl.-Ocice-Nowogrodziec-Osiecznica-Ławszowa-Przejęsław-Świętoszów-Żagań.

Dziewicze miejscowości: Grudno, Muchówek, Twardocice, Dłużec, Dębowy Gaj, Kotliska, Parzyce, Kierżno, Nowa Wieś, Bieniec, Osieczów, Jelenie Rogi, Jeziory, Luboszów. Ta ostatnia wieś jest szczególnie ciekawa. Ponoć to miejscowość z najmniejszą liczba mieszkańców w Polsce. Żyją tu dwie osoby: małżeństwo pszczelarzy, a cała ich posiadłość jest zagrodzona. Dotarłem do bramy, a za nią ujrzałem napis „Miodowy Zakątek” oraz wizerunki Mai i Gucia. No ale miejscowość zaliczona…




Hamowanie. Mietków

Wtorek, 25 sierpnia 2020 · dodano: 25.08.2020 | Komentarze 0

Wczoraj byłem u swego kolegi, który serwisuje mi rower. Miałem wymienić łańcuch po przejechanych kolejnych 2000 km. Poza tym trochę innych rzeczy też chciałem zbadać. Okazało się, że należało wycentrować koła, usprawnić tylny hamulec oraz wymienić wkład suportu. No tak, trochę tego było.

Dziś rano wyruszając do pracy myślałem, że po takich naprawach rower sam pojedzie. Dziwne jednak, bo jechało mi się dość kiepsko. Niby było jak zwykle, ale jednak dojechałem do pracy w czasie znacznie gorszym niż zwykle. Włączyło mi się jakieś mocne hamowanie… Z nostalgią zauważyłem, że noc rozciągnęła swoje panowanie prawie do godziny szóstej. Niedługo trzeba będzie uruchamiać oświetlenie.

Po południu dzień był bardzo ładny. Słońce wyglądało zza chmur, było ciepło, lecz bez zjadliwego upału, wietrzyk ledwo muskał po twarzy, a niebo nie groziło silnymi opadami. Wybrałem się na przedpola Wrocławia. Trasa była raczej płaska, ale z paroma hopkami. W Sadach wbiłem się za ciężkie maszyny rolnicze, które wracały z polnych robót. Były to olbrzymie kombajny, których nie sposób było wyprzedzić. Jechałem za nimi może ze cztery kilometry. Po cichu kląłem, bo akcja działa się na zjeździe. Zamiast jechać 30-40 km/h, ja brnąłem dwa razy wolniej. Za mną ciągnął się sznur samochodów. A więc znowu było hamowanie.

Znaną mi trasę pokonałem bez negatywnych przygód. W domu zameldowałem się przed dwudziestą. Z żalem przyjąłem fakt, że i od tej strony dnia jasność coraz szybciej zamienia się w szarość i ciemność. No cóż, tyle lat żyję na tym świecie, że zjawisko to powinienem przyjąć ze zrozumieniem. Ale jakoś nie mogłem.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Sady Górne-Kłaczyna-Godzieszówek-Strzegom-Międzyrzecze-Morawa-Łażany-Żarów-Mrowiny-Imbramowice-Buków-Dzikowa-Borzygniew-Mietków-Maniów-Domanice-Klecin-Panków-Niegoszów-Świdnica.




Trochę potu. Ostra Góra

Niedziela, 23 sierpnia 2020 · dodano: 23.08.2020 | Komentarze 0

Wybrałem się w Góry Stołowe. W prostej linii dzieli mnie do nim dystans może 50 km. No ale przecież na rowerze raczej w prostej linii się nie da. Czekało mnie sporo górek. Miałem zamiar wyruszyć dość wcześnie, ale jakoś rano zmarnotrawiłem sporo czasu i w końcu wyjechałem po dziesiątej. Ranek był nawet chłodnawy, jeśli odniesiemy się do upałów poprzednich dni. Na drogach całe masy rowerzystów. Pięć razy przekraczałem dziś granicę polsko-czeską.

