Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 313086.90 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.66 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Taka sobie jazda. Kamienna Góra

Czwartek, 13 sierpnia 2020 · dodano: 13.08.2020 | Komentarze 0

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Struga-Stare Bogaczowice-Jaczków-Kamienna Góra-Krzeszów-Kochanów-Mieroszów-Unisław Śl.-Wałbrzych (Glinik)-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Dobry nastrój. Sobótka

Wtorek, 11 sierpnia 2020 · dodano: 11.08.2020 | Komentarze 0

Miła jazda przy miłej pogodzie.
Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych (rano do pracy)-Modliszów-Lubachów-Lutomia Dolna-Mościsko-Książnica-Jaźwina-Oleszna-Przełęcz Sulistrowicka-Sulistrowice-Sobótka-Biała-Marcinowice-Klecin-Śmiałowice-Pszenno-Świdnica.




W upale o polityce. Kudowa Zdrój

Niedziela, 9 sierpnia 2020 · dodano: 09.08.2020 | Komentarze 0

Niedziela była upalna. Po raz trzeci z kolei wybrałem się w góry. Tym razem były to Góry Stołowe. Moja trasa do Kudowy Zdroju jest w pewnym sensie moim klasykiem. Raz w roku staram się ją przetrzeć. Zwykle zabieram się za nią na wiosnę. W tym roku jednak koronawirus zaprzepaścił te możliwości, bowiem moja trasa przebiega przez Czechy, a kraj ten był wiosną zamknięty. Dziś więc postanowiłem nadrobić te zaległości.

Kiedyś upał mi tak nie przeszkadzał. Dziś jednak kiepsko mi się jechało w tej słonecznej pożodze. Piłem sporo, ale czułem ten dokuczliwy żar. Pierwszy większy podjazd z Głuszycy do Unisławia Śl. pokonałem dość raźnie. Jechało się w cieniu drzew. Upał tu nie docierał. Droga z Rybnicy Leśnej ku Unisławowi ciągle jest zamknięta i niby ma tu być jej remont. Przetarłem ją kolejny raz i musiałem mocno uważać na dziurach i piaszczystych łachach. Na szczęście zjechałem w jednym kawałku.

Przez Czechy jechałem dobrze znaną mi drogą. Przemierzyłem ją ze sto razy. Przed polską granicą we wsi Mala Cermna zatrzymałem się na obiad. Pochłonąłem smażony ser z frytkami i zapiłem to danie Karkonosem. Przyplątał się do mnie miejscowy kot, który pomógł mi w jedzeniu smażonego sera. Był mocno głodny, bo pochłaniał ser z wielkim apetytem. Nawet dał się przy tym pogłaskać…

Z Kudowy wyruszyłem na podjazd Drogą Stu Zakrętów. Warto zwrócić uwagę, że zrobiono nową nawierzchnię aż do samej Przełęczy Lisiej. Od Karłowa parę kilometrów w dół jednak ciągle droga jest kiepska. Podjazd pokonałem w dobrej formie. Na zjeździe po raz kolejny przypatrywałem się fenomenalnym formacjom skalnym, które schodzą bezpośrednio do drogi.

Na końcu, w Burkatowie, wstąpiłem do swojej żony. Znowu były polityczne dyskusje, bez porozumienia…


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Jugowice-Głuszyca-Rybnica Leśna-Unisław Śl.-Mieroszów-Mezimesti-Bohdasin-Teplice nad Metuji-Ceska Metuje-Police nad Metuji-Velke Petrovice-Hronov-Mala Cermna-Kudowa Zdrój-Karłów-Radków-Ratno Dolne-Ścinawka Górna-Nowa Ruda-Ludwikowice Kłodzkie-Głuszyca- Jedlina Zdrój-Jugowice-Burkatów-Świdnica.




Góry Sowie forever. Przełęcz Woliborska

Piątek, 7 sierpnia 2020 · dodano: 07.08.2020 | Komentarze 0

Rano do pracy jechało mi się przyjemnie. Przyjemna temperatura ułatwiała jazdę. Wreszcie poranek był ciepły. W pracy odczytałem dane licznika. Rekordowy czas dojazdu w tym sezonie (51:29), do rekordu globalnego zabrakło półtorej minuty. Jakoś nie wierzę, że uda mi się go w tym roku pobić. Parę razy musiałem lekko wyhamować, bo na trasie pojawiały się jakieś przeszkody. Raz całkiem stanąłem, bo spotkałem swojego kolegę Mirka, który rano grzecznie kręcił na rowerze do swojej pani. Mamy duże szczęście do spotkań, w tym roku było to chyba czwarte. Kiedyś z Mirkiem przemierzyłem trasę Przemyśl-Wałbrzych, po górkach, od tego czasu dopingujemy się wzajemnie, ale raczej chyba już razem nie pojeździmy. On celuje w MTB, a ja jestem wierny asfaltom…

Praca przebiegła spokojnie i o 15:30 mogłem wyruszyć na zasadniczą część trasy. Wcześniej wrąbałem dość solidny obiad. W pracy mamy mikrofalę, a ja na niej podgrzałem sobie placki ziemniaczane z gulaszem. Danie było bardzo dobre, ale ciut za duże. Początek jazdy był ciężki, a mnie odbijały się te placki. Tym razem Wałbrzych przeciąłem ścieżkami, a nie jak to ostatnio bywało główną arterią północ-południe. Ścieżki te są nawet sensowne, ale wiele razy trzeba stawać na światłach i długo czekać na zielone. Po raz pierwszy w życiu przejechałem się ulicą Zagórzańską, która łączy dzielnice Kozice i Rusinowa. Droga dziurawa i więcej tamtędy się nie wybiorę.

Dalej jechałem ulicą Świdnicką. Kiedyś przy niej mieszkałem. Minąłem swój dawny domek. Czwarty w Wałbrzychu, jak ktoś czytał poprzednie wpisy, to wie, o co chodzi. Mieszkałem tam bardzo dawno temu, w latach siedemdziesiątych, byłem wtedy małym brzdącem, ale jakoś zapamiętałem te rejony. Ta część miasta była jakby położona z dala od cywilizacji. Blisko były lasy i rozległe niezurbanizowane obszary. Teraz jest tam inaczej. Ulica ta została włączona w ciąg komunikacyjny w kierunku na Kłodzko (i nawet na Wrocław) i przebiega nią wściekły ruch samochodowy. Z Wałbrzycha wyjechałem podjazdem przez Glinik. Duchota była straszliwa. Pociłem się jak szczur i ciągle czułem ciężkość tych placków. Droga wylotowa jest remontowana i było tam nawet wahadło. Widząc, że asfalt jest już zrobiony, wciąłem się na czerwonym świetle.

Z radością powitałem koniec podjazdu na rozstaju dróg Rybnica Leśna-Unisław Śl. Teraz czekał mnie przyjemny zjazd ku Czechom. Niby jest tam droga krajowa (nr 35), ale kręci się przyjemnie i nie ma zbyt dużego ruchu samochodowego. Czechy przeciąłem szybko. Jazdy przez ten kraj było dokładnie 20 kilometrów i zameldowałem się w naszym Tłumaczowie. Przejechałem przez centrum Nowej Rudy i rozpocząłem podjazd na Przełęcz Woliborską. Od tej strony nie jest zbyt kąśliwy. Trochę cięższy odcinek jest w środku podjazdu, za Woliborzem. Może ze 2-3 kilometry, na których trzeba się wysilić. Końcówka jest dziwnie wypłaszczona. Jechałem tamtędy wiele razy i dokładnie wiedziałem jak rozłożyć siły. Za to zjazd do Bielawy jest pierwsza klasa.

Do Świdnicy dotarłem po dwudziestej. Końcówkę jechałem miejskimi ścieżkami rowerowymi. Po stokroć wolę jechać między samochodami niż między dziadkami i panienkami, wcale nie patrzącymi na drogę i wcinającymi się na krzywy ryj. Puściłem ku nim parę niekulturalnych bezsilnych bluzgów, ale czy to pomoże? Poza tym przechadzają się tamtędy paniusie z pieskami, które w ogóle nie zwracają uwagi na to, co się dzieje wokoło. Koszmar.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Mieroszów-Mezimesti-Hyncice-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Nowa Ruda-Wolibórz-Przełęcz Woliborska-Jodłownik-Bielawa-Pieszyce-Bojanice-Opoczka-Świdnica.




Przed pracą. Przełęcz Walimska

Środa, 5 sierpnia 2020 · dodano: 05.08.2020 | Komentarze 0

Za chwilę wychodzę do pracy. Przedpołudnie wykorzystałem jednak należycie. Przeciągnąłem się rowerowo przez Góry Sowie. Po raz trzeci w tym roku wjechałem na Przełęcz Walimską. Najkrótsza pętla z domu na ten podjazd to jakieś 60 kilometrów. Postanowiłem jednak coś dołożyć, żeby wyszła jakaś przyzwoita setka. No i dołożyłem Sobótkę. Fajna trasa i dająca poczuć, że się jedzie.

U mnie dwa dni strasznie lało, o rowerze można było zapomnieć. Dziś rano też było pochmurnie i chłodno. Z każdą jednak minutą robiło się cieplej i bardziej błękitnie. Szkoda było zjeżdżać do domu. Ale co zrobić? Praca czeka.

Dziś doszły do mnie ochraniacze na buty. Teraz żaden deszcz nie będzie mi straszny. Najbardziej nie znosiłem jak przemakają mi stopy…


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Jugowice-Walim-Przełęcz Walimska-Pieszyce-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Kiełczyn-Jaźwina-Słupice-Oleszna-Glinica-Nasławice-Sobótka-Biała-Marcinowice-Gruszów-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




W duchocie. Wołów

Niedziela, 2 sierpnia 2020 · dodano: 02.08.2020 | Komentarze 0

Rano poszedłem na świdnicką giełdę staroci. Wreszcie została reaktywowana, po półrocznym okresie niebytu wywołanym wirusem. Ludzi było mnóstwo. Ja polepszyłem sobie humor kupując trzy piękne monety.

Do jazdy byłem przygotowany, zatem po powrocie z giełdy, szybko opuściłem domowe pielesze. Po dziewiątej już dziarsko sobie kręciłem. Ranek był dość rześki, ale na nieboskłonie zbijały się czerwonawe chmury. Na popołudnie zapowiadano u mnie deszcze i burze. Cóż zrobić, trzeba było się do tego jakoś przygotować, zatem w tylnej kieszonce wiozłem przeciwdeszczową kurtkę.

Moja trasa wiodła do Wołowa. Sporo kilometrów było przede mną, ale profil drogi był raczej płaski. Drobne sfałdowania brałem rozpędem. Z upływem czasu robiło się coraz parniej. Wreszcie koło południa nastała straszna duchota. Wypiłem pepsi i napój ten chyba źle na mnie wpłynął. Poczułem palenie w trzewiach. Bardzo nieprzyjemne uczucie. Niby jechałem do przodu, ale czułem się kiepsko. Wiedziałem, że po jakiś czasie to pieczenie ustąpi. Tak się stało. Po 30 kilometrach znowu czułem się normalnie. Za Brzegiem Dolnym wbiłem się w jakąś niby rowerową ścieżkę. Najpierw doprowadziła mnie do jakiejś posesji, potem do linii kolejowej. W jednym i drugim przypadku musiałem zawracać (przy posesji) lub przenosić rower (przez tory). Mocno kląłem na konstruktorów takich dróg, którzy rowerzystów mają za nic.

Koło Wołowa dotarłem do jedynej dziewiczej miejscowości na mojej trasie, Uskorza Wielkiego. Tutaj też prysnął na mnie mały deszczyk. Był tak mizerny, że nie opłacało mi się wyciągać kurteczki.

Do domu dotarłem w dobrej formie, po siedemnastej, zapowiadany deszcz mnie nie dopadł. W czasie jazdy nic nie jadłem, piłem tylko nacukrzone płyny. Przed Świdnicą zaczęło mnie ssać w żołądku. Do domu miałem już blisko, a więc jakoś dotarłem do niego. Szybko przygotowany obiad (schabowy!) polepszył moje samopoczucie.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Żarów-Gościsław-Jarosław-Ujazd Górny-Michałów-Ciechów-Środa Śl.-Klęka-Brzeg Dolny-Żerkówek-Wołów-Uskorz Wielki-Wołów-Domaszków-Lubiąż-Malczyce-Chełm-Budziszów Wielki-Lusina-Bartoszówek-Strzegom-Morawa-Międzyrzecze-Stanowice-Stary Jaworów-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica.




Koło trzech domków. Teplice nad Metuji

Piątek, 31 lipca 2020 · dodano: 31.07.2020 | Komentarze 0

Dziś był bardzo ładny dzień. Wreszcie było słonecznie, ale bez duchoty i burzy zagrożenia burzą wiszącego nad głową. Nawet wiaterek specjalnie nie forsował tempa. Dość dawno temu ostatni raz rano jechałem rowerem do pracy. Nie miałem za bardzo dziś wyboru, bo mój samochód ciągle tkwi w warsztacie. Do pracy dojechałem jakoś niezauważalnie. To znaczy chyba myślałem o czymś innym, bo nawet się nie zorientowałem, kiedy już poruszałem się ulicami Wałbrzycha. Czas dojazdu dobry, ale nie rekordowy.

Robotę zakończyłem planowo, czyli o 15:30. Znowu przebijałem się przez Wałbrzych. Od mojego miejsca pracy do tablicy obwieszczającej koniec tego miasta jest 12 kilometrów. Centrum Wałbrzycha dalej jest zakorkowane przez trwające prace związane z budową obwodnicy. No ale jakoś się udało wydostać. Dosyć symbolicznie wiodła moja trasa przez Wałbrzych. Przejeżdżałem koło trzech budynków, w których kiedyś mieszkałem. Nie było czasu na wspomnienia i rozpamiętywanie przeszłości, bo musiałem patrzeć na drogę. Kiedyś będę musiał tak wymyślić trasę, by dodać do niej jeszcze dwa budynki, w których miałem okazję mieszkać w tym mieście…

Wałbrzych opuściłem przez jego dzielnicę Gaj. Kierowałem się na czeskie Teplice nad Metuji. Tym razem pętlę po Czechach postanowiłem zrobić odwrotnie niż zazwyczaj. Ostatni raz jechałem tamtędy półtora miesiąca temu. Trwał tam wtedy remont drogi, przez który musiałem jechać jakimś objazdem. Liczyłem na to, że droga jest już oddana do użytku. Owszem, odcinek który był rozgrzebany w czerwcu pięknie zrobiono, ale roboty przeniosły się dwa kilometry dalej. Trzeba obiektywnie przyznać, że informacja o zamkniętej drodze była już umieszczona parę kilometrów wcześniej, nie tak jak opisywany niedawno przeze mnie polski odcinek Dziećmorowice-Złoty Las, gdzie naraz staje się przez znakiem znaku ruchu i pryzmą piachu. Postanowiłem jednak zaryzykować i nie wracać, tylko jechać zgodnie z planem. Kawałek jechałem bokiem, kawałek drogą sfrezowaną, kawałek jednym tylko pasem pozostawionym do użytkowania. Udało się nawet sprawnie.

Jechało mi się przyjemnie. Nie odczuwałem dolegliwości bólowych, które niedawno opisywałem. Może jeszcze parę lat pojeżdżę.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-(Gaj)-Mieroszów-Mezimesti-Bohdasin-Teplice nad Metuji-Zdonov-Mieroszów-Wałbrzych (Glinik)-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Z duszą na ramieniu. Wałbrzych-Jordanów Śl.-Świdnica

Poniedziałek, 27 lipca 2020 · dodano: 27.07.2020 | Komentarze 0

Kształt dzisiejszej jazdy został wymuszony na mnie przez niedomaganie mojego samochodu. Coś tam się chrzani z turbiną, zatem umówiłem się na solidne działania naprawcze. Mój mechanik działa w Wałbrzychu, blisko mojej pracy. Zatem rano zapakowałem rower do samochodu i jakoś dotarłem do pracy. Samochód zostawiłem w warsztacie do czwartku, a sam już wracałem do domu rowerem. Oczywiście mocno nadkładając drogi.

Pogoda była dziwna. Niby miało nie padać, ale widok na niebie jakoś do tego nie przekonywał. Chmurki cały czas barwiły się na różowo, a niebo ogólnie ciemniało. Wypisz wymaluj, zanosiło się na burzę. Widok taki mogłem oglądać od początku jazdy do jej końca. Wczoraj trochę zmokłem i jakoś nie miałem ochoty na powtórkę. Deszcz powoduje, że strasznie marznę i tracę przy tym dobry humor. No ale większym utrapieniem jest dla mnie fakt, iż jazda na deszczu powoduje zabrudzenie roweru, piasek dostaje się wszędzie. Jakoś mierzi mnie jazda ze zgrzytającym napędem, a więc po każdym takim przypadku muszę solidnie czyścić rower. Jakoś nie mam do tego serca, ale mus to mus. Dziś zatem jechałem z duszą na ramieniu, cały czas spodziewałem się bowiem pompy, ale ta na szczęście mnie ominęła.

Zaraz na początku trasy mocno się zirytowałem. Oto okazało się, że zabrano się za remont odcinka drogi Dziećmorowice-Złoty Las. Droga ta była w fatalnym stanie, bo asfalt miał tam dziury, spękania i bruzdy znacznie większe niż za Niemca. Sam remont jest zbożnym przedsięwzięciem. Szkoda tylko, że go w żaden sposób nie oznaczono. Znak zakazu wjazdu pojawił się tuż przed pryzmą ziemi zagradzającą przejazd. Na razie remont polegał na zdjęciu asfaltu. Postanowiłem jednak przejechać tamtędy, bowiem cofanie się mogłoby narazić na szwank cały plan mojej jazdy. Trzy kilometry zjeżdżałem z duszą na ramieniu kolarzówką po ostrych kamieniach i piachu. Cały czas liczyłem się z tym, że załapię gumę. No ale jakoś przejechałem…


Dzisiejsza trasa:
Wałbrzych-Stary Julianów-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Jaźwina-Łagiewniki-Białobrzezie-Jordanów Śl.-Nasławice-Sobótka-Chwałków-Szczepanów-Gola Świdnicka-Krasków-Klecin-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Mój klasyk. Przełęcz Jugowska-Broumov

Niedziela, 26 lipca 2020 · dodano: 26.07.2020 | Komentarze 0

Wybrałem się na swoją ulubioną trasę. Tuż po dziewiątej już kręciłem. Po dwudziestu kilometrach jazdy zacząłem podjazd na Przełęcz Jugowską. Z Pieszyc ma on około 13 kilometrów. Najpierw jest nietrudny, przez miasto nachylenie wynosi może 3-4 procent. W Kamionkach na około dwóch kilometrach stromizna jest największa, może dochodzić miejscami do 7-8 procent, potem już kolarza czeka równe nachylenie 5% na odcinku pięciu kilometrów. Jedzie się sympatycznie, bo przez las. Dziś mimo niedzieli ruch samochodowy nie był duży. Wdrapywało się za to kilku rowerzystów. Zjazd z przełęczy jest przyjemny, bowiem od jakiegoś czasu droga jest równa, bo położono nowy asfalt. Kiedyś to był tam istny armageddon.

W czeskich Otovicach zjadłem obiad, w knajpie „U Bartosa”. Jest to miejsce szczególnie lubiane przez polskich rowerzystów. Dziś ich tam było kilkunastu. Sączyli piwko i kofolę. Ja zażyczyłem sobie knedliki z gulaszem, machnąłem też Primatora. Jeszcze w Czechach złapała mnie solidna burza. Przystanąłem dwa razy, aby uniknąć zlania. Raz na stacji kolejowej w Ruprechticach. Tutaj starsze panie zainteresowały się moją osobą, pytały skąd jestem i ile mam jeszcze kilometrów do domu. Jedna popatrzyła na mój rower i z troską spytała, dlaczego nie mam błotnika (po czesku błotnik to „blatnik”, od razu skumałem o co chodzi). Ja na to wyjąłem z torebki swój przenośny „blatnik” i zaczepiłem do drutów przy siodełku. Pani była ukontentowana. Potem przejechałem kilka kilometrów w umiarkowanym deszczu, a gdy ten się wzmógł, znowu poszukałem schronienia. Tym razem była to wiata w Starostinie, już przy samej granicy. Widocznie wyglądałem dość żałośnie, bo naraz pojawił się starszy Pan (Czech) i spytał, czy nie napiłbym się piwa lub herbaty. Podziękowałem, ale odmówiłem.

Deszcz ustał po kilkudziesięciu minutach. Do domu miałem jeszcze z 50 kilometrów. Nie było na co czekać. Puściłem się po mokrych drogach. Buty mi przemokły, ale w dość dobrej formie dotarłem do domu.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Opoczka-Pieszyce-Kamionki-Przełęcz Jugowska-Sokolec-Nowa Ruda-Tłumaczów-Otovice-Broumov-Hyncice-Mezimesti-Mieroszów-Wałbrzych (Glinik)-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Burkatów (tu odwiedziłem żonę, żony zawsze warto sprawdzić)-Świdnica.




Setka przed pracą. Ząbkowice Śl.

Czwartek, 23 lipca 2020 · dodano: 23.07.2020 | Komentarze 0

Dziś mam do pracy idę po południu. Zatem wytworzyła się możliwość wcześniejszej jazdy na rowerze. Mimo wrodzonego lenistwa (zwłaszcza jeśli chodzi o poranne wstawanie), jakoś szybko się zebrałem i już przed ósmą kręciłem. Było dosyć chłodno. Na niebie gromadziły się chmurki, z których raz czy dwa razy poleciały drobne kropelki. Trochę się zżymałem, żeby w lipcu marznąć? Po pagórach jechało mi się dobrze. Ostatnie wrażenia bardzo kiepskiej formy jakoś się nie powtórzyły. Oby tak dalej. Teraz do pracy. Nie chce mi się...

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wiry-Jaźwina-Gilów-Piława Górna-Ciepłowody-Kobyla Głowa-Bobolice-Ząbkowice Śl.-Stoszowice-Jemna-Bielawa-Pieszyce-Bojanice-Opoczka-Świdnica.