Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 313086.90 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.66 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Trzy czarne koty. Bolków

Czwartek, 19 marca 2020 · dodano: 19.03.2020 | Komentarze 0

Jazda do pracy była przyjemna. Było dość ciepło, jasno i bezwietrznie. Udało mi się urwać ponad minutę z sezonowego rekordu czasu dojazdu. Ruch na drodze był normalny, jak z okresu sprzed koronawirusa. U mnie w pracy spory zastój. Siedzimy co prawda przy swoich biurkach, ale za dużo nie robimy. Czas się wlecze. Dzień coraz dłuższy, a więc zwolniłem się pół godziny później niż poprzednio, czyli wyjechałem o 14. Czekało mnie sporo podjazdów i należało się raczej streszczać. Podjazdy pokonywałem z pewnym trudem. Kiedyś szło mi to łatwiej. No ale nie ma co narzekać, jakoś się jedzie.

Na trasie dotarłem do dwóch „dziewiczych” ślepych miejscowości w powiecie jaworskim, były to Półwsie i Wierzchosławiczki. Wcześniej przeciąłem miejscowość o idealnej nazwie jak na czas kwarantanny: Pustelnik. Od Bolkowa wracałem już podobną trasą jak w zeszłą niedzielę (ze Złotoryi). Drogę przeszły mi dziś trzy czarne koty. Odczyniałem uroki plując przez lewe ramię. Pomogło, bo bez złych przygód dotarłem do domu.

Do domu dojechałem nieco po osiemnastej. Mimo tych mozolnie pokonywanych podjazdów wykręciłem dość przyzwoitą średnią, blisko 23 km/h. Może będzie lepiej… Tylko czy koronawirus pozwoli?


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Jaczków-Marciszów-Pustelnik-Domanów-Półwsie-Wierzchosławiczki-Bolków-Kłaczyna-Dobromierz-Olszany-Świebodzice-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny -Świdnica.




Kwarantanna na rowerze. Sobótka

Wtorek, 17 marca 2020 · dodano: 17.03.2020 | Komentarze 0

Dzień powszedni przyniósł normalny ruch. Do pracy przemykałem wśród sporej liczby samochodów. Sporej nie sporej, takiej jak zwykle. Jechało mi się przyjemnie. Wsłuchiwałem się w ptasie śpiewy. One (ptaki) nic sobie nie robią z koronowirusa i myślą o przedłużaniu gatunku. Na trasie porannej w porównaniu z poprzednimi jazdami urwałem minutę. Do rekordu jeszcze brakuje osiem. Jest nad czym pracować. W pracy dowiedziałem się, że jeden z moich kolegów jest objęty kwarantanną, bo jego żona (pielęgniarka) pracowała przy pacjencie, który dziś zmarł na koronawirusa w wałbrzyskim szpitalu. Poddany lekkiej psychozie jakoś się obroniłem przed paniką. Nie znoszę paniki.

Zwolniłem się z pracy o 13:30 i wyruszyłem w mały objazd okolicznych terenów. Przyszła wspaniała wiosna. W przygrubym stroju nieco się przegrzewałem, ale z radością wystawiałem twarz do słońca. Mogło być ze dwadzieścia stopni. Także wiatr, który ostatnio mnie wykańczał, dziś poszedł wiać gdzie indziej. Na trasie widziałem mnóstwo rowerzystów, którzy podobnie jak ja chyba zakładali, że na swoich pojazdach są bezpieczni od plagi, bo nie kontaktują się z innymi ludźmi. Rower chyba daje najlepszą kwarantannę.

Trasa była przyjemna i urozmaicona. Nawet zaliczyłem jedną przełęcz – Sulistrowicką w masywie Ślęży. Do domu dojechałem jeszcze za dnia.

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzch-Dziećmorowice-Lubachów-Bystrzyca Górna-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Książnica-Jaźwina-Uliczno-Oleszna-Przełęcz Sulistrowicka-Przemiłów (jakże lubię tę nazwę)-Sobótka-Chwałków-Szczepanów-Gola Świdnicka-Klecin-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Puste drogi. Złotoryja

Niedziela, 15 marca 2020 · dodano: 15.03.2020 | Komentarze 0

Dzień był piękny, choć chłodny. Słońce ładnie oświetlało świat w objęciach koronawirusa. Rano ze Świdnicy wyjeżdżałem pustymi ulicami. Nie było ani samochodów, ani ludzi. Na myśl przyszły mi katastroficzne powieści, które czytywałem w młodości: „Dzień tryfidów”, „Wielkie solo Antona L.” itp. W pewnym sensie tęskniłem za autami, które dawałyby mi pewność dalszego trwania naszej cywilizacji. Po wsiach też ludzie gdzieś się ukryli, ujadały tylko psy i ładnie śpiewały ptaki. Do pokonania miałem spory dystans, a więc skupiłem się na jeździe. Przed Jaworem ujrzałem wspaniały widok. Był to biały masyw Karkonoszy i charakterystyczną kopułą Śnieżki. W pełnym słońcu góry wyglądały jakby wyrzeźbione były z marmuru. Nawet na chwilę przystanąłem, by napawać się tym zjawiskiem.

Celem jazdy była Złotoryja. To mój klasyczny przejazd na początku sezonu. Za Jaworem wpadłem na tarkę na drodze. Asfalt tam jest niby dobry, ale na długich odcinkach z drogi wyłażą kamyczki. Stan tej drogi nie poprawia się od lat, bo nikogo ona chyba nie obchodzi. Tyłek dostaje tam w tyłek (jeśli tak można powiedzieć…).

Do plecaka spakowałem jedzenie i picie, by na trasie być niezależny i poddać się wymogom narodowej kwarantanny. Sklepy były jednak otwarte. Do jednego nawet wstąpiłem naruszając nieco tę kwarantannę. Kupiłem batony, ale przywiozłem je do domu. W międzyczasie zjadłem natomiast bułkę z kiełbasą, które rano spakowałem do plecaka. Na trasie spotkałem sporo rowerzystów.

W powrotnej drodze zawinąłem do dziewiczej miejscowości Gorzanowice w powiecie jaworskim (w pobliżu Bolkowa). Do domu dotarłem około siedemnastej. Forma jakby lepsza.


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Żarów-Kruków-Gościsław-Udanin-Damianowo-Księżyce-Luboradz-Jawor-Sichów-Złotoryja-Nowy Kościół-Świerzawa-Kaczorów-Gorzanowice-Bolków-Kłaczyna-Dobromierz-Olszany-Stanowice-Stary Jaworów-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica.




Jazda w czasach plagi. Jetrichov

Piątek, 13 marca 2020 · dodano: 13.03.2020 | Komentarze 3

Powoli musimy zmierzyć się z nową sytuacją. Nawet dla mnie, człowieka, który ma już swoje lata i jakieś tam doświadczenie, wydarzenia podryfowały w zgoła niespodziewanym kierunku. Stajemy przed bardzo ważnym wyzwaniem, którego echa mogą odbijać się przez kilka następnych lat. Jako człowiek, który nie lubi paniki i nadmiernego informacyjnego szumu, muszę jednakże wyznać, że się zaniepokoiłem. Wydaje nam się, że wszystko, co mamy, jest dane nam na zawsze, tymczasem kolejne dni pokazują jak to jest ulotne, nietrwałe i przypominające mydlaną bańkę. Cieszmy się zatem zdrowiem i możliwością rowerowania, póki jeszcze możemy…

Dziś był piątek trzynastego. Kiedyś takie kabały nie robiły na mnie wrażenia, aż do momentu, kiedy przeszedł mi drogę czarny kot, a w godzinę później poturbował mnie samochód. Dlatego dziś szczególnie wytężałem zmysły i starałem się unikać nieszczęść. Udało się połowicznie. Rano wyruszyłem do pracy lekko po szóstej. Dzień już panował pełną gębą, ale męczył mnie chłód. Na setki razy przemierzonej trasie jechało mi się nawet znośnie. Zaraza spowodowała, że ruch samochodowy był jakby mniejszy. Podjazd trochę mi się dłużył. Już w Wałbrzychu dopadł mnie deszcz (pech po raz pierwszy). Chwilę jechałem w zmagających się opadach, ale w końcu stanąłem, by włożyć kurtkę, którą do tej pory wiozłem w plecaku. Do pracy dojechałem po paru minutach, ale deszcz zdążył mnie przemoczyć. Wilgotne ciuchy ułożyłem na kaloryferze, sam wziąłem kąpiel i na sześć godzin zasiadłem przy biurku. Nie powiem, zrobiłem sporo pożytecznych rzeczy. Z pracy zwolniłem się o 13:30 (znowu ta pechowa trzynastka!). Przez Wałbrzych przedzierałem się przez 20 kilometrów pod górę i pod wiatr. Istny masochizm! Chyżość podmuchów przekraczała 10 m/s. Najpierw jechałem tzw. Strefą, czyli przez obszar, na którym działają duże zakłady przemysłowe, potem przez Stary i Nowy Julianów, by znowu zameldować się w Wałbrzychu i przez Kozice, Podgórze i Glinik opuścić to rozciągnięte miasto. Na rozstaju dróg Unisław Śl.-Andrzejówka odczytałem swoją dotychczasowa średnią prędkość. Ledwo ciut ponad 17 km/h. Zważywszy na warunki, i tak nieźle.

Dziś postanowiłem dokończyć czeski tryptyk. Dwa moje poprzednie wyjazdy widły przez ten kraj, zatem warto było zagłębić się tam po raz trzeci. Interesowała mnie zwłaszcza sprawa możliwości przekraczania granicy, bo w tej kwestii krążyły sprzeczne opinie. Okazało się, że wjazd był swobodny, bez żadnej kontroli. W przygranicznym czeskim Starostinie wstąpiłem do sklepu. Pani za ladą (zena za pultem) powiedziała mi, że od poniedziałku granica będzie zamknięta dla wszystkich z wyjątkiem osób (Polaków) dojeżdżających przez Czechy do pracy.

Po zrobieniu małej pętelki przez Czechy do kraju wjechałem małym przejściem Vizniov-Nowe Siodło. Żadnej kontroli tutaj też nie było. Od Mieroszowa czekał na mnie przyjemniejszy wiatr. Mogłem nieco wytchnąć i podreperować kiepską średnią. Zastanawiałem się, kiedy następy raz uda mi się pojeździć po Czechach. Tamtędy wiodą moje ulubione trasy i pewnie nieprędko uda mi się znów tam pokręcić. Hm, oby w ogóle można było wsiąść na siodełko.

Do domu wracałem utartym szlakiem przez Rybnicę Leśną. Pisałem już o dziadowskiej drodze, która prowadzi do Głuszycy. Dziś ukąsiła mnie ona dodatkowo. Na tych pierdolonych dziurach złapałem gumę (pech po raz drugi). Powietrze z przedniej opony uleciało do nieba szybciutko jak modlitwa ateisty. Z reguły w piśmie nie używam wulgaryzmów (co innego jeśli chodzi o mowę żywą), ale tylko w ten sposób mogę opisać nikczemny stan owej drogi oraz stan mego umysłu w onym czasie. Gumę wymieniłem, ale do domu czekało mnie jeszcze 30 kilometrów jazdy po wertepach na zjeździe do Głuszycy. Ponadto godzina robiła się już późna, a ja nie lubię jeździć po nocy.

Na szczęście okazało się, że już wyczerpałem swój limit pecha. Do domu dotarłem co prawda mocno po zmierzchu, ale w jednym kawałku.
Sobie i kolegom rowerzystom życzę przetrwania tego czasu epidemii i zarazy. Zdrowia i kondycji!

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stary Julianów-Wałbrzych-(Glinik)-Unisław Śl.-Mieroszów-Mezimesti-Jetrichov-Mezimesti-Viznov-Nowe Siodło-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Przed pracą. Teplice nad Metuji

Wtorek, 10 marca 2020 · dodano: 10.03.2020 | Komentarze 0

Trasa podobna jak przedwczoraj, skrócona tylko i doprowadzona do Teplic nad Metuji (w niedzielę było do Polic nad Metuji). Dziś praca na popołudniu, a więc jazda poranna miała swój sens. Z domu wyjechałem ciut przed siódmą. Najpierw było pod górę i pod wiatr, z powrotem odwrotnie... Sprawiedliwie?




Pozytywne objawy. Police nad Metuji

Niedziela, 8 marca 2020 · dodano: 08.03.2020 | Komentarze 0

Poranek by chłodny. Nie było mrozu, ale zimny wiatr skutecznie obniżał temperaturę. Dla mnie jednak nie był to żaden problem, bo ubrałem się odpowiednio. Już za Świdnicą wpadłem na remontowany odcinek drogi Bystrzyca Dolna-Burkatów. Kilometr musiałem przemieszczać się po grząskiej powierzchni, bo asfalt zdarto do gołej ziemi. W nocy padało i grunt był miękki. Na kolarzówce kiepsko się jechało. Miejscami musiałem prowadzić. Jakoś zepsuło to mi humor. Rower ubłociłem sobie nieco, a perspektywa jego czyszczenia nie polepszyła mego nastroju.

Początek mojej trasy to popularne szlaki świdnickich rowerzystów. Korzystali oni z niedzieli i licznie wylegli na drogi. Teren cały czas się leciutko podnosił, a wiatr oczywiście dął w twarz. Gdy w Głuszycy skręciłem ku Unisławiowi Śl., rowerzyści zniknęli. Kilka kilometrów podjazdu pokonałem nawet sprawniej niż sądziłem. Zastanawiałem się, czy w końcu drogowcy wezmą się za dolny odcinek tej trasy, który dziur ma tyle, że można byłoby nimi obdzielić sporo innych dróg. To samo można powiedzieć o dzisiejszym moim odcinku zjazdowym między Rybnicą Leśną a Unisławiem Śl. No ale tutaj po prostu wstawiono znak „zakaz ruchu”, bo to chyba jest tańsze niż remonty. Nie bacząc na zakazy zjechałem sobie w dół, często i gęsto używając hamulca, by przedwcześnie nie zakończyć wycieczki z powodu upadku.

Do Czech wjechałem dawnym turystycznym przejściem granicznym Mieroszów-Zdonov. Kiedyś było wyłączone dla ruchu samochodowego, ale parę lat temu dopuszczono pojazdy mechaniczne. Ciekawy byłem, czy Czesi ze względu na koronawirusa wprowadzą jakąś kontrole na granicy. No ale wjazd do Czeskiej Republiki był swobodny jak zwykle, pies z kulawą nogą się nie pofatygował, by mierzyć gorączkę osobom wjeżdżającym. I bardzo dobrze, bo jeszcze paniki brakuje…

Przez Czechy przejechałem ponad 50 km. Teren był urozmaicony (jak to w Czechach). Podjazd z Pekova na Honske sedlo nieco mnie wymordował. Z przełęczy tej w dół spada piękna droga. Gładka, o dużej stromiźnie, w miarę prosta, wśród lasu. Po cichu liczyłem na pobicie rekordu prędkości, bo wydawało mi się na podjeździe, że mam korzystny wiatr na tym odcinku. Niestety na zjeździe wiatr mnie jednak hamował i zaledwie nieznacznie przekroczyłem 70 km/h. Wziąłem czeskie korony (bez wirusa), bo chciałem zjeść obiad w tym kraju. Jak zwykle na chęciach się tylko skończyło. Sporą trasę pokonałem na dwóch batonach. Na ostatnim podjeździe do Wałbrzycha nieco mnie muliło, ale nie odcięło mi prądu.

Zaliczyłem dziś dość trudną trasę, prawie górską, ze sporą liczbą trudnych podjazdów. Forma licha, ale czuję, że będzie już tylko lepiej. Pokonując wzniesienia męczyłem się rzecz jasna, ale to zmęczenie jakoś się nie kumulowało. Te pozytywne objawy dodały mi otuchy. Do domu dotarłem po szesnastej.

Dnia Kobiet nie świętowałem.


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Bystrzyca Dolna-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Głuszyca-Unisław Śl.-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Police nad Metuj-Pekov-Honske sedlo-Broumov-Hyncicie-Mezimesti-Viznov-Nowe Siodło-Mieroszów-Unisław Śl.-Wałbrzych-Pogorzała-Świdnica.




Prawdziwy początek sezonu. Udanin

Czwartek, 5 marca 2020 · dodano: 05.03.2020 | Komentarze 0

Prawdziwy początek sezonu jest wtedy, gdy rozpoczynam rowerowe dojazdy do pracy. Dziś zatem pierwszy raz wybrałem się bladym świtem na trasę Świdnica-Wałbrzych. Dzień rozpoczął się pogodnie, a więc już po szóstej rozeszły się mroki. Dla bezpieczeństwa włączyłem jednak lampki z przodu i z tyłu. Poranek był mroźny, mogło być minus jeden-dwa stopnie. Ubrałem się odpowiednio, a więc zimno prawie mnie nie dosięgło. Prawie, bo jednak mróz kąsał mi stopy poprzez metalowe okucia butów. Jechało mi się nawet sprawnie. Z jakąś lubością przypominałem sobie doskonale znaną mi trasę. Do pracy dojechałem poniżej godziny. Wynik całkiem niezły jak na początek. W zeszłym roku było gorzej o parę minut. Ciepły prysznic po jeździe wlał we mnie życie.

Z pracy zwolniłem się o 13:30. Mam trochę nadgodzin, które skrzętnie zbierałem, by je teraz wykorzystywać do rowerowych celów. Dzień był piękny, słoneczny i przejrzysty. Wystawiałem twarz ku słońcu i marzyłem o tym, że jest upał, a ja rozpinam do końca zamek na przedzie koszulki i daję się głaskać słonecznym promieniom po gołym torsie. No tak. Tak dobrze jeszcze nie było. Może za miesiąc-dwa…

Początek jazdy w Wałbrzychu i okolicach prowadził przez parę podjazdów. Dalej (tak od Kłaczyny) było już raczej płasko, nie licząc paru zmarszczek. Forma kiepska. Trochę męczyłem się na hopkach, ale zmęczenie nie kumulowało się i po chwili odpoczynku byłem gotowy do kolejnych małych wspinaczek. Końcówka była pod wiatr i tu się nieco namachałem. Do domu dojechałem po zmroku. Przydały się oba światełka. Zaliczyłem zatem jazdę od świtu do wieczora. Z sześciogodzinną przerwą na pracę.


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Struga-Stare Bogaczowice-Sady Górne-Kłaczyna-Godzieszówek-Rogoźnica-Targoszyn-Goczałków Górny-Lusina-Udanin-Gościsław-Pyszczyn-Imbramowice-Domanice-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Jakby wiosna. Niemcza

Niedziela, 1 marca 2020 · dodano: 01.03.2020 | Komentarze 0

Zimy już chyba nie będzie. W czwartek i piątek próbował u mnie prószyć śnieg, ale był mokry i mizerny. Stopniał w oczach... Wczoraj jakoś nie chciało mi się jeździć, ale już dziś miałem na to ochotę. Pogoda wiosenna. Znowu na długich odcinkach walczyłem z wiatrem, który od jakiegoś czasu nie chce zelżyć.
Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wiry-Jaźwina-Roztocznik-Byszów-Niemcza-Wilków Wielki-Przystronie-Oleszna-Glinica-Nasławice-Sobótka-Strzelce-Gola Świdnicka-Śmiałowice-Wierzbna-Nowice-Stary Jaworów-Milikowice-Witoszów Dolny-Świdnica.




Wiatr i prędkość światła. Broumov

Sobota, 22 lutego 2020 · dodano: 22.02.2020 | Komentarze 0

Prognozy na dziś były kiepskie. Miało mocno wiać. No ale nie zanosiło się na opady. Nie miałem więc czego szukać w domu i przed dziesiątą byłem w trasie. Spało mi się tak dobrze, że o wcześniejszym wyjeździe nie było mowy. Ubrałem się przyzwoicie. Niestety moja wierzchnia bluza kupiona kiedyś w Lidlu po raz kolejny nie zdała egzaminu. Po paru kilometrach nasączyła się wilgocią i dawała niemiłe uczucie zimna.

Pojechałem na południe, bo stamtąd miało wiać. Pomyślałem, że najpierw się pomęczę, a potem będzie już sama przyjemność. Pomęczyłem się nieźle. Prognozy się sprawdziły, wiatr atakował mnie z chyżością około 10 m/s, a w porywach mogło być i więcej. Starałem się jechać równo, ale podczas takiego porywu tylko minimalnie naciskałem na pedały, rower prawie stawał, ale dzięki temu nie wyprułem z siebie flaków.

Pierwsze 30 kilometrów było pod wiatr i pod górę. Gdy dotarłem do szczytowego punktu w okolicach Bartnicy, byłem wycieńczony niczym galernik. Średnia prędkość, którą sprawdziłem na liczniku, ledwie przekroczyła 17 km/h. Lidlowską bluzę można było wykręcać. Na grzbiet narzuciłem kurtkę, którą do tej pory wiozłem w plecaku. Do Nowej Rudy był zjazd i pokonałem go z lubością. W Czechach miałem wreszcie pokręcić nieco z podmuchami, ale niestety znowu było ciężko. Na granicy w Starostinie kupiłem czeskie piwo i pistacje (w Czechach są chyba tańsze, ale dokładnie nie przeliczałem dokładnie ceny…).

Dopiero za Mieroszowem nabrałem wiatru w żagle. W Unisławiu Śl. nieco się zawahałem, gdy zobaczyłem zakaz ruchu na mojej drodze ku Głuszycy. Stanąłem w małym sklepie i pani wyjaśniła mi, że tak dano ten znak, bo nikt nie chce się zając dziurami w drodze. Odcinek ten przemierzałem w przeszłości kilkaset razy, a więc znam go na pamięć. Nic się nie zmienił, dziury jak były tak są. Po co zatem zakazywano wjazdu?

W czasie jazdy uświadomiłem sobie jedną rzecz. Oto te wszystkie moje kilometry, które do tej pory przejechałem na rowerze, światło pokonałoby w nieco ponad 2/3 sekundy. Myśl ta jakoś zasmuciła mnie. W tak oczywisty i bezdyskusyjny sposób przegrywam ze ślepą naturą.

Na pocieszenie ostatnie kilometry pokonywałem z pięknym wicherkiem w plecy. Do domu dotarłem po szesnastej. W sam raz, by upichcić sobie obiad…


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Bystrzyca Dolna-Lubachów-Jez. Bystrzyckie (tama)-Jugowice-Jedlina Zdrój-Głuszyca-Bartnica-Nowa Ruda-Włodowice-Tłumaczów-Otovice-Broumov-Hyncicie-Ruprechtice-Mezimesti-Starostin-Mieroszów-Unisław Śl.-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Dobrze wykorzystany dzień urlopu. Świdnica-Lewin Brzeski

Czwartek, 20 lutego 2020 · dodano: 20.02.2020 | Komentarze 0

Powoli nadchodzi prawdziwy sezon. Dla mnie on zaczyna się wtedy, kiedy zaczynam do pracy dojeżdżać rowerem. Do tego momentu brakuje jeszcze ze trzy tygodnie. Tymczasem trzeba się wprawiać do zwiększonej aktywności. Dlatego dziś wziąłem dzień urlopu z myślą, by go przeznaczyć na jazdę. Nawet się udało.

Z domu wyjechałem ciut po ósmej. Postanowiłem jechać na północny wschód i wrócić pociągiem. Jako cel jazdy obrałem Lewin Brzeski w województwie opolskim. Poranek był rześki. Wiatr pracował jakby miał dostać za swoją robotę specjalną premię. W nocy padało i drogi były mokre. Jednak już od rana było bezchmurnie. Na początku mojej jazdy musiałem kręcić pod ostre słońce. Nie lubię tego, bo mój wzrok lekko podupadł i takie kąśliwe promienie nie wychodzą mu na zdrowie. No ale jakoś się jechało, bo wiatr raczej sprzyjał. Czasami był boczny i wtedy hamował. Dobrze że nie musiałem z nim walczyć twarzą w twarz. Byłoby kiepsko.

W Tłusty Czwartek postanowiłem zjeść pączka. W pierwszym sklepie, przy którym przystanąłem, spotkała mnie niemiła niespodzianka, wszystkie pączki już wyprzedano. W drugim już mogłem nabyć ten słodki wypiek. Smakował wybornie, zwłaszcza, że był to jedyny posiłek na mojej trasie (nie licząc batona).

W końcu zawinąłem do dziewiczej miejscowości Jeszkotle. Wiele razy chciałem to zrobić, ale jakoś się nie udawało. Tym razem machnąłem te dodatkowe kilometry. Jeszkotle do wieś, do której prowadzi ślepa droga. Jest już ona w województwie opolskim, zatem mój zapał do jej odwiedzenia był nieco mniejszy, bo głównie zaliczam miejscowości w moim województwie dolnośląskim. No ale każda nowa trasa jest dla mnie czymś godnym przejechania.

Do Lewina dotarłem sporo przed czasem. Załapałem się na wcześniejszy pociąg. We Wrocławiu byłem o 16:30. Za moment miałem kolejny pociąg. Nie był on co prawda do Świdnicy, lecz do Wałbrzycha, ale postanowiłem nim pojechać. Wysiadłem w Jaworzynie Śl. i dzięki temu mogłem kolejną dyszkę przejechać na rowerze. Do domu dotarłem za dnia. Głód skręcał mi żołądek…


Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Wiry-Jaźwina-Słupice-Oleszna-Glinica-Jordanów Śl.-Piotrków Borowski-Zielenice-Strzelin-Biedrzychów-Gnojna-Jeszkotle-Gnojna-Grodków-Przylesie Dolne-Jankowice Wielkie-Czeska Wieś-Lewin Brzeski (no i Jaworzyna Śl.-Bolesławice-Tomkowa-Świdnica).