Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi RODDOS z miasteczka Wałbrzych. Mam przejechane 306539.70 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.68 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy RODDOS.bikestats.pl

Archiwum bloga

Uroki starych miasteczek. Niemcza

Wtorek, 17 kwietnia 2018 · dodano: 17.04.2018 | Komentarze 0

Po nocnych opadach deszczu ranek był mglisty i zimny, a drogi mokre i miejscami ze sporymi kałużami. Prognozy były jednak całkiem znośne, zatem nie miałem obaw, by wybrać się do pracy. Jechało mi się dobrze, a potwierdzeniem tych odczuć był przyzwoity czas, nieco ponad 57 minut. Mimo pochmurnego poranka, dzień jest już tak długi, że mój wyjazd odbył się w całkowitej jasności. Przybywanie dnia jest czymś, co napawa mnie atawistyczną radością.
Zwolniłem się godzinkę wcześniej, czyli o 14:30. Początek jazdy po pracy odbywał się w mgiełce i kiszącym się od wilgoci powietrzu. W miarę upływu dnia, pogoda stawała się coraz lepsza. W końcu wyszło słońce. Grzało jednak symbolicznie. Całą drogę miałem czapkę na głowie i wcale nie było to przesadą.
Wybrałem na dziś ciekawą trasę. Nie była górska, lecz mocno urozmaicona. W sam raz na moją aktualną formę. Coraz to nowe pagórki pokonywałem sprawnie, na zjazdach wystawiałem twarz na wiatr. Było całkiem przyjemnie.
Celem jazdy było historyczne miasteczko Niemcza. Zawsze gdy tam dojadę, docieram do rynku i chwilę przypatruję się zabudowaniom i starym murom. Klimatyczny ten widok nastraja mnie nostalgicznie. Niestety z roku na rok następuje widoczna degradacja miasta. Wszystko powoli się sypie. szkoda.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Modliszów-Bystrzyca Górna-Pieszyce-Dzierżoniów-Gilów-Niemcza-Gilów-Roztocznik-Jaźwina-Wiry-Jagodnik-Świdnica.




Niziny. Pępowo-Żerków-Czempiń

Niedziela, 15 kwietnia 2018 · dodano: 15.04.2018 | Komentarze 0

Drugi dzień wypadu do Wielkopolski. Było przynajmniej sprawiedliwie, pierwsza część jazdy pod wiatr, druga z wiatrem. Wielkopolska to dla mnie płaskie rolnicze pola, z których unosi się intensywny zapach obornika. Dziś było tego pod dostatkiem (tj. tego obornika). Czasem trzeba się wybrać na niziny, bo u mnie raczej ciągle górki. Do domu przed chwilą wróciłem pociągiem. a nawet trzema.
Trasa: Pępowo-Pogorzela-Koźmin Wielkopolski-Dobrzyca-Kotlin-Dobieszczyzna-Żerków-Klęka-Książ Wielkopolski-Śrem-Czempiń.




W połowie drogi. Świdnica-Pępowo

Sobota, 14 kwietnia 2018 · dodano: 14.04.2018 | Komentarze 0

Pierwsza dwudniówka w sezonie. Do Wielkopolski. Dotarłem dziś do połowy drogi na trasie Ziemia-Księżyc. Stąd tytuł. Ponoć druga część będzie z górki. Tak przyjemniej stwierdził mój kolega. Dzisiejsza jazda odbyła się wśród pięknych okoliczności przyrody na trasie jak wyżej. 




Seta przed pracą. Strzelin

Wtorek, 10 kwietnia 2018 · dodano: 10.04.2018 | Komentarze 0

Dziś moją fabrykę otwierają o 15, zatem mogłem sobie pozwolić na przedpołudniową jazdę. Wyjechałem ciut po siódmej. Ubrałem się dosyć konkretnie, by w trakcie jazdy ściągać te swoje ciuchy. Zrobiło się pięknie ciepło. Jak ja to lubię. Nawet specjalnie nie przeszkadzał mi kręcący wiatr. Zrobiło się anielsko. Ściągnięte rzeczy upychałem do tylnych kieszonek bluzy. W końcu musiałem wyglądać jak garbus, któremu nieco osunęło się jego brzemię. Jestem zadowolony, bo na Przełęcz Tąpadła wjechałem z blatu, choć parę razy już prawie naciskałem manetkę, by sobie poluzować. No a teraz do pracy...
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Jaźwina-Łagiewniki-Brochocinek-Strzelin-Zielenice-Piotrków Borowski-Jordanów Śl.-Świątniki-Sulistrowiczki-Przełęcz Tąpadła-Zebrzydów-Marcinowice-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Budujemy mosty. Świdnica-Żagań

Sobota, 7 kwietnia 2018 · dodano: 07.04.2018 | Komentarze 0

Dziś postanowiłem dać sobie trochę radości. Dostarczana jest mi ona w sytuacji, kiedy nieco dalej odjadę od domu. Wypadało zatem wybrać wariant jazdy na wprost i powrotu pociągiem. Wybór padł na zacne miasto Żagań. Dzień podzielił się na dwie połówki – jeśli chodzi o pogodę. Co prawda od rana było słonecznie, ale do godziny trzynastej było paskudnie zimno i wietrznie. Później ociepliło się i uspokoiło. Zatem pierwszą część trasy jechałem w czapce i polarowym kominie na szyję (a i tak przemarzłem), a drugą – w bawełnianej chustce na głowie. Chustkę przyodziałem po raz pierwszy w sezonie, a zatem chyba idzie ku dobremu (mam na myśli przychylniejszą aurę). Trasa była raczej płaska, na pierwszej części ze sprzyjającym wiaterkiem. Pewnie niepokój wlał się we mnie ze względu na dwa zamknięte mosty na mojej trasie. Pierwszy w Iwinach na Bobrzycy, a drugi przed Świętoszowem na Kwisie. W Iwinach była bułka z masłem, bowiem most owszem jest wyłączony dla ruchu samochodowego, ale spokojnie można po nim przejść (lub przejechać rowerem). Przed Świętoszowem była już lipa. Konstrukcja mostu co prawda stoi, ale jest wybitnie ażurowa. Przejście po wąskich dźwigarach było nierealne. W tym miejscu Kwisa jest dość szeroka (i głęboka), zatem myśl o jej sforsowaniu szybko odsunąłem. Parę razy tamtędy przejeżdżałem i pamiętałem, że na Kwisie jest niedaleko most za wsią Łozy. No ale dojazd do Łoz od tej strony był niemożliwy. Przynajmniej tak to pamiętałem. No ale popatrzyłem na mapkę w telefonie i o dziwo na Łozy wiła się mała biała dróżka. Nie miałem wyjścia i ruszyłem w tamtą stronę. Okazało się, że po krótkim odcinku brukowo-szutrowym, dotarłem do pięknego nowiutkiego asfaltu. Po paru kilometrach przejechałem nad Kwisą drugim mostem i szybko dotarłem do celu, czyli do Żagania.
Do domu wróciłem dwoma pociągami, z przesiadką w Legnicy. Na trasie posiliłem się tylko dwiema słodkimi bułkami. W Legnicy miałem pół godziny i z radością odkryłem na dworcu bar. Łapczywie wsunąłem kotlet świniowy i teraz już w pełni szczęścia wracałem do domu…

Dzisiejsza trasa:
Świdnica-Słotwina-Milikowice-Świebodzice-Dobromierz-Roztoka-Gniewków-Jawor-Sichów-Kozów-Złotoryja-Uniejowice-Zagrodno-Iwiny-Warta Bolesławicka-Bolesławiec-Kliczków-Osiecznica-Przejęsław-Łozy-Trzebów-Żagań.




Nowa era. Teplice nad Metuji

Piątek, 6 kwietnia 2018 · dodano: 06.04.2018 | Komentarze 0

Przeglądając swoje ostatnie wpisy, stwierdziłem, że dużo w nich narzekania i utyskiwania na słabą formę. Koniec z tym. Zamykam erę marudzenia, a zaczynam erę radości z jazdy.
Ranek był zimny i dość ciemny. Przynajmniej w chwili, kiedy wyruszałem do pracy. Ze względu na silne zachmurzenie pierwsze parę kilometrów jechałem w szarówce. Miałem wszakże oświetlenie przednie (czołówkę) i tylne (migającą czerwoną lampkę). Ubrałem się solidnie, toteż nie zmarzłem. Bardzo przydała się moja ulubiona polarowa czapeczka w kolorze buraczkowym.
Po wyjeździe z pracy kilkakrotnie samochody próbowały wymusić na mnie pierwszeństwo. Po wypadku uważam na nie ze zdwojoną uwagą. Tym razem obyło się bez kolizji. Ku kierowcom kierowałem niecenzuralne wyzwiska. Aby dotrzeć do mniej ruchliwych rejonów musiałem przejechać prawie cały Wałbrzych. Źle się jeździ po tym mieście. Niby trochę wyremontowano dróg, ale wciąż centralna przelotówka starszy dziurami, na których trzęsie jak na tarce. Z miasta wyjechałem przez dzielnicę Gaj. Kiedyś byłem wałbrzyszaninem i mieszkałem w pobliżu tego wylotu, który generalnie prowadzi na Czechy. Trasą tą przejechałem kilkaset razy (może z trzysta). Znam ją wyśmienicie. Teraz jako mieszkaniec Świdnicy nieczęsto mam okazję tamtędy jeździć. Dziś był zatem swoisty powrót do przeszłości. Kiedyś na tej trasie mierzyłem sobie czas podjazdu. Od domu na szczyt miałem 5,3 km. Pamiętam, że czas pokonania tego wzniesienia dawał mi pojęcie o stanie mojej formy. Rekord wynosił nieco ponad 17 minut. Już go nie pobiję… No ale mam inne trasy-wskaźniki…
Po pracy niby było słonecznie, ale było raczej rześko. Moja polarowa czapka znowu się przydała. Pojechałem do czeskich Teplic nad Metuji. Trasa przebiega stycznie do znanego Skalnego Miasta. Jak ktoś tu kiedyś zabłądzi, to powinien zobaczyć ten cud natury. Można rozpocząć zwiedzanie od rzeczonych Teplic lub od położonego nieco wyżej Adrspachu. W sezonie jest tu mnóstwo ludzi i sporo samochodów. Głównie z Polski. Dziś było cicho i spokojnie.
Do domu przyjechałem po osiemnastej. Jako się powiedziało, uradowany z jazdy…
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-(Gaj)-Unisław Śl.-Mieroszów-Zdonov-Teplice nad Metuji-Vernerovice-Mezimesti-Mieroszów-Rybnica Leśna-Głuszyca-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna -Świdnica.




Mój przyjaciel wiatr. Udanin

Środa, 4 kwietnia 2018 · dodano: 04.04.2018 | Komentarze 0

Dziś karty rozdawał wiatr. I tak się dziwnie złożyło, że ciągle wiał mi w twarz. Zarówno rano podczas jazdy do pracy, jak i po pracy. W miarę płaska trasa stała się przez to niespodziewanie trudna. Po początkowych przekleństwach i złorzeczeniach, w końcu zrozumiałem, że te podmuchy działają na moją korzyść. Szlifują moją formę. Dzięki ci mój przyjacielu, wietrze.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Stare Bogaczowice-Sady Dolne-Roztoka-Godzieszówek-Kostrza-Rogoźnica-Targoszyn-Goczałków Górny-Lusina-Udanin-Pyszczyn-Imbramowice-Domanice-Wilków-Niegoszów-Świdnica.




Jazda ponad stan. Przełęcz Jugowska-Broumov

Niedziela, 1 kwietnia 2018 · dodano: 01.04.2018 | Komentarze 0

Dzisiejsza pogoda nie zachęcała do jazdy. Wiatr i niska temperatura nakazywały raczej pozostać w domu. No ale w ten sposób raczej nie dojdzie się do jako takiej formy. Wymyśliłem sobie dzisiaj jazdę górską. Pomysł ten w konfrontacji z moją wydolnością wydawał się sporą abstrakcją. Jednak jako człek uparty ruszyłem w Góry Sowie. Przed Pieszycami miałem jeszcze konformistyczne podszepty, by skręcić na Dzierżoniów i ominąć górskie pasmo. Odrzuciłem wszakże te myśli o łatwej jeździe i zacząłem żmudny podjazd. Na początku spotkał mnie pierwszy atak wiatru. Jazda pod górę i pod wiatr może człowieka zniechęcić. Zwłaszcza gdy mięśnie ciągle wiotkie. Po paru kilometrach brnięcia pod górę masyw Gór Sowich osłonił mnie przed wiatrem i dalej jechało mi się całkiem znośnie. Gdy dotarłem do ściany lasu, podmuchy już nie były odczuwalne. Moja nikczemna forma nie pozwalała mi jednak na częste obserwowanie na liczniku prędkości ponad 10 km/h. Po 13 kilometrach podjazdu znalazłem się na Przełęczy Jugowskiej. Ostatni raz byłem tu w listopadzie zeszłego roku. Wtedy zaprowadziłem tutaj swoich znajomych z Warszawy. Dostaliśmy się na przełęcz samochodem, bo ja byłem świeżo po wypadku. Z pewną nostalgią myślałem wtedy o rowerowym zdobyciu przełęczy. Dziś oto stałem na niej i odczuwałem coś w rodzaju satysfakcji. Na zjeździe założyłem sobie ciepłą kurtkę i już w niej dojechałem do domu. Na rowerze byłem w Boże Narodzenie. Kurczę, wtedy było cieplej. Najbardziej katorżniczy odcinek dane było mi jechać przez Czechy i początkowy odcinek z powrotem w Polsce. Niby było płasko, ale wiatr hamował mnie tak skutecznie, że jechałem z prędkością 15-17 km/h. Pikanterii tej mordędze dodawał fakt, że te trzydzieści kilometrów było raczej pod górkę. Z ulgą stanąłem w Rybnicy Leśnej, wiedziałem bowiem, że do domu ostatnia trzydziestka jest raczej w dół. No ale i nawet tutaj wiatr kręcił i na sporych odcinkach dmuchał mi prosto w oczy. Kiedy przyjdzie ta wiosna? Póki co jedynym jej objawem były rozjechane żabie truchła, które oblepiały zimny asfalt. Gdy w domu odczytałem średnią prędkość nieco mnie to przybiło. Ledwo nieco ponad 20 km/h. No ale czego chcesz człowieku, gdy wybrałeś sobie trasę ponad stan. Czyli ponad aktualne swe możliwiości.
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Opoczka-Pieszyce-Kamionki-Przełęcz Jugowska-Sokolec-Nowa Ruda-Tłumaczów-Otovice-Broumov-Hyncice-Ruprechtice-Mezimesti-Starostin-Mieroszów-Unisław Śl.-Rynica Leśna-Głuszyca-Jedlina Zdrój-Jugowice-Jez. Bystrzyckie (tama)-Lubachów-Bystrzyca Dolna-Świdnica.




Jak krew z nosa. Domaniów.

Piątek, 30 marca 2018 · dodano: 30.03.2018 | Komentarze 2

Nie mogę za bardzo wstrzelić się w sezon. Niby zacząłem jazdę do pracy, niby szło to wszystko po długiej przerwie już lepiej. A tu zima i mrozy. No i późniejsze przeziębienie, które dopadło mnie nie wiadomo kiedy. Było jednak na tyle ostre, że o jeździe nie było mowy. Zatem dogorywałem w pieleszach i tylko smętnie patrzyłem na coraz lepsza pogodę. Dziś wreszcie po dwóch tygodniach wyruszyłem w plener. Na plecach w dalszym ciągu czułem ciężar choroby. Trochę obawiałem się jazdy, bo wyznaczyłem sobie dość długą trasę. Już na początku jazdy wkurzyłem się, bo zaczął mi szwankować licznik. Co jakiś czas po prostu zerowała się prędkość. Stawałem wtedy i poprawiałem magnesik i sensor. Pomagało na kilometr-dwa. W końcu po kilku postojach pomyślałem sobie, że problem tkwi w czym innym. Przetarłem metalowe styki i … pomogło. Dalsza jazda była skrupulatnie liczona przez mój licznik. Na szczęście na początku jechałem odcinkiem, na którym znam dystanse w kilku charakterystycznych miejscach. Okazało się, że na 20 kilometrach licznik zgubił 1,4 km. Dystans ten dodałem na końcu, aby wszystko się zgadzało. Choroba dała znać o sobie na podjeździe na Przełęcz Tąpadła. Trzy kilometry dość umiarkowanej stromizny dało mi nieźle w kość. Raz musiałem stanąć, by złapać oddech. W pełni sezonu podjazd ten można zrobić jedną nogą. No ale dziś było trudno. Ubrałem się jak zimą. A tu już wiosna. Oj, przegrzałem się solidnie. Pod polarową czapką pot płynął strugami. Na trasie zajrzałem do dwóch dziewiczych miejscowości w powiecie wrocławskim. Były to Milejowice i Krajków. Obie wsie zgrabnie wkomponowano w rozjazdy autostrady A-4. Końcówka też była bolesna. Łapały mnie skurcze i dwa razy musiałem się zatrzymać, bo czułem, że gdybym zlekceważył te sygnały, to ból skurczowy rozerwałby mi udo. Ale jakoś doczłapałem do domu. Po jeździe zrobiłem sobie mały spacer dla rozciągnięcia napiętych mięśni. Pomogło. Teraz mógłbym znowu pojechać w trasę.

Dzisiejsza trasa: Świdnica-Wiry-Przełęcz Tąpadła-Świątniki-Jordanów Śl.-Borów-Borek Strzeliński-Kończyce-Domaniów-Piskorzów-Milejowice-Krajków-(jakaś sakramencka boczna droga z potworną kostką)-Żórawina (przez pomyłkę, miałem jechać w drugą stronę)-Węgry-Szczepankowice-Rolantowice-Damianowice-Pustków Wilczkowski (znowu pomyłka)-Damianowice-Nasławice-Sobótka-Marcinowice-Gruszów-Pszenno -Świdnica.




Oddech zimy. Sobótka

Czwartek, 15 marca 2018 · dodano: 15.03.2018 | Komentarze 0

Dojazd do pracy zajął mi już mniej niż godzinę. A więc niby lepiej. Poranną jazdę umilały mi ptasie trele. Ich świergotanie było naprawdę piękne. Chyba nie przeczuwały ataku zimy, który już jutro ma nastąpić. Pierwsza część dystansu mojej jazdy po pracy była jak katorga. Gdybym w takich warunkach miał zaczynać karierę rowerzysty, to chyba bym porzucił ten sport. Koszmarny wiatr w twarz i ziąb, jakiego nie było w zimie. I tak przez 50 kilometrów. Potem się nieco poprawiło. Przynajmniej jeśli chodzi o wiatr... Miałem na sobie zimowy kostium kupiony w zeszłym roku w Lidlu. Gówno do kwadratu. Szybko stał się cały mokry i zamiast ogrzewać, raczej chłodził. Dobrze, że miałem w plecaczku kurtkę. W całym tym przyodziewku nieco się kisiłem, ale przynajmniej było mi ciepło. Trasa była dość urozmaicona, ze sporą ilością podjazdów, zwłaszcza w okolicach Wałbrzycha i Sobótki. Teraz zanosi się na tydzień przerwy ze względu na atak zimy. Są czasem sytuacje, że trzeba użyć mocniejszego słowa. Ja zatem na ten kolejny atak zimy powiem krótko: kurwa mać!
Dzisiejsza trasa: Świdnica-Pogorzała-Wałbrzych-Nowy Julianów-Dziećmorowice-Lubachów-Bojanice-Lutomia Dolna-Mościsko-Tuszyn-Jaźwina-Słupice-Oleszna-Przemiłów (cóż za piękna nazwa!)-Będkowice-Sobótka-Biała-Marcinowice-Gruszów-Wilków-Niegoszów-Świdnica.