Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 313086.90 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.66 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dwudniówka ku Łodzi. Dzień 2. Wieluń-Zgierz

Niedziela, 19 maja 2019 · dodano: 19.05.2019 | Komentarze 0

To się nazywa dobrze spędzony weekend.




Dwudniówka ku Łodzi. Dzień 1. Świdnica-Wieluń

Sobota, 18 maja 2019 · dodano: 18.05.2019 | Komentarze 0

Wreszcie jakaś przyzwoita pogoda.




Góry Sowie forever. Przełęcz Woliborska

Czwartek, 16 maja 2019 · dodano: 16.05.2019 | Komentarze 0

Ostatnie parę dni były deszczowe i zimne. Oczywiście można byłoby się wybrać na rower, ale jakoś mi się nie chciało. Nie jestem masochistą i listopadowa aura w maju skutecznie zniechęciła mnie do jazdy. Już w życiu namokłem się tyle razy, że nie pałam chęcią do kolejnych. Na dziś prognozy były sprzeczne. Według „mojego” meteo.pl miało jednak nie padać. Mając w głowie taką nadzieję, postanowiłem wreszcie się przejechać. W nocy sen przerywało mi kapanie wody na balkonie. Lało i to niezgorzej. Gdy wstałem o 5:30 z ciekawością wyjrzałem przez okno. Chmury kłębiły się na niebie, ale deszczu nie było. Mokre ulice wywoływały chęć szybkiego wskoczenia do ciepłego łóżka. Przemogłem się jednak i za paręnaście minut jechałem już do pracy. Ubrałem się prawie zimowo. Woda pryskała z dołu, ale z góry nie kapało. Pokonując przeciwny wiatr i podjazd na pierwszych trzynastu kilometrach, dotarłem do roboty.

Wyjechałem z pracy godzinę przed terminem. Nad głową znowu wisiały mi ciemne obłoki, a gdzieś w oddali snuła się mgła. Było jednak znacznie cieplej niż rano czy poprzedniego dnia. Zatłoczony Wałbrzych przeciąłem nawet sprawnie i już niebawem byłem na jego rogatkach, pokonując pierwszy ciężki podjazd na trasie – przez Gaj ku granicy czeskiej. Korzystnym zjawiskiem pogodowym był bardzo mały wiatr. Dwadzieścia kilometrów przez Czechy przejechałem całkiem zgrabnie. Za Nową Rudą rozpocząłem kolejny dość wymagający podjazd – na Przełęcz Woliborską. Najstromszy jest w środkowym odcinku. Parę razy moja prędkość spadłą poniżej 10 km/h. Od siodła przełęczy już do samego domu było w dół, płasko lub tylko nieznacznie pod górę. W Pieszycach dostrzegłem znak, że moja droga do Świdnicy jest zamknięta z powodu remontu mostu w Piskorzowie. Jakoś się tym nie przejąłem i nie myślałem o objazdach. Rzeczywiście w wiosce tej rozgrzebano drogę. Chyba po raz pierwszy mogłem zobaczyć, że sączy się tam jakiś strumień. Chodnik był jednak nieruszony i tamtędy przeprowadziłem rower. Przynajmniej samochodów było mniej. Do domu przyjechałem ciut po dziewiętnastej.

Na trasie zaczęły mnie pobolewać dawne rany zdobyte w czasie rowerowych wojaży: lewy bark (kontuzja spowodowana kolizją z samochodem półtora roku temu) oraz prawy staw skokowy (uraz nabyty podczas pierwszej mojej rowerowej jazdy w dojrzałym życiu – sprzed 22 lat). Mam nadzieję, że bóle mi przejdą…


Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-(Gaj)-Mieroszów-Golińsk-Mezimesti-Hyncice-Broumov-Otovice-Tłumaczów-Nowa Ruda-Wolibórz-Przełęcz Woliborska-Bielawa-Pieszyce-Bojanice-Opoczka- -Świdnica.




Zawilgły maj cd. Strzelin

Sobota, 11 maja 2019 · dodano: 11.05.2019 | Komentarze 0

Mając na uwadze prognozy pogody, na swój weekendowy wypad wybrałem sobotę. Aura miała być znośna - w przeciwieństwie do zapowiedzi na niedzielę. Obowiązki nie pozwoliły mi na wyruszenie wczesną porą. Na rowerze byłem dopiero po jedenastej. Dzień był piękny: słoneczko świeciło intensywnie, błękit niebo optymistycznie nastrajał do życia. Jedynym mankamentem był ciut za duży wiatr, który na początku mojej jazdy hamował mój impet. Mimo wszystko jechało mi się bardzo dobrze. Czułem przyjemność z kręcenia i pokonywania podmuchów, w głowie wolno przewalały mi się różne myśli. Wysiłek fizyczny wspaniale wpływał na relaks psychiczny. Kątem oka obserwowałem jednak otaczający mnie świat. Oto powolutku piękny dzień zaczynał się psuć. Gdzieś w oddali pęczniały chmury, a ich kolor powoli zmierzał ku ciemnym odcieniom.

Biorąc pod uwagę, że miałem dość mało czasu na jazdę, postanowiłem wybrać się do nieodległego Strzelina. Trasa ta jest w pewnym sensie moim klasykiem. Przemierzyłem ją kilkadziesiąt razy (lekko licząc około 60-70 razy). Nie zastanawiałem się zatem nad kolejnością skrętów, tylko mknąłem niemalże automatycznie. Postanowiłem jednak na swej trasie dokonać pewnych wariacji, które uczyniłby ja nieco dłuższą.

Niespodziewanie po 30 kilometrach jazdy odczułem mocne ssanie w żołądku. Rzadko mi się to zdarza. Z reguły po śniadaniu na dystansie nieco ponad stukilometrowym raczej już nie dojadam. Tym razem jednak głód był dojmujący. Stanąłem przy najbliższym sklepie i łapczywie spałaszowałem dwie duże słodkie bułki. Pomogło! Kalorie szybko zasiliły krwiobieg, a ten przekazał je do mięśni.

W Strzelinie nie zawróciłem od razu na Borów, tylko odbiłem na Wrocław. Po paru kilometrach jednak dobiłem do stałej mojej drogi. Przejechałem przez wioskę o ładnej nazwie – Warkocz. Kiedyś (dawno temu) już tamtędy jechałem. Tragiczne asfalty nieco zmąciły mój dobry nastrój. Poza tym niebo stało się granatowe. Wiedziałem, że lanie mnie nie ominie. Jechałem wszakże jakby nigdy nic.

W okolicach Sobótki zaczęło lać. Założyłem na grzbiet nowy nabytek, swoją kurteczkę nabytą w Dekatlonie. Ponoć w stu procentach jest wodoszczelna. Może i tak, ale pozostałe moje odzienie takie już nie jest. Po paru minutach poczułem, że buty mam całkiem przemoczone. Wczoraj nieco je podsuszyłem (po jeździe w deszczu), ale znowu przesączyły się wilgocią. Jadąc w deszczu, znalazłem przynajmniej jeden plus takiej sytuacji. Oto wczoraj nie wyczyściłem roweru (po jeździe w deszczu) i teraz cieszyłem się, że ewentualna moja praca nie poszła na marne.

Gdy dojechałem do Świdnicy, wcale nie zakończyłem wycieczki. Obiecałem żonie, że wpadnę do jej wiejskiego domku, by zająć się jej kotami. Żona pojechała na weekendowe swoje zajęcia, a koty należy nieco zabawić i dać im jeść. Na wylocie ze Świdnicy w kierunku Burkatowa (gdzie jest ten domek z kotami) ciągle trwają roboty drogowe. Szosa poprzecinana jest wyżłobieniami wypełnionymi grubym szutrem. Kiedyś (nie tak dawno) złapałem tam gumę. Dziś było tak samo. Gdy poczułem, że wiotczeje mi tylne koło, brzydko zakląłem. Te złorzeczenia dotyczyły i kotów, i żony. Po chwili opanowałem się i adrenalina mi spadała. Do domku było już niedaleko (może z 400 metrów). Poprowadziłem tam rower. Zająłem się kotami, które przywitały mnie głośnym miauczeniem (w deszczu były na dworze). Po nasyceniu zwierząt, zająłem się kołem. Zmiana dętki, gdy rower jest brudny od błota, nie należy do przyjemności. Poza tym cały czas należy liczyć się z tym, że jakieś ziarenko piasku czy drobina brudu dostanie się między oponę a dętkę, a wtedy po paru metrach jazdy znowu może być klops. Uwinąłem się szybko. Moja nowa mała pompka spisała się wybornie. Koło kolarzówki nabiłem całkiem mocno. Zostawiłem koty już w domu i wyruszyłem na ostatni etap swej dzisiejszej jazdy, znowu do Świdnicy. Na kilkuset pierwszych metrach starałem się wczuwać w pracę tylnego koła. Czy ponownie nie zwiotczeje? No ale wszystko było cacy.
Do domu dotarłem około dziewiętnastej. Buty znowu powędrowały na ciepły kaloryfer. Ich zapach nie przypomina wiosny.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Opoczka-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Książnica-Jaźwina-Łagiewniki-Strzelin-Warkocz-Zielenice-Piotrków Borowski-Jordanów Śl.-Świątniki-Sobótka-Biała-Marcinowice-Gruszów-Pszenno-Jagodnik-Świdnica-Burkatów-Witoszów Dolny-Świdnica.




Zawilgły maj. Jawor

Piątek, 10 maja 2019 · dodano: 10.05.2019 | Komentarze 0

Po majówkowych wojażach wróciłem na swoje trasy. Rano jazda do pracy. Mimo przeciwnego wiatru jechało mi się nieźle. Dojechałem w czasie nieco ponad 55 minut. Średnie stany stanów średnich... Na drogach widać było ślady nocnych opadów, no ale temperatura była znośna, może z osiem stopni. W pracy cały czas obserwowałem ciężkie chmury przewalające się za oknem. Jednak jakoś nie padało. Stan ten się zmienił dokładnie w momencie, kiedy wyruszyłem w popołudniowy objazd. Na dzień dobry zlało mnie dość solidnie. Założyłem kurtkę, którą przezornie schowałem do plecaka. Deszcz padał może z 10 minut, potem się wypogodziło. Na trasie jeszcze raz przeciąłem deszczowy front. Już nic sobie  z niego nie robiłem, bo dolną część ciała miałem solidnie przemoczoną. Dalsza jazda była już bez opadów, ale cały czas na drodze przecinałem wielkie kałuże - wynik niedawnych całkiem intensywnych działań deszczu. W domu odpaliłem ogrzewanie: by się nieco ogrzać oraz by podsuszyć buty. Prognozy wieszczą, że w weekend tylko sobota jako tako będzie nadawała się na rower. W niedzielę ma być armagedon...
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Dobromierz-Kłaczyna-Celów-Sokola-Paszowice-Jawor-Luboradz-Goczałków-Strzegom-Stanowice-Nowy Jaworów-Milikowice-Komorów-Witoszów Dolny-Świdnica.




Ma majówka 2019. Etap 8. Sierzchów-Radom

Poniedziałek, 6 maja 2019 · dodano: 07.05.2019 | Komentarze 0

Ostatnia jazda na majówce. Od siostry do Radomia. Wreszcie wiatr nie przeszkadzał. Do domu wróciłem pociągami, a ostatni etap z Jaworzyny Sląskiej do Świdnicy - znowu na rowerze. Koło północy jechało się nieźle. Wymęczył mnie ziąb. Moje przednie światełko raczej nie nadaje się do jazdy w pełnej ciemności. No ale nie miałem wyjścia.
Na majówce dwa etapy przejechałem z kolegami: Darkiem, Łukaszem i Pawłem.
Na zakończenie małe wyjaśnienie. Dlaczego "ma majówka"? Ano dlatego, że  jechałem głownie przez Mazury i Mazowsze.




Ma majówka 2019. Etap 7. Wyszków-Sierzchów

Piątek, 3 maja 2019 · dodano: 03.05.2019 | Komentarze 0

No i dotarłem do siostry. Teraz dwa dni grilowania...




Ma majówka 2019. Etap 6. Kolno-Wyszków

Czwartek, 2 maja 2019 · dodano: 02.05.2019 | Komentarze 0

Interwały na Mazowszu nie występują. Był za to piekielny boczny wiatr i zimnica jak w lutym. 




Ma majówka 2019. Etap 5. Wielbark-Kolno

Środa, 1 maja 2019 · dodano: 01.05.2019 | Komentarze 0

Trasa zaliczona głównie krajówkami. Mimo święta, ruch był spory. Przed Piszem natknąłem się na niezły karambol. Pogotowie i straż pożarna ratowała ludzi. Korek był spory. Minąłem go bokiem. Skończyłem jazdę na Mazurach, dziś i trochę jutro - epizod podlaski, a później już Mazowsze.




Ma majówka 2019. Etap 4. Jonkowo-Wielbark

Wtorek, 30 kwietnia 2019 · dodano: 30.04.2019 | Komentarze 0

Znowu były interwały. Wiatr też nie pomagał. W paru miejscach było pchanie przez kopne piachy. Niestety zostawiłem jedną gminę, Janowiec Kościelny. Teraz będzie świecić białą plamą. Pogoda dalej super. No nie licząc tego wiatru...