W Czechach, już w Górach Stołowych, stanąłem na obiad. W knajpie "U Lidmanu" zjadłem knedliki i popiłem Karkonoszem. Dziewięćdziesiąt procent gości stanowili Polacy. Podjazd od Ostrej Góry wszedł mi całkiem dobrze. Rozkoszowałem się dobrą nawierzchnią, którą miałem okazję po raz pierwszy wypróbować rok temu. Na zjeździe do Radkowa złapałem gumę. Wpadłem z impetem w sporą dziurę (na początku zjazdu asfalt jest kiepski) i już wiedziałem, co mnie czeka. Zwykle w takich przypadkach, kapeć pojawia się nie od razu. Tak tez było i dzisiaj. Ujechałem może z kilometr i już myślałem, że mi się upiekło. Ale nic z tego. Poczułem, że tylne koło zaczyna mi siadać. Cóż było robić !? Wziąłem się za wymianę dętki. Poszło mi nawet sprawnie. Małą pompka dodymałem na tyle, na ile maiłem siły w rękach. Opona była nawet twarda, ale wiedziałem, że do nominalnych ośmiu atmosfer sporo brakuje. Dalej jechałem nad wyraz uważnie, omijając dziury.

Za Radkowem skierowałem się na czeski Bozanov. Dawno tamtędy nie jechałem, postanowiłem zatem przypomnieć sobie trasę, którą kiedyś pokonywałem dość regularnie. Od Bozanova jechałem razem z Panem z Kamiennej Góry. Parę razy go spotkałem i zamieniliśmy kilka zadań. Wiekowy kolarz ma 78 lat i ciągnie jakby miał o połowę mniej. Trudno go zgubić. Ja się nie starałem mu uciec, znowu nieco porozmawialiśmy. Pan nie uznaje internetu i lubi mapy papierowe.

Przed Mieroszowem, który przemierzałem dziś po raz drugi, złapał mnie deszcz. Chwilę nawet przystanąłem pod wiatą, ale w końcu ubrałem się w pelerynkę, którą wiozłem w kieszonce i ruszyłem dalej. Do domu dotarłem po dziewiętnastej. Nie powiem, trasa ciut mnie zmęczyła. Chyba nie będę miał dziś problemów z zaśnięciem.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Bystrzyca Dolna-Lubachów-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Unisław Śl. (pojechałem wyłączoną z ruchu drogą, dalej nic się na niej nie robi, a dziury są coraz większe)-Mieroszów-Mezimesti-Bohdasin-Teplice nad Metuji-Ceska Metuje-Polce nad Metuji-Bezdekov nad Metuj-Machov-Machovska Lhota-Ostra Góra-Karłów-Radków-Bozanov-Broumov-Hyncice-Mezimesti-Nowe Siodło-Mieroszów-Unisław Śl.-Wałbrzych (Glinik)-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Zagórze Śl.-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Miód, owad i wulgaryzmy. Niemcza

Piątek, 21 sierpnia 2020 · dodano: 21.08.2020 | Komentarze 0

Aby odrobić zaległości, dziś też wybrałem się rano do pracy. Rekordu nie było, ale przecież nie zawsze udaje się go pobić. Zresztą był przeciwny wiatr i trudno było o dobry czas. W pracy była mała impreza. Żegnaliśmy pięciu emerytów. Oj, się działo…

Z pracy wyjechałem o 15:30. Upał był dojmujący. Czułem się jak gęś smażona w piekarniku. Doszedłem do wniosku, że coraz gorzej znoszę wysokie temperatury. Kiedyś mogłem z lubością przypiekać się na słońcu, teraz już niestety nie za bardzo. W Bojanicach kupiłem miód i dźwigałem go przez następne 80 kilometrów. Chyba przez to stał się lepszy. Na początku jazdy borykałem się z przeciwnym wiatrem. Dziwne, wiatr dął dość solidnie, ale wcale nie chłodził. Miałem wrażenie, że dmucha na mnie żar z hutniczego pieca. W pewnym momencie poczułem silny ból na wewnętrznej powierzchni uda. Użarł mnie jakiś owad, ale zrobił to tak sprytnie, że wcale go nie zauważyłem. Przebił się przez spodenki i chyba szybko odleciał. Noga zaczęła mi pulsować i strasznie piec. Nawet nieco napuchła. Teraz cały czas mnie pobolewa i jest zaczerwieniona jak sowiecka flaga.

W Niemczy odprawiłem swój rytuał, czyli objechałem całe to miasteczko po linii dawnych murów obronnych. Zegar na kościelnej wieży wybił godzinę osiemnastą.

Na 30 kilometrów przed domem rozpocząłem jazdę pod pierdolone słońce. Było tak zjadliwe, że wypalało mi oczy. Odcinkami jechałem na ślepo, bo nie widziałem drogi. Jakiś czas zastanawiałem się, czy słowo „pierdolone” będzie odpowiednie. Przecież mogą czytać to dzieci. W końcu jednak uznałem, że najbardziej oddaje mój stosunek do naszej gwiazdy w tym waśnie momencie. Tuż przed Świdnicą słońce zaszło, ja zapaliłem tylną lampkę i w półmroku dotarłem do domu.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Modliszów-Złoty Las-Bystrzyca Górna-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Włóki-Uciechów-Dobrocin-Niemcza-Gilów-Roztocznik-Jaźwina-Wiry-Katki-Marcinowice-Gruszów-Pszenno-Świdnica.




Po krótkiej przerwie. Mieroszów

Czwartek, 20 sierpnia 2020 · dodano: 20.08.2020 | Komentarze 0

Parę dni nie jeździłem. Miałem mały nierowerowy wyjazd. Dziś wreszcie wziąłem się za odrabianie zaległości. Rano do pracy pojechałem w rekordowym w tym sezonie czasie 50:37. Do globalnego rekordu zabrakło 53 sekundy. Może kiedyś się uda. Potrzebna do tego płynna jazda, bez zatrzymywań. Zwłaszcza w Wałbrzychu o to trudno, bo rano spory tam ruch.
Z pracy wyjechałem po ośmiu godzinach, czyli o 15:30. Pętla po pagórkach wyszła mi nawet całkiem dobrze. Zmarnowałem trochę czasu przy przejeździe kolejowym przed Jaczkowem. Była chyba jakaś awaria sygnalizacji, bo przez dobre 15 minut migało czerwone światło. Wreszcie samochody się ruszyły, bo ileż można czekać. Ja się wciąłem za nimi, ale uważnie obserwowałem tory. Przecież do domu trzeba dojechać o przyzwoitej porze.
Na ostatnich 15 kilometrach mocno popracowałem nad średnią. Podczepiłem się pod ambitnego kolarza i tak wyprzedzając się naprzemiennie przy prędkości dochodzącej do 40 km/h dotarliśmy do Świdnicy. Bez niego chyba nie chciałoby mi się tak zaiwaniać.
Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Jaczków-Czarny Bór-Kochanów-Mieroszów-Unisław Śl.-Wałbrzych (Glinik)-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Dziewicze miejscowości. Świdnica-Głogów

Sobota, 15 sierpnia 2020 · dodano: 15.08.2020 | Komentarze 0

Dziewiczych miejscowości było dziś 23. Zaliczałem w powiatach legnickim, polkowickim i głogowskim. Rano było chłodnawo, trzy razy złapał mnie mały deszczyk. Później zrobiło się cieplej. Dwa razy brnąłem przez szutry. jechałem wolniusieńko po tej nawierzchni i udało mi się nie złapać gumy. W Chojnowie zjadłem hot doga, jedyny mój posiłek na trasie. Niedokręcenie do dwóch setek dało mi dziwną satysfakcję. Do domu wróciłem pociągami Kolei Dolnośląskich.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Słotwina-Milikowice-Świebodzice-Dobromierz-Roztoka-Jawor-Łaźniki-Złotoryja-Wyskok-Gniewomirowice-Siedliska-Pieszków-Dobroszów-Chojnów-Biała-Biskupin-Stary Łom-Motyle-Chocianów-Parchów-Nowy Dwór-Buczyna-Radwanice-Dankowice-Nielubia-Głogów